Simon Ng Dobosz.txt

(36 KB) Pobierz
SIMON NG

dobosz

Bum! Bum! Bum! Bum! Bum! Nawet huk tn�cych powietrze �opat helikoptera nie by� w 
stanie oderwa� Michaela od kontemplacji basenu Jungar. Z Urumqi - "Miasta 
Wiatr�w", jak przet�umaczy� pilot, niepomny zapewnie�, i� Michael p�ynnie w�ada 
mandary�skim - horyzont wygl�da� jak usiany szaro��tymi zamkami ustawionymi 
niemal�e jeden na drugim: okr�g�e wie�yczki i p�kate baszty wznosz�ce si� w 
poszukiwaniu nieba. Z bliska widok by� jeszcze dziwniejszy. Wiatr i deszcz 
przemieni�y skalny krajobraz w morze ��tych kopu� i raf przetykanych pasmami 
bladej szaro�ci, ci�gn�cych si� przez sto kilometr�w w kierunku piaszczystego 
wn�trza basenu.
Helikopter przechyla� si� i wykr�ca� nad tymi formacjami, poniewa� pilot trzyma� 
si� koryta rzeki. Gdy Michael wciska� si� w ciasny fotel pasa�era, Urumqi 
spowite by�o jeszcze mg��, ale w p� godziny po opuszczeniu miasta rozproszy�o 
j� wschodz�ce s�o�ce, kt�re teraz �wieci�o tu� nad horyzontem. Upa� by� jak w 
piecu.
Si�gn�wszy do kieszeni plecaka wt�oczonego pod nogi, Michael wyci�gn�� r�wno 
z�o�on� kartk� papieru i rozpostar� j� na kolanach. List napisany by� czarnym 
atramentem, zamaszystym pismem. Czu�, jak puls mu przyspiesza, gdy czyta� 
ponownie te s�owa.
Drogi Michaelu,
mam dla ciebie dobr� wiadomo��. Wygl�da na to,  �e potrzebujemy cz�ci moich 
notatek i paru artyku��w, jak r�wnie� dobrego fotografa. W zwi�zku z tym 
zapraszam do Urumqi. Za�atwi�em ci bilet; wyje�d�asz w poniedzia�ek dwunastego. 
Chyba teraz cieszysz si�, �e kaza�em ci na wszelki wypadek za�atwi� wiz�? Mam 
nadziej�, �e wkr�tce si� zobaczymy. Nie mog� si� doczeka�.
Prof. James Dale
PS. Moja sekretarka zna wszystkie szczeg�y. Aha, i nie zapomnij sprz�tu 
fotograficznego.
Michael nie by� w stanie powstrzyma� si� od u�miechu na my�l o tym, �e ujrzy 
znalezisko na w�asne oczy. Profesor nie rozpisywa� si�, ale notatki i ksi��ki, 
kt�rych za��da�, wkazywa�y na pochodzenie stanowiska z czas�w co najmniej 
dynastii Qin, czyli 221 roku p.n.e. S�dz�c za� z listu, profesor odzyska� nieco 
swej dawnej energii.
Michael wychyli� si� do przodu.
- Ile jeszcze?! - zawo�a� usi�uj�c przekrzycze� �oskot wirnik�w.
Pilot obr�ci� lekko g�ow�.
- Ile jeszcze?! - krzykn�� jeszcze raz Michael.
- Pi�� minut! - odkrzykn�� pilot. M�wi� z silnym akcentem. Podni�s� r�k� z 
rozcapierzonymi palcami i wskaza� na co�, czego Michael nie widzia�.
Michael opar� si� i wyjrza� ponownie przez okno, zapominaj�c nagle o dziwacznych 
kszta�tach ska� przesuwaj�cych si� poni�ej.
Siedem minut p�niej sta� samotnie obok kilku toreb ze sprz�tem po�rodku 
wyblak�ego ko�a wymalowanego na pop�kanym betonie. Niewielki budynek z ceg�y o 
jednym zakratowanym oknie i zaryglowanych drzwiach wznosi� si� tu� obok 
l�dowiska, dalej za� bieg�a na zach�d bita droga, znikaj�ca szybko w�r�d 
nier�wno�ci terenu.
Sponad pobliskiego grzbietu podni�s� si� pi�ropusz py�u, a chwil� p�niej na 
drodze pojawi� si� zniszczony samoch�d terenowy i zatrzyma� si� ko�o budyneczku. 
Powiew gor�cego powietrza wzni�s� w powietrze tuman kurzu, zas�aniaj�c cz�ciowo 
chi�ski napis Instytut Nauk w Pekinie. Gdy Michael podchodzi� do range rovera, 
otworzy�y si� drzwiczki z obu stron pojazdu. Rozpoznawszy jednego z 
wysiadaj�cych m�czyzn, przyspieszy� kroku. Gdy u�cisn�� wyci�gni�t� d�o� 
profesora Dale'a, niechlujn� brod� starszego m�czyzny przeci�� u�miech, a 
b��kitne oczy rozb�ys�y pod rozwianymi przez wiatr w�osami. Michael ucieszy� si� 
z tego u�miechu. Paznokcie profesora by�y brudne, palce pokryte p�cherzami, ale 
sprawia� wra�enie jakby tego wcale nie zauwa�a�, gdy �ciska� mocno d�o� Michaela 
i potrz�sa� ni� energicznie.
- Jak si� masz, ch�opcze? - odezwa� si� profesor, spogl�daj�c Michaelowi w oczy 
i klepi�c go po ramieniu. - Mi�o ci� widzie�.
- Wszystko w porz�dku. Te� si� ciesz�, �e pana widz�. - By�o to pod wieloma 
wzgl�dami prawd�. - Tryska pan zdrowiem.
- Och, to prawda, to prawda. Wiem, �e nie by�em sob�. - U�miechn�� si� 
rozbrajaj�co. - To absolutnie niewiarygodne znalezisko. - Wzi�� Michaela pod 
rami�. - Ale ty przecie� musisz by� wyczerpany. Jak tam lot? Mam nadziej�, �e 
bez problem�w. A podr� z Pekinu do Urumqi? Ale pozw�l, �e ci� przedstawi� 
doktorowi Zhengowi Shigongowi. Zheng, to jeden z moich doktorant�w, Michael 
Grant.
Doktor Shigong u�cisn�� d�o� Michaela i uk�oni� si�.
- Bardzo mi mi�o - powiedzia�. Jego twarz nie zdradza�a �adnych emocji; s�owa 
wymawia� dok�adnie, z bardzo s�abym akcentem.
- Mnie r�wnie� - odpowiedzia� Michael.
- Do�� tych uprzejmo�ci - wtr�ci� si� profesor. - Powinni�my wraca�. Po drodze 
opowiesz nam o podr�y. Poza tym nie mam ochoty sta� na tym przera�liwym 
wietrze. Mam nadziej�, �e przywioz�e� r�ne ciuchy, Michael. Mamy tu wszystkie 
pory roku naraz.
Wrzucili baga�e do range rovera i po chwili podskakiwali ju� na wybojach drogi 
odchodz�cej od l�dowiska. Profesor Dale i doktor Shigong siedzieli na przodzie, 
a Michael robi�, co m�g�, �eby utrzyma� si� na tylnym siedzeniu. Na szcz�cie, 
droga wkr�tce po��czy�a si� z wyschni�tym korytem rzeki i podr� sta�a si� 
spokojniejsza. Wygl�da�o na to, �e Instytut Naukowy w Pekinie m�g� sobie 
pozwoli� na range rovery, ale jego hojno�� nie obejmowa�a klimatyzacji. Michael 
nie by� w stanie podj�� decyzji, czy lepiej jest jecha� przy zamkni�tym oknie i 
znosi� upa�, czy te� otworzy� je i ryzykowa� walk� z py�em wdzieraj�cym si� do 
p�uc z ka�dym oddechem.
Profesor przez ca�� drog� podtrzymywa� konwersacj�, wypytuj�c o szczeg�y 
podr�y. Michael odpowiada� z roztargnieniem, marz�c o tym, by da� mu jakie� 
wyobra�enie o znalezisku. Lecz wieloletnie do�wiadczenie podpowiada�o mu, �e 
profesor Dale lubi� pokazywa�, a nie opowiada�.
Profesor m�wi�, a za oknami przemyka�y wielkie zwaliska zwietrza�ych ska�. 
Gdzie� tam - pod gruzami wielu milion�w lat erozji - le�a�y pozosta�o�ci 
zapomnianych imperi�w i zaginionych cywilizacji. Okrycie z piasku, ska�y, osad�w 
i drobnych, poskr�canych krzewin pe�zaj�cych po ziemi skrywa�o pytania czekaj�ce 
na odpowied�. Nadejdzie taki dzie�, kiedy Michael zabierze si� za nie. Nie! Dzi� 
jest ten dzie�, kiedy si� za nie zabierze.
Ob�z pojawi� si� ca�kiem znienacka: w jednej chwili wida� by�o tylko poszarpany 
krajobraz, w nast�pnej - cywilizacj�. Michael wychyli� si� do przodu, gdy 
profesor Dale zamilk�. Po zawietrznej stronie skalnej ostrogi roz�o�y�o si� 
kilka namiot�w, ko�o kt�rych zaparkowano dwie ci�ar�wki. Tu� obok sta�a 
rozmawiaj�c grupka z�o�ona z trzech m�czyzn i dw�ch kobiet, samych Chi�czyk�w. 
M�czyzna w mundurku Mao najwyra�niej wymachiwa� pi�ci� na pozosta�ych, 
ubranych w robocze kombinezony i buty.
- Oficjalny zesp� z Instytutu - wyja�ni� doktor Shigong w odpowiedzi na 
pytaj�ce spojrzenie Michaela.
- Chod�my - rzuci� profesor Dale zatrzymuj�c range rovera i wyskakuj�c.
Michael poszed� w jego �lady, gdy profesor - zamiast uda� si� za doktorem 
Shigongiem ku obozowi - skierowa� si� w przeciwn� stron�.
- Jest tu wi�cej namiot�w. W sumie oko�o siedemdziesi�ciu robotnik�w - wyja�ni� 
profesor Dale pr�c pod wiatr.
- A� tylu? - Michael nie kry� zaskoczenia.
- Och, tak. To bardzo wa�ne znalezisko. - Nie przerywaj�c marszu profesor 
si�gn�� do wewn�trznej kieszeni kurtki i wyci�gn�� grub� pod�u�n� kopert�. 
Niespodziewanie zatrzyma� si�, a Michael nieomal na niego wpad�. - Dwa tygodnie 
temu z�o�y�em rezygnacj� - powiedzia� tonem nazbyt oboj�tnym.
Michael wpatrywa� si� w niego, nie bardzo wiedz�c, jak zareagowa�.
- Dlaczego?! - wyrzuci� z siebie wreszcie.
Profesor milcza� przez chwil�, zanim odpowiedzia�.
- Zostaj� tutaj. My�l�, �e mam tu wiele do zrobienia. -U�miechn�� si� lekko. - 
Wszystko b�dzie w porz�dku. Na studiach idzie ci doskonale, jeste� moim 
najlepszym uczniem, i naprawd� nie jestem ci ju� potrzebny.
- Ale co z pa�sk� karier�? Pan...
- Przyda mi si� odmiana. Potrzebuj� poczu� zn�w pasj�. - Oczy zasz�y mu mg��, 
my�li b��dzi�y gdzie� daleko. - Tu mam to wszystko. - Wracaj�c do rzeczywisto�ci 
wcisn�� Michaelowi kopert� do r�ki. - We� to. W �rodku jest list do ciebie i 
drugi do Jamiego i Susan...
- Czy to znaczy, �e nic pan nie powiedzia� swoim dzieciom?
- Oczywi�cie, �e im powiedzia�em. Ale... - Zn�w przez moment sprawia� wra�enie 
zagubionego. - Po prostu daj im to, jak wr�cisz. Wtedy wszystko zrozumiesz.
Ruszy� znowu, ale po paru krokach odwr�ci� si� jeszcze raz do Michaela z 
wymuszonym u�miechem. 
- Niewa�ne, dajmy temu spok�j. Chcesz zobaczy�, co mnie tak schwyci�o, prawda?
Michael przytakn��. Teraz jeszcze bardziej ni� wcze�niej, pomy�la�. Czy 
znalezisko rzeczywi�cie warte by�o rezygnacji z wszystkiego: z kariery, z 
rodziny? Nie m�g� powstrzyma� si� od spekulacji, na ile niedawna strata wp�yn�a 
na decyzj� profesora; trzydzie�ci cztery lata wsp�lnego �ycia to du�o. Nie �mia� 
jednak zapyta�.
Pogr��ony w my�lach ledwie zauwa�y�, �e profesor Dale zatrzyma� si� i roz�o�y� 
r�ce. Spojrza� w d�, na stanowisko, i stan�� jak wryty, a wie�ci od profesora 
posz�y w zapomnienie.
W miejscu, w kt�rym si� zatrzymali, grunt opada� stromo ku r�wnej p�aszczy�nie 
odkrytej litej ska�y. Z tej ska�y, otoczony czerwon� plastykow� ta�m�, 
trzepocz�c� si� rozpaczliwie na upalnym wietrze, wyrasta� kamienny walec 
wznosz�c si� ku niebu niczym pozbawiony ga��zi pie� drzewa. Urwisko, na kt�rym 
stan�li, wznosi�o si� na co najmniej dziesi�� metr�w nad pod�o�e skalne, a mimo 
to kolumna stercza�a wysoko nad podniesion� g�ow� Michaela.
- O Bo�e! - szepn��. - To musi mie� ze trzydzie�ci metr�w.
- Dok�adnie trzydzie�ci trzy - u�ci�li�  profesor.
- I dopiero co to znale�li?
- Aha. Ludzie z Urumqi przysi�gaj�, �e jeszcze p� roku temu nie by�o tutaj 
czego� takiego. Ale zejd� na d� i przyjrzyj si� fundamentom: to jest stare.
Michael zszed� ostro�nie po skarpie za profesorem, podszed� szybko do kolumny i 
przytrzyma� ta�m�, gdy starszy m�czyzna zanurkowa� pod ni�.
Kolumna by�a z granit...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin