Zrozumieć siebie.docx

(45 KB) Pobierz

Zrozumieć siebie

 

 

Moje odnalezienie siebie

 

 

 

 

 

 

 

 

Ta historia zdarzyła się właściwie przypadkiem. Ale to dzięki niej poznałem sam siebie i stałem się tym, kim jestem.

Urodziłem się w dużym mieście i poza krótkimi wyjazdami właściwie nie zakosztowałem życia poza betonową dżunglą. To miałby być pierwsze prawdziwe wakacje dla typowego mieszczucha, jakim byłem od zawsze - rodzice postanowili wysłać mnie do krewnych na wsi. Cieszyłem się na ten wyjazd. Gorąca, lipcowa pogoda i żar lejący się z nieba sprawiały, że w domu nie dawało się wytrzymać, a poza tym znajomi porozjeżdżali się we wszystkie strony, a ja zostałem sam jak palec.

Wujostwo mieszkali w pięknej, zalesionej okolicy, w pobliżu niewielkiego jeziorka. Prowadzili spokojne życie, od czasu do czasu oferując coś w rodzaju usług agroturystycznych. Uwielbiałem do nich przyjeżdżać, choć jak do tej pory były to tylko krótkie, weekendowe wypady z rodzicami. Tym jednak razem miałem u nich spędzić prawie miesiąc i to zupełnie sam.

Lipiec zapowiadał się więc fantastycznie, tym bardziej, że miałem szansę przebywać z Leszkiem. Leszek, czyli syn wujostwa to była w ogóle cała historia. Był starszy ode mnie o cztery lata (a w tym wieku to naprawdę duża różnica). Widywałem się z nim oczywiście rzadko - zwykle przy okazji jakichś rodzinnych uroczystości, ale uwielbiałem spędzać z nim czas. Był dla mnie przyjacielem, kumplem i trochę starszym bratem, którego nie miałem. Dla wychowanego pod rodzicielskim kloszem jedynaka był wzorem, którym chciało się być i któremu skrycie się zazdrościło. Też mnie chyba lubił – w każdym razie nigdy nie traktował mnie z góry, choć przecież z racji wieku nie byłoby w tym nic dziwnego. Gdy byliśmy mali, zawsze dawał pobawić się swoimi zabawkami, gdy podrośliśmy, nauczył mnie pływać, zabrał na żagle – i w ogóle zawsze miał czas, żeby się zająć pętającym się mu pod nogami smarkaczem.

Wujostwo przywitali mnie bardzo mile, choć oczywiście nie obyło się bez lamentów, jaki to ja jestem blady i zabiedzony. Może było w tym trochę prawdy, bo na tle Leszka musiałem wyglądać jak chuchro. Ja – miejski uczniak: przygarbiony i niezgrabny; on – zaprawiony w ciężkiej pracy, opalony i umięśniony jak rzymski gladiator. W każdym razie ciotka postawiła sobie za punkt honoru odżywić mnie i wykarmić. A wujek zaordynował, żebym pomagał Leszkowi w obejściu, co miało mi pozwolić na nabranie krzepy. Tyle, że Leszek mógł przez cały dzień na przykład machać widłami przerzucając siano w stodole, a ja po godzinie byłem spocony i zziajany jak zawałowiec na maratonie. Na szczęście Leszek w takiej sytuacji mrugał do mnie okiem i wysyłał mnie na odpoczynek. Zalegałem w cieniu i patrzyłem, jak pracuje, metodycznie i perfekcyjnie jak automat. Z zazdrością podziwem obserwowałem jego ruchy i żalem uświadamiałem sobie, że nigdy nie będę tak zbudowany jak on. Na szczęście nie mogłem się długo nad tym zastanawiać, bo Leszek prosił, aby mu opowiedzieć o moich planach i w ogóle o życiu w miescie. Interesowały go zwłaszcza studia, na które chciał się wybrać. Koledzy z jego klasy zwykle byli już w połowie uniwerku, a on marnował się na wsi. Ech – chciałbym mieć możliwość takiego marnowania się. Jezioro, żaglówka, cisza i spokój. Wiadomo, trawa po drugiej stronie płotu zawsze jest bardziej zielona...

Kiedy udało się odrobić większość prac, Leszek zabierał mnie nad jezioro. Spędzaliśmy tam całe dni, pływając, albo łowiąc ryby. I w tej dziedzinie Leszek mi imponował - swoją wiedzą. Dla mnie woda i las były wszędzie takie same, a on jakimś szamańskim sposobem wiedział, gdzie zarzucić przynętę, na której polanie rosną jagody, albo gdzie nie ma komarów. Patrzyłem na niego jak greenhorn na Winnetou.

Wieczorem udawaliśmy się na poddasze, do pokoju Leszka. Ciotka wstawiła tam dodatkowe łóżko, dzięki czemu mogliśmy gadać do nocy oglądając telewizję. Główną jednak atrakcją było piwo, które Leszek kupował w sklepie i przemycał do siebie. Ciotka i tak pewnie wiedziała, ale nie protestowała.

Minęły dwa tygodnie, wypełnione pracą – a co najgorsze, rannym wstawaniem. Wiedziałem, że z całych wakacji to będzie najgorsze – rodzice Leszka uważali, że ranne wstawanie należy do elementarnych obowiązków młodego człowieka. Na szczęście tego dnia, którego dotyczy ta historia, miała przyjść ulga - wujek z ciotką mieli jechać z samego rana na jakieś wesele na drugi koniec Polski. Leszek niby też miał zabrać się z nimi, ale w końcu stwierdził, że ktoś musi zostać na gospodarstwie. Od razu zaprotestowałem: przecież ja mogę wszystkiego dopilnować! Czyżby traktowali mnie jak dziecko? Leszek zaśmiał się tylko i zapytał, czy potrafię wydoić krowę. Zaczerwieniłem się ze wstydu, że nie pomyślałem o tak prostej rzeczy, ale nie mówił tego złośliwie. Klepnął mnie w plecy i dodał, żebym pamiętał o najważniejszej zasadzie.
- Jakiej?
- Jeśli doisz krowę, a ona się uśmiecha – to znaczy, że to jest byk...

Wujek parsknął śmiechem, a ciotka zamierzyła się na Leszka ścierką. W każdym razie stanęło na tym, że Leszek podrzuci rodziców do miasta na stację PKP – tym bardziej, że miał do załatwienia jakieś sprawy w urzędach. W każdym miał to być pierwszy dzień, kiedy miałem móc wstać o tej porze, o której chciałem.

* * *

Kiedy się obudziłem, w domu już nie było. Spojrzałem na zegarek – pół do jedenastej! To jest życie! Wygramoliłem się z wyra. Czułem się jak prawdziwy gospodarz. Właściciel samotnej hacjendy gdzieś w kolumbijskich górach, albo coś w tym stylu. W każdym razie Twardziel.

Jako początkujący polsko-kolumbijski macho uznałem, że najbardziej odpowiednim początkiem dnia będzie whisky i cygaro - a potem objazd posiadłości. Z braku właściwego asortymentu zdecydowałem się jednak na piwo (z zapasów Leszka pod jego łóżkiem) i papierosy (ze wstydem przyznaję – pozyskanych drogą bezzwrotnej pożyczki z szuflady). Uznałem, że piwo whiskopodobne ma stanowczo za mało procentów w stosunku do oryginału, wobec tego należy nadrobić to ilością. Wypiłem prawie duszkiem zawartość pierwszej puszki, a z drugą w ręku zszedłem na dół. Udało mi się wypalić papierosa, nawet specjalnie się nie krztusząc. Do śniadania pękła trzecia puszka złocistego trunku i zacząłem mieć naprawdę dobry humor. Najlepiej byłoby jeszcze się ogolić (maczetą, albo przynajmniej brzytwą jak przystało prawdziwemu facetowi) – ale niestety było to niemożliwe z braku zarostu. Pozostawała więc przejażdżka po okolicy. W szampańskim humorze skierowałem się do stajni.

Przy samym wejściu stał Biegun - silny, pracowity kasztan wujostwa. Imię konia było trochę na przekór stawianym przed nim zadaniom – bo przecież jego powołaniem była praca, a nie wyścigi. Ale widziałem, jak kiedyś Leszek jechał na nim wierzchem, więc czemu ja nie miałbym spróbować? Chrząknąłem dla odwagi i wszedłem w stajni.

Stajnia była duża i przestronna. Pachniała dziwnym, tajemniczym zapachem siana. Na ścianach wisiały najróżniejsze skórzane uprzęże, o których funkcjonowaniu nie miałem zielonego pojęcia. To był inny świat, nieznany i kuszący swoją obcością. Żałowałem, że nie mam szerokich kowbojskich spodni, albo przynajmniej kapelusza.

Może zabrzmi to dziwnie, ale dla mnie, typowego miejskiego dziecka, koń był wielkim i tajemniczym zwierzęciem. W niczym nie przypominał bezdusznych, zastygłych w papierowej pozie ilustracji w książkach. Był także inny od tych banalnych, galopujących majestatycznie wierzchowców widzianych w filmie. Wszędzie tam koń był płaskim obrazem, nierzeczywistym w swojej sterylności. Tu, w stajni, czułem jego dziwny zapach, widziałem jak drży jego aksamitna sierść, pokrywająca skórę rozpiętą na grubych, żywych węzłach mięśni. Małe obłoczki pary unosiły się z jego chrapów. Podniósł głowę znad żłobu, prychnął delikatnie i spojrzał na mnie pytająco. Wstyd mi było się przyznać przed sobą, ale onieśmielał mnie. Może nawet trochę się go bałem.

Nie mogłem jednak się do tego przyznać – nawet sam przed sobą. Wyciągnąłem więc rękę i poklepałem go po szyi, trochę zły na siebie za swoją miejską niepewność. Dziwny dreszcz przebiegł przez jego ciało, więc odsunąłem się kawałek, niepewny, czy nie zechce mnie kopnąć.

Obrzuciłem podejrzliwym spojrzeniem jego potężne ciało. Mój wzrok prześlizgnął się po mocnych udach. Same mięśnie. Wolałbym nie stanąć na drodze nogi poruszanej takim napędem. Potężne kopyta budziły respekt. W ogóle, Biegun zdawał się zbudowany z samych mięśni... I nagle, zupełnie niespodziewanie, mój wzrok spoczął na ciemnym kształcie wyglądającym zza pięknie wysklepionego brzucha. Przez chwilę nie wiedziałem co to jest – po czym, w jednej chwili, zalała mnie fala gorąca. To była przecież jego hmmm... męskość! Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego – w końcu, gdzie w mieście można coś takiego zobaczyć na żywo i z bliska? Cofnąłem się. Owładnęło mną dziwne uczucie, którego z jednej strony się bałem, a z drugiej byłem ciekaw. To, co się ze mną działo fascynowało mnie i frapowało. Czułem COŚ na widok wielkiego, męskiego narządu. Hormony nastolatka zmieszane z alkoholem pulsowały we mnie, przepełniając mnie tajemniczym dreszczem. Podnieceniem? Sam nie wiedziałem. To było jak pierwsze zaciągnięcie się wykradzionym papierosem.

Stałem bez ruchu, wpatrując się w stojącego spokojnie konia. I nagle w tym momencie zobaczyłem, że jego penis zaczyna się powiększać. Z początku niezauważalnie, ale za chwilę już szybko – rósł i pęczniał. Przełknąłem głośno ślinę. W uszach czułem szum krwi, a mój członek także drgnął.

Oblało mnie uczucie gorąca. Więc jak to? Staje mi na widok innego fiuta? Czyżbym był... no właśnie – nie chciałem nawet pomyśleć TEGO słowa. Nie, nie mogłem nim być. Nie ja! Ale przecież nie mogłem skłamać przed sobą – kusiło mnie, żeby dotknąć tego wielkiego kutasa, poczuć jak to jest, gdy w ręce trzyma się taki sztywniejący kształt. A on przecież nikomu nie powie... Podsunąłem się o krok i ostrożnie wyciągnąłem dłoń. Dotknąć go... poczuć, jak rozwiera mi palce, jak rośnie pod wpływem moich rąk...

Nagle usłyszałem za sobą kroki. Ktoś stanął w drzwiach do stodoły. Obróciłem się chowając rękę za plecami i czując jak twarz mi płonie. To był Leszek. Wrócił! Dlaczego nic nie słyszałem!? Tymczasem on wszedł do środka. Spojrzał na mnie wzrokiem, w którym tliły się wesołe iskierki. Widział! Musiał widzieć! Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Chciałam zapaść się pod ziemię – a on uśmiechnął się.

- Lepiej tego nie rób. On cię przecież nie zna. Mógłbyś się bardzo przykro zdziwić – powiedział po prostu
- Ja... ja... – dukałem, czując jak cała twarz pokrywa się czerwienią
Klepnął mnie porozumiewawczo w ramię.
- Spoko, nie tłumacz się. Każdy facet by mu pozazdrościł, nie? Zresztą, widać po tobie, że nie jesteś wyjątkiem – prychnął, wskazując na moje spodenki.
Spojrzałem w dół – fakt, nie dało się ukryć wybrzuszenia. Spodenki były co prawda luźne, ale nie mogło to ukryć tego, co się ze mną dzieje.
- Ja... ja – zacząłem się jąkać i nagle poczułem, że nie zniosę takiego upokorzenia. W nagły odruchu bezrozumnego gniewu popchnąłem Leszka na ścianę i pędem wybiegłem na podwórze. Przemknąłem przez bramę i biegłem bez opamiętania, aż zatrzymałem się w lesie. Dopiero chłodny cień drzew przywrócił mi jasność myślenia. Zachowałem się jak idiota. A co gorsza – zamiast trzymać dobrą minę do złej gry i obrócić wszystko w żart tylko pogorszyłem sprawę.

Usiłowałem dojść do siebie. Co powinienem zrobić? Najpierw miałem prosty plan: unikać ludzi – jak tylko długo by się dało. Wiedziałem jednak, że prędzej czy później będę musiał się zmierzyć ze spojrzeniem w ich twarze. To było najgorsze – bo choć o całej sprawie nikt zapewne nie wiedział, to czułem się tak, jakby cała wieś już miała mnie na językach. Na takich dołujących przemyśleniach zeszły mi prawie dwie godziny. Cholera, czas płynął, a ja nadal nie wiedziałem co robić. Gryzłem się z myślami. W końcu jednak trzeba było jednak wziąć byka za rogi. Niepewnym krokiem wróciłem do gospodarstwa. Pusto. Odczułem wielką ulgę. I tak trzeba to będzie jakoś załatwić – ale wyrok został odwleczony. Znalazłem klucz w umówionym miejscu. Na stole w kuchni leżała kartka: „Wyjechałem na zakupy, będę po 19:00. L”.

Po pierwsze poszedłem do sklepu i kupiłem piwo. Na szczęście sprzedawczyni nie miała oporów. Potem, obładowany puszkami wróciłem „do obejścia”. Zawlokłem ciężki plecak na górę i położyłem się na wyrku. Cholera, co tu dalej robić...?

Leszek wrócił nawet później, niż początkowo planował. Tym razem usłyszałem jego samochód i zszedłem na dół. Kiedy zjawiłem się na podwórku, Leszek właśnie wypakowywał jakieś kartony z samochodu. Podszedłem do niego z bijącym sercem. Jak się zachować?
- O, jesteś – stwierdził po prostu – Znalazłeś kartkę?
Przełknąłem ślinę.
- Tak...
- Kupiłem w końcu te kafle do nowej łazienki, zrobię starszym niespodziankę. Fajne, hiszpańskie. Tylko ciężkie jak cholera... Wziąłem też gres, zrobimy przedpokój i wymienimy podłogę w kuchni.
- Słuchaj – zebrałem się na odwagę – Przepraszam za ten wybryk rano. Zachowałem się jak kretyn.
Roześmiał się.
- Nie żartuj, spoko. Może ja przesadziłem. Nie chciałem, żebyś się głupio poczuł. Wiesz, nas na wsi takie żarty to nic nienormalnego. Gdybyś wiedział, jaki ja byłem podjadany, jak pierwszy raz widziałem, jak ogier kryje klacz. Rozumiesz, prowincja, my tu prości ludzie jesteśmy – wyszczerzył zęby w uśmiechu
- Wiesz, ja...
- Nic nie mów, tylko się bierz za te kafle. Jak się spiszesz, to wieczorem zrobimy sobie fajrant. Mam jeszcze jedną niespodziankę.
Co za gość! Potrafił to tak rozegrać, jakby nic się nie stało. Poczułem, że zalewa mnie fala wdzięczności i ulgi. Chwyciłem pudło z kaflami i aż jęknąłem pod ich ciężarem. Tymczasem Leszek, jak gdyby nigdy nic, załadował sobie trzy takie pakunki i pogwizdując pomaszerował na piętro.

Noszenie kafli zajęło nam resztę dnia. W końcu, zmordowani i zmęczeni (choć Leszek przeniósł na pewno dużo więcej ode mnie), dowlekliśmy się do kuchni. Zjedliśmy kolację, która smakowała jak nigdy. Byłem tak skonany, że nawet myśl o tym, żeby wstać i zmusić obolałe członki do udania się pod prysznic była koszmarem. A co dopiero mówić o tym, żeby wspiąć się na górę do sypialni. Zresztą nawet Leszkowi nie chciało się wstawać.
- Dzięki za pomoc – powiedział sennie - Bałem się, że nie zdążymy ze wszystkim.
- Jaką pomoc, ja tylko statystowałem – mruknąłem
- Po pierwsze: to nie prawda, a po drugie przynajmniej miałem z kim gadać. W każdym razie, obaj zasłużyliśmy na odpoczynek.
- Właśnie, mówiłeś coś o jakiejś niespodziance...?
- A, prawda – Leszek klepnął się w czoło – Kupiłem odtwarzacz DVD. Mam dość oglądania filmów na laptopie. Możemy sobie wieczorem coś obejrzeć. Kupiłem też niezłe, szwabskie piwo – chyba, że wolisz coś innego?
- A może lepiej po wódeczce? – zaprotestowałem nieśmiało – Wiesz, nie ma ciotki, to mamy okazję napić się jak prawdziwi faceci...
Leszek pokiwał głową.
- Mogę ci zrobić, jeśli chcesz. Ale jeśli swoją męskość chcesz udowadniać rodzajem pitego alkoholu...
Zaczerwieniłem się.
- Masz rację, zdaję się na ciebie.
- Dobra, to wyciągnij browarki z lodówki, a ja człapię pod prysznic.

Kiedy Leszek zwolnił kabinę, ja zająłem jego miejsce. Błogosławiony strumień gorącej wody działał kojąco na moje mięśnie. Dopiero teraz poczułem, jak BARDZO jestem zmęczony. Cholera, jak ja mu zazdrościłem pięknej muskulatury, niewymuszonej gracji ruchów i proporcjonalnie zbudowanego ciała. Ech... Nie musiałem patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, jak wyglądam. Typowy wyrośnięty nastolatek - już nie dzieciak, ale jeszcze nie facet. Ręce za długie, klatka jak u suchotnika, na klacie dwa włoski na krzyż... Porażka.

W końcu wylazłem spod prysznica i wytarłem ciało w puszysty ręcznik. Krew zaczęła szybciej krążyć. Kiedy opuściłem łazienkę, okazało się, że Leszek jest już na górze i właśnie montuje nowiutki, pachnący plastikiem odtwarzacz DVD. Szło mu to nie najlepiej – kable były co prawda podłączone, ale obrazu nie było. Na szczęście trochę się na sprzęcie znam szybko odkryłem w czym rzecz. Wystarczyło nacisnąć klawisz AV i na ekranie telewizora pojawiło się logo producenta. Po raz pierwszy byłem w czymś lepszy od Leszka. Sprawiło mi to szaloną przyjemność, choć usiłowałem to ukryć. W końcu mogłem coś mu dać od siebie...

- No, bracie – gwizdnął – Magik z ciebie. Jeśli przyjadę do miasta, będziesz mi musiał dać jakieś korepetycje z techniki, żebym nie wyszedł na wieśniaka.
- Nie ma sprawy, zawsze do usług – klepnąłem go w plecy – A kiedy się do nas wybierasz?
- Nie wiem, myślałem, żeby w końcu zapisać się na studia. Ale do tego trzeba by jakąś pracę mieć... - zawahał się – Mam już coś na oku, ale nie chcę zapeszyć. No i muszę poszukać jakiejś chaty
- A może u nas? Rodzice by się ucieszyli? Fajnie by było! – ucieszyłem się na samą myśl
- Nie, odpada – pokręcił głową Leszek – Macie mało miejsca, a poza tym wiesz, nie po to się wyrywam z domu, żeby trafić pod czujną opiekę cioci.
Zmarkotniałem.
- Szkoda, moglibyśmy fajnie spędzać czas. Ale rozumiem doskonale. Własne lokum, luz i swoboda. Browarek w lodóweczce, imprezki. I laski mogą nocować.
- To też – wyszczerzył się – Wiesz, od czasu do czasu fajnie jest, jak ktoś rano wstanie i zrobi ci śniadanie do łóżka. Albo zrobi miłą pobudkę.
- No ale jak będziesz robił imprezki, to mnie chyba zaprosisz?
- Jeszcze się pytasz? Kto by mi sprzęt poustawiał! – prychnął – I piwo podawał, jeśli rozumiesz co mam na myśli?
- Się robi – stanąłem na baczność, zasalutowałem i nalałem złocistego, pieniącego się browarka.
- O, taaaak - Leszek wypił od razu połowę i westchnął – Tego mi było trzeba.
Chłodne piwo było doskonałym zwieńczeniem dnia. Szybko też zaszumiało mi w głowie. Zmęczenie robiło swoje. Szmerek był lekki, ale jednak...
- To co oglądamy – spytał Leszek – Bo przyznam się, że nie mam wiele do pokazania. Zapomniałem kupić.
- Ech, trzeba było powiedzieć – mruknąłem – W domu mam pełno pościąganych filmów.
- Dobra, wrzucę pierwsze-lepsze, zobaczymy jak odtwarza.
- Oglądamy z wyrek?
- Jasne. Tylko piwa trzeba więcej przynieść.
- Mówisz-masz – uśmiechnąłem się i wysunąłem spod łóżka plecak wypełniony puszkami – To na przeprosiny za durne zachowanie rano
- O, przygotowałeś się... Dobrze że rodzice wracają dopiero po poprawinach, bo by mi nawtykali, że cię deprawuję. A z tymi przeprosinami, to czy ty na głowę upadłeś? – Leszek postukał się w czoło wymownym gestem – Za co chcesz przepraszać? Nie gadaj głupot, lepiej otwórz co trzeba, a ja spróbuję włączyć film.

Uruchomienie projekcji nie nastręczyło problemów. Dla uczczenia tego sukcesu odpaliliśmy po kolejnym browaru. Wygłosiłem parę niby-mądrych uwag o sprzęcie. Nie to, żebym był taki dobry w te klocki, ale mam znajomych, którzy nic innego nie robią, tylko siedzą w komputerach i przy obróbce video. Coś tam liznąłem z ich wiedzy. W każdym razie chyba zaimponowałem Leszkowi. Poprosił mnie o pomoc w wyborze sprzętu, kiedy już zrealizuje plan przeniesienia się do miasta. W sumie niewiele czasu pozostało – zajęcia na uczelni rozpoczynały się w październiku. Ech, fajnie będzie mieć takiego kumpla... Zaczęliśmy gadać, mocno przepijając browarami. Leszek miał jak zwykle mocną głowę, a ja próbowałem dotrzymać mu tempa. Po jakimś czasie zorientował się, że straciliśmy wątek, tego co działo się na ekranie.

- Coś chyba ten filmik nie bardzo nam pasuje? – uśmiechnął się
- No fakt, nie wchodzi za bardzo. W każdym razie gorzej niż browarki.
Wygramolił się z łóżka.
- Dobra, znajdziemy coś innego – mruknął.
Wyciągnął karton z płytami i zaczął czytać tytuły. Tyle, że wszystkie widziałem, albo nie specjalnie miałem chęć obejrzeć, więc trochę marudziłem.
- Wszystko już widziałeś? – zdziwił się Leszek
- Wiesz, ściągam z netu...
- No tak, my tu zacofani jesteśmy – mruknął – Mam co prawda laptopa, ale sieci tu nie ma. Rodzicom nie jest potrzebna, a ja się chcę zakładać, jeśli mam się wyprowadzić.
- Nie no, spoko, możemy oglądać cokolwiek. Jeszcze jedno piwko i będzie mi zupełnie wszystko jedno - zachichotałem
- No coś bym włączył jednak, żeby się przyjemniej zasypiało – Leszek też chyba już czuł skutki browarów - Cholera, wygląda na to, że poza tym, co odrzuciłeś to mam już tylko same kosmate filmiki...
Nie wiem, co mnie wtedy podkusiło – może to było wypite po ciężkim, męczącym dniu piwo. W każdym razie zapaliłem się do pomysłu.
- Dobra, dawaj. Niech będą świerszczyki. Co tam masz?
Parsknął śmiechem.
- Wszystko.
- Wybierz na chybił trafił – poprosiłem. Ciekawe, co tam ma...

Wsunął płytkę do odtwarzacza i odpalił, po czym wrócił do łóżka, nie zapominając jednak o kolejnej puszce dla siebie i dla mnie. Zanim film się rozpoczął, rozpoczęły się reklamówki. Poczułem przyjemny dreszcz. Byliśmy sami, poza rodzicielską kontrolą, po paru piwkach... Przyjemnie rozluźnieni. Ech, jeśli tak wygląda dorosłe życie... Szkoda, że nie ma tu jakichś lasek. Nie miałem ostatnio okazji robić sobie dobrze, więc mój mały na pierwszą myśl od razu zbudził się do życia. Cholera, przydałoby się go dotknąć... Popatrzyłem ukradkiem na Leszka, ale chyba zorientował się, bo w tej samej chwili obrócił głowę i spojrzał na mnie. Zanim uciekłem wzrokiem uśmiechnął się porozumiewawczo.

- To co, chyba nie musimy trzymać rączek na kołderce? Nie wiem jak tobie, ale mnie już ciasno w gatkach...

Zwalił mnie z nóg takim tekstem. Znaczy co: mamy sobie robić dobrze przy świadkach? Zawsze robiłem to sam... Cóż, prawdę mówiąc nie było z kim tego robić. Ale czy można robić to tak na oczach drugiego gościa? I to faceta? Dla mnie do tej pory to było takie trochę wstydliwe – nawet nie rozmawiałem o tym z nikim. Ale skoro Leszek nie widzi w tym nic dziwnego...

- No, aktorzy jeszcze się nie rozgrzali, ale fakt, ja też mam sztywnego – mrugnąłem okiem i (trochę zdziwiony własną odwagą) wpakowałem rękę pod kołdrę.

Rzuciłem okiem na ekran. Dwóch kolesi przyprowadziło do pokoju dziewczynę. Niezbyt może ładną, ale za to cycatą jak cholera. Miała ładne, duże piersi – choć takie trochę opadające. Ciężkie, naturalne – a nie jak te silikonowe lale. Przykrywał je szarawy sweterek... Oj, chętnie bym zobaczył, co się pod nim kryje... Dwóch gostków, na oko nawet od niej młodszych prezentowało różne typy urody. Blondyn, o krótko przystrzyżonych włosach ubrany był w kanarkowożółtą bluzę, brunet – w szarobury sweter. Wow! Trójkącik się szykował - fajna sprawa!

Dotknąłem mojego rosnącego przyjaciela. Na razie tylko przez materiał, delikatnie. Pogładziłem rosnący namiot przesuwając po nim dłonią. Obietnica pieszczoty. Obietnica spełnienia. Czułem, jak się powiększa. Czułem, jak robi się coraz cięższy. Mrrrrr...

Nagle gdzieś w głowie pojawiła się dziwna myśl, że w tej samej chwili dokładnie to samo czuje Leszek. Że jego kutas tak samo reaguje na rozgrywającą się na ekranie scenę. Że też rośnie, staje się coraz większy, że jego główka robi się coraz bardziej nabrzmiała. Poczułem się dziwnie, ale nie było to nieprzyjemne. Był mi tak bliski, a przez dzielenie tej męskiej przyjemności poczułem, że łączy mnie z nim coś w rodzaju jakiejś wspólnej tajemnicy. Sięgnąłem głębiej i odsunąłem materiał majtek. Ciekawe, czy Leszek też w tej chwili robi to samo? Czy też właśnie pieści palcami aksamitny, gruby wał napletka?

Zaryzykowałem szybkie spojrzenie na drugie łóżko. Kołdra na wysokości bioder Leszka poruszała się niedwuznacznie. Uświadomiłem sobie, że leżący obok facet właśnie robi sobie dobrze. Fala gorąca przeszła przez moje ciało. Nie da się ukryć, że byłem prawiczkiem. Nigdy nie znajdowałem się w sytuacji obok kogoś, kto... Popatrzyłem na jego twarz. Rozluźnioną i zadowoloną. Gdzieś na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech. Oderwał oczy od ekranu i spojrzał wprost na mnie. Zesztywniałem cały, czując się jak przyłapany na gorącym uczynku sztubak.

- Podoba ci się? – ni to powiedział, ni to wyszeptał gardłowym, cichym głosem
Zabrakło mi tchu w płucach. O czym on mówi?!
- Lubię ten film – zamruczał
- A, tak, filmik niezły – jęknąłem. Bałem się, że pytał, czy podoba mi się patrzenie, jak pod kołdrą dogadza swojemu fletowi. Co gorsza, nagle uzmysłowiłem sobie, że takie przyłapanie na tym, że mu się przyglądam z niezrozumiałych przyczyn podniecało mnie. Czy to samo czułem rano, w stajni?

Spojrzałem na ekran. Laska tkwiła na kanapie, wciśnięta pomiędzy obu facetów. Pomagali właśnie zdjąć jej ubranie. Obfite piersi wychynęły spod sweterka. Wow... Obu towarzyszącym jej ogierom też się to spodobało. Jeden przyssał się do jej sutków, a drugi, siedząc za nią całował ją po szyi. Ujął jej piersi w dłonie i zapraszającym ruchem podawał je przyjacielowi. Moje tętno skoczyło od razu. Przestałem się wahać. Skoro Leszek pokazuje mi taki film, to co ja mam się krępować. Objąłem dłonią mojego rycerzyka. Wolnymi ruchami zacząłem masować go... w górę i w dół, starając się dopasować do ruchów na ekranie. Przymknąłem oczy i wyobraziłem sobie siebie w tej scenie. I nagle pomyślałem sobie, że fajnie by było mieć obok siebie Leszka. Dzielić się z nim dziewczyną, dzielić się przeżyciami. Dzielić się uniesieniem.

Czy gdybym miał dziewczynę, podzieliłbym się z nim? Cholera, coś mi mówiło, że ja bym nie miał nic przeciwko. Zobaczyć go w akcji... Ciekawe, czy wszędzie jest tak dobrze zbudowany... Tymczasem akcja na ekranie nabierała tempa. Dziewczyna obdarzyła chłopaków czarującym uśmiechem i zajęła się ich kutasami. Dla każdego miała jedną, sprawną rączkę. A potem klasyka – jeden dostaje lodzika, a drugi zapina od tyłu... Znowu ukradkiem spojrzałem na Leszka. Przesuwający się pod kołdrą wzgórek nie pozostawiał wątpliwości, co robi.

- Niezła akcja, co? – powiedziałem półgłosem
- Będzie lepiej potem – odpowiedział – Ale nie wiem, czy dotrwam. Mam niezłą chcicę. Dawno nie było okazji sobie ulżyć
- No to tak jak ja – powiedziałem – Jakby mi teraz położyła rękę na fiucie, to spuściłbym się w trzy sekundy
Leszek nie odpowiedział. Spojrzałem na ekran i odjęło mi mowę. Oczekiwałem, że faceci wezmą dziewczynę na dwa baty, w końcu to dość typowa końcówka takiego układu – sporo tego widuje się w ściągniętych z Internetu filmikach. Tymczasem stało się coś zupełnie innego. Harująca trójka zmieniła pozycję i nagle... jeden z chłopaków położył rękę na członku drugiego. Swoim kutasem rżnął panienkę, aż furczało, ale jednocześnie dłonią bawił się fiutem przyjaciela. Któremu to przyjacielowi najwyraźniej cholernie się to podobało! Zafascynowany, nie mogłem oderwać wzroku od rozgrywającej się sceny. To było takie inne, takie dziwne... ale jednocześnie w dziwny sposób podniecało mnie. Mój pałka stała tak, jak nigdy w życiu.
- O, kuśwa... – jęknąłem
Nie mogłem przestać oglądać. Akcja rozwijała się coraz bardziej. Aż końcu podniecony do granic przyjaciel wstał i ustawił się za swoim kompanem. Przytulił się do niego i popchnął na dziewczynę. Ciała obu facetów zetknęły się w niedwuznacznej pozycji. Nie wierzyłem własnym oczom... Co czuł ten gość w środku!? I dlaczego się na to zgadzał? Nie rozumiałem tego, ale gdzieś w środku zaczęło narastać we mnie podniecenie... podniecenie wywołane widokiem faceta...

Przez długą chwilę nie uświadamiałem sobie co się ze mną dzieje. A przynajmniej chciałem wyprzeć z siebie tą świadomość. Ale przecież nie mogłem zaprzeczyć temu, co się ze mną działo. Gorączkowo usiłowałem sobie wyobrazić, co można czuć w takiej sytuacji. Mokra, wilgotna szparka dziewczyny obejmuje twojego kutasa, a na tyłku czujesz sztywną, aksamitną pałę... Przymknąłem oczy, wyobrażając sobie tę scenę i słuchając dochodzących z ekranu głosów. Kiedy otworzyłem ponownie oczy, scena znowu się zmieniła. Dziewczyna rozwaliła się na kanapie w lubieżnej pozie i masowała sobie piersi, a jeden z facetów ustawił się nad nią. Nie wchodził jednak do środka, ale pozwalał aby drugi facet masował mu pałę. Trzymając ją w ręku drażnił cipkę laski, która głośno jęczała z rozkoszy.

Westchnąłem głośno. Leszek spojrzał na mnie.
- Niezła jazda, nie?
- Stary, nigdy czegoś takiego nie widziałem! Kuśwa, do musi być genialne uczucie, gdy ktoś się tobą zajmuje z taką wprawą... – palnąłem bez namysłu, zanim jeszcze znaczenie tych słów dotarło do mnie

I wtedy właśnie usłyszałem, jak Leszek wstaje. Podszedł do mojego łóżka, usiadł na jego brzegu i spojrzał na mnie. Zapamiętałem wyraz jego oczu do dziś, choć wtedy mój umysł był odurzony piwnymi procentami i hormonami buzującymi w żyłach.
- Pomóc? – zapytał miękko

Spojrzałem na niego na wpół przerażony, na wpół nierozumiejący. W jednej chwili przed moimi oczami stanęła poranna scena w stajni, a tysiąc pytań wybuchło w mojej głowie. Uważa mnie za... no.... za takiego co lubi facetów? Słowa takie jak pedał czy gej moja podświadomość rozpaczliwie wtłaczała w niebyt, jakby mogło to cokolwiek zmienić. Co powinienem zrobić? Zbluzgać go? Odepchnąć? Ale przecież – uświadomiłem to sobie z jakąś dziwną fascynacją - moje ciało, wyzwolone z pęt upojonego alkoholem umysłu chciało tego. Chciało, żeby mnie dotknął, żeby mi pokazał, żeby mi pomógł...
Leszek chyba był świadom targających mną rozterek.

- Nie przejmuj się, to w sumie normalne... – powiedział cicho, ale głos także mu się załamał – Jak nie ma dziewczyn w okolicy, trzeba sobie jakoś pomagać...

Jak ja mu byłem wdzięczny za te słowa! Pomagały jakoś wspólnie przejść przez tę granicę, przed przekroczeniem której jeszcze usiłowałem się wzbraniać. Tak, to przecież normalne. Nie ma tu żadnej dziewczyny, więc chyba możemy się rozładować...? Od jednego razu nie stanę się przecież... A przynajmniej się dowiem, jak to jest, gdy dotyka cię ktoś inny...

Wszystkie te myśli przelatywały mi przez głowę w ułamkach sekund. Alkohol zawsze tak na mnie działa. Mogę mieć kłopoty z wypowiedzeniem prostych słów, mogę chwiać się na nogach, ale mój mózg pracuje jak podkręcony procesor.

- To jak...? – usłyszałem pytanie – Chcesz?

To nie ja zdecydowałem się. To moje ciało zrobiło to za mnie. Obserwowałem z fascynacją i przerażeniem, jak moja ręka sama, bez udziału mej woli, unosi się i odsuwa przykrywającą mnie kołdrę. Odsłoniłem przed Jarkiem najintymniejsze moje przeżycie, jakbym wraz ze zrzuceniem pościeli odsłaniał się przed nim całkowicie. Popatrzył w dół, tam gdzie druga dłoń zaciskała się na wyprężonym jak struna członku. A potem spojrzał na mnie

- Fajny... - powiedział głosem pełnym jakiejś dziwnej czułości

Serce załomotało mi w piersi. Cholera, w TAKIEJ sytuacji facet TAK o mnie mówi (a może o moim kutasie?) Dlaczego to sprawia mi to taką szaloną radość?
I wtedy wyciągnął rękę i delikatnie położył na mojej zaciśniętej na członku garści.

- Daj mi go – szepnął – I ciesz się chwilą...

Spełniłem jego polecenie. Czułem się bosko. Adrenalina, świadomość przekraczania granicy, łamania czegoś, co jeszcze wczoraj było dla mnie tabu podniecała mnie na maksa. Po raz pierwszy w życiu poczułem czyjąś obecność. Czyjś dotyk na swoim członku. Cholera, nikt nigdy tego nie robił! I nigdy w życiu mi tak mocno nie sterczał...

Leszek poruszył dłonią. Najpierw powoli, w górę i w dół, jakby testując, czy jeszcze się nie wycofam. A ja myślałem, że wylatuję w kosmos. To było niesamowite, porażające, szalone. Zacisnąłem spazmatycznie palce na pościeli, a spomiędzy moich zaciśniętych ust wydobył się zduszony jęk.

Ruchy Leszka przyspieszyły a ja poczułem, ze wchodzę na jeszcze wyższy poziom rozkoszy, choć jeszcze przed chwilą przysiągłbym, że to niemożliwe. Poddałem się cały jego pieszczotom, otworzyłem przed nim, zatopiłem w bezgranicznym zaufaniu do niego. Moje wątpliwości i rozterki rozwiały się jak mgła w promieniach wschodzącego słońca. Byłem jego, należałem do niego cały. Zrobiłbym wszystko, żeby tylko nie przestawał.

Doznania, których doświadczałem, były jednocześnie obce i nowe. Kiedy robiłem to sam, wiedziałem kiedy nadejdzie orgazm, bo to moje ruchy prowadziły do niego. Teraz było inaczej. Obca dłoń panowała nade mną. Całkowicie. To od niej zależało, kiedy wytrysnę. Nie miałem na to żadnego wpływu. Świadomość tego była tak szalenie podniecająca, że sama myśl o tym, przywodziła mnie na granicę obłędu.

Leszek bawił się mną. Przeciągał nadejście orgazmu, czytając z moich ruchów jak z książki. Gdy tylko sprężałem się cały, wypychając biodra do przodu, zwalniał na chwilę i pozwalał opaść podnieceniu. Chciałem go błagać, aby zakończył tę seksualną torturę, ale pragnąłem też, żeby zajmował się mną dłużej. Bałem się, że gdy dojdę, wszystko się skończy i zostanę sam, zaspokojony, ale przerażająco samotny.

Chyba wyczuł mój strach. Nagle poczułem, jak delikatnie kładzie się obok mnie. Dotknięcie jego ciała było jak porażenie prądem. Momentalnie otworzyłem oczy. Przez głowę przebiegła mi tylko jedna myśl: leżę w łóżku z półnagim facetem. Z facetem, który daje mi właśnie najwspanialszą jazdę w życiu. Czuję obok jego twarde, gorące ciało. I podoba mi się to. Chcę tego. Ja pierdolę, co się ze mną dzieje... Popatrzyłem mu w czy. W wielkie, błyszczące nade mną, piękne oczy. Chyba zrozumiał, co chcę mu powiedzieć. Nachylił się nade mną.

- Genialnie wyglądasz... - zamruczał – I masz absolutnie fantastyczną pałę. Ręka sama na niej chodzi.

Z moich ust wyrwał się cichy jęk. Słowa Leszka działały na mnie chyba tak samo mocno, jak jego powolne, pewne ruchy. Ale on miał już chyba dość zabawy.

- Teraz chcę zobaczyć jak dochodzisz – powiedział cichym, ale naglącym głosem, przyspieszając jednocześnie zdecydowanie ruchy dłoni – Chcę zobaczyć, jak się spuszczasz. Zrób to. Spuść się!

Te słowa i nagła zmiana tempa podziałały jak zaklęcie. Jak ostroga wbita w bok konia. I te jego palce... W jednej chwili przez moje ciało przebiegł spazm rozkoszy. Wbiłem dłonie w łóżko, wyprężając się jak struna... Z moich ust wydarł się krótki okrzyk, którego nie potrafiłem stłumić. Poczułem ten niesamowity stan, gdy struga spermy przedziera się na świat... Orgazm, który przyszedł, zapamiętam do końca życia. Pierwszy orgazm, który przeżyłem z kimś. Z mężczyzną. Z facetem, z którym straciłem dziewictwo.

Sekundy płynęły, a świat wokół mnie wirował tysiącem barw. Przymknąłem oczy. Czułem każdą komórkę mojego ciała. Wibrowała na przemian rozkoszą i ulgą spełnienia. Leszek nadal leżał koło mnie, spokojnie obejmując mojego więdnącego członka w opiekuńczym, delikatnym uścisku. Po jego palcach spływała gorąca, gęsta sperma. Moja sperma. W końcu, po chwili która trwała rozkosznie długo, powróciła rzeczywistość.

Bałem się spojrzeć mu w twarz. Bałem się tego, co czułem. Bałem się rozkoszy, którą mi dał i nie wiedziałem, jak się zachować. Gdzieś w umyśle zaczęło się skradać ku mnie palące uczucie wstydu. Usłyszałem głosy kumpli, którzy wyzywają mnie od pedałów. Coś chwyciło mnie za gardło... I wtedy usłyszałem głos Leszka. Spokojny, kojący... bliski.

- To było piękne... Wiesz, jak zarąbiście wyglądałeś? Chciałem to robić jeszcze dłużej... ale chciałem też zobaczyć, jak dochodzisz.

W jednej chwili coś we mnie pękło. Było mi dziwnie – z jednej strony gorzko, z drugiej strony słodko... Ale nie mogłem zapomnieć tego, co przed chwilą stało się moim udziałem. I komu to zawdzięczam. Poczułem ostry, niepowtarzalny zapach spermy. Mojej spermy, która spływała po jego palcach. Zawsze lubiłem ten dziwny, niepokojący aromat pozostający po każdej udanej solówce (choć dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo mnie podniecał). Ale w tej samej chwili dotarło do mnie, że ten wytrysk wywołał u mnie facet.

Obróciłem się na bok, kładąc się twarzą w twarz z Leszkiem. Leżał koło mnie, nagle zesztywniały, jakby i on uświadomił sobie, co ze mną zrobił. Może, gdybym był trzeźwy, wykopałbym go z łóżka. Albo zrobił coś innego. Ale dzięki wcześniejszemu pijaństwu, jakiekolwiek hamulce jeszcze u mnie nie działały, więc po prostu przysunąłem się do bliżej. Potrzebowałem tego – nawet jeśli nie byłem tego świadom. Mój penis, teraz sflaczały i błyszczący od śliskich resztek białego płynu zetknął się z wydatnym wzgórkiem wypychającym materiał jego majtek. Zrobiło mi się gorąco. Uświadomiłem sobie, że Leszek jest podniecony. I - co sprawiło mi nagłą i dziką radość – wiedziałem, że to ja byłem źródłem tego podniecenia. W tej chwili nie liczyło się nic, poza wypełniającą mnie chęcią sprawienia mu rozkoszy. Moja twarz była tuż przy jego twarzy. Czułem jego niespokojny, urywany oddech. Promile wypitego alkoholu jeszcze we mnie krążyły, bo inaczej chyba nigdy nie zdecydowałbym się na to, co za chwilę uczyniłem.

- Moja kolej – powiedział...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin