Banda15.txt

(7 KB) Pobierz
81






























        XV. KR�LESTWO WILKA
         � To powinno by� gdzie� tutaj� O, tam stoi jaki� mercedes! � powiedzia� 
        Tomek.
         � Zatrzymaj,  podkradniemy si� tam pieszo � odpar� bez namys�u Ma�y.
             Oboje, bezszelestnie niczym Joe, podeszli do auta. Mercedes by� pusty, lecz 
        z oddali dobiega� d�wi�k krok�w. Ma�y i Tomek spojrzeli na siebie 
        porozumiewawczo, po czym w mgnieniu oka ukryli si� w krzakach. Kroki 
        stawa�y si� coraz wyra�niejsze, tak �e po chwili obaj ch�opacy ujrzeli sylwetk� 
        wysokiego bruneta. Wy�oni� si� z mroku nocy, niczym koszmar z najgorszego 
        snu. W blasku ksi�yca dawa�o si� dostrzec jego twarz. Nie mia� na niej 
        przepaski, dlatego od razu mo�na by�o zauwa�y� blizn� na jego twarzy. W 
        miejscu oka znajdowa� si� pusty, ciemny i odra�aj�cy oczod�. Tomasz i Ma�y 
        rozpoznali bez problemu, �e to poszukiwany przest�pca � Jozeph. 
              Wtedy w�a�nie wydarzy�a si� rzecz niezwyk�a. M�czyzna podszed� do 
        niewielkiego kopca, odgarn�� r�k� warstw� ziemi, po czym wyj�� spod 
        sk�rzanej kurtki jaki� bia�y przedmiot. Ch�opacy nie widzieli dok�adnie, 
        aczkolwiek zauwa�yli regularny, tr�jk�tny kszta�t skompletowanego amuletu. 
        Jozeph przy�o�y� go dna wykopanego przez siebie wg��bienia. Wtedy w�a�nie 
        ziemia nieoczekiwanie rozst�pi�a si� na szeroko�� oko�o p�tora metra. 
        Powsta�y w ten spos�b korytarz ukaza� d�ugie schody, l�ni�ce jasnym, 
        niebieskim �wiat�em. Przest�pca ju� mia� wej�� do �rodka, gdy nagle us�ysza� 
        jaki� d�wi�k. Zawr�ci�, chowaj�c amulet pod kurtk�. Wej�cie bezg�o�nie 
        zamkn�o si�.
              Jak si� okaza�o, powodem wzbudzenia uwagi Jozepha, by� Ma�y, kt�ry, jak 
        na z�o��, nie m�g� si� powstrzyma� od kichni�cia. Przest�pca wyci�gn�� 
        pistolet. Powoli podszed� do krzak�w, w kt�rych Tomek i Ma�y trz�li si� ze 
        strachu. 
             Gdy by� ju� w odleg�o�ci zaledwie kilku metr�w, Tomasz odwa�nie 
        wyszed�. 
         � Ani kroku dalej! � powiedzia� spokojnie, aczkolwiek stanowczo Jozeph. 
        Jego pusty oczod�, z bliska wygl�da� jeszcze straszniej.
         � Panie Jozeph, prosz� nas pu�ci�. Nie powiemy nikomu ani s�owa� 
         � Co do tego drugiego, to nie mam �adnych w�tpliwo�ci ha, ha � za�mia� si� 
        Jozeph, mierz�c bro� prosto w g�ow� Tomka. � C�, z�e �ycia ko�cz� si� 
        �mierci��
            Bandyta, ju� naciska� spust, gdy nieoczekiwanie poczu� pot�ne uderzenie w 
        g�ow�. Jak mo�na si� tego by�o domy�le�, by�a to sprawka Ma�ego. 
        Szesnastolatek zakrad� si� od ty�u i zaatakowa� Jozepha wielkim kamieniem. 
        Tamten zawy� z b�lu, odruchowo naciskaj�c na spust. Pistolet wypali�, a 
        przest�pca bezw�adnie upad� na ziemi�. Strza� by� na szcz�cie chybiony�
            Tomek, gdy uspokoi� si� nieco, niepewnie podszed� do le��cego. Sprawdzi� 
        oddech oraz t�tno. 
         � Nie �yje � powiedzia� dr��cym g�osem Tomek.
         � Zabi�em cz�owieka, zabi�em cz�owieka!!! Jestem morderc�! Dlaczego? � 
        p�aka� Ma�y.
             Tomek nie wiedzia� co robi�. Przytuli� si� do Ma�ego i p�aka� razem z nim. 
        Zanim oboje opanowali si�, min�o wiele czasu. 
             Siedemnastolatek podszed� do cia�a Jozepha, po czym podni�s� le��cy na 
        ziemi amulet. Wytar� go z krwi i wraz z Ma�ym podszed� do niedu�ego kopca. 
        Obok zamkni�tego wej�cia natkn�li si� na wg��bienie w kszta�cie tr�jk�ta. 
        Tomasz przy�o�y� tam odzyskan� zdobycz. Amulet w oka mgnieniu zab�ysn�� 
        jasnym, ��tym �wiat�em, a skalne wrota cicho otworzy�y si�. 
        *
              Wewn�trz l�ni�cego niebieskim �wiat�em korytarza, znajdowa�a si� 
        pi�knie o�wietlona sala przypominaj�ca nowoczesne studio komputerowe. 
        By�o w niej wiele dziwnych urz�dze� o niejasnym zastosowaniu i 
        pochodzeniu. Na obu ch�opakach wygl�d pomieszczenia wywar� olbrzymie 
        wra�enie. 
             Ma�y od razu zaj�� si� inteligentnym testowaniem urz�dze� (tzn. 
        naciskaniem wszystkich mo�liwych przycisk�w). Po wci�ni�ciu kilkunastu 
        guzik�w, oraz przekr�ceniu kilku prze��cznik�w, �agodne niebieskie 
        o�wietlenie zmieni�o kolor na bardzo denerwuj�cy odcie� czerwieni. Ma�y 
        pr�bowa� cofn�� ten proces. Jak na ironi�, zaowocowa�o to w��czeniem 
        jakiego� nieprzyjemnego dla uszu brz�czenia. 
         � Brawo mistrzu! � zdenerwowa� si� Tomasz. � ciekawe, czy zaraz wylecimy 
        w powietrze czy te� zostaniemy spaleni laserami? 
         � Czas st�d pryska�. Otw�rz drzwi!
         � �Otw�rz drzwi?" Dobre sobie. Ciekawe jak? 
           Ma�y znowu podszed� do pulpit�w i ponownie dobra� si� do przycisk�w. 
        Robi� to tak samo jak poprzednio, z t� tylko r�nic�,  �e  pi�� razy szybciej. Po 
        minucie intensywnej manipulacji alarm nadal wy�, lecz nagle �rodek pod�ogi 
        rozsun�� si�. Ch�opcy ujrzeli schody prowadz�ce w d�. Jak mo�na si� by�o 
        tego domy�le�, zeszli nimi. Ni�ej znajdowa�o si� wi�ksze pomieszczenie, 
        wygl�daj�ce jeszcze bardziej tajemniczo. Ma�y mia� zamiar znowu 
        inteligentnie przetestowa� urz�dzenia, lecz Tomek szybko wybi� mu to z 
        g�owy. 
         � Tylko ogl�daj, nie dotykaj! 
         � Dobra, dobra. Gdybym nie dotyka� nie odkryliby�my tej hali. Rety tu jest 
        trup!!! 
         � Gdzie? 
         � Tutaj, za szyb�. 
         � Hm, to bardzo interesuj�ce... 
         � Tomek! Nie dotykaj tych przycisk�w. Mam ju� do�� trup�w jak na jeden 
        dzie�.
         � Zamknij si�! S�ysza�e� kiedy� o hibernacji? 
         � O hiber�co?
         � Hibernacji. To taki proces polegaj�cy na spowolnieniu czynno�ci �yciowych. 
         � Co mi przez to sugerujesz? 
         � To, �e jeste�my w tajnym, super nowoczesnym laboratorium medycznym. 
        Nikomu dotychczas nie uda�a si� pe�na hibernacja a ten tutaj najwyra�niej 
        zaczyna si� budzi�! 
         � Lepiej uciekajmy p�ki czas. Jeszcze nas pozabija! 
         � Uciec? Przecie� to pocz�tek nowej ery! 
             Szyba otworzy�a si�. �pi�cy m�czyzna zacz�� oddycha�. Jego cia�o by�o 
        zimne, lecz szybko powraca�o do normalnej temperatury. Wygl�da� na jakie� 
        pi��dziesi�t lat. Mia� d�ug� czarn� brod� i u�o�one w nie�adzie w�sy, tego� 
        samego koloru. Po paru minutach, otworzy� oczy. Na widok Ma�ego i Tomasza 
        przestraszy� si� i chcia� od razu wsta�. Niestety, jego  d�ugo nie u�ywane 
        mi�nie uniemo�liwi�y t� czynno��. Uni�s� tylko lekko r�ce. 
         � Dzie� dobry! Jak si� pan czuje? � powiedzia� z okrutnie sztucznym 
        u�miechem Ma�y.
         � Uciekajcie st�d natychmiast, bo zaraz na waszych duszach spocznie kl�twa 
        straszliwa! � przem�wi� z dziwnym akcentem m�czyzna. 
              Widz�c, �e nie przynosi to �adnego efektu, doda� du�o �agodniej:
         � Nie r�bcie mi krzywdy mo�ci panowie. Dostaniecie za to wiele 
        z�ociniaszy�
         � To jaki� wariat � szepn�� Ma�y. 
         � Mo�e to efekt uboczny tej hibernacji?  � spyta� Tomasz.
         � Co� wydaje mi si�, i� d�ugo spa� musia�em. Kt�ry mamy rok pa�ski? 
             Ma�y spojrza� z niedowierzaniem na brodatego m�czyzn�, po czym poda� 
        mu bie��c� dat�. 
         � Naprawd�? � dziwi� si� tamten. � Min�o ju� tyle lat�
         � A tak w og�le to jak pan si� nazywa? � spyta� konkretnie Tomek.
         � Jestem Wilk, wielki mag Wilk!
           Ch�opacy os�upieli.

                                       KONIEC ROZDZIA�U
Zgłoś jeśli naruszono regulamin