Rudolf Steiner - Zarys teorii poznania w światopoglądzie Goethego.doc

(592 KB) Pobierz
Zarys teorii poznania w światopoglądzie Goethego

                            Dr Rudolf Steiner

 

 

 

Zarys teorii poznania w światopoglądzie Goethego.

 

 

Tytuł oryginału:

Grundlinien einer Erkenntnistheorie der Goetheschen Weltanschauung

mit besonderer Rücksich auf Schiller

zugleich eine Zugabe zu "Goethes Naturwissenschaftlichen Schriften"

in Kürschners "Deutsche National - Literatur"

 

Przekład z drugiego wydania dr Stanisława Walewskiego.

 

 

 

 

 

Treść

 

 

Przedmowa do nowego wydania......................................6

Przedmowa do pierwszego wydania

                           

A. PYTANIA WSTĘPNE

    1. Punkt wyjścia

    2. Nauka Goethego wedle metody Schillera

    3. Zadania naszej nauki

                           

B. DOŚWIADCZENIE

    4. Określenie pojęcia doświadczenia

    5. Zwrócenie uwagi na treść doświadczenia

    6. Sprostowanie błędnego ujęcia całości doświadczenia

    7. O odwołanie się do doświadczenia każdego czytelnika

                           

C. MYŚLENIE

    8. Myślenie jako wyższe doświadczenie w doświadczeniu

    9. Myślenie i świadomość

   10. Wewnętrzna natura myślenia

                           

D. NAUKA

   11. Myślenie i postrzeganie

   12. Rozsądek i rozum

   13. Poznanie

   14. Istota rzeczy a poznanie

                           

E. POZNANIE PRZYRODY

   15. Przyroda nieorganiczna

   16. Przyroda organiczna

                           

F. NAUKI DUCHOWE

   17. Wstęp: Duch i przyroda

   18. Poznanie psychologiczne

   19. Wolność ludzka

   20. Optymizm i pesymizm

                           

G. ZAKOŃCZENIE

   21. Poznanie i twórczość artystyczna

                           

I. UWAGI DO NOWEGO WYDANIA 1924

 

 

Przedmowa do nowego wydania

 

Niniejszą teorię poznania poglądu na świat Goethego napisałem w połowie lat

osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. W duszy mojej żyły wówczas dwie główne myśli.

Jedna zwracała się ku twórczości Goethego i dążyła do u kształtowania tego poglądu

na świat i na życie, który był siłą działającą całej jego twórczości. Wszystko, co

Goethe dał światu w swojej twórczości, w swych rozważaniach i w swym życiu - było

dla mnie przejawem pełnego i czystego człowieczeństwa. W nowszych czasach nigdzie

nie spotkałem takiej wewnętrznej pewności, tak harmonijnej wartości i takiego

zmysłu rzeczywistości w stosunku do świata, jak u Goethego. Z tego przekonania

musiało też dla mnie wyniknąć uznanie faktu, że także i stosunek Goethego do

poznania wypływa z istoty drugiej strony żyły też w mych myślach wyznawane w owych

czasach filozoficzne poglądy na istotę poznania. W poglądach tych groziło poznaniu

niebezpieczeństwo uwikłania się we własnej ludzkiej istocie. Myśliciel tak twórczy

jak Otto Liebman wypowiedział zdanie: "świadomość człowieka nie może wyjść poza

siebie samą. Musi ona pozostać w sobie. Nie może ona nic wiedzieć o tym, co - jak

prawdziwa rzeczywistość - ukrywa się poza tym światem, który ona kształtuje w

sobie samej". W świeżych pociągnięciach rozszerzył Leibman tę myśl na

najrozmaitsze dziedziny ludzkiego doświadczenia. Johannes Volkelt pisał wtedy

swoje pełne głębokich myśli książki o "Teorii poznania" Kanta oraz o

"Doświadczeniu i myśleniu". W świecie danym człowiekowi widział on tylko pewien

związek wyobrażeń, które wynikają ze stosunku do nieznanego mu świata

rzeczywistego. Przyznawał on wprawdzie, że w przeżyciu myślenia pojawia się jakby

pewna konieczność, gdy ono wgrywa się w ten świat wyobrażeń. Gdy myślenie pracuje

w nas, wtedy czujemy jakby pewien rodzaj przebijania się przez świat wyobrażeń do

jakiejś rzeczywistości. Ale cóż uzyskamy przez to? Można co najwyżej czuć się

uprawnionym do tego, aby w myśleniu wypowiadać sądy, które mówią nam coś o świecie

rzeczywistym; jednakże razem z tymi sądami tkwimy całkowicie w naszym wnętrzu. Z

istoty świata nie wnika w nas nic.

Eduard v. Hartmann (którego filozofię bardzo ceniłem, nie mogąc jednak uznać jej

podstaw i wyników) pozostawał w stosunku do teoretyczno - poznawczych zagadnień na

zupełnie tym samym punkcie widzenia, który później wyczerpująco rozwinął Volklet.

Wszędzie zaznaczało się przekonanie, że człowiek napotyka w swym poznaniu na pewne

granice, których nie może przekroczyć i dotrzeć w dziedzinę prawdziwej

rzeczywistości.

W przeciwieństwie do tego wszystkiego stałem wobec wewnętrznie przeżytego i w

tym przeżyciu poznanego faktu, że człowiek poprzez swoje myślenie - jeśli je

dostatecznie pogłębi - żyje w dziedzinie duchowej rzeczywistości. Uważałem, że

posiadam to poznanie w mej świadomości z taką samą wewnętrzną jasnością, jak

poznanie matematyczne.

W świetle tej świadomości nie może się utrzymać twierdzenie, że istnieją takie

granice poznania, jakie rzekomo musiano ustanowić w myśl wspomnianych powyżej

poglądów.

Żyła we mnie prócz tego skłonność do kwitnącej wtedy teorii ewolucji. Teoria ta

przyjęła u Heckla taką formę, w której nie było już miejsca na samoistny byt i

działalność ducha. To co późniejsze, doskonałe, miało wedle niej wypływać z

biegiem czasu z czegoś wcześniejszego i nierozwiniętego. Było to dla mnie w

odniesieniu do zewnętrznej, zmysłowo postrzegalnej rzeczywistości. Jednakże zbyt

dobrze znałem niezależną od świata zmysłów, określoną w sobie i samoistną

duchowość, abym miał przyznać rację zewnętrznemu światu zmysłowo dostrzegalnych

zjawisk. Trzeba było jednak przerzucić most między światem zmysłów a światem

ducha. Duch ludzki może się wydać czymś, co z biegiem zmysłowo wyobrażonego czasu

rozwinęło się z czegoś nie duchowego, co istniało przedtem.

Jednakże prawidłowo poznany świat zmysłów oznajmia nam wszędzie, że jest

przejawem ducha. Wobec tego poznania było dla mnie rzeczą jasną, że tylko ten może

przyjąć ustanowione w owych czasach "granice poznania", kto natrafiwszy na świat

zmysłów traktuje go w ten sposób, jakby ktoś w stosunku do zadrukowanej stronnicy

zwracał swą uwagę tylko na kształt liter i nie mając pojęcia o czytaniu twierdził,

że nie można wiedzieć, co się poza tymi literami kryje.

Zwróciłem wtedy moją uwagę na drogę wiodącą od postrzeżeńa zmysłowego ku

duchowości, która była dla mnie czymś niezbicie pewnym w swoim wewnętrznym

poznawczym przeżyciu. Poza dostrzegalnymi zmysłowo zjawiskami nie szukałem

bezdusznych atomów, tylko ducha, który pozornie przejawia się tylko we wnętrzu

człowieka, a jednak w rzeczywistości jest związany z przedmiotami i procesami

świata zmysłów. Skutkiem poznawczego postępowania człowieka powstaje złudzenie,

jakoby myśli o świecie istniały tylko w człowieku; w rzeczywistości działają one w

przedmiotach świata. Człowiek w swym złudnym przeżyciu musi je oddzielać od

przedmiotów, ale w prawdziwym przeżyciu poznawczym zwraca je przedmiotom z

powrotem.

Rozwój świata trzeba zatem rozumieć w ten sposób, że owa istniejąca przedtem nie

duchowość, z której rozwinął się później człowiek - miała ducha pierwotnie obok

siebie i poza sobą. Późniejsza przeduchowiona forma duchowa, w której pojawił się

człowiek - wytworzyła się w ten sposób, że duch prarodzic połączył się z tą

niedoskonałą i nieduchową formą przetwarzając ją - pojawił się wreszcie w zmysłowo

postrzegalnej postaci.

Te idee wywiodły mnie ponad ówczesnych teoretyków poznania, mimo że uznawałem w

całej pełni ich bystrość i ich naukowe poczucie odpowiedzialności. Prowadziły mnie

one do Goethego.

Myślę dziś o mojej ówczesnej wewnętrznej walce. Nie ułatwiałem jej sobie w ten

sposób by przechodzić do porządku dziennego nad myślowymi szlakami współczesnej

filozofii. moją gwiazdą przewodnią było jednak zawsze samodzielne stwierdzenie

faktu, że człowiek może oglądać wewnętrznie siebie samego jako ducha, żyjącego

niezależnie od ciała w czysto duchowym świecie.

Jeszcze przed rozpoczęciem moich prac nad przyrodniczymi pismami Goethego i

przed niniejszą teorią poznania, napisałem małą rozprawkę o atomiźmie, która nie

została nigdy wydrukowana. Praca ta była już utrzymana w wyżej wymienionym

kierunku. Pamiętam, jaką sprawiło mi radość gdy Friedrich Theodor Vischer, któremu

posłałem tę rozprawkę - przysłał mi w odpowiedzi parę słów zachęty.

W moich studiach nad Goethem dochodziłem do coraz to silniejszego przekonania,

że moje myśli prowadzą mnie właśnie do takiego poglądu na istotę poznania, który

pojawia się wszędzie w całej twórczości Goethego i w jego stosunku do świata.

Przekonałem się, że z moich punktów widzenia wypływa teoria poznania, która jest

jednocześnie teorią światopoglądu Goethego.

W osiemdziesiątych latach ubiegłego stulecia wydawnictwo "National - Literatur"

Kürschnera szukało kogoś, komu można by było zlecić napisanie wstępów do

przyrodniczych pism Goethego. Na skutek poparcia Karla Juliusa Schrödera, mojego

nauczyciela i przyjaciela o ojcowskich dla mnie uczuciach, któremu wiele

zawdzięczam - powierzono mi wtedy pracę około wydania tych pism. W pracy tej

śledziłem poznawcze życie Goethego we wszystkich dziedzinach jego działalności.

Coraz to jaśniej uświadamiałem sobie aż do najdrobniejszych szczegółów, że może

własne poglądy prowadzą mnie do teorii poznania jego poglądu na świat. Podczas tej

pracy pisałem właśnie niniejszą teorię poznania.

Gdy ją dziś znów biorę do ręki okazuje się, że jest ona teoretyczno poznawczym

uzasadnieniem i wyjaśnieniem wszystkiego, co powiedziałem lub opublikowałem

później. Mówi ona o istocie poznania, które otwiera drogę wiodącą od świata

zmysłów do świata ducha.

Mogło by komuś wydać się dziwnym, że ta młodociana moja książeczka, licząca dziś

już bez mała lat czterdzieści, ukazuje się dziś znowu nie zmieniona, a tylko

rozszerzona o kilka uwag. W swym sposobie przedstawiania rzeczywistości ma ona

znamiona myślenia, które wżyło się w filozofię z przed lat czterdziestu. Gdybym ją

pisał dzisiaj, nie jedno powiedział bym inaczej. Nie mógł bym jednak napisać

niczego innego o istocie poznania. A zresztą to, co bym dziś napisał, nie mogło by

tak wiernie oddać zaczątków mojego duchowego poglądu na świat. w ten sposób można

pisać tylko na początku swej poznawczej drogi. Może więc właśnie dlatego wydaję to

młodzieńcze dziełko powtórnie w niezmienionej formie. Inne teorie poznania,

istniejące w czasie jej powstawania - znalazły potem swój dalszy ciąg w wielu

teoriach późniejszych. Rozprawiłem się z nimi w mojej książce "Die Rätsel der

Philosophie". Książka ta ukazuje się równocześnie w nowym wydaniu w tym samym

nakładzie. Jak przed laty czterdziestu, tak i dziś trzeba głosić to samo, co

naszkicowałem niegdyś w tej książeczce jako teorię poznania poglądu na świat

Goethego.

 

Goetheanum w Dornach koło Bazylei

Listopad 1923

                                                                      Rudolf Steiner

 

 

Przedmowa do pierwszego wydania

 

Gdy prof.. Kürschner zaszczycił mnie swym zleceniem, powierzając mi wydanie

przyrodniczych pism Goethego dla "Deutsch National-Literatur" - doskonale

uświadamiałem sobie związane z tą pracą trudności. Musiałem się przeciwstawić

niemal powszechnie zakorzenionym poglądom.

Podczas gdy dziś coraz to bardziej szerzy się przekonanie, że poetyckie utwory

Goethego stanowią podstawę całej naszej kultury, to nawet ci, którzy nawet

najdalej idą w uznaniu dla naukowych jego usiłowań - nie widzą w nich nic więcej,

jak tylko przeczucie pewnych prawd, które dopiero w późniejszym rozwoju nauki

znalazły pewne swoje potwierdzenie. Genialnej spostrzegawczości Goethego udało się

- ich zdaniem - wyczucie pewnych prawd przyrody, które później - niezależnie od

niego - ponownie odkryto w ścisłej nauce. Co przyznano w całej pełni poetyckiej

działalności Goethego, że mianowicie każdy kulturalny człowiek musi wobec niej

zająć pewne stanowisko - tego odmówiono naukowym jego poglądom. Powszechnie słyszy

się zdanie, że z wgłębiania się w prace poety nie da się uzyskać niczego, czego by

dzisiejsza nauka nie mogła dać już i bez niego.

Gdy mój ukochany nauczyciel K.J. Schröer wprowadzał mnie w światopogląd Goethego

- myśl moja rozwijała się już w kierunku, umożliwiającym mi wyjście ponad

poszczególne odkrycia poety i zwrócenie się ku rzeczy głównej. Był nią sposób, w

jaki Goethe włączył każdy poszczególny fakt w całość swojego ujęcia przyrody oraz

jak go zużytkował do zrozumienia związku pomiędzy jestestwami przyrody, ażeby

jakto sam trafnie określił (w swojej "Anschauende Urteilskraft") - uczestniczyć

duchowo w twórczości przyrody. Przekonałem się wkrótce, że dzisiejsza nauka

przyznaje Goethemu rzeczy nieistotne, a przeocza właśnie rzeczy największej wagi.

Poszczególne jego odkrycia zostałyby rzeczywiście dokonane i bez jego badań;

jednakże naszej nauce będzie dopóty brakowało tego wspaniałego ujęcia przyrody,

dopóki go nie zaczerpnie bezpośrednio od niego samego. Przekonanie to było linią

wytyczną, po której poruszały się moje wstępy do jego przyrodniczych pism. Powinny

one wykazać, jak każdy pogląd Goethego trzeba umieć wyprowadzić z całości jego

geniuszu.

Zasady zastosowania tego są przedmiotem niniejszej książki. Ma ona wykazać, że

to, co rozumiemy przez naukowe poglądy Goethego - da się również i samoistnie

uzasadnić.

Na tym kończę niezbędne wstępne uwagi. Pozostaje mi jeszcze tylko spełnić jeden

miły obowiązek, a mianowicie złożyć moje najserdeczniejsze podziękowanie prof..

Kürschnerowi, który zawsze odnosił się przychylnie do wszystkich moich naukowych

usiłowań, a i tej książce nie poskąpił najprzyjaźniejszego wsparcia.

 

Koniec kwietnia 1886r.

                                                                      Rudolf Steiner

 

A. PYTANIA WSTĘPNE

 

 

1. Punkt wyjścia

 

Jeśli weźmiemy pod uwagę jakikolwiek główniejszy prąd życia duchowego obecnej

doby i spróbujemy śledzić go wstecz aż do jego źródeł, to niemal zawsze spotkamy

na tej drodze jednego z wielkich przedstawicieli naszej epoki klasycznej. Goethe

lub Schiller, Herder lub Lessing - dali impulsy, a potem wypłynął ten czy inny

prąd duchowy, którego ruch trwa do dzisiejszego dnia. Cała nasza kultura opiera

się tak mocno na naszych klasykach, że zaiste niejeden z tych, którzy uważają się

za oryginalnych - wypowiada właściwie to, co już dawno powiedział Goethe lub

Schiller. Do tego stopnia zżyliśmy się w stworzony przez nich świat, że nikt nie

mógł by liczyć na nasze zrozumienie, kto chciałby się poruszać poza wytyczonymi

przez nich drogami. Nasz sposób patrzenia na świat i życie jest do tego stopnia

określony przez nich, że kto nie szuka punktów stycznych z ich światem, ten nie

może obudzić naszego zainteresowania.

O jednej tylko gałęzi naszej duchowej kultury muszę powiedzieć, że nie znalazła

takiego punktu stycznego. Jest to nauka, która wychodzi jedynie poza wyłącznie

zbieranie postrzeżeń i przyjmowanie do wiadomości poszczególnych doświadczeń, a to

celem stworzenia zadowalającego ogólnego poglądu na świat i na życie. Nazywamy ją

zwykle filozofią. Dla niej nasza epoka klasyczna zdaje się zupełnie nie istnieć.

Szuka ona swojego zbawienia w sztucznym odosobnieniu się i wytwornej izolacji od

reszty duchowego życia. Twierdzeniu temu nie przeczy fakt, że wcale zasobna ilość

dawniejszych i nowszych myślicieli oraz przyrodników próbowała rozprawić się z

Goethe lub Schillerem. Swojego bowiem naukowego stanowiska nie osiągnęli oni przez

rozwijanie wątków naukowych zdobyczy tych herosów ducha. Utworzyli oni sobie swój

naukowy punkt widzenia poza ramami światopoglądu Goethe lub Schillera i dopiero

następnie porównywali go z ich poglądami. A nie czynili tego z zamiarem

przyswojenia swojemu kierunkowi czegoś z naukowych poglądów klasyków, tylko po to,

aby się przekonać czy one się utrzymają wobec ich własnych poglądów. Wrócę jeszcze

do tego, a teraz chciałem przede wszystkim wskazać na konsekwencje, które poniosły

odnośne dziedziny nauki skutkiem tego ustosunkowania się do najwyższego stopnia

kultury nowożytnych czasów.

Większość wykształconych czytelników odkłada dziś z niechęcią każdą literacko

naukową pracę o charakterze filozoficznym. Chyba nigdy jeszcze nigdy filozofia nie

była tak niepopularna jak obecnie. Jeśli pominiemy pisma Schopenhauera i

v.Hartmanna, w których można znaleźć problemy życia i świata cieszące się ogólnym

zainteresowaniem i które dlatego znalazły tak szerokie zainteresowanie - to możemy

powiedzieć bez przesady, że prace filozoficzne są dziś lekturą tylko fachowych

filozofów. Nikt oprócz nich nie troszczy się o nie. Człowiek wykształcony, który

jednak nie jest fachowcem w tej dziedzinie - ma nieokreślone uczucie: "Ta

literatura nie zawiera niczego, co by mogło by zaspokoić choć jedną z mych

duchowych potrzeb. Rzeczy, którymi ona się zajmuje nic mnie nie obchodzą; nie

pozostają one w żadnym związku z tym, czego mi potrzeba do zaspokojenia mego

ducha". Winę z tego braku zainteresowania dla wszelkiej filozofii może ponosić

tylko owo jej odosobnienie, bo jednak obok tej obojętności widzimy też stale

rosnącą potrzebę zadowalającego poglądu na świat i życie. Dogmaty religijne, które

przez długi czas zaspokajały tę potrzebę - tracą dziś coraz bardziej swą siłę

przekonywającą. Coraz to bardziej wzrasta potrzeba, by pracą myślenia wywalczyć

to, co ongiś było zawdzięczane wierze w objawienie tj. zaspokojenie ducha. Nie

brakowało by zainteresowania wykształconych ludzi, gdyby filozofia szła

rzeczywiście ręka w rękę z całym rozwojem kultury i gdyby jej przedstawiciele

zajmowali określone stanowisko w stosunku do wielkich pytań, które dziś poruszają

ludzkość.

Trzeba przy tym zawsze pamiętać o tym, że nigdy nie może iść o sztuczne

wytwarzanie duchowych potrzeb, tylko o odszukanie i zaspokojenie potrzeb już

istniejących. Zadaniem nauki nie jest narzucanie pytań, tylko troskliwe rozważanie

oraz rozwiązywanie tych zagadnień, które postawiła natura i dany stopień kultury.

Współcześni myśliciele zadają sobie pytania, które nie wynikają z natury naszego

dzisiejszego stopnia rozwoju i dlatego ogół nie łaknie ich rozwiązania, które musi

sobie stawiać nasza kultura z racji tego poziomu, na który ją podnieśli klasycy.

Mamy więc naukę, której nikt nie szuka - i naukowe potrzeby, których nikt nie

zaspokaja.

Nasza centralna nauka, która powinna rozwiązywać właściwe zagadnienia świata,

nie może być wyjątkiem wśród wszystkich innych gałęzi duchowego życia. Musi ona

także szukać swych źródeł tam, gdzie je odnalazły inne nauki. Musi ona nie tylko

"rozprawić się" z naszymi klasykami, ale także poszukać u nich wątku swojego

dalszego rozwoju. Tchnienie, które przewijało przez całą naszą pozostałą kulturę

musi ją także przeniknąć. Jest to konieczność leżąca w naturze rzeczy. Należy jej

przypisać także i to, że jednak współcześni rozprawiali się z klasykami. Fakty te

świadczą tylko o tym, że ludzie mają nie jasne poczucie, jak nie dopuszczalną jest

rzeczą przechodzić do porządku dziennego nad poglądami klasyków. Wskazują one

jednocześnie, że nie doszliśmy jeszcze do tego, aby móc rozwijać dalej ich

poglądy. Świadczy o tym sposób, w jaki odnoszono się do tej pory do Lessinga,

Herdera, Goethego i Schillera. Napisano o nich wiele znakomitych rozpraw; jednakże

niemal wszystko, co napisano o naukowych poglądach Goethego i Schillera - nie

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin