By mądrzej żyć- Przykłady do kazań.doc

(1793 KB) Pobierz

Ks. Ryszard Koper

ABY MĄDRZEJ ŻYĆ

nx

WYDAWNICTWO DIECEZJALNE Sandomierz 2001


Projekt okładki i opracowanie graficzne: Dariusz Krajewski

Redakcja techniczna: Dariusz Krajewski

Korekta: Magdalena Łakuta

ISBN 83-7300-090-9

© Copyright by Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz



Drukarnia Diecezjalna, 27-600 Sandomierz, ul. Żeromskiego 4, Poland tel. (0-15) 832 31 92, fax 832 77 87, www.wds.pl, e-mail: marketing@wds.pl


Aby mądrzej żyć



WSTĘP

Każdy jubileusz kapłański jest przede wszystkim nie tyle okazją do uroczystych obchodów, ile czasem zatrzymania się i refleksji nad wła­snym życiem. Z tej perspektywy spoglądam na 25 lat mojego kapłaństwa. Widzę za sobądni trudne i dni pełne radości. Ostatecznie sumująsię one na uczucie radosnej wdzięczności Bogu za dar powołania kapłańskiego i ludziom za pomoc w jego realizacji. Z tego też powodu dzień 12 czerwca 1977 r., kiedy to w Katedrze Lubelskiej otrzymałem wraz kolegami z rąk Biskupa Ordynariusza Bolesława Pylaka świecenia kapłańskie, należy do najważniejszych w moim życiu.

Szczególne miejsce w tej wdzięczności zajmują rodzice. Bo oni naj­częściej stają u duchowych początków drogi kapłańskiej. Myślę o moich rodzicach, Genowefie i Władysławie, którzy odeszli do Pana, jak i rodzi­cach moich 13 kolegów kursowych - księży: Mariana Bartnika, Zenona Drozda, Ryszarda Jabłońskiego, Franciszka Kamińskiego, Andrzeja Ma-ciąga, Ryszarda Mazura, Zbigniewa Mazurka, Wojciecha Ogrodniczuka, Janusza Pielaszkiewicza, Mariana Plichowca, Jerzego Poręby, Stanisła­wa Sieczki, Antoniego Sochy.

Z racji tego jubileuszu zdecydowałem się na opublikowanie niniej­szej książki. Zebrałem w niej nowe oraz wcześniej publikowane myśli, przypowieści, zdarzenia i fakty, których używałem jako ilustracji w wyja­śnianiu prawdy zawartej na kartach Biblii. Prawdy, która uczy nas mą­drzej żyć i wprowadza w rzeczywistość Chrystusa zmartwychwstałego.

Zasadniczo są to materiały, które zapisywałem w czasie mojej 12-letniej pracy duszpasterskiej w polonijnej parafii Św. Krzyża w Nowym Jorku. Źródłem, z którego czerpałem, były własne doświadczenia, do­świadczenia ludzi, z którymi pracowałem, jak i literatura, w przeważającej mierze anglojęzyczna. Opracowując tematyczny spis treści zastosowa­łem pewne uproszczenia, gdyż niektóre przykłady mają wymowę wielote-matyczną.


Aby mądrzej żyć

POWOŁANIE



1.              Pod sercem matki rośnie powołanie

Pewnego dnia, po moich świeceniach kapłańskich Mama opowiadała mi o swoich pieszych pielgrzymkach do sanktuarium maryjnego w Krasno-brodzie na Roztoczu. Wędrowała wiele razy piaszczystymi drogami do oddalonego kilkanaście kilometrów sanktuarium. Nie zaniedbywała tych pielgrzymek nawet wtedy, gdy była w stanie błogosławionym. Pielgrzymki odbywane w takim stanie miały szczególną intencję. Patrzyła wtedy na młodych kleryków, którzy byli obecni na uroczystościach odpustowych, klękała przed cudownym obrazem i prosiła Boga za wstawiennictwem Pani krasnobrodzkiej o powołanie kapłańskie, jeśli to będzie syn, dla dziecka, które nosiła pod sercem. Łaska Boża sprawiła, że modlitwa matczyna została wysłuchana. Wyprosiła, a później robiła wszystko, aby to powoła­nie wypielęgnować. Pamiętam, jak zabierała nas: mnie, brata i siostrę, do parafialnego kościoła w Majdanie Sopockim. Prawie cztery kilometry piasz­czystej drogi. Nieraz dziecięce nogi nie wytrzymywały tego trudu, wtedy Mama brała nas na ręce. Skąd było w niej tyle siły? Pracowała bardzo ciężko, zawsze była zajęta jakąś pracą. Wstawała przed wschodem słoń­ca i pracowała jeszcze po jego zachodzie, szyjąc wieczorami ubrania dla nas czy robiąc swetry na drutach. Chciała, aby nam niczego nie brakowa­ło. W tym zapracowaniu nigdy nie traciła radości i Boga sprzed oczu.

              SKROMNOŚĆ

2.              Koszula Taty

W swoich opowiadaniach Tata często wracał do lat swojej młodości, które spędził w leśnych oddziałach AK. Nigdy jednak nie mówił o zdarze­niu, o którym usłyszałem z ust jego kolegi w czasie pogrzebu Taty. Pewne­go razu natknęli się oni na spory odział niemieckich żołnierzy. Jednym ra­tunkiem w tej sytuacji była ucieczka, w czasie której kolega Taty padł ranny na ziemię. Tata nie zważając na niemieckie kule zawrócił, zdjął swoją ko­szulę, którą pośpiesznie opatrzył rany kolegi, i pomógł w dalszej ucieczce.

Cóż w tym nadzwyczajnego? Podobne sytuacje w czasie wojny zda-, rzająsię często. Tym, co najbardziej cenię w tym wydarzeniu, była skrom­ność Taty. Kierowany nią nigdy nie opowiedział o swym czynie, który wy­magał odwagi i był świadectwem miłości bliźniego.


Aby mądrzej żyć

WDZIĘCZNOŚĆ

3.              Matczyne łzy wzruszenia

W niedzielę dzwonię do Mamy, która w szpitalu zmaga się z postę­pującym nowotworem. W czasie rozmowy mówię, że planuję zabrać ją na leczenie do Stanów Zjednoczonych. „Jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę" - odpowiada. „Mama tyle dla nas zrobiła; dla mnie, Heni i Józka, że my do końca naszego życia nie wypłacimy się Mamie"- od­powiedziałem. Po tym Mama nie mogła już powiedzieć ani jednego sło­wa. Słyszałem tylko jej szloch. Próbowałem coś mówić, ale bezskutecz­nie. To była nasza ostatnia rozmowa. Następnego dnia rano usłyszałem w słuchawce słowa: „Szykuj się do drogi, Mama zmarła".

Dziś bardziej niż dawniej jestem świadom, jak cennym skarbem dla matek jest wdzięczność ich dzieci. Nie zapominajmy o okazywaniu jej matkom, gdy one żyją i są przy nas.

              MATKA

4.              Ręce matki

Ze ściśniętym sercem wszedłem do kaplicy szpitalnej. Śmiertelna cisza. Położyłem swoją dłoń na jej splecionych rękach. A krople łez jak paciorki różańca, którym oplecione były jej ręce spadały na ziemię. Czas się zatrzymał. Przez następne dwa dni często wpatrywałem się w te ręce, a tuż przed zamknięciem wieka trumny ucałowałem je najserdecz­niej, jak tylko mogłem. Były to ręce mojej mamy. Na tych rękach widać było ślady ciężkiej pracy. I to czyniło je najpiękniejszymi w świecie. Z każ­dego zniekształcenia emanowała miłość. Patrząc na nie widziałem jej poświecenie, zapracowanie, aby niczego nam nie brakowało. Te opadają­ce ze zmęczenia ręce miały jeszcze siłę, aby nas przygarnąć, przytulić, kreślić znak krzyża na naszych czołach. Te ręce mówiły o najcudowniej­szych wartościach, jakie zawierają się w słowie „matka". Takie ręce ni­gdy nie umierają, miłość, jaką niosą dosięga najdoskonalszej Miłości -Chrystusa, w którym jest życie i zmartwychwstanie.


Aby mądrzej żyć

PRZEWODNIK

5. Spódnica mamy

Tata opowiadał kiedyś o uroczystościach odpustowych w parafialnym kościele w Majdanie Sopockim, na którym był wraz ze swoją mamą. Miał wtedy kilka lat i żeby nie zgubić się w ogromnym tłumie, trzymał się kurczowo spódnicy swojej mamy. Beztrosko rozglądał się dookoła, podziwiał odpusto­wy splendor. Czuł się bezpieczny i szczęśliwy, mając tak dobrego przewodni­ka. Aż tu nagle ktoś wyszarpnął spódnicę z jego małej rączki. Spojrzał do góry i ku swemu przerażeniu zauważył, że trzyma się spódnicy jakiejś obcej kobiety. W tym zamieszaniu nie zauważył nawet, jak mu się pomieszały spód­nice. I oto beztroska i radość małego Władzia zamieniły się w przerażenie i rozpacz. Zgubił przewodnika, który dawał mu poczucie bezpieczeństwa.

W dorosłym życiu potrzebujemy również przewodnika. Szczęśliwy jest ten, kto potrafi uczepić się „spódnicy" Pana Boga.

              RODZICE

6. Wiara taty

Rodzice prowadzą mnie pod rękę z plebani do kościoła, na twarzy Taty widzę łzy wzruszenia. Wcześniej nigdy ich nie widziałem. Tak bardzo cenił sobie kapłaństwo syna. Jego wiara była spokojna i cicha, bez zbędnych słów i deklaracji. Najważniejszym wyznawaniem wiary było życie wg bo­żych przykazań. W każdą pracę wpisana była rzeczywistość nadprzyro­dzona. Rzeczywistość ziemska nigdy jej nie przesłaniała. Pamiętam sytu­acje, gdy na polu było suche zboże lub też siano na łące gotowe do zwoże­nia, a od zachodu nadciągały deszczowe chmury. Jeśli to była niedziela, żadna siła nie zmusiła Taty do pracy w tym dniu. Uważał, że niedziela jest przeznaczona dla Boga i jest czasem odpoczynku. Jeśli deszcz zaleje zboże, to przyjdzie słońce i wysuszy. Pielęgnowanie tradycji religijnych i narodowych wytwarzało szczególnie korzystną atmosferę rozwoju du­chowego. A takie epizody z życia, jak jazda na rowerze z Tatą do kościo­ła, na zawsze zostały w mojej pamięci.

Scena z prymicyjnej fotografii, na której rodzice prowadzą mnie do ołtarza, staje się symbolem życia pełnego trudu i poświęcenia rodziciel­skiego w prowadzeniu swoich dzieci do pełni wiary i człowieczeństwa.


1_0              Aby mądrzej żyć

              MODLITWA

7. Modlitwa różańcowa

12 października 1972 roku czarterowy samolot leciał z Montevideo do Santiago. Na pokładzie samolotu było 45 pasażerów, a wśród nich zespół rugby. Przelatując nad Andami samolot zaczął tracić wysokość i gwałtownie spadać w dół. Kilka minut później uderzył w ziemię pokrytą grubą warstwą śniegu. Samolot rozpadł się na kilka części. Ocalało 28 młodych mężczyzn, niektórzy z nich ubrani byli tylko w koszulki z krótkimi rękawami. Pierwszą noc, przytuleni do siebie, spędzili we wraku samolo­tu. W ósmym dniu dowiedzieli się przez radio, które naprawił jeden z oca­lałych, że zaniechano poszukiwania zaginionego samolotu. Zrozumieli wtedy, że muszą liczyć tylko na samych siebie. W ciągu następnych kilku dni zmarło 12 z ocalałych. Zostało jeszcze 16, którzy podjęli ważnądecy-zję, która zaważyła o ich dalszym losie. Zdecydowali się prowadzić noc­ne modlitwy. Około godz. 21.00, we wraku samolotu milkły wszystkie rozmowy i jeden z nich rozpoczynał różaniec. Nocne modlitwy były dla chłopców ogromnym źródłem siły. Niektórzy z nich dalecy od wiary do­świadczyli w czasie modlitw szczególnej obecności Boga. Artur, który był znany z trudnego charakteru, poprosił jednej nocy o przewodnictwo w mo­dlitwach. Wszyscy byli zaskoczeni tą prośbą. Artur prowadził modlitwy z wielkim zaangażowaniem. Po ich zakończeniu wszyscy milczeli, tylko Artur szlochał. „Dlaczego płaczesz" - pytają koledzy. „Ponieważ czuję obec­ność Boga" - odpowiedział Artur. Po ośmiu tygodniach pogoda się zmie­niła. Dwóch najsilniejszych chłopców zdecydowało się zejść z gór. Wkrót­ce sprowadzili pomoc. W czasie tych 70 dni w górach doświadczyli, że Maryja jest Matką Boga i ich Matką.

              BÓG

8. Szukanie Boga

Angielski pisarz John Donnę w jednym ze swoich opowiadań pisze o tęsknocie za Bogiem. Pewnego dnia bohater tego opowiadania doszedł do przekonania, że Bóg żyje na szczycie wysokiej góry, gdzieś na końcu świata. Postanowił więc zdobyć ten szczyt. Pokonał bardzo niebezpieczną drogę i stanął u podnóża góry. Wydała mu się bardzo wysoka, ponieważ jednak bardzo pragnął spotkać Boga, zdecydował się na wspinaczkę. Szcze-


Aby mądrzej żyć              11



gółowo zapoznał się topografią góry. Strona wschodnia wydała się mu naj­odpowiedniejsza do wspinaczki. Następnego dnia skoro świt wyruszył w dro­gę. W tym samym czasie Bóg, który rzeczywiście mieszkał na szczycie tej góry, pomyślał sobie: „ Bardzo kocham moich ludzi. Co mogę zrobić, aby pokazać im moją wielką miłość? Zapewne zejście z góry i zamieszkanie wśród nich będzie najbardziej czytelnym znakiem mojej miłości". Bóg zde­cydował się zatem na zejście ze szczytu zachodnim zboczem. I tak czło­wiek wspinał się na górę wschodnią stroną, zaś Bóg schodził z góry za­chodnią stroną. I tym sposobem człowiek rozminął się z Bogiem. Gdy czło­wiek zdobył szczyt, zauważył, że nie ma tu Boga. Pomyślał: „Bóg nie mieszka tutaj". Następnie kontynuował swoje rozważania: „Może Bóg w ogóle nie istnieje, jeśli nie ma go na górze, gdzie powinien być". Mężczyzna zaczął płakać, po czym siadł i zadawał sobie pytania: „Po co mam wracać na dół? Po co podejmować trud powrotnej drogi do mojego rodzinnego miasta? Nie ma tam nic oprócz ubogich i prostych ludzi. Lepiej zostać mi tu same­mu, na tej górze, niż wracać z powrotem".

Szukamy nieraz Boga daleko, a On mieszka wśród nas, w naszych bliźnich, i czeka, byśmy odnaleźli Go na drodze miłości.

              NAWRÓCENIE

9. Chrzest dra Nathansona

9 grudnia 1996 roku w katedrze św. Patryka na Manhattanie z rąk kardynała Johna J. 0'Connora dr Nathanson przyjął chrzest. Bernard Nathanson był profesorem w Cornel University. Jest on laureatem wielu nagród. W latach sześćdziesiątych działał aktywnie na rzecz zniesienia zakazu aborcji. Po zdobyciu doskonalszej aparatury medycznej i obej­rzeniu przebiegu aborcji na monitorze przeżył szok i postanowił walczyć o życie dzieci nienarodzonych. Chrzest dr Nathansona był uwieńczeniem długiego procesu wewnętrznej przemiany. W jednym ze swoich wywia­dów powiedział: „Przemiana ta przyniosła mi pełnię pokoju i wewnętrzną ulgę". Mówiąc o przyjęciu katolicyzmu, stwierdził, że duży wpływ na pod­jęcie tej decyzji wywarła książka pt. „Słup ognia", którą napisał inny na­wrócony Żyd - Karl Stern.

Uczciwe wykorzystanie osiągnięć naukowych odprowadziło go do po­znania prawdy i spotkania Chrystusa, który przynosi pełnię pokoju.


1_2              Aby mądrzej żyć

              CHRZEST

10.              Chrzest Konstantyna Wielkiego

Chrzest Konstantyna Wielkiego według Euzebiusza z Cezarei. „Gdy Konstantyn czuł zbliżający się koniec, sądził, że czas nadszedł, aby oczy­ścić się z grzechów życia poprzedniego, w tym przeświadczeniu, że wszystko, w czymkolwiek zbłądził z ludzkiej słabości, w duszy jego zma­zane będzie mocą słów tajemniczych i w zbawiennej kąpieli odrodzenia. W tej myśli padł ku ziemi na kolana, modlił się do Boga, wyznał w kościele męczenników swe grzechy i tam też udzielono mu nasamprzod z modlitwą połączonego włożenia rąk. (...) Tak to Konstantyn sam spośród wszyst­kich cesarzy, odkąd tylko pamięć ludzka sięgać może, odrodził się i udo­skonalił w tajemnicach Chrystusa. Boską pieczęć otrzymał, więc radował się, gdyż duchem był odnowiony i pełen światła Bożego; w sercu cieszył ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin