5438.txt

(25 KB) Pobierz
Mike Resnick

Bacon z komputera

Przyci�gaj�c j� do siebie, dysza� ci�ko z nie spe�nionych 
��dz; przesun�� r�k� z jej ma�ych po�ladk�w w g�r� ku �ebrom 
i dalej...
Symulowany komputerowo obraz Sir Francisa Bacona przesta� 
czyta� i skrzywi� si� na ekranie monitora.
- To jest okropne - oznajmi� stanowczo.
- Naprawd�? - zapyta� Marvin Piltch, gapi�c si� w 
komputer z nieszcz�liw� min�.
Bacon przytakn��.
- Jeszcze gorsze od ostatniego kawa�ka.
Marvin westchn��.
- Tego si� obawia�em.
- I to odwo�anie si� do cyca - kontynuowa� Bacon. - Co to 
w�a�ciwie jest ten cyc?
- Damska pier�.
- Zgodnie z moim zaprogramowanym s�ownikiem musi to by� 
szalenie chamska pier�, skoro otrzyma�a tak� nazw�.
- C� - powiedzia� Marvin, wzruszaj�c ponownie ramionami 
- je�li dobrze si� zastanowi�, to chyba tak jest...
- To bez sensu - ci�gn�� dalej Bacon. - Jak nazwiesz 
�okie�? Czy masz dla niego odpowiednio g�upi� nazw�?
- Nie - przyzna� Marvin.
- Aha - powiedzia� Bacon. - A wi�c uwa�asz, �e �okie� 
jest lepszy od piersi.
Marvin ponownie wzruszy� ramionami.
- Musz� przyzna�, �e nie jest to temat, kt�remu ostatnio 
po�wi�ca�em wiele uwagi.
- Wiem. Faktem jest, �e je�li po�wi�ci�e� jakiemukolwiek 
tematowi cho� odrobin� uwagi, to z pewno�ci� nie ma to 
odbicia w tym, co piszesz.
- A jednak sporo si� zastanawia�em nad pewn� spraw�.
- Och - zdziwi� si� Bacon unosz�c brew. - Jak��?
Marvin u�miechn�� si�.
- My�la�em o tobie.
- By�em pewien, �e rozmowa potoczy si� w�a�nie w tym 
kierunku - powiedzia� Bacon z sarkazmem w g�osie.
- A wi�c domy�lasz si�, o co chc� ci� prosi�?
- Naturalnie.
Marvin pochyli� si� i bacznie wpatrywa� w komputerowy 
wizerunek Bacona.
- Zrobisz to?
- Czy najwi�kszy pisarz, jakiego wyda�a ludzko��, napisze 
za ciebie t� twoj� �a�osn� powie��? - drwi� Bacon. - Z ca�� 
pewno�ci� nie.
- Ale pisa�e� dla Szekspira - zaprotestowa� Marvin. - 
Dlatego kaza�em memu komputerowi symulowa� w�a�nie ciebie.
- Marvin, pisz swoje zaprogramowanie i daj mi �wi�ty 
spok�j.
- To si� nazywa oprogramowanie...
- Wszystko jedno. Dla mnie to oczywiste, �e jeste� 
stworzony do pracy z komputerami. Twoja nieznajomo�� �wiata 
idzie w parze jedynie z twoj� nieznajomo�ci� j�zyka 
angielskiego.
- Dlatego jeste� mi potrzebny.
- Nie.
- Ale ja mam kontrakt.
- Nie.
- I zap�ac� kar� za ka�dy dzie� zw�oki.
- To oddaj powie�� w terminie.
- Je�li zostanie odrzucona przez wydawc�, musz� odda� 
zaliczk�.
- A co to ma ze mn� wsp�lnego?
- Je�li b�d� zmuszony odda� zaliczk�, to b�d� musia� 
zastawi� komputer, by zdoby� fors�.
- �wietnie - powiedzia� Bacon. - Dzi�ki temu wkr�tce b�d� 
rozmawia� z kim�, kogo powa�nie interesuje wymiana pogl�d�w, 
a nie jedynie kradzie� cudzych pomys��w.
- Ja niczego nie ukrad�em - odparowa� Marvin.
- M�wi� to z przykro�ci�, ale w swym nijakim �yciu nie 
wymy�li�e�, Marvin, nic oryginalnego - z grymasem skwitowa� 
Bacon. - Szekspir wiedzia� chocia�, �e chce pisa� dramaty.
- I ty mu pomog�e�.
- Pomog�em? - powt�rzy� Bacon z w�ciek�o�ci� w g�osie. - 
Jak my�lisz, kto napisa� te wszystkie sztuki?
Jego komputerowy wizerunek z trudem odzyskiwa� kontrol� 
nad sob�.
- Ten cz�owiek by� g�upcem, kompletnym i sko�czonym 
g�upcem! Do dnia �mierci nie potrafi� zrozumie�, dlaczego 
nie chcia�em napisa� Henryka IX! A mimo to, nawet teraz, 
tyle wiek�w p�niej, ten dure� zbiera plony za m o j � 
prac�, m�j talent, m�j geniusz. A ty masz odwag� prosi� 
mnie, bym ponownie pisa� na czyj� rachunek?
- Nie wiedzia�em, �e tyle w tobie goryczy - powiedzia� 
Marvin.
- Czy masz poj�cie, �e ten kretyn chcia� osadzi� Trojlusa 
i Kresyd� w Rzymie?
- M�wiono mi, �e Rzym to pi�kne miasto - o�wiadczy� 
Marvin.
- Taaa... - wymamrota� Bacon. - Wy��cz mnie.
- Z�o�y�em ci� do kupy i zostaniesz tu tak d�ugo, dop�ki 
nie pomo�esz mi wydosta� si� z tarapat�w. Za dwa tygodnie 
mija termin oddania powie�ci.
- M�wiono mi, �e Rzym to pi�kne miasto - z sarkazmem 
powt�rzy� Bacon. - Mo�e tam uda ci si� ukry� przed 
wierzycielami.
- Wi�c nie chcesz mi pom�c - j�kn�� Marvin.
- A ty stanowczo odmawiasz wy��czenia mnie?
- Przykro mi - powiedzia� Marvin. - Ale w rzeczy samej, 
odmawiam.
Bacon westchn�� z rezygnacj� w g�osie.
- Wiem, �e tego po�a�uj�, ale chcia�bym zapyta�, jak to 
si� sta�o, �e takie zero literackie jak ty otrzyma�o 
zam�wienie na powie��?
- Kuzyn mojej by�ej �ony jest wydawc�. Dosta�em to 
zam�wienie jeszcze przed rozwodem.
- Ka�dy, kto kupuje od ciebie nie napisan� powie��, 
zas�uguje na to, co dostanie - powiedzia� Bacon. - Co 
zgodnie z moj� fachow� opini� oznacza, �e nie dostanie nic.
- Ale ja nie mog� zwr�ci� zaliczki - skamla� Marvin. - 
Ju� j� wyda�em.
- Tragedia godna Szekspira - powiedzia� drwi�co Bacon.
- Czego chcesz?
- Ciszy i spokoju.
- Czego chcesz za napisanie tej powie�ci?
- Odejd� i daj mi �wi�ty spok�j.
- Nie mog�. Pr�cz ciebie nie mam do kogo si� z tym 
zwr�ci�.
- Trzeba by�o zastanowi� si� przed podj�ciem takiego 
zadania. Nie ka�dy artysta potrafi osi�gn�� wymagane minimum 
przy pisaniu... jak si� ma nazywa� to twoje opus magnum?
- "Panny na godziny".
Bacon u�miechn�� si� szeroko.
- Mi�ej zabawy.
- B�agam ci� - wykrzykn�� z rozpacz� Marvin.
- Odmawiam.
- Podaj cen�.
- Jaki w mym obecnym stanie mog� mie� u�ytek z 
pieni�dzy? - zapyta� Bacon.
- To co by� chcia�?
- By� zostawi� mnie w spokoju. Wy��cz komputer.
- Nie mog�. Zaproponuj co� innego.
Bacon przygl�da� mu si� przez d�u�sz� chwil�, przymru�y� 
oczy i w zadumie pociera� policzek swymi w�skimi palcami.
- Je�li si� zgodz� napisa� za ciebie t� ksi��k�, za��dam 
w zamian przys�ugi...
- ��daj, czego zechcesz - zgodzi� si� Marvin.
- Zamierzam napisa� autobiografi�, kt�ra raz i na zawsze 
wyja�ni spraw� autorstwa sztuk Szekspira. Zobowi��esz si� 
dopilnowa�, by wydano j� i rozpropagowano na ca�ym �wiecie 
tak, by w ka�dym nast�pnym wydaniu dzie� Szekspira widnia�o 
moje nazwisko jako nazwisko prawdziwego autora.
- To mo�e ci�gn�� si� latami.
- Mam ponad czterysta lat - odpar� Bacon. - Mog� sobie 
pozwoli� na kilkadziesi�t lat zw�oki.
- Ale ja nie mog� - zaprotestowa� Marvin.
- W takim razie mi�o by�o ci� pozna�. Wychodz�c z pokoju 
nie zapomnij zgasi� �wiat�a.
- Nie zadowolisz si� eleganckim popiersiem w miejscowym 
muzeum sztuki?
- Do widzenia, Marvin.
- A co powiesz na plakaty holograficzne? Mam przyjaciela, 
kt�ry je robi.
Bacon popatrzy� na niego i nawet nie odpowiedzia�.
- No dobrze, dobrze - z g��bokim westchnieniem zgodzi� 
si� Marvin. - Umowa stoi.
- Nie mog� zmusi� ci� do dotrzymania jej warunk�w - 
odrzek� Bacon - ale, jak mi B�g mi�y, je�li z�amiesz dane mi 
s�owo, b�d� ci� straszy� dniami i nocami do ko�ca twego 
�ycia.
- Mo�esz by� spokojny.
- W porz�dku - odpowiedzia� Bacon. - Potrzebne mi s� 
pewne informacje, zanim zabior� si� do pisania.
- To tylko powie�� erotyczna...
- Nie b�dzie ni�, gdy j� sko�cz�.
Marvin wzruszy� ramionami.
- Dobra, pytaj. Je�li nie b�d� mia� materia��w, zdob�d� 
je.
- Zacznijmy od informacji podstawowej...
- To znaczy?
- Co to takiego te "panny na godziny"?
Bacon napisa� powie�� w dziewi�� dni. Marvin zmieni� 
jedena�cie s��w, kt�rych nie rozumia�. I tylko ich dotyczy�y 
poprawki, kt�re oszo�omiony redaktor nani�s� w wydawnictwie 
przed wys�aniem powie�ci do sk�adu. Nast�pnie Marvin 
zdecydowa� si� na miesi�c wakacji przed rozpocz�ciem 
poszukiwa� nowych sposob�w zarobienia na �ycie i sp�acenia 
wierzycieli.
Jak si� okaza�o, musia� czeka� na to zaledwie 
dziewi�tna�cie dni.
- To hit!
- Piosenki s� hitami. Ksi��ki s� bestsellerami - poprawi� 
go Bacon.
- Niewa�na nazwa, wa�ne, �e jeste�my bogaci! - tu Marvin 
zrobi� kr�tk� przerw�. - A tak mi�dzy nami m�wi�c, to sk�d u 
licha znasz takie s�owo jak bestseller? W twoich czasach nie 
by�o nic takiego.
- Jestem tu zamkni�ty dniami i nocami z kup� procesor�w 
tekst�w - odpowiedzia� Bacon. - Nie maj�c nic lepszego do 
roboty studiuj� s�owniki.
- Ach - powiedzia� Marvin. - A wracaj�c do tematu, pisz� 
o nas w "New York Timesie". Nazwali powie�� pastiszem 
el�bieta�skiego dzie�a erotycznego i dodaj�, �e to bardziej 
zjadliwe ni� "Kandyd".
- Ju� od pierwszej strony - odrzek� Bacon z wy�szo�ci�. - 
I nie by�o w tym nic z pastiszu. Co jeszcze? - spyta� po 
chwili.
- Pisz�, �e jestem geniuszem i �e w dziedzinie erotyki 
dokona�em czego�, z czym jeszcze nie mieli�my do czynienia. 
Tych kilku krytyk�w, kt�rzy nie napomykaj� przy okazji o 
Szekspirze - obraz Bacona drgn�� - por�wnuje mnie do 
Woltera.
- Zdecydowanie drugorz�dny talent - prychn�� Bacon. - No, 
ale czeg� mo�na si� spodziewa� po krytykach.
- Jeste�my na pierwszym miejscu listy bestseller�w, a w 
ci�gu dw�ch tygodni ukaza�o si� sze�� kolejnych wyda�.
- Tylko sze��? - zdziwi� si� Bacon. - Przeceni�em 
inteligencj� ameryka�skiego czytelnika.
- Czy�by? - odpali� Marvin. - Prawie trzy miliony ludzi 
wybuli�o fors�, by przeczyta� debiut literacki Marvina 
Piltcha... - nagle z niepokojem przeni�s� ci�ar cia�a z 
nogi na nog� - oczywi�cie napisan� przy niewielkiej pomocy 
sir Francisa Bacona.
- Przy niewielkiej pomocy - zawy� Bacon. - Ty 
egocentryczny, egoistyczny...
- Nie zapominaj o swoim ci�nieniu - wtr�ci� Marvin.
- Ja nie musz� o nim pami�ta�, ty imbecylu - w�cieka� si� 
Bacon. - Jestem komputerow� symulacj�... - zatrzyma� si� dla 
nabrania swego elektronicznego tchu. - Co za niewdzi�czno��! 
Nawet Szekspir dopiero po pi�ciu czy sze�ciu sztukach zacz�� 
przypisywa� sobie ich autorstwo.
- Przepraszam.
- Wypada�oby, do cholery!
- Przepraszam.
- Pokornie - za��da� Bacon.
- Pokornie - zgodzi� si� Marvin.
- Tak lepiej.
- Nadal jeste�my przyjaci�mi?
- Nigdy nimi nie byli�my...
- Ale przynajmniej nie stali�my si� wrogami?
- Chyba nie - odpar� Bacon.
- To dobrze - odrzek� Marvin - bo czeka nas dalsza praca.
- To mnie czeka praca.
- W�a�nie to mia�em na my�li.
- Przecie� nie b�dzie mi potrzebna jakakolwiek pomoc przy 
p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin