02. Rozdzial 6 - 9.pdf

(106 KB) Pobierz
62757215 UNPDF
Rozdział 6.
Zagrożone szczęście.
Wczesnym rankiem bankier Thorn stał we wspaniałym gabinecie swego banku, i ze
zdumieniem oglądał czek, otrzymany przed chwilą.
Na wąskich jego ustach błąkał się zagadkowy uśmiech.
-Pięćset tysięcy złotych! - szeptał, potrząsając głową. - Okrągłe pół miliona wypożyczył
Linieckiemu książę Li-Fang, ten egzotyczny przyjaciel Karola Garlicza. A wiec dług
Bogdana Linieckiego, zostanie spłacony.
- Do licha! W jakiż sposób udało się, staremu przemysłowcowi wydobyć od Li-Fanga, tak
wielką sumę?
Czek jest w zupełnym porządku - uśmiechnął się bankier, przy czym uśmiech jego był pełen
triumfu.
- Haha, ha! - śmiał się - biedny hrabia Winters pęknie ze złości, gdy dowie się, że ktoś inny
spłacił dług, starego Linieckiego. W ten sposób wszystkie jego plany diabli wezmą.
Ciekaw jestem, jak się zachowa, gdy dowie się o tym?
Nagle na ulicy zadźwięczał klakson samochodu i jednocześnie zegar na biurku, wydzwonił
dziesiątą.
Bankier ujrzał przez okno, barczystą postać hrabiego, który wyskoczył z auta. Po chwili stał
już przed nim.
- Dzień dobry, bankierze! - przywitał go i usiadł w fotelu.
- Przyszedłem zapłacić ci dług Bogdana Linieckiego. Oto czek.
Lecz bankier nie wziął czeku. Udając wielkie zdziwienie, rzekł tonem, w którym brzmiała
lekka ironia:
- Przychodzi pan zbyt późno, hrabio. Dług Linieckiego został właśnie uregulowany przez
księcia Li-Fanga. Winszuję panu hrabio Winters. W ten sposób zaoszczędził pan sobie ładny
kawałek grosza.
- książę Li-Fang? - hrabia zerwał się ze swojego miejsca, blednąc i czerwieniąc się na
przemian.
- Jakim prawem ten obcy człowiek śmie pokrywać długi Linieckiego? Tylko ja jeden, jako
przyszły zięć, mam prawo to uczynić!
Thorn, ja wymagam, byś natychmiast odesłał czek z powrotem. Zabraniam panu korzystać z
pieniędzy Li-Fanga!
Bankier potrząsnął głową i oświadczył z zimnym uśmiechem:
-Dla mnie wszystko jest w porządku. Czek został wpłacony a reszta mnie nie obchodzi.
Proszę niech pan się dowie osobiście u Bogdana Linieckigo, dlaczego wolał pieniądze
Li-Fanga niż pańskie. Zresztą bardzo wątpię, czy pan Liniecki, będzie rozmawiał z panem,
walczy bowiem ze śmiercią, po wczorajszym nocnym napadzie.
- Thorn, co pan mówi? - osłupiał hrabia - skąd pan wie o tym?.
- Z dzisiejszych gazet. I podobno złoczyńca, był Chińczykiem.
- Chińczykiem? - na czole hrabiego wystąpiły kropelki potu. W następnej jednak chwili
odzyskał zimną krew, a w oczach jego zalśniła triumfalna radość.
- Pan musi odrzucić czek Li-Fanga, słyszy pan?! Musi mnie pan usłuchać, w przeciwnym
bowiem razie ja pana zniszczę! Czyś pan zapomniał, że jesteś w mych rękach? Jedno moje
słowo, a zgnijesz za kratami, złodziejski bankierze!
Thorn nie uląkł się jednak tych pogróżek.
- Hrabio, licz się ze słowami. Minęły czasy gdy byłem twoim niewolnikiem. Tak, znając mą
tajemnicę, wiedząc, że spekulowałem pieniędzmi mych klientów, trzymałeś mnie w swej
władzy. Lecz to już minęło. Spłaciłem wszystkie me długi, a dziś jesteś w moim reku,
nędzniku!
Zrujnowałeś Linieckiego i wielu innych ludzi przez złość, przez chciwość i nienawiść.
Ogłosiłeś że kopalnie srebra nic nie dają! He, oszuście, teraz ja cie trzymam w ręce!
Jedno moje słowo a .....
- Dowód, daj mi dowód, że jestem oszustem, - zgrzytnął zębami hrabia i zacisnął pięści.
Bankier spokojnie wyjął telegram z kieszeni. - Oto dowód - rzekł, telegram ten przyszedł
dzisiaj.
Posłuchaj tylko. Oto co pisze agent:
Kopalnia srebra „Warkony“ w zupełnym porządku. Srebra było coraz więcej, nic nie
wiadomo, dlaczego na rozkaz Wintersa, kopalnia została zamknięta. Rozkaz zupełnie
bezpodstawny.
Hrabia stał się przeraźliwie blady. Wszystko wyszło na jaw. Akcje Linieckiego, były zupełnie
dobre i cały jego piekielny plan, zwali się w gruzy.
Z dzikim przekleństwem na ustach wybiegł z banku, skoczył do swego auta i rzucił
wystraszonemu szoferowi adres, Bogdana Linieckiego. Niespełna dziesięć minut później był już
w pałacu.
Dom wydawał się jakby wymarły. Głucha cisza zaległa obszerne komnaty.
Hrabia podążył naprzód i w chwili, gdy zbliżał się do schodów, spotkał się oko w oko z Janką,
która wyszła z pokoju chorego ojca.
Dziewczę pobladło i zadrżało na widok znienawidzonego mężczyzny.
- Jak pan śmie! - krzyknęła oburzona. - Po naszym zerwaniu śmie pan pokazywać się jeszcze
w naszym domu? Precz stąd!
Lecz wrogość dziewczęcia spotęgowała, namiętność hrabiego. Chwycił ją w objęcia i począł
mówić gorączkowo:
- Janko, Janko, wysłuchaj mnie! Czyż mogę cię opuścić teraz, gdy ten człowiek z Chin
dokonał zbrodni na twym ojcu? O Janko, jakże mogłaś pokochać zbrodniarza, Li-Fanga?
- Pan kłamie! - krzyknęła dziewczyna, wydzierając się z jego namiętnych objęć.
Precz z tego domu! Li-Fang jest niewinny! Na próżno chce go pan oczernić!
Wtem portiera przy oknie poruszyła się i komisarz, uśmiechając się ironicznie, wszedł do
pokoju.
- Wszystko słyszałem - rzekł. - Moje domysły były zatem słuszne. Pani ukryła przede mną
prawdę! A więc pan, coś wie o Li-Fangu, panie hrabio! Czy zechce pan przejść ze mną do
sąsiedniego pokoju? Opowie mi pan, co pan wie o tym człowieku.
Janka zdrętwiała i w najwyższym przerażeniu, patrzyła na obydwóch mężczyzn, wychodzących
do sąsiedniego pokoju.
- Wielkie nieba! - wyszeptała, drżąc na całym ciele, i załamała ręce. - Hrabia Winters,.. zgubi
Li-Fanga, mego jedynego, słodkiego chłopca! Matko Najświętsza, zlituj się nad nami!
Ocal mi go! Wyrwij ze szponów tych drapieżników!
Ach najdroższy, gdzie jesteś? Dlaczego nie mogę być przy tobie, podczas gdy wrogowie,
knują twą zgubę?
Nagle doznała dziwnego uczucia. Zdawało jej się, że modły jej zostały wysłuchane.
Do pokoju wszedł Li-Fang.
-Janko, moja mała, kochana, słodka Janeczko! - zawołał swym wzruszonym do głębi
śpiewnym głosem i chwycił drżącą dziewczynę w ramiona.
Książę nie miał jeszcze pojęcia o straszliwym podejrzeniu, jakie ciążyło na nim, to też stanął
jak wryty, wstrząśnięty do głębi niezwykłą bladością, i smutkiem zaczerwienionych od łez
ocząt swego ubóstwianego dziewczęcia.
- Janeczko, na litość Boską! - zawołał przerażony - co się stało? Dlaczego jesteś taka
zmieniona? - O Boże, ty płaczesz?! Dlaczego spoglądasz na mnie z takim przerażeniem?
Janka przycisnęła drżącymi, małymi rączkami swe serduszko, które biło jak szalone, jej
pobladłe usta poruszyły się , lecz biedne dziewczę nie było w stanie wymówić słowa. Głuchy
jęk wydarł się z jej gardła.
W następnej jednak chwili skoczyła ku niemu, chwyciła jego ręce i wyjąkała:
Li-Fang, po co tu przyszedłeś? Uciekaj, uciekaj na litość Boską! Uciekaj, zanim będzie za
późno! Bierz pierwszy lepszy samolot! Nigdy już nie zobaczymy się, nigdy! Uciekaj,
zanim cię nie zaaresztują!
Dalej dziewczę nie mogło mówić, gdyż Li-Fang uwolnił się z rozpaczliwego uścisku jej
rączek i zapytał zdumiony i zarazem zdenerwowany:
- Janko, co ty mówisz? Dlaczego miałbym uciekać? Nic nie rozumiem! Mówże na Boga
Wszechmocnego, mów, o co chodzi?
Wówczas biedna dziewczyna rzuciła mu się na szyję i poczęła szeptać w śmiertelnym
przerażeniu:
- Ach, jedyny mój, ty nic nie wiesz, co tutaj się stało? Dziś w nocy jakiś Chińczyk zakradł
się do gabinetu mego ojca, i ciężko zranił go w głowę po czym uciekł, przez otwarte okno.
- I podejrzenie padło na mnie?
- Tak, najdroższy!
- Ależ ja nie jestem przecież urodzonym Chińczykiem!
- O, mój jedyny! W oczach policji jesteś przybyszem z Chin. I hrabia Winters; teraz, w tej
chwili, obciąża ciebie przed komisarzem! Ach błagam cię, uciekaj czym prędzej. Ja nie chcę,
byś z mego powodu był nieszczęśliwy.
- Pozostaję tutaj! - odparł Li-Fang stanowczym głosem. - Ucieczka byłaby przyznaniem się
do winy, a ja jestem przecież niewinny. Uciekając pogorszyłbym tylko swe położenie, moje
biedne kochanie. Nie obawiaj się o mnie, Janeczko. To głupie i niesprawiedliwe oskarżenie
- musi zostać obalone!
Lecz ty, Janko, powiedz mi, czy wierzysz mi jeszcze? Czy kochasz mnie tak, jak przedtem
kochałaś?
- Jedyny, kochany mój! - wyszeptała na poły płacząc dziewczyna.
Wówczas Li-Fang przycisnął dziewczę do swych piersi, począł namiętnie całować boleśnie
drgające usteczka.
- Bądź odważna, moja słodka dzieweczko! - szeptał - Nikt nie uwierzy, że ja popełniłem tę
okropną zbrodnię. Nikt nie zdoła nas rozdzielić, dopóki kochać i ufać mi będziesz. Idę do
tych panów. Janko czekaj tu na mnie.
Przestraszona i zrozpaczona, objęła go Janka za szyję, lecz młodzieniec wydarł się z jej objęć
i otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju.
Dwaj mężczyźni, zdumieni w najwyższym stopniu, skierowali wzrok na wchodzącego. Obaj
byli zaskoczeni tym niespodziewanym zjawieniem się tego o którym w tej chwili rozmawiali.
Komisarz zbliżył się doń, a na jego obliczu wyraźnie odmalowało się zdziwienie.
Książę Li-Fang dostrzegł ten wyraz na jego twarzy i zamknął drzwi za sobą.
Hrabia Winters, podskoczył na swoim krześle. Jego antypatyczna twarz oblała się jaskrawym
rumieńcem. Niespodziane zjawienie się człowieka, którego nienawidził z całego serca,
wywarło na nim piorunujące wrażenie.
Skrzyżował ręce na piersi i oparł się plecami o szeroki staroświecki kominek. Wzrok jego
skierowany na przybysza, był ponury i podstępny.
Li-Fang zauważył niezwykle zmieszanie obydwu panów. Dumnie, z iście książęcą
obojętnością, zbliżył się do komisarza i rzekł:
- Szukał pan księcia Li-Fanga, prawda panie komisarzu? A wiec jestem do pańskiego
rozporządzenia. Mam nadzieję że pan cofnie to ciężkie oskarżenie, jakim mnie pan obarczył;
nie wysłuchawszy mnie poprzednio.
Komisarz odzyskał wreszcie zimną krew i rzekł uprzejmym na pozór tonem:
- Pańskie przybycie, Wasza Książęca Mość, zaoszczędzi mi drogę do hotelu, gdzie pan
zamieszkał. Jestem przeświadczony, że panna Liniecka wyjaśniła panu o co chodzi, wobec
czego niezmiernie przykre zadanie, jakie przypadło mi w udziale, zostało mi ułatwione.
Nie wątpię, że odpowie pan szczerze na wszystkie moje pytania, gdyż leży to w pańskim
własnym interesie. Niech mi pan wierzy, że będę się cieszył, jeśli uda się panu, obalić
podejrzenie, które ciąży na nim.
Ani jeden muskuł nie drgnął na nieruchomej twarzy Li-Fanga. Jedynie niezwykła bladość oraz
kurczowo zaciśnięte usta zdradzały jego zdenerwowanie.
Do rzeczy! - rzekł krótko i drgnął nagle, gdyż ujrzał Jankę, która weszła do pokoju.
- Wyjdź, Janeczko. - począł prosić cichym głosem - proszę, zostaw mnie samego.
Wierz mi, najdroższa, że tak będzie najlepiej.
Dziewczę potrząsnęło jednak smutnie głową i szepnęło, usiłując uśmiechać się:
- Li-Fang, błagam cię, bądź dobry dla mnie. Nie każ mi wychodzić.
W przeciągu jednej chwili młodzieniec walczył ze sobą, by nie paść do małych stópek
ubóstwianej istoty lecz ostry wzrok komisarza oraz szydercze, zjadliwe spojrzenie hrabiego
Wintersa, przywróciły mu panowanie nad sobą.
Tak, musi być mocny, niezłomny i spokojny, by stawić czoło groźnemu niebezpieczeństwu.
- Zatem uważa mnie pan za mordercę Bogdana Linieckiego, ojca mej narzeczonej? - zapytał
spokojnym na pozór głosem.
- Trudno zaprzeczyć, że wiele rzeczy przemawia przeciwko panu - odparł komisarz poważnie
- a więc przede wszystkim proszę mi powiedzieć, gdzie przebywał pan między północą a drugą
nad ranem? Proszę dobrze namyślić się nad odpowiedzią książę.
- Poszedłem do mego hotelu - odpowiedział wahająco.
- He , he ! - mruknął komisarz – dziwnie długo trwała pańska droga, skoro przybył pan do
hotelu, dopiero po drugiej nad ranem, jak mi doniesiono. A jednak droga od domu pana
Linieckiego, do hotelu „Bristol“ nie powinna trwać dłużej, niż dwadzieścia minut.
Czy nie uważa pan, że dwie godziny, to nieco za długo? Co pan czynił w przeciągu tych
dwóch godzin?
Rysy młodzieńca zdradzały gwałtowne zmieszanie, opanował się jednak szybko nadludzkim
wysiłkiem woli i odpowiedział:
- Wytłumaczę to panu, panie komisarzu. Otóż, nie znając jeszcze dobrze Warszawy, poza tym
pogrążony w swych myślach, po prostu zmyliłem drogę i straciłem rachubę czasu. Zresztą
lubię dłuższe spacery i nie śpieszyłem się tak bardzo do domu. Czy wydaje się to panu takie
dziwne?
- He! Czyż nie prościej było wezwać taksówkę i kazać, odwieźć się wprost do domu?
- Czyż mogłem wiedzieć, że właśnie te dwie godziny będą mi niezbędne by oczyścić się z
zarzutu morderstwa? - rozległ się drwiący głos księcia. - Gdybym przypuszczał, że będzie mi
potrzebne alibi, z całą pewnością wziął bym taksówkę. Czy to wszystko, co może mi pan
zarzucić. Panie komisarzu?
- Nie książę! Jest jeszcze coś! Komisarz uśmiechnął się swobodnie i wydobył z kieszeni małą
figurkę chińskiego bożka ze szczerego złota.
Li-Fang nie wiedział jeszcze o tym, że w gabinecie Bogdana Linieckiego, znaleziono ten
talizman więc zdumiał się. Dostrzegając błysk triumfu w oczach hrabiego Wintersa, a
jednocześnie febryczne drżenie małej rączki dziewczęcia, którą trzymał w swej dłoni.
- Pańska własność nieprawdaż? - zapytał komisarz, zbliżając się do Li-Fanga, i ukazując mu
talizman, wstrętną figurkę chińskiego bożka.
Od strony kominka, tam, gdzie stał hrabia Winters, rozległ się krótki, szyderczy śmiech.
Li-Fang uczynił szybki ruch ręką i począł szukać koło szyi i na piersi. Twarz jego stała się
nagle kredowo-bladą.
- Czyżby pan zgubił swój talizman? - zapytał szorstko komisarz, który obserwował jego
ruchy.
- Niemożliwe! - Wyszeptał książę, drżąc cały - niemożliwe, bym zgubił mój talizman!
Co to wszystko ma znaczyć?
- Czy jest to pańska własność? - napierał komisarz , chcąc przyprzeć go do ściany.
- Tak! ten talizman należy do mnie! - rzekł z trudem Li-Fang - nie wiem, doprawdy, skąd
wziął się u pana. Przecież wczoraj wieczorem nosiłem go jeszcze na szyi. Zawieszony był na
mocnym jedwabnym sznurze!
Wczoraj? - dziwnie uśmiechnął się komisarz i ciągnął dalej podniesionym głosem:
- Książę! Zbrodniarz, który śmiertelnie zranił Bogdana Linieckiego, również zgubił podobny
talizman. Czy może mi pan wytłumaczyć, w jaki sposób ta figurka znalazła się w gabinecie,
ofiary napadu? Radzę panu nie udawać, że nie wie o niczym!
Cichy okrzyk wydarł się z piersi Janki. Nieszczęsna dziewczyna widziała zmieszanie swego
ukochanego i z przerażeniem zauważyła, że Li-Fang nie umie znaleźć wytłumaczenia, że
plącze się i pogrąża się coraz bardziej.
Zdjęta okropnym lękiem, ukryła śmiertelnie bladą twarzyczkę w dłoniach, by nie widzieć
szyderczego uśmiechu na wykrzywionych ustach, hrabiego Wintersa.
Wielki Boże! Co to było?. Dlaczego Li-Fang milczy?. Dlaczego nie broni się przed
straszliwym zarzutem? Dlaczego jest tak blady?. Przeraźliwie blady!
Czy to możliwe, że obaj ci mężczyźni mają słuszność? Czyżby Li-Fang rzeczywiście....?.
Spojrzenia obojga skrzyżowały się. Dziewczę ujrzało w oczach ukochanego mężczyzny wielki
ból i smutek oraz bezdenne przerażenie.
Jakby z wielkiej odległości dobiegł ją głos Li-Fanga, który mówił:
- Widzi pan, panie komisarzu, jestem niezwykle przejęty tą dziwną zagadką. Nie umiem sobie
tego wytłumaczyć, w jaki sposób moja własność znalazła się, nagle w gabinecie pana
Linieckiego. Przysięgam że nigdy nie rozstawałem się z tym przedmiotem.
- Rzeczywiście, dzieją się tutaj istne dziwy! - odparł ostro komisarz. - Czyż to nie jest również
dziwne, że nie dostrzegł pan wcześniej straty amuletu?
Rumieniec gniewu zjawił się na twarzy Li-Fanga.
- Pan nie śmie oskarżać mnie o zbrodnię na podstawie zgubionego amuletu! - krzyknął. - Pan
działa zbyt pośpiesznie, panie komisarzu!
- Bardzo mi przykro - oświadczył urzędnik policji śledczej - lecz mój obowiązek nakazuje mi
zaaresztować pana, książę Li-Fang!
Nagle w pokoju rozległ się krzyk, krew mrożący w żyłach.
Janka rzuciła się na szyję swego najdroższego i objęła go mocno.
- Litości! - wołała rozdzierającym głosem - on jest niewinny!
Li-Fang stał przez chwilę jak odrętwiały z zamkniętymi oczami. W następnej jednak chwili
otrząsnął się z odrętwienia, ujął rączkę dziewczęcia i namiętnie przycisnął swe rozpalone
wargi.
- Janko! - wyszeptał wzruszony - dzięki ci, o, dzięki, że pomimo wszystko wierzysz w
moją niewinność. Pozory są przeciwko mnie, lecz nadejdzie dzień, gdy niewinność moja
wyjdzie na jaw. Wówczas przyjdę do ciebie, najsłodsza moja dzieweczko, jako wolny
człowiek, by zabrać cię do swej drugiej ojczyzny.
Łkanie Janki ucichło nieco. Oparła swą jasnowłosą główkę na ramieniu Li-Fanga i jej ufne
spojrzenie spoczęło na jego pobladłym kochanym obliczu.
- Dzięki ci... dzięki, najukochańsza, ma dzieweczko! - wyszeptał nieszczęsny, po czym
zebrał całą siłę woli i zawołał stanowczym głosem, zwracając się do komisarza:
- Czyń pan swój obowiązek, komisarzu!
Stanowczy jego ton zmieszał komisarza. Przestępcy nie żądają w taki sposób, by ich
aresztowano. Wahanie to trwało jednak krótko, gdyż Li-Fang nalegał teraz usilnie, by go
aresztowano, nie chcąc niepotrzebnie przedłużać cierpień dziewczęcia.
Janka, ledwie chwytając powietrze w płuca, modliła się w śród powstrzymywanego łkania:
- Pomóż, o, dobry Boże, pomóż nam obojgu!
Li-Fang opuścił pokój w towarzystwie komisarza. W tej samej chwili hrabia Winters; który
nie odzywał się dotychczas ani jednym słowem, stanął przed Janką.
- Jesteś moja! - wycharczał, usiłując otoczyć ją ramieniem.
Dziewczę krzyknęło głośno i rzuciło się ku drzwiom. Hrabia skoczył za nią, lecz drzwi otwarły
się i ukazał się w nich Karol Garlicz. W oka mgnieniu zrozumiał całą sytuację.
- Precz! - krzyknął lotnik, otwierając drzwi - pańska rola w tym domu została odegrana!
To mówiąc, wskazał mu drzwi niedwuznacznym gestem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin