Dokument - Hiszpania, kraj kontrastów.rtf

(7 KB) Pobierz

              To było marzenie wyjazdu do Hiszpanii i poczucia na własnej skórze jej średniowiecznych zawirowań kulturowych z całym bogactwem islamsko-żydowsko-chrzescijańskim. To było marzenie poczucia pod palcami ścian Alhambry, zagubienia się w labiryntach ulic Kordowy i poczucia nad głowa ciężaru  dziejowo-kamiennego ogromnych gotyckich katedr. To było marzenie poznania jej języka i obyczajów, jej krajobrazów i jej niezliczonych fiest. To było marzenie znalezienia się w tym kraju, oddychania jego powietrzem, bawienia się z jego ludźmi i życia ich stylem życia.

              Marzenie to udało mi się zrealizować. Młodzieżowy program wolontariatu europejskiego zawiódł mnie do południowego miasta, Murcji. Przewodnik PASCALA dumnie chwali piękną Katedrę i Casino z holem wzorowanym na Alhambrze. W czasie swojego dziewięciomiesęcznego pobytu odwiedziłam Granadę, Walencję, Barcelonę i Kordowę.

              Ale, wbrew pozorom, w całej tej sprawie chodziło o coś innego. Przez okres pobytu w Hiszpanii poczułam się jak mieszkanka tego kraju, zżyłam się z tradycją regionalnych fiest, zapomniałam, o powszechnie panującej teorii, ze na całym świecie można porozumieć się po angielsku i poznałam te nieturystyczną Hiszpanię. Gdybym miała napisać o wszystkim, zajęło by mi to mnóstwo stron. Postaram się więc skupić na rzeczach najbardziej zaskakujacych.

              Nie wiem jak dla przeciętnego mieszkańca Polski, ale dla mnie nie do pomyślenia był fakt, że ludzie nigdy nie widzieli śniegu i nie wybrali się w góry, oddalone o kilkadziesiąt kilometrów, żeby ów śnieg zobaczyć. Jednak owszem, spotkałam tu całą rzeszę ludzi, którzy śniegu w swoim życiu nie widzieli na oczy i nigdy nie lepili bałwana. Umawiałam się ze znajomymi na wieczorne wyjście o pierwszej w nocy, kiedy to już niektóre bary w Polsce zamykają swoje drzwi, a klienci grzecznie idą spać do domów. Widziałam tu, jak kierowca autobusu podczas jazdy czytał gazetę, jednocześnie zerkając na drogę przed nim. Siedziałam zaraz za nim zastanawiając się, czy zwrócić mu uwagę, ale mogło to dodatkowo go rozproszyć i jeszcze zacząłby ze mną konwersować odwracając się tyłem do kierunku jazdy, więc wolałam nie. Doświadczyłam na własnej skórze przysłowiowych godzinnych spoznień. Podziwiałam conocne mycie chodników szlauchem w czasie ogromnej suszy. Oglądałam telewizyjną ramówkę pooddzielaną półgodzinnymi przerwami na reklamy. Widywałam dzieci w wózkach w knajpach i na ulicy o czwartej w nocy. Zrozumieć nie mogłam sum wydawanych na coroczne fiesty (czasem organizowane kilka razy w roku), których to owoc stawał w płomieniach, bądź niszczał w inny sposób. Uczestniczyłam w regionalnej imprezie, gdzie 80% uczestników miało na sobie tradycyjne stroje rodem z XVIIIw. i w tychże tańczyło zupełnie współczesne tańce w barach do białego rana. Przechodziłam przez ulice (wraz z całą populacją) na  czerwonym świetle przed oczyma policji i nikt na ten fakt nie zwracał uwagi. Świętowałam wszystkie dni wolne od pracy, których jest tu (szczegolnie w Murcji) dużo więcej niż w Polsce i nie przeszkadzało to nikomu z nas w dotrzymywaniu zawodowych terminów. Piłam sok prosto z pomarańczy zerwanej z drzewa (tu przyznam, kradzionej...) i na owocujących drzewkach pomarańczowych widziałam zapalone lampki choinkowe na placu przed Katedrą. Robiłam za przodowniczkę pracy kończąc zadanie w jedną trzecią czasu przewidzanego dla przeciętnego pracownika mojego hiszpańskiego biura. Widywałam samochody zaparkowane zderzak do zderzaka, na rondzie, na przejściu dla pieszych, na przystanku autobusowym i we wszystkich innych niedozwolonych miejscach. Napotykałam kościoły "przyklejone" murem do szkół bądź znajdujące się w jakichś bielonych barakach. Współczułam psom wystawionym na sprzedaż w średniej wielkości akwariach w supermarketach. Widziałam setki zamków - podobno Hiszpania ma ich ponad 6.000 - w większości marniejących i zapomniancyh. Czytywałam napisy angielskie przetłumaczone na hiszpański wg zasad RAE: el smoquin - smoking. Gotowałam wodę w mikrofalówce, za wzorem obejrzanym w telewizyjnej reklamie, bo na początku trudno mi było się przyzwyczaić do braku czajnika. Sama rzucałam śmieci na podłogę usłaną papierkami po torebkach z cukrem i pestkami od oliwek w co lepszych barach. Widziałam humorystyczne reklamy worków na śmieci i preparatu na pasożyty we włosach, idealny dowód na to, że śmiać się można ze wszystkiego, a humor w reklamie nie musi występować jedynie w produktach, w których zakup jesteśmy zaangażowani emocjonalnie. Spotykałam imigrantów z krajów Afryki, Azji, obu Ameryk i Europy. Z  Australii chyba nie, ale może po prostu ich nie poznałam. Uczestniczyłam w społecznym fenomenie obniżek cenowych z przerażającymi korkami w mieście od ósmej wieczorem. Jadłam owoce kaktusa i NIE jadłam wszelakich robaków morskich, bo ich widok na ladach przyprawiał mnie o arachnofobię.

              I odkryłam, że Hiszpania to nie tak, jak się sądzi po pobieżnym poznaniu tego kraju, kraj korridy, słońca, konkwistadorów i inkwizycji, Picassa, Goi, Velazqueza i Gaudiego, Franco, Julio Iglesilasa, macareny, ETA, Kordowy, Sewilli, Grenady, Madrytu i Barcelony, Almodovara i Buñuela, Złotych Muszli w San Sebastian, Wysp Kanaryjskich, imprez na Ibizie, milionów wakacyjnych turystów, flamenco, oliwek, paelli, wiecznego mañana, Banderasa, bitw na pomidory, gonitw z bykami, Realu Madryt (i FC Barcelona!), machismo, Królów Katolickich, niezliczonych plaż i Don Kiszota z La Manczy. Hiszpania to dużo, dużo więcej. A kraj kontrastów to po prostu za mało powiedziane.

              Będąc tu nabawiłam się stereotypów. Hiszpanie są narodem zamkniętym, szczególnie na odmienne nacje, trudno jest się tu z kimś naprawdę zaprzyjaźnić. Z zasady nie podróżują, nawet w obrębie własnego kraju, i nie uczą się języków obcych. Uwielbiają plotki, biorąc pod uwagę ilość "różowych" programów opowiadających o tym, kto bardzo sławny poszedł do łóżka z kim mniej sławnym. Podążają ślepo za każda kolejna modą, czy to na piosenkę, czy to na ciuch.

              Ale też po czasie spędzonym w Murcji nie wyobrażam sobie życia w innym kraju. Do Polski wracam tylko tymczasowo. Kraj, gdzie świeci słońce, a ludzie nie przejmują się niczym więcej, jak tylko tym, kiedy znowu nadejdzie piątek, to miejsce, gdzie naprawdę można cieszyć się życiem.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin