CHLAP2.DOC

(81 KB) Pobierz
Był to okres, kiedy w głównej kwaterze postanowiono uderzyć na 
gwardię rosyjskš, rozlokowanš w rejonie Łomży. Wyprawę tę 
utrzymywano w głębokiej tajemnicy.12 maja wojska polskie, 
pozostawiajšc korpus Umińskiego dla obserwacji rosyjskiej armii 
głównej Dybicza, ruszyły ze swoich pozycji między Mińskiem i 
Kałuszynem, kierujšc się do Serocka, a potem trzema kolumnami w 
stronę Ostrołęki. 

Oddział Chłapowskiego maszerował w straży przedniej, dowodzonej 
przez generała Jankowskiego. 

Pod Długosiodłem doszło do pierwszej potyczki. Po wyparciu ze wsi 
piechoty rosyjskiej Chłapowski na czele szwadronu ułanów szarżował 
cofajšcych się jegrów. Szarża, przeprowadzona w trudnych 
warunkach, gdyż po wšskiej grobli, otworzyła drogę piechocie i nie 
pozwoliła nieprzyjacielowi na zniszczenie mostu. 

Następnie wojska postępowały za cofajšcymi się oddziałami 
przeciwnika, często cierajšc się z osłaniajšcš odwrót kawaleriš 
rosyjskš. Pod Sokołowem trzeba było zatrzymać się, ponieważ 
Rosjanie zniszczyli most na rzece Orz. Saperzy w cišgu godziny 
naprawili uszkodzenia i wojska przeszły na drugi brzeg rzeki. 
Dzień minšł na starciach z huzarami i ułanami, którzy usiłowali 
powstrzymać marsz polskiej straży przedniej. 

Kończył się dzień 17 maja. Wieczorem Chłapowski otrzymał rozkaz 
stawienia się w głównej kwaterze. 

- Teraz pora na ciebie - powiedział Skrzynecki. - Gwardie cofajš 
się, masz wolne przejcie na Litwę. Życzę ci powodzenia. 

- Za jenerałem zapewne wylemy tam całš dywizję - dodał obecny 
przy rozmowie generał Pršdzyński. 

Sytuacja rzeczywicie sprzyjała wyprawie. Wojska polskie zajmowały 
rejon niadowa, gwardie rosyjskie cofały się na całej linii, a 
główne siły feldmarszałka Dybicza były jeszcze daleko. Pomiędzy 
najdalej na południe wysuniętym skrzydłem gwardii a najbardziej na 
północ sięgajšcymi oddziałami armii Dybicza pozostawał pas 
szerokoci około 40 km. W ten korytarz skierował swój oddział 
Chłapowski, by niepostrzeżenie przemknšć się pomiędzy masami wojsk 
nieprzyjacielskich. 

Wyruszył o wicie 18 maja. Maszerujšc przez Andrzejewo i Czyżewo, 
nocš z 21 na 22 maja dotarł do granicy Królestwa, którš 
przekroczył pod miejscowociš Mień. 



* 



Głuchy tupot kopyt kawaleryjskich koni i hurkot kół toczšcych się 
armat ostro wdzierał się w ciszę majowej nocy. Czasem zadzwoniło 
tršcone strzemię, zabrzmiały krótkie, przyciszone słowa komendy. 
Oddział piesznie maszerował na wschód. Gdzie w mijanej wiosce 
zaszczekał pies, kto wyszedł przed chatę, by odprowadzić wzrokiem 
sylwetki ludzi i koni niknšce w mroku. 

Generał nakazywał popiech. Coraz dalej za plecami pozostawała 
granica Królestwa. Należało zaskoczyć oddziały nieprzyjaciela, 
które mogły zastšpić drogę, i mieć czas na zmylenie pocigu, gdyż 
przecież niemożliwe, aby nieprzyjaciel wczeniej czy póniej nie 
zorientował się w sytuacji. Trudna i niebezpieczna była to 
wyprawa. Niewiele wiedziano o sytuacji na terenach, ku którym 
zdšżano; w sztabie nie umieli tego okrelić. Kazali działać 
"podług okolicznoci". Musiała wystarczyć ta niewiele mówišca 
informacja. Resztę należało obmylić i wykonać samemu. 

Generał był jednak dobrej myli. Ważne, że wreszcie zaczšł działać 
samodzielnie, miał inicjatywę. Nieobce były mu zasady 
partyzanckich działań. Doć się im napatrzył, a nawet odczuł na 
własnej skórze w Hiszpanii i w Rosji w pamiętnym 1812 roku. 
Obejrzał się za siebie. Miarowo, w takt końskiego kroku, kołysała 
się fala jedców, migotały groty ułańskich lanc. Doprowadzi tych 
ludzi tam, gdzie mu kazano, z nimi rozdmucha przytłumiony przez 
wroga żar powstania, zamieni go znowu w płomień partyzanckiej 
wojny. 

Krótkie były postoje, tyle tylko, żeby dać odpoczšć zmęczonym 
koniom i ludziom pozwolić na chwile oddechu. Kilkuosobowe patrole 
ułańskie badały teren, zbierały informacje. Chłapowski wiedział 
już, że wysłano za nim w pocig znaczne siły. Generałowie Knorring 
i Gerstenzweig z dwiema brygadami jazdy mieli przecišć mu drogę, 
osaczyć i zniszczyć. Dlatego trzeba się pieszyć, zmylić pogoń, 
utonšć w zastępach Puszczy Białowieskiej. 

Z marszu, bez wystrzału zostało zajęte miasto Bielsk. 

Zaskoczona załoga rosyjska złożyła broń, a zdobyczš Polaków były 
obficie zaopatrzone magazyny. Zdobyto broń i amunicję oraz duży 
zapas sukna, z którego póniej uszyto mundury dla nowo 
powstajšcych oddziałów. 

23 maja doszło do pierwszej poważniejszej potyczki. Rosyjski 
generał Linden, wiedzšc już o zbliżajšcym się polskim oddziale, 
postanowił zatrzymać go pod Hajnówkš, na skraju Puszczy 
Białowieskiej. Siły składajšce się z dwóch batalionów piechoty, 
szwadronu ułanów i dwóch dział rozmiecił na dobrej pozycji na 
skraju wsi. Silny patrol piechoty wysunšł w stronę, skšd 
spodziewał się przeciwnika, i spokojnie czekał na nieprzyjaciela. 
Nie docenił jednak polskiego generała. 

Chłapowski uderzył akurat z przeciwnej strony od tej, z której 
spodziewał się ciosu rosyjski dowódca. 

Na piechotę rosyjskš, swobodnie stojšcš na szerokiej wiejskiej 
drodze, spadła piorunujšca szarża 1 szwadronu ułanów. Ułani, 
kłujšc lancami i ršbišc szablami, pędzili przed sobš uciekajšcych 
piechurów, a spieszeni strzelcy Macewicza wyłapywali tych, którzy 
usiłowali kryć się wród zabudowań. 

Linden zdołał jednak sformować za wsiš czworobok, otworzył też 
ogień z dział. Widzšc to Chłapowski, prowadzony przez wieniaka, 
mieszkańca wsi, spróbował obejć czoło stanowisk rosyjskich i 
uderzyć od tyłu. Jednakże zamiar ten nie powiódł się - ułani 
grzęli na podmokłych łškach. W tych warunkach o szarży nie mogło 
być mowy. 

Generał wrócił ze szwadronem na drogę i wezwał armaty. Szybki i 
celny ogień dwóch dział polskich przytłumił artylerię rosyjskš. 
Pod jego osłonš dwa szwadrony ruszyły do szarży na czworobok. 
Przyjęte gęstym ogniem, nie dotarły jednak do pierwszego szeregu 
jegrów. 

Chłapowski zatrzymał cofajšcych się ułanów, krzyczšc: 

- Żołnierze! Jeli nie rozbijecie tej piechoty, to zsiadajcie z 
koni i poddajcie się, bo Moskale przed nami i za nami! Nie ma 
ratunku! Trzeba naprzód! Marsz, marsz! 

Ułani, poderwani do ponownej szarży, poszli jak burza, wpadli na 
piechotę nieprzyjaciela rozbijajšc szyk. Czworobok pękł jak walšcy 
się dom. Do zwycięstwa walnie przyczynił się też porucznik Szymon 
Konarski, który na czele stu strzelców uderzył na stanowiska dział 
rosyjskich, zdobywajšc jedno z nich. 

Generał Linden, tracšc 200 zabitych, rannych i jeńców oraz jedno 
działo, musiał popiesznie wycofać się w stronę Białowieży. 

Żołnierze opatrywali rany, zbierali i ładowali na wozy zdobytš i 
porzuconš przez nieprzyjaciela broń. Jeńców po rozbrojeniu 
puszczono wolno, dajšc im po rublu na zakup żywnoci. 

Wkrótce po potyczce oddział zanurzył się w Puszczę Białowieskš, 
gdzie nastšpiły pierwsze spotkania z miejscowymi powstańcami. Byli 
to głównie strażnicy leni, chłopi z puszczańskich wiosek i 
okoliczna szlachta. Wiele szlachty przyjechało na wieć o 
przybyciu regularnego wojska, aby obejrzeć to polskie wojsko i 
dowodzšcego nim generała. 

Chłapowski przyłšczył do swojego oddziału dwustu strzelców, 
którymi dowodził nadleniczy Rohnke; natomiast inne oddziałki 
powstańcze pozostawił na miejscu z zadaniem przecinania szlaków 
komunikacyjnych wiodšcych przez puszczę i niepokojenia 
nieprzyjaciela na jej skraju. Pozwolił też na krótki odpoczynek 
swojemu oddziałowi. W tym czasie sam przeprowadził liczne rozmowy 
z miejscowymi dowódcami, zbierał informacje, starał się rozeznać w 
panujšcych nastrojach; dokonywał przeglšdu ochotników, których 
zamierzał zabrać z sobš. 

Różni byli ci ochotnicy. Wielu szlacheckich kandydatów na 
partyzantów przybyło prowadzšc z sobš bryki, wozy, służbę, tak jak 
niegdy ich dziadowie i pradziadowie cišgnęli do obozów 
pospolitego ruszenia. Inni znów, którzy w jaki sposób 
zamanifestowali swoje sympatie dla powstania, uznali się za 
skompromitowanych w oczach władz rosyjskich i w obawie przed 
represjami przybyli z dobytkiem i rodzinami. Byli przekonani, że 
pod eskortš wojska przejdš w bezpieczne, ich zdaniem, strony. 

Generał, po którym tyle sobie obiecywali, rozwiał te złudzenia. 

- Panowie! - mówił. - Nie przyszedłem tu, by skompromitowanych 
eskortować i tabory wodzić. Mam rozdmuchać to, co nieprzyjacielowi 
udało się stłumić, a tym samym spełnić ważnš misję wojskowš. Komu 
wola proszę z nami, ale na koniu i z szablš w garci... Do tej 
wojny ekwipaży i kredensów nie trzeba. Sam przypilnuję, by ani 
jeden zbędny wóz nie wadził mi w marszu! 

Tylko kilkunastu uznało słusznoć tych argumentów i wstšpiło do 
szeregów. Większoć straciła ochotę do wojaczki i głono 
wydziwiajšc na nowe porzšdki oraz bezdusznoć generała rozjechała 
się do domów. 

Maszerujšc lenymi drogami, po minięciu miejscowoci Narewka i 
Rudnia, oddział ostrożnie wynurzył się z Puszczy Białowieskiej. 
Ostrożnoć ta była w pełni uzasadniona, gdyż był to przecież 
obszar kontrolowany przez przeciwnika i w każdej chwili można było 
natknšć się na jego oddziały. Kiedy przekraczano trakt wiodšcy ze 
Słonimia do Białegostoku, patrol ułanów schwytał oficera 
grenadierów gwardii, jadšcego z depeszami do Białegostoku. Z 
papierów znalezionych przy kurierze Chłapowski zorientował się 
mniej więcej w dyslokacji oddziałów rosyjskich, stwierdził też, że 
w Słonimiu w dalszym cišgu przebywa wielki ksišżę Konstanty. Po 
krótkiej naradzie z doktorem Marcinkowskim i kapitanem Krasickim 
Chłapowski postanowił to wykorzystać. Kazał przyprowadzić jeńca. 

Blady z wrażenia kurier stanšł wyprężony przed generałem, z 
wyczekiwaniem patrzšc mu w twarz. Lekko umiechnięty Chłapowski 
zwrócił się do grenadiera: 

- P...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin