Antologia - Potomkowie Słońca.docx

(807 KB) Pobierz
ANTOLOGIA



 

 



 

 

ANTOLOGIA

rosyjskich i radzieckich

opowiadań fantastycznonaukowych

(1784-1927)

Potomkowie Słońca

Wybór Tadeusz   Gosk

Posłowie Jerzy   Litwinow

Wydawnictwo Poznańskie Poznań   1987


Redaktor;

Bronisław Klędzik

Redaktor techniczny:

Emilia Dunst

Korektor:

Michał Lisowski

Printed in Poland

WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE . POZNAŃ 1987

Wydanie I. Nakład 29 700+300 egz.

Ark. wyd. 19,3; ark. druk 17,66/24 s.

Druk ukończono w październiku 1987 r.

Zam. nr 56/85 B-5/427 Zlec, druk. 70921/85

POZNAŃSKIE ZAKŁADY GRAFICZNE IM. MARCINA KASPRZAKA

Poznań» ul. Wawrzyniaka 19

Okładkę projektowa!: Jozef Petruk

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1987

ISBN 83-210-0622-1


WASYL LEWSZYN

Najnowsza

podróż

opisana

w

mieście

Bielewie

Narsim, zastanawiając się nad właściwościami powietrza, nie wątpił, że można wynaleźć wygodną maszynę do pływania w owej rzadkiej substancji; widział wiele razy, jak pióro tknięte najmniejszym powiewem wiatru unosi się w owym żywiole. Czyżby nie to samo służyło wynalazkowi statków pływających po wodzie? - rozmyślał. - Oczywiś­cie, wiele minęło wieków, nim znaleziono sposób pływania po morzach; a bez wątpienia zawsze wiedziano, że ułamek drewna nie pogrąża się w wodzie. Czyż tak samo nie dzieje się z piórem w powietrzu? Od kawałka drewna zaczęły się okręty wojenne, a pióro pozwoli nam zbudować aparat, dzięki któremu wzniesiemy się ponad naszą atmosferę.

Pewnej cudownej nocy siedział przy oknie zagłę­biony w swoich myślach i chciwie wpatrywał się w rozświetlone blaskiem Księżyca niebo. Jaką masę gwiazd widzą jego oczy! Zamysły jego biegną przez niezmierzony przestwór i gubią się w niezli­czonej mnogości światów. Oświecony rozum nie znajduje ich zwykłymi błyszczącymi punktami, lecz brylantowymi gwoździami, które wbiła w nie­boskłon ręka wszechmocnego artysty. - Szaleni śmiertelnicy! - krzyczy Narsim, - jak niewiele pojmujecie z łaskawości Stwórcy! Te punkciki, ledwie  dostrzegane przez  wasze  słabe  oczy,  to słońca i

5


opoki, przy których Ziemia nasza jest pyłkiem! Ale wy myślicie, że wszystko to zostało stworzone przez Boga dla człowieka: cóż za pycha! Patrzcie na owe równe wieczności przestwory i wi­dzicie, że nie dla was miliony słońc wysyłają swe promienie; niezmierzona jest liczba ziem, zalud­nionych stworami, przy których jesteście mali jak krety i myszy! Czyż nie jest głupotą pragnąć, by arcydoskonały rozum napełniał niebo światełkami, służącymi li tylko ku zabawie oczu waszych? Jakie to poniżenie!... Ach! Jakiż szczęśliwy byłby śmier­telny, który przeniósłby was w granice, gdzie panują najwyższe dowody wszechmocy Stwórcy i gdzie są jeno świątynie zdumienia. Jakże uprag­niony byłby dla was widok ulatującej w dal powie­trznej floty! Okrętami jej nie sterowałaby żądza złota: jedynie najwspanialsze umysły udałyby się na jej pokładach szukać oświecenia. Brzegi nowych Indii nie purpurowiałyby od przelanej krwi: całe to rozumne wojsko uzbrojone byłoby jeno w narzę­dzia optyczne, pióra i papier.

Ciekawość zwraca potem myśli Narsima ku sposobowi wynalezienia latającej maszyny: wielość pomysłów krępuje jego rozważania, ale najwięcej wśród nich takich, które są niedogodne i nierealne. Przeklina brak środków, dalej się zastanawia, coś przychodzi mu do głowy, roztrząsa to, obala i roz­jątrzywszy odczucia potyczką z wyobraźnią, pełen wściekłości wtula się w fotel i zasypia.

We śnie zwraca wzrok na ściany, gdzie powiesił kilka orlich skrzydeł. Ujmuje te z nich, które są największe i najmocniejsze: ich odcięte brzegi przymocowuje do zrobionej z najlżejszych buko­wych deszczułek skrzyni przy pomocy stalowych zawiasów z otworami, w których tkwią maleńkie sprężynki, mające uciskać skrzydła ku dołowi. Po każdej stronie skrzynki umieszcza dwa skrzydła, przywiązuje do nich drut i przeprowadza go do rękojeści, aby  można  było

6


jedną ręką kierować wszystkimi czterema skrzydłami; równomiernie z pozostałych stron przymocował skrzydła do umyślnej rękojeści. Środek ten uznał za odpowied­ni dla swoich zamierzeń: tak też i w rzeczy samej było, co okazało się, gdy wyniósłszy całą machinę na otwartą przestrzeń zasiadł w niej, ustawił jedną parę skrzydeł horyzontalnie ze skrzynką, a drugą parą zaczął machać i nagle uniósł się w powietrze.

Cóż za triumf! Kim w swoim mniemaniu stał się Narsim, ujrzawszy się wyższym ponad moce wszy­stkich ludzi! Owo radosne uczucie omal nie zatrzy­mało niezbędnych ruchów jego rąk: a nie ustrzegł­by się od upadku, gdyby nie to, iż opuszczające się skrzydła znalazły oparcie w powietrzu i przeciw­stawiły się przyciąganiu ku ziemskiemu środkowi. To ocaliło Narsima, ocaliło jego machinę, a nam pozwoliło dokonać...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin