Musiał‚em.doc

(64 KB) Pobierz
Musiałem

Musiałem

 

To był kolejny standardowy wf, jak każdego kolejnego standardowego dnia w moim liceum. Graliśmy w siatkówkę. Mimo że jestem kompletną ofiarą losu jeśli chodzi o sport, siatkówka to coś, z czymś sobie dość dobrze radzę. Poza tym, kiedy się stoi w drugiej linii, można poobserwować graczy gotowych do odbioru. Ale mnie interesował wyłącznie on. Adam. Metr osiemdziesiąt. Czarne włosy. Głębokie spojrzenie niebieskich oczu. Lekki zarost na twarzy... Stał przede mną. Mimo że nienawidził tego sportu z całego serca, z racji tego, że doskonale wymiatał w kosza, czasami się wczuwał. Właśnie teraz. Lekko pochylony, piękne pośladki i przebijające przez białe spodenki szorty w serduszka, napięte mięśnie, cudowne łydki. Zagryzłem wargi. Gwizd. Serwis. Adam. Piłka uderzyła z impetem o sufit – ten niepotrzebny ruch przedramion! Następna piłka była wysoka, odebrał ją kumpel z drugiej linii, podał do mnie, a ja specjalnie pchnąłem ją na Adama. Była dość wysoka. Podskoczył. Granatowa koszulka adidasa podniosła mu się do góry i zobaczyłem piękny szlak czarnych włosów na brzuchu. Była to setna sekundy, a już było mi gorąco. Dostałem opieprz od Libero, że niepotrzebnie na niego zagrałem. Uśmiechnąłem się...
Pięć minut gry i koniec. Idziemy do szatni. Adam wziął piłkę do ręki i został w sali porzucać sobie do kosza. Pod byle pretekstem, że muszę dowiedzieć się czegoś od nauczyciela, zostałem i przyszedłem do szatni później, kiedy wszyscy już wychodzili. Zacząłem się przebierać. W tym momencie wszedł Adam. Zdjął koszulkę, poszedł umyć twarz. Kiedy wrócił, siedziałem na ławce i zmieniałem spodenki. Stanął przede mną i strząsnął na mnie wodę z włosów. Zaczęliśmy się śmiać, rzuciłem się na niego, mała szarpanina. Łapiąc jego ręce, swoim ciałem przycisnąłem go do ściany. Zimna glazura momentalnie spowodowała podniesienie się włosów na jego ciele. Patrzyłem mu prosto w oczy. Jego uśmiech powoli znikał. Wydawał się być niespokojny. Przez niecałą sekundę zostałem zalany zimnym potem. Nie mogłem. Przecież nie mogłem! Opuściłem wzrok jak zbesztany pies i rozluźniłem uścisk. Bałem się jego spojrzenia. Ale przecież nic się nie stało. Więc wróciłem do swoich rzeczy i znowu zacząłem się z nim nabijać. Adam, jak większość, był „normalnym” nastolatkiem i lubił z kumplami pożartować o seksie, czasem o pedalstwie. Jednak zawsze czułem się tak, jakby te ironie, gesty, ruchy języka były wymierzone jak ognista strzała prosto we mnie. Tym razem z obawy to ja rzuciłem jakąś ironię i pokazałem mu język. Zaśmiał się.
Już byłem przebrany, on zdejmował właśnie spodenki. Zobaczyłem jego ciało wygięte w łuk. Schylał się, aby rozwiązać buty. Stał w samych bokserkach i białych, krótkich skarpetkach adidasa. Znów coś mną szarpnęło. Nie wytrzymałem. Znów na niego naparłem. Uderzyłem o ścianę. Śmiał się. Pamiętam dokładnie jego słowa:
– Masz wpierdol! – i ten banan na twarzy.
Znów pokazałem mu język. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Poczułem zapach jego ciała, smak jego potu. Tak... Właśnie przygryzałem mu sutka. Jego mina nie zdradzała radości. Raczej ogromne zdziwienie, zakłopotanie. Poczułem, jak z ogromną siłą jestem odpychany. I te słowa, wypowiedziane z przerażeniem, które wryły mi się w pamięć:
– No co ty, kurwa...?
Po incydencie w szatni Adam nic nie mówił, uznał pewnie, że to żart. Moje szczęście...
Od tamtego czasu minęło parę miesięcy. Był już maj. Ciepło. Często po szkole wychodziliśmy z chłopakami na piwo do parku. Wiedziałem, że Adam jest hetero. Po prostu wiedziałem. Miał dziewczyny, często je zmieniał, dużo mówił o swoich sukcesach w łóżku z pannami. Był Casanovą. Jednak nie mogłem oprzeć się jego urokowi. Nie chciałem go skrzywdzić, siebie też. Nikt nie zrozumiałby tego, że podoba mi się facet. Kiedy siedzieliśmy w parku popijając Calsberga, znów przyłapałem siebie na tym, jak nachalnie go oglądam. Na szczęście nikt tego nie widział. W każdym razie teraz ktoś rzucił pomysł zrobienia imprezy. Po kolei po wszystkich przeszło:
– To co, u Piotrka?
– Nie, u Michała.
– U Tomka, wiesz że w mieszkaniu nie zrobię.
– Spierd*laj, nie mam wolnej chaty. Niech Adam zrobi.
– Po-je-ba-ło?!
– Ej, no właśnie, sam mówiłeś, że rodzice w ten weekend wyjeżdżają i, co najważniejsze, zabierają ze sobą babcię. Nieee?!
– No tak, ale nie zrobię imprezy, bo mi rozpierd*licie chałupę... – zripostował Adam z małym przekonaniem
– My? – krzyknęliśmy wszyscy, niemalże chórem.
– Przecież wiesz, że coś sobą reprezentujemy. A poza tym, jak nie chcesz mieć tylu ludzi, to spoko, zróbmy męską posiadówę. Przecież w piątek jest jakiś mecz, nie?
– Gay party? – ktoś rzucił, co doprowadziło mnie chyba do purpury.
– Ta, dobre...
– Niech wam, ku..., będzie. Ale spróbujcie coś odje*ać... – powiedział lekko załamany Adam.
– To co, o 18:00 u ciebie?
– Może być.
– Mi też pasuje.
– Noo...
– Spoko, to jesteśmy ustawieni. Tylko weźcie się ogarnijcie i nie odwalcie czegoś. Mamy być wszyscy. Wstęp – litr.
– Pojeb*ło?! Po litrze na głowę? Kible się pozapychają!
– Ej, dobra, niech będzie zero-siedem... Dobra, zero pół...
– No, ok.
– Dobra, muszę lecieć.
– Ja też.
– Czekajcie, zabiorę się z wami.
I tak zostałem tylko z Piotrkiem i Adamem. Ale zaraz okazało się, że Piotrek idzie kupić dziewczynie prezent na urodziny, więc pozostał ze mną tylko Adam. Specjalnie poszedłem z nim, mimo że dłuższą drogą, aby tylko pobyć w jego towarzystwie. Doszliśmy do przystanku. Ja metrem na Mokotów, on pociągiem za miasto.
Po trzech dniach nadszedł ten piątek. Wyczekiwany. Wymarzony. Chociaż w sumie nie. Po prostu fajnie było spędzić ten wieczór z kumplami. I małe zakupy przed tym gay-party. Wziąłem zero-siedem białego martini i sprita. Ale się wkurwią. Oni traktują tylko czystą... Ale co tam. Przynajmniej nie trzepnie mnie tak mocno. Do tego jakieś chipsy, chrupki i nie wiem, co jeszcze.
Czekam przy kasie. Na wysokości mojego wzroku „durexy”. Zaraz pomyślałem o Adamie, ale zaśmiałem się cicho z własnej głupoty, że co ja sobie niby myślę. Musiało wyglądać to dość dziwnie, bo kobieta w kasie patrzyła na mnie, jakbym miał dwanaście lat i pierwszy raz zobaczył na oczy kondomy. Ale co tam...
Jestem. Otworzył Adam, w krótkich spodenkach i luźnej koszulce. Szybko go oblekłem od dołu do góry. Ach, te piękne, owłosione łydki. Chyba znowu podświadomie zagryzłem wargi... Byłem pierwszy. Zaproponował mi coś do picia. Cola z lodem. Wrzuciłem martini do lodówki. Jak je wyjmowałem, zobaczyłem grymas na jego twarzy.
– Poje*ało? Z czym do ludzi. Piątek jest – rzucił.
Zaśmiałem się tylko. Zaprosił do salonu. Zaraz zeszła się reszta gości.
Zaczęliśmy imprezę. Wódka się chłodziła. TV. EuroSport. Jakiś mecz. Chyba towarzyski Liverpoolu z Barceloną. Ciekawie, w dodatku, że nie nienawidzę piłki nożnej. Ech… Gdy jesteś wśród wron, kracz jak one. Więc "przeżywałem" mecz. Mieliśmy po butelce browara, który wydawał się w tym momencie najodpowiedniejszy. Do tego jakieś chipsy.
– Gooooool! – słyszę ryk do ucha. Czuję ścisk. Tak… To wszyscy się przytulają. Jezuuu... Zapach piwa połączony z zapachem faceta. Facetów. Boski afrodyzjak. Zakręciło mi się w głowie. Opadłem na kanapę i na chwilę odpłynąłem.
– O, widzę, że tobie już wystarczy – zaśmiał się Adam, po czym wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
– Panowie, czas podtrzymać polską tradycję – zauważył po chwili Paweł.
Kieliszki, wódka.
– Daj jakąś szklankę z lodem – poprosiłem Adama.
– Po co? – zapytał Paweł.
Adam wyjął z lodówki moje martini i pomachał przed widownią. Lekki szok. Ale co tam. Przecież to „moi” chłopcy, kochani są, zrozumieją.
Nie zrozumieli.
– Piątek jest, chłopie – usłyszałem.
– Wiem, wiem, ale jakoś nie mam ochoty – wytłumaczyłem się głupio.
Zrobiłem sobie martini ze spritem. Bosskie. Bosskie. Podczas kiedy ja sączyłem pierwszą szklankę, poszły trzy kolejki. Następna butelka. Mmmm... Co to za zapach? Jabłkowe 40%? Yammi...
– Dobra, polejcie, spróbuje tych specjałów – rzuciłem.
Po mniej więcej godzinie byłem już po browarze, trzech szklankach martini i czterech shotach... To trochę dużo jak na mój siedemnastoletni łeb. Już japa mi się cieszyła, jak zresztą wszystkim. Powoli atmosfera stawała się coraz luźniejsza. Na gadaniu, plotkach, objazdach po dziewczynach i następnych kolejkach minęła godzina 22:00. Czułem, że mi już wystarczy, ale miałem jeszcze połowę martini, i były jeszcze trzy butelki wódki! Lekkie zakręcenie. O fuck... Niedobrze mi. Spoko. Gdzie jest kibel?... Rzygam. O, tak... Bełt. Czuję się jak skowronek. Jeszcze tylko umyć japę. Ok...
Zamówiliśmy pizzę. Polała się reszta. Była już 0:00. Wiedziałem, że nie wytrzymałbym wszystkiego, więc cieszyłem się, że się wyrzygałem. Powoli chłopakom zaczął się urywać film. Dobra... 2:00. Paweł musiał spadać. Dobudziliśmy dwóch. Wyszli. Zostałem ja, Adam i Michał. Oglądaliśmy jeszcze jakiś film na Canal+. Skończył się o 2:45. O, kurw... Spać... Jeszcze Adam przeleciał po kanałach i trafił na pikantny program. Dobra. Super. Jeszcze się podnieciłem. Oni zresztą też. Spoko... 3:30. Padam. Zasypiam. Dobra... Michał zostaje w dużym pokoju na kanapie, z pilotem w ręku, blondynkami na ekranie i własnym powiększonym rozporkiem. Adam zaprowadził mnie do swojego pokoju. Powiedział, że jemu też się chce spać.
– Weź koc, pójdziesz do pokoju siostry – powiedział.
– Nie, spoko, zostanę – rzuciłem.
– Ale ja nie mam miejsca.
– Mogę spać na podłodze.
– Ok.
– Ok.
Nagle pojawił się Michał.
– Chłopaki, idę do was. Nie chcę tam sam siedzieć, zróbcie miejsce – zawołał. – Teraz to będzie prawdziwe gej-party.
Stanęło na tym, że ja będę spał w łóżku z Adamem, a Michał na kocu na podłodze.
– Ale mi gorąco... Rozbieram się – powiedział Adam, zdejmując koszulkę i spodenki. W samych bokserkach wskoczył do łóżka.
Obudziłem się w środku nocy. O kurw.... Co to? Aaaa... to Adam. Adam? Dotykam swoim udem jego. Boże, jaki gorący... Michał chrapie, czyli śpi mocno. Przysuwam się do Adama. Czuję ciepło jego tyłka. W spodenkach robi się ciaśniej. Ostrożnie kładę głowę na jego ramieniu. Odsuwa się. Cholera. Jeszcze raz. To samo. Dobra, dam mu spokój. O nie, kurw..., czekałem cały rok, żeby go dotknąć... Tak. To jest najlepszy moment. Zresztą, i tak nie będzie pamiętał, jest nawalony. Delikatnie kładę swoją rękę na jego tyłku. Powoli przesuwam. Palce pod gumkę bokserek. O tak. Tu jest rów. Gorący. Niżej, niżej, niżej... Włosy. Cudownie. Mój kutas stoi już na baczność. Nagle, czuję, że Adam przesuwa się... O ja pierd... Obudził się? Nie, zmienia pozycję. Położył się na plecach? Czy to nie jest cudowne? Jego klata. Boska. Nieowłosiona. Boska. Ma mały brzuszek, ale nikt nie jest doskonały, poza tym Adam jest ładnie umięśniony, więc to nie przeszkadza. Jak trzeba. I te ręce. Jak tylko na nie patrzę, to robi mi się słabo. To chyba mój fetysz. Piękne, cudowne, totalnie podniecająco owłosione. Damn boy! Nie wyrobię. Kręci mi się w głowie. Najpierw przesuwam dłonią po jego torsie. O ja pierd... Odpływam, ku... Zaraz się zleję. Marzyłem o nim każdej nocy przez osiem miesięcy, a teraz leżę koło niego i macam tego j*banego heteryka. Nie wytrzymuję. Pierd*lę to. Zbliżam usta do jego ciała. Muśnięcie w ramię. Kolejne. Kolejne. Następne. Jestem na mostku. Jeden sutek, drugi. To najbardziej podniecające miejsce u mężczyzny. Piękne, brązowe suty. Schodzę niżej. Niżej. Pępek. O ja pierd... Liżę. Ssę. Wiercę... Chyba przesadziłem. Czuję silny uścisk na swoim ramieniu. Boję się podnieść głowę. Nie przerywam. Będzie, co ma być, najwyżej obije mi japę. Nie przestaję.
– Przestań – słyszę stanowcze polecenie. Uścisk robi się mocniejszy. Podnoszę się. Kładę się obok niego. On odwraca się plecami do mnie. I co, ku..., teraz? Przecież już nie żyję. Zajebie mnie. A w szkole? Zrobią mi piekło. Ja pierd... Po co to zrobiłem? Skoro go kocham... Zaraz: kocham? Tak, kocham! To się nazywa kochanie, żal, kiedy zdradza go dziewczyna, żal, kiedy poznaje nową. Smutek, gdy on się smuci. Ja pierd... Ja go kocham od ośmiu miesięcy?! Łzy na moich policzkach. Już nie wytrzymuję. Zaciągnąłem się szlochem. Fuck! Usłyszał to. Leżę na wznak. Czuję ,jak się przekręca. Położył się na plecach.
– Musiałeś? – zapytał, a jego pytanie stało się dla mnie wyrokiem. – Musiałeś? – powtórzył tonem takim, jak ojciec mówiący do dziecka, które mimo przestróg wsadziło palec do zapalniczki samochodu. Nie odpowiadam. Cisza. Milczenie. Bolesne jak nigdy. Kolejna łza, czuję ją. Zaraz... co to? Ciepłe. To jego ręka. Swoją boską ręką wyciera mi policzek. Uśmiecham się przez łzy.
– Nie rób mi tego więcej – usłyszałem. Tylko skinąłem głową.
Coś mnie budzi. Czuję, jak ktoś przykrywa mnie kocem. Zaraz, gdzie ja jestem? Inne łóżko. Większe. Cisza. Po chwili ktoś wraca. Wchodzi pod koc. Udaję, że śpię. Czuję jego rękę na moim ramieniu. Opiera się. Co on, kur..., wyrabia? Chce mi coś zrobić? Nic już nie wiem. Kręci mi się w głowie. Zobaczył, że nie śpię.
– Nie zrobisz mi tego więcej? – zapytał cicho.
– Nie.
– Na pewno?
– Na pewno.
Czuję, jak mnie ogrzewa jego ciepło. Przytula się.
– Sorry. Przestraszyłem się. Ale nie powinieneś był. A wiesz, jak to robiłeś, to śniło mi się, że właśnie mam na sobie jakąś laskę.
Słowa, które bolą. Wypalają nieusuwalne znaki, jak rozpalone żelazo przykładane do skóry byka. Znowu łza. Znowu zobaczył.
– Co się stało? – zapytał.
– Przepraszam, nie chciałem cię skrzywdzić.
– Spokojnie, nie skrzywdziłeś mnie... Przecież mnie nie zgwałciłeś. Ale masz szczęście, bo bym cię rozpłaszczył na ścianie i wykastrował – powiedział ostrzegawczo, ale zaraz wybuchnął śmiechem.
– Naprawdę... ja nie… nie chciałem... nie wiem, co we mnie wstąpiło... Za dużo wypiłem... Naprawdę... Było jakoś tak gorąco... – w tym momencie poczułem, jak coś stanowczo przyciska mi się do ust. To coś było ciepłe. To coś spowodowało rozchylenie moich warg. Poczułem, jak jego język szuka kompana do zabawy. Prowokował mnie! Popychał. Uderzał. Uciekał. Jego język bawił się z moim. Cały czas przytrzymywał moją twarz swoimi dłońmi. Nie wiedziałem, co się dzieje. Gwiazdy wirowały mi nad głową. Zamroczyło mnie. Myślałem, że zaraz zemdleję.
– Widzisz? Każdy tak może zrobić – tłumaczył się. – To nie musi znaczyć, że z tobą jest coś nie tak – mówił, jakby sam nie chciał uwierzyć w to, co się stało, sam szukając usprawiedliwienia. Ja nadal leżałem z otwartymi ustami, z zaskoczenia. Nie wytrzymałem, zrobiłem dokładnie to, co on! Wyrwał mi się.
– Przecież, kurw..., obiecałeś! – ryknął na mnie.
Miałem już wszystko gdzieś, najwyżej mnie zabije. Rzuciłem się na niego, nie dając mu nawrzeszczeć na mnie. Tym razem nie przerwał mi. Po kilku sekundach ostrej wymiany śliny, przestałem. Uniosłem jego głowę. Polizałem jego jabłko Adama, pocałowałem go pod uchem. Jęknął cicho. Sam nie wiedziałem, co się dzieje. Bałem się, ale zarazem czułem radość. Czekałem na jego reakcję. Pięć sekund stanowiło dla mnie wieczność. Przed oczyma przeleciały mi wszystkie obrazy tego wieczoru. Znów się bałem. Chyba zacząłem się trząść ze strachu. Zobaczył to. Zaśmiał się.
– Ty pojeb*ny krejzolu... – wycedził przez zęby, rycząc ze śmiechu.
Milczałem jeszcze. Nie wiedziałem do końca, co mam zrobić. Rzucić się na niego? Może po prostu chciał się pobawić, nic więcej. Mam próbować? A jeśli poczuję się zagrożony, upokorzony? Za późno. A może…
– Chcesz tego, jeb*ny ped…? – uprzedził mnie. Nie dokończył. Znów się roześmiał. Nie wiem, czy to przez to, że był najeb*ny, czy może po prostu go to bawiło.
– Chcę. Od początku chcę – odpowiedziałem.
Poczułem ból. Silny ból. Chyba mnie uderzył. Chyba tak. Przesadziłem. Po co powiedziałem, że od początku? Pocałunek? A może mnie nie uderzył. Nie... chyba przypierd*lił mi z główki, żeby mnie położyć na łóżku. To nie było delikatne.
– Rób swoje – powiedział.
Poczułem się jak dziwka. Jak kurwa, szmata, suka. Jednorazówka. Ale chciałem tego w sumie. Położył się na plecach. Założył ręce za głowę. Widok jego owłosionych pach mnie rozpalił. Rzuciłem się na niego. Aż jęknął z bólu. Twarz. Język. Tym razem to ja rządzę. Lizałem, aż było głośno. Szyja. Jego jęki mnie popychają coraz niżej. Mostek. Liżę. Sutki. Ssę. Gryzę. Jęczy. Liżę. Czuję, że jego kutas zaczyna się budzić. Schodzę niżej. Do pępka. Powtarzam to, co go obudziło. Jęczy. Głośno. Naprawdę głośno. Jego pała zaczyna wbijać mi się w brzuch. Twarda. Duża. O ja pierd.... Jaki mi go zasadzi, to się nie pozbieram. Dobra, jestem przy bokserkach. Liżę skórę przed gumką. Nie może się doczekać. O nie, nie, nie. Poczekasz sobie jeszcze trochę. Przewróciłem go na brzuch. Jęk zniecierpliwienia. Będziesz, ku..., błagał, żebym pozwolił ci skończyć. Leżę na nim. Sam, swoim kutasem wbijam się w niego. Liżę kark. Chucham. Muskam. Znów jęczy. Prosi, żebym nie przestawał. Jadę językiem wzdłuż kręgosłupa. Z powrotem w górę. Powoli w dół. Jeszcze boki. Po bokach. Czuję, że przechodzą go dreszcze. Dobra, zostawmy górę w spokoju. Stopy. Jezu, jakie piękne. Liżę od spodu.
– Pojeb*ło cię? Zostaw! To jakieś spedalenie – zbulwersował się.
– Uspokój się, zaraz ci się spodoba.
– Co ty, ku..., jesteś jakimś zawodowcem?
– Nie, robię to pierwszy raz...
– Jasne, kurw...
– Zamknij japę i ciesz się, że robię ci dobrze. Looz?
– Pieprz się.
– Zaraz będę – zripostowałem.
Dobra, zostawiłem stopy, ale łydki? Sorry, nie daruję. Powoli do góry, uda. Zaczyna mu się z powrotem robić dobrze. Czuję, jak pojękuje cicho. Przewracam go na plecy. Znów usta. Znów liżę. Znów sutki. Znów pępek. Znów gumka bokserek. Podnoszę powoli. Czuję napięcie. Ręka w slipki, o taaak... Te włosy, te gęste włosy. Nie raz je widziałem, kiedy się przebierał, zawsze zjeżdżały mu bokserki razem ze spodenkami, więc trochę można było zobaczyć. Tym bardziej, że zawsze nosił luźną bieliznę. Ale dobra. Podnoszę. Zdejmuję slipki. Jego pała prostuje się natychmiast. O maj gad... Teraz wierzę, że dziewczyny wiją się pod nim z rozkoszy. Ale ja... nie, ku... ja nie chcę... Jest boski. Piękny. Olbrzymi. Duża, odsłonięta główka. I do tego te wielkie jaja. Na jego twarzy widzę dumę z powodu mojego zachwytu. Jest teraz całkowicie nagi i chyba bezbronny. Chyba nie mógł się doczekać, bo swoją ręką mocno docisnął moją twarz do swojej gorącej męskości. Zakrztusiłem się, bo od razu wsadził mi ją do gardła. Dobra, zaczynam powoli. Ale jestem, ku..., podniecony... Zaraz się chyba zleję. Wysuwam język. Zaczynam od samego spodu. Później główka, dookoła. Jego jęki stają się maksymalnie głośne. Ale co mnie to boli. Teraz mi nie podskoczy. Nie interesuje mnie nic. Jadę w swoim tempie. Dla niego chyba za szybkie. Czuję drżenie jego mięśni. „Teraz!” – krzyczy, chwytając mnie za głowę i dopychając penisa do końca. Jego wszystkie mięśnie się napinają. Rozluźnienie. Spazmy. Jęk. Krzyk... Ciszej, ku..., obudzisz Michała... I czuję, jak wypełnia mnie jakiś płyn. Słony. Niedobry. Ale zrobię to dla ciebie. Ciesz się. Do ostatniej kropli... Adam pada wyczerpany. No to jeszcze mu dołożę. Zadzieram jego nogi do góry.
– Nawet nie próbuj – cofa się jak oparzony.
– Zostaw, nic ci nie zrobię...
Dotykam językiem jego jąder i zjeżdżam coraz niżej. Dochodzę do dziurki. Czuję to. Jego skurcz. Jęk, głośny, mega głośny. Prosi, żebym przestał. Ani myślę. Wjeżdżam tam językiem. Wwiercam się. Wchodzę. Sam rozchyla nogi. Po chwili boli mnie już kark i język. Przestaję. Padam na niego. Całus. Było super.
– Nikt nie zrobił mi tak nigdy. Nigdy takiej laski nie miałem.
– Widzisz – cmoknąłem go w pępek
– Przestań już z tymi czułościami. Nie jestem twój. Teraz pokaż, jak to się czuje z drugiej strony – i mnie podnosi i rzuca na poduszki. Robi to, co ja jemu przed chwilą. Nie jestem tak umięśniony jak on, jestem nawet chudy, ale chyba to mu nie przeszkadza. Znów widzę gwiazdy nad głową. Schodzi niżej, na szczęście robi to szybciej i mniej dokładnie niż ja, bo już bym się na niego dawno spuścił. Schodzi do penisa. Zaczyna od całowania pachwin. Dotyka językiem moszny. Ooo… Przechodzi mnie dreszcz. A teraz dobiera się do mojego... O, ja pierd... O kurw... Zaraz się spuszczę! Nie wytrzymam! Pociągnął może kilkanaście razy, a ja wystrzeliłem spermą na jego twarz. Wkurwił się, widziałem, ale nic nie powiedział, może dlatego, że ja jego spermę połknąłem. Więc zacisnął usta i przyjął to jak mężczyzna. Jak „mój” mężczyzna. Przynajmniej tej nocy „mój”. Położył się teraz obok mnie. Przytulił. Chwila ciszy.
– Naprawdę mnie chcesz? – zapytał.
– Naprawdę.
– Bardzo?
– Okropnie.
Sięgnął do szufladki w stoliku nocnym. Przygotował się sukinkot. „Durex”, heh. Zaśmiałem się cicho; te same, które oglądałem dziś po południu w sklepie. Założyłem. On przewrócił się na brzuch i oparł na kolanach i łokciach.
– Nie chcę tak – powiedziałem; Adam się zdziwił.
– A jak, ku...?
– Tak! – położyłem go na plecach. Podniosłem mu nogi i założyłem na swoje barki. Dotknąłem jego dziurkę penisem. Poczułem dreszcz jego ciała.
– Wchodź. Mocno...
Naparłem. Opór. Olbrzymi. Grymas bólu na jego twarzy.
– Wchodź, nie patrz na mnie. Zrób to. Jestem mężczyzną, wytrzymam.
Znów opór, nie mogę. Jeszcze raz. Z całej siły! Coś puściło. Jestem. Moja główka jest już w nim. Powoli pcham dalej...
– Szybciej, ku... – wyrzuca przez zaciśnięte zęby.
Pocałowałem go w usta i... pchnąłem na maksa. Krzyknął. Pojawiły się kropelki potu na jego czole. Teraz już pójdzie gładko, pomyślałem. I poszło. Byłem w nim. Mały mi tak zapulsował, że już myślałem, że od razu polecę... Hamulec. Pomogło. Teraz bawiłem się w nim. Raz szybciej, raz wolniej. Czułem się świetnie, połączony z jego ciałem. Radość z dominacji nad nim? Może. I znów szybciej. I wolniej. Kropelki potu. Zmieniliśmy pozycję. Teraz leżeliśmy bokiem. Nadal mogłem go całować. Lizałem jego plecy, wciąż pulsując w nim. Wiedziałem, że jego ból nie minął, w końcu to pierwszy raz. Ale był dzielny. Ma honor. Przyśpieszałem i zwalniałem, jak chciałem. Znów było blisko, hamowałem... Wróciliśmy do wcześniejszej pozycji, tyle, że jego nogi już nie leżały na moich barkach, ale oplatały moje uda. Moje usta spoczęły na jego ustach. I jazda na ful... Poczułem, że się zbliżam, że teraz już nie wyhamuję. Zauważył to. Wyskoczyłem z niego, zdążyłem zdjąć gumkę i wystrzeliłem... Poleciało aż na jego twarz, reszta po całym torsie. Ku..., nigdy nie miałem takiego mega orgazmu! Nie wiedziałem, co się dzieje! Padłem na nim, wyczerpany, sklejając nasze ciała moją spermą. Pocałował mnie. Ja zrobiłem to samo.
– Chcesz wejść we mnie? – zapytałem po chwili.
– Nie. Nie mam siły... – odpowiedział i przekręcił się bokiem, tuląc mnie do siebie i przykrywając nas kocem.
Oplotłem sobą jego ciało. Jeszcze raz pocałowałem go w usta, na dobranoc.
Świtało już. Nie wiem co będzie, jak się obudzę...

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin