Łukjanienko Siergiej - Lord z planety Ziemia - 01. Warto umrzeć za księżniczkę, 02. Planeta, której nie ma, 03. Szklane morze.pdf

(2728 KB) Pobierz
Łukjanienko Siergiej - Lord z planety ziemia
Siergiej Łukianienko
Lord z planety Ziemia
Przekład Ewa Skórska
Pami ę ci Witalija Iwanowicza Bugrowa
19983842.103.png 19983842.114.png 19983842.125.png 19983842.136.png 19983842.001.png 19983842.012.png 19983842.023.png 19983842.034.png 19983842.045.png 19983842.056.png 19983842.059.png 19983842.060.png 19983842.061.png 19983842.062.png 19983842.063.png 19983842.064.png 19983842.065.png 19983842.066.png 19983842.067.png 19983842.068.png 19983842.069.png 19983842.070.png 19983842.071.png 19983842.072.png 19983842.073.png 19983842.074.png 19983842.075.png 19983842.076.png 19983842.077.png 19983842.078.png 19983842.079.png 19983842.080.png 19983842.081.png 19983842.082.png 19983842.083.png 19983842.084.png 19983842.085.png 19983842.086.png 19983842.087.png 19983842.088.png 19983842.089.png 19983842.090.png 19983842.091.png 19983842.092.png 19983842.093.png 19983842.094.png 19983842.095.png 19983842.096.png 19983842.097.png 19983842.098.png 19983842.099.png 19983842.100.png 19983842.101.png 19983842.102.png 19983842.104.png 19983842.105.png 19983842.106.png 19983842.107.png 19983842.108.png 19983842.109.png 19983842.110.png 19983842.111.png 19983842.112.png 19983842.113.png 19983842.115.png 19983842.116.png 19983842.117.png 19983842.118.png 19983842.119.png 19983842.120.png 19983842.121.png 19983842.122.png 19983842.123.png 19983842.124.png 19983842.126.png 19983842.127.png 19983842.128.png 19983842.129.png 19983842.130.png 19983842.131.png 19983842.132.png 19983842.133.png 19983842.134.png 19983842.135.png 19983842.137.png 19983842.138.png 19983842.139.png 19983842.140.png 19983842.141.png 19983842.142.png 19983842.143.png 19983842.144.png 19983842.145.png 19983842.146.png 19983842.002.png 19983842.003.png 19983842.004.png 19983842.005.png 19983842.006.png 19983842.007.png 19983842.008.png 19983842.009.png 19983842.010.png 19983842.011.png 19983842.013.png 19983842.014.png 19983842.015.png 19983842.016.png 19983842.017.png 19983842.018.png 19983842.019.png 19983842.020.png 19983842.021.png 19983842.022.png 19983842.024.png 19983842.025.png 19983842.026.png 19983842.027.png 19983842.028.png 19983842.029.png 19983842.030.png 19983842.031.png 19983842.032.png 19983842.033.png 19983842.035.png 19983842.036.png 19983842.037.png 19983842.038.png 19983842.039.png 19983842.040.png 19983842.041.png 19983842.042.png 19983842.043.png 19983842.044.png 19983842.046.png 19983842.047.png 19983842.048.png 19983842.049.png 19983842.050.png 19983842.051.png 19983842.052.png 19983842.053.png 19983842.054.png 19983842.055.png 19983842.057.png 19983842.058.png
WARTO UMRZE Ć ZA KSI Ęś NICZK Ę
2
CZ ĘŚĆ PIERWSZA
LORD
3
1. Zar ę czyny
MoŜna się w tobie zakochać? Nie od razu usłyszałem pytanie. Zajęty skomplikowanym
procesem wstawania z ziemi tak, aby uniknąć opierania się o poranione pięści, niemal
zapomniałem o dziewczynie. Bywa tak przy zawziętych bójkach – chłopcy po prostu zapominają
o przyczynie kłótni.
– MoŜna się w tobie zakochać?
Wreszcie udało mi się podnieść. Najbardziej bolały ręce. Nieźle. To dowodziło, Ŝe większość
ciosów zablokowałem. Gdyby nie prosty w twarz w ostatniej sekundzie, moje zwycięstwo byłoby
absolutne. I bezkrwawe.
– MoŜna się w tobie zakochać? – Dziewczyna mówiła spokojnie, ale z uporem. Jakby to nie
ją, wyrywającą się rozpaczliwie, ciągnęło przed chwilą na ławkę trzech krzepkich byczków.
Jakby nie było krótkiej, bezlitosnej walki, w której przekroczyłem niewidoczną granicę –
zacząłem bić, Ŝeby zabić. Bo inaczej oni mogli zabić mnie.
Spojrzałem na siebie jakby z boku. Wysoki, muskularny, w rozerwanej koszuli, z twarzą
zalaną krwią. Mieli kastet czy co? Ledwie trzymający się na nogach superman-amator, a wokół
niego trzech pokonanych wrogów i uratowana dziewczyna. Czy moŜna się w kimś takim
zakochać?
– Jasne... – odpowiedziałem sam sobie półgłosem, nie zagłębiając się w sens pytania. –
Pewnie, Ŝe moŜna.
I popatrzyłem na dziewczynę.
Rany boskie, dlaczego się do niej przyczepili? Taka smarkula, najwyŜej czternaście lat... Ale
rzeczywiście ładna.
Bardzo ładna.
Miękkie kasztanowe włosy luźno spadały na drobne ramiona. Zgrabne nogi, figura niemal
idealna, klasyczne kształty greckich rzeźb. śadnego, tak często u nastolatków, zachwiania
proporcji. Wielkie ciemnoniebieskie oczy. Niepokój malujący się na twarzy tylko dodawał jej
uroku. Więc jednak się przestraszyła... Tylko głos pozostał opanowany.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Ubrana była dziwacznie – w krótkie obcisłe szorty,
bluzeczkę z purpurowego, połyskliwego materiału, wiśniowe trampki i bladoróŜowe skarpetki.
Delikatną szyję dwukrotnie owijał złoty łańcuch, tak masywny, Ŝe w pierwszej chwili
pomyślałem, Ŝe to imitacja. Ale potem wiedziałem juŜ, Ŝe to niemoŜliwe. Dziewczynka nie miała
na sobie nic tandetnego. Łańcuch był prawdziwy i musiał kosztować kupę forsy.
Dziwne wobec tego, Ŝe nie napadli jej wcześniej.
– Bardzo cię boli? – spytała cicho.
Pokręciłem głową. Pewnie, Ŝe bolało, ale nie warto o tym myśleć. Ona musi jak najszybciej
4
wrócić do domu, nie powinna włóczyć się nocą po zapuszczonym miejskim parku, pełnym
napalonych szczeniaków i pijanych łobuzów.
– Zaraz przejdzie – powiedziała z przekonaniem i wyciągnęła do mnie rękę.
Ciepłe, delikatne palce musnęły moją twarz. Jakby nie widziała lepkiej krwi zaschniętej na
skórze. Jakby nie bała się jej dotknąć.
Ból minął.
Poczułem, Ŝe owiewa mnie chłodny wiatr. Zacząłem jaśniej myśleć. Napiąłem mięśnie,
gotów znowu skoczyć do bójki i choćby umrzeć za tę nieznajomą dziewczynkę albo zabić
kaŜdego, kto chciałby ją skrzywdzić.
– Bardzo się cieszę – powiedziała. – Jesteś ładny, ale to niewaŜne. Jesteś silny, ale i to nie
jest najwaŜniejsze. Jesteś teŜ odwaŜny.
Na sekundę zamilkła. Jej palce przesuwały się po mojej twarzy, przynosząc lekki chłód.
Dziwne, przecieŜ dłoń była ciepła...
– NajwaŜniejsze, Ŝe moŜna się w tobie zakochać.
Skinąłem głową, teraz juŜ całkiem świadomie. Chciałbym, Ŝebyś się we mnie zakochała,
dziwna dziewczynko.
Bo ja juŜ cię kocham.
Uśmiechnęła się, ogromne niebieskie oczy rozbłysły. A więc zadała pytanie, znając
odpowiedź. Jakby wypełniała nudny, ale niezbędny rytuał.
– Tak... – odpowiedziałem.
– Daj mi rękę.
Coś małego i cięŜkiego spoczęło w mojej dłoni. Palce zacisnęły się same, kryjąc
niespodziewany podarunek.
– Noś go, dopóki się nie rozmyślisz. Dopóki nie zmęczy cię czekanie. Na mnie juŜ pora.
Zrobiła krok do tyłu. W ciemność, w plątaninę drzew, w niewiadomą.
– Zaczekaj... – pochyliłem się do niej. – Odprowadzę cię...
Roześmiane oczy w twarzy młodej bogini.
– Odprowadzą mnie inni. To zbyt daleka droga... dla ciebie.
Cieszę się, Ŝe jesteśmy zaręczeni. śegnaj.
Widziałem, jak odchodzi, i kaŜda komórka mojego ciała, kaŜdy muskuł i nerw wyrywały się
za nią. Powinienem odprowadzić ją do domu...
Ale nie mogłem się ruszyć. Tylko patrzyłem. A potem rozchyliłem palce i zobaczyłem
pierścionek z Ŝółtego cięŜkiego metalu.
Dzisiaj wieczorem była impreza na chacie u Króla. Kroi, jak moŜna się domyślić po
przezwisku, ma duŜe odstające uszy, wiecznie czerwone, łzawiące oczy i stale jest zajęty czymś
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin