Grzegorz Buchwald "Krater Kahr-hor" Ksi�ga I "Ucieczka z Doliny �mierci" Rodzia�y 1-13 publikowane by�y w internetowym periodyku Fanhrenheit. Publikacja niniejsza obejmuje te rozdzia�y i dwa kolejne - 14-15. Prolog Mrok zapada� nad szarzej�cymi, ci�gn�cymi si� po odleg�y horyzont wodami ogromnego jeziora. Ch�opiec nigdy nie widzia� tak bezkresnej przestrzeni. Ostatnie, pe�gaj�ce na szczytach drobniutkich zmarszczek, czerwono- pomara�czowe b�yski, znika�y coraz szybciej, zapadaj�c si� kolejno w zielonkawe odm�ty. Pobliskie zaro�la, sta�y si� ciemnym, nieregularnym pasem na tle granatowego nieba i przera�a�y skrywan� niewiadom�. Gragh dziwi� si�, �e s�o�ce nad jeziorem zachodzi tak wolno. Tam sk�d pochodzi�, mrok panowa� przez wi�kszo�� dnia. W mroku ton�o wszystko co zna�, a s�o�ce tylko na kr�ciutko pojawia�o si� nad drzewami po jednej stronie polany, by niemal natychmiast schowa� si� po drugiej. Tymczasem s�o�ce zasz�o, chowaj�c si� ca�kowicie za wrastaj�cymi w niebo urwistymi ska�ami. Mrok g�stnia�. R�ce trzymaj�ce koniec cienkiej linki, skr�conej z kr�liczych jelit, wilgotnia�y coraz bardziej, strach zwil�a� plecy zimnym potem, a wyobra�nia jakby na przek�r jego postanowieniom, wyrywa�a z g�adkiej tafli jeziora coraz to nowe demony. Jedynym jego pragnieniem by�o rzuci� si� do ucieczki. Nie mia� jednak poj�cia, w kt�r� stron�. Mija�y niezliczone chwile wyczekiwania. Ka�de zmru�enie powiek odlicza�o stoj�cy w miejscu czas. Wpatrywa� si� w ksi�yc, kt�ry jaki� czas temu wyp�yn�� na niebo i stanowi� teraz jedyny jasny punkt nie budz�cy l�ku. Zastanawia� si�, jakim sposobem przemierzy� kwart� nieba. Nie widzia� przecie�, by si� porusza�. Wisia� na niebie niczym nocne ognie na kamiennych murach Grodu, kiedy spowijaj� go dymy i mg�a, i gdy wida� tylko ich kulist� po�wiat� przebijaj�c� przez mleczne opary. "Czary" - pomy�la�, rzuci� g�ow� na boki i zn�w wlepi� wzrok w ksi�yc. Nagle, linka przywi�zana do jego d�oni drgn�a. Serce wype�ni� przyp�yw emocji. "Mo�e wreszcie uda mi si� co� z�owi�"- pomy�la� i poczu�, jak �o��dek skr�ca si� kolejny raz w g�odowy w�ze�. My�l o zjedzeniu ryby po wielu godzinach g�od�wki doda�a mu si� i u�mierzy�a na chwil� b�l. Szarpn�� wi�c link� z ca�ej si�y w nadziei, �e ko�ciany hak wbije si� w cia�o stworzenia na tyle g�upiego, by po�akomi� si� na kawa�ek �mierdz�cego mi�sa, kt�re zdoby� w walce o odpadki, wyrzucane codziennie z Grodu. Nikt z biedoty koczuj�cej dzie� i noc u st�p ska� tworz�cych mury Grodu nie pami�ta, od jak dawna to trwa. Odpadki spada�y z g�ry codziennie. Zrzucano je za ka�dym razem w innym miejscu i o innej porze, by ludzie nie gromadzili si� t�umnie i nie pozabijali w walce o nie, do czego i tak cz�sto dochodzi�o. Ka�de pokolenie pami�ta to w ten sam spos�b: "tam, pod murami, mo�na znale�� co� do zjedzenia i ubrania ". Od czas�w jakie ogarnia pami�� koczuj�cych pod Grodem, odbywa si� ten sam codzienny rytua�: ka�dy pr�buje przewidzie�, gdzie z nieba spadnie ca�e dobro �wiata, kr��y nerwowo wzd�u� kamiennych mur�w z zadart� g�ow�, �cierpni�tym karkiem i skroniami p�kaj�cymi od wytrzeszczania oczu. Kto �yw stara si� pierwszy dostrzec postacie zakryte twardymi jak d�bowa trzaska sk�rami, nios�ce kosze z odpadkami, by zaj�� mo�liwie najlepsze miejsce. Kiedy wszystko si� ko�czy i wiadomo, �e nic ju� z mur�w nie spadnie, �ywi zbieraj� cia�a zadeptanych i wynosz� w g��b lasu, gdzie kr���ce nieustannie watahy wilk�w, tylko czekaj� na okazj� do uczty. Potem wracaj� na swoje miejsca, siadaj� na ziemi pod go�ym niebem. Jedni ciesz� si� tym, co zdobyli, inni zazdro�nie spogl�daj� na s�siad�w. Odwieczny zwyczaj nakazuje, �e gdy na ziemi nie le�y nic, co zosta�o zrzucone z g�ry, nikt nikomu nie mo�e zabra� tego, co innemu uda�o si� zdoby�. Dzieje si� tak wed�ug prostej zasady: "chcesz, by jutro dano ci spok�j - nie okradaj nikogo dzisiaj". A noc�, rozpalaj� ogniska, odstraszaj�ce dzikie zwierz�ta i wczo�guj� si� pod dachy sza�as�w uplecionych z ga��zi i trzcin. Ludzie z osad rzadko zjawiali si� pod murami. Tylko wyj�tkowa bieda lub przypadek sprawia�y, �e pojawiali si� tam, w�r�d �mierdz�cych i wiecznie brudnych n�dzarzy, kt�rzy wol� koczowa� pod Grodem, czekaj�c na to co spadnie im z mur�w, ni� pracowa�. Tego dnia w�a�nie, Gragh przypadkiem znalaz� si� pod Grodem akurat w momencie, gdy pozbywano si� tego, co zb�dne za murami. Kiedy zdoby� obro�ni�t� t�ustym mi�sem ko��, a w dodatku nie zgin�� w t�ocz�cej si� pod blankami fortecy ci�bie �achmaniarzy, wydawa�o mu si�, �e spotka�o go podw�jne szcz�cie. Teraz jednak odda�by i ko��, i wszystko, co mia� przy sobie, i na sobie, by cofn�� si� do poranka, i nigdy nie opuszcza� swego legowiska. Wszystko, co go p�niej spotka�o, zdawa�o si� koszmarnym snem, z kt�rego nie m�g� si� obudzi�. Siedz�c na brzegu jeziora i rozpami�tuj�c wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin nie wiedzia�, �e zapocz�tkowa�y one najwi�ksz� przygod� jego �ycia. Rozdzia� 1 Ledwie si� obudzi� i przetar� oczy, ruszy� spiesznie w stron� Partun do Gursuka, jedynego znachora w Dolinie Grodu. Gdy las sko�czy� si�, z mi�kkiego, suchego poszycia, wyszed� na poro�ni�ty traw� jego skraj. Gragh chodzi� t� drog� bardzo cz�sto. Zna� na niej ka�dy kamie� i k�p� trawy, i by trafi� do celu, m�g� zamkn�� oczy pozwalaj�c nie�� si� nogom. Oczy jednak mia� otwarte, cho� bezmy�lnie wpatrzone w mokr� od porannej rosy i mg�y traw�. My�la� akurat, jak dobrze by�oby jeszcze le�e� w swoim k�cie chaty i napawa� si� ciep�em bij�cym od resztek �aru z ogniska, gdy nagle zauwa�y�, jak niezmiennie szaro-ksi�ycow� tafl� pokrytej ros� trawy, zaczyna rysowa� ciemnozielona szrama. Czarna krecha ruszy�a jak �ywa spod jego st�p rwanymi zakosami. Nie dopatrzy� si� w tym niczego nieziemskiego, wi�c ruszy� wzd�u� niej, �cigaj�c jej uciekaj�cy pocz�tek. �lad, rysowany na otrzepywanych z kropli rosy �d�b�ach trawy, wyd�u�a� si� z ka�d� chwil�. Ju�, ju� mia� dopa�� to, co tak szybko porusza�o si� w trawie, gdy nagle prawa noga wpad�a w spulchnion� przez krety ziemi� i poczu�, jak jego cia�o wymyka si� spod kontroli i bezw�adnie leci do przodu. Nie spu�ci� jednak wzroku z ciemniej�cej przed nim linii, kt�ra nagle zacz�a wpada� mu pod brzuch. Upad�. Gdy z j�kiem odtoczy� si� na bok, dostrzeg� zbieraj�ce si� do ucieczki, zielonkawe cia�ko jaszczurki. Zaczyna�a biec coraz szybciej. Odruchowo uni�s� r�k� i uderzy� otwart� d�oni� w miejsce, gdzie za mo�liwy do przewidzenia u�amek chwili mia�a si� znale��. Trafi�. Poczu� pod d�oni� ruch. Zacisn�� pi�� i uni�s� j� do g�ry. Popatrzy� na plamist�, zielonkaw�, owaln� paszcz� i u�miechn�� si� tryumfalnie. "Mam ci�."- pomy�la� i zacz�� si� podnosi�. Rosa z trawy, w kt�r� upad�, przesi�kn�a ubranie. Lepkie zimno przylgn�o do jego cia�a. "Brrrr"- zadygota� podnosz�c si�. Sta� chwil�, przypatruj�c si� trzymanej przed twarz� jaszczurce. Zda�o mu si� przez moment, �e w jej oczach dostrzega jak�� przedwieczn� m�dro��. Przyjrza� si� jej uwa�niej. Przemkn�o mu nawet przez g�ow�, by j� pu�ci�, gdy kolejny skurcz skr�ci� mu trzewia. Nie jad� od do�� dawna. Zwierz�ta nie maj� lito�ci w walce o przetrwanie. Le�n� pum�, kt�ra rozszarpa�a jego m�odsz� siostr� nie obchodzi� wyraz jej oczu - by�a g�odna; taki pow�d wystarczy� aby zada� �mier� innej istocie. Dlaczego mia�by by� lepszy od dzikiego zwierz�cia? Wspomnienia tragicznych wydarze� sprzed pi�ciu zim stan�y mu przed oczyma. Stare blizny zapiek�y, jakby dopiero teraz matka zrywa�a z nich opatrunki z wygotowanych szmat. W nag�ym przyp�ywie �alu i w�ciek�o�ci ruszy� r�k� w kierunku ust i jednym k�apni�ciem po��k�ych z�b�w odgryz� jaszczurce g�ow� . Jego usta wype�ni� smrodliwy smak. Wstrzyma� oddech. Kilka szybkich ruch�w szcz�ki i pierwszy k�s wpad� do �o��dka. Przez chwil� zrobi�o mu si� niedobrze. Lekko zgi�ty, poczeka� a� to co po�kn�� "u�o�y" mu si� w brzuchu. "Uffff" - westchn�� i wyprostowa� si� . Jaszczurka bez g�owy wi�a si� w jego d�oni. Spojrza� na jej tuszk� i wsadzi� za pazuch�. Strzepn�� zwisaj�c� mu z palca kropl� krwi, a d�o� wytar� o kapot�. D�ugo jeszcze czu� �askocz�ce �ebra drgania jej mi�ni. Nie by�o mu jednak do �miechu. W najg��bszej �wiadomo�ci wiedzia�, �e zada� �mier�, a jego ofiara nie�wiadomymi odruchami martwego ju� cia�a przypomina�a mu o tym. Ruszy� dalej. Po chwili, poprzez coraz rzadsze, zielone od mchu pnie starych sosen, dostrzeg� pierwsze, postrz�pione zarysy Grodu. Spoza nich w dzie� i w nocy dobywa�y si� k��by dym�w i pary. Czasami ci�kie powietrze nie mog�o unie�� si� wraz z nimi ku niebu, a w�wczas mleczny opar przelewa� si� mi�dzy postrz�pionymi skalnymi iglicami stercz�cych z czarnych i poszarza�ych od py��w i nalot�w mur�w Grodu, i sp�ywa� w d�, zalewaj�c dolin� rozrywaj�cym p�uca odorem. Mury pi�y si� miejscami na wysoko�� dziesi�ciu m�czyzn. Nie by�y tworem cz�owieka. Wygl�da�y raczej, jak ma�a, wydr��ona w �rodku g�ra, o prawie pionowych, jednolitych �cianach, kt�ra wyros�a w samym �rodku doliny. Ich powierzchnia nie by�a g�adka, przeciwnie, sprawia�a wra�enie ulanej z jednolitej, szaroczarnej porowatej masy. Podobnie wygl�da�y kopczyki, kt�re w dzieci�stwie robi� z innymi ch�opcami z g�stego b�ota. Zabawa polega�a na tym, �e jeden z kompan�w dzieci�cych zabaw trzyma� oparty o ziemi� gruby kij, a drugi oblewa� go b�otn� papk�. Kiedy tw�r zasech�, wygl�da� niemal jak ma�a podobizna Grodu. Wystarczy�o zaostrzonym patykiem wyskroba� skalne iglice i szczeliny strzelnicze, i grodzik by� got�w. Korona mur�w by�a postrz�piona, a wyr�bane w niej nieregularne z�by i naturalne, stercz�ce w niebo iglice, wygl�da�y ponuro i gro�nie. Na wysoko�ci dw�ch m�czyzn od g�ry, na niemal ca�ym obwodzie �cian, wyd�ubano w twardej skale rz�d pionowych szczelin. By�y to jedyne otwory, kt�re mo�na by...
noczesc