TERRY PRATCHETT Ciekawe czasy Siedemnasta ksi��ka z cyklu ��wiata Dysku" Jest taka kl�twa. M�wi�: Oby� �y� w ciekawych czasach! Jest miejsce, gdzie bogowie tocz� gry losami ludzi, na planszy, kt�ra jest r�w- nocze�nie zwyk�ym polem gry i ca�ym �wiatem. A Los zawsze wygrywa. Los zawsze wygrywa. Wi�kszo�� bog�w rzuca ko��mi, ale Los gra w szachy i nikt si� nie orientuje � dop�ki nie jest za p�no � �e przez ca�y czas mia� dwie kr�lowe. Los wygrywa. Przynajmniej taka panuje opinia. Cokolwiek si� zdarzy, ludzie potem m�wi�, musia�o by� zrz�dzeniem Losu1. Bogowie mog� przybiera� dowoln� posta�, a jedynym aspektem, kt�rego zmieni� nie potrafi�, s� oczy, zdradzaj�ce ich prawdziw� natur�. Oczy Losu to w�a�ciwie nie oczy �jedynie czarne otwory ukazuj�ce niesko�czono�� z jasnymi plamkami czego�, co mo�e jest gwiazdami, jednak mo�e te� by� czym� zupe�nie innym. Teraz zamruga� nimi i u�miechn�� si� do wsp�graczy z t� wy�szo�ci�, jak� demonstruj� zwyci�zcy tu� przed zostaniem zwyci�zcami. � Oskar�am Najwy�szego Kap�ana w Zielonej Szacie w bibliotece, z dwu- r�cznym toporem � o�wiadczy�. I wygra�. Rozpromieni� si�. � Nikt nie lubi takich, czo nie umiej� wygrywa� � burkn�� Offler, B�g Kro- kodyl, poprzez k�y. � Chyba dzisiaj sobie sprzyjam � stwierdzi� Los. � Mo�e kto� zagra w co� innego? Bogowie wzruszyli ramionami. � Szaleni W�adcy? � zaproponowa� Los. � Nieszcz�ni Kochankowie? � Mam wra�enie, �e zgubili�my do nich zasady � przypomnia� �lepy lo, przyw�dca bog�w. � A mo�e w Marynarzy Wyrzuconych przez Sztorm na Brzeg? � Zawsze wygrywasz � mrukn�� �lepy lo. � Susze i Powodzie? � Los nie ust�powa�. � To �atwe. Cie� pad� na plansz�. Bogowie unie�li g�owy. � Och � mrukn�� Los. � Niech rozpocznie si� gra � rzek�a Pani. Od niepami�tnych czas�w toczy�y si� dyskusje, czy nowo przyby�a w og�- le jest bogini�. Z ca�� pewno�ci� nikt do niczego nie doszed�, oddaj�c jej cze��; mia�a te� sk�onno�� do pojawiania si� wtedy, kiedy najmniej jej oczekiwano � 1 Ludzie rzadko kiedy s� w tym konsekwentni, podobnie jak w przypadku cud�w. Kiedy dzi�ki niezwyk�emu zbiegowi okoliczno�ci kto� uniknie pewnej �mierci, m�wi�, �e to prawdziwy cud. Lecz kiedy kto� ginie wskutek dziwnego ci�gu wydarze� � olej rozlany akurat w tym miejscu, bariera zabezpieczaj�ca p�kni�ta w�a�nie tu � to tak�e musia� by� cud. Fakt, �e zdarzenie nie by�o mi�e, nie oznacza jeszcze, �e nie by�o cudowne. jak cho�by w tej chwili. A ludzie, kt�rzy pok�adali w niej wiar�, rzadko prze�y- wali. Ka�da zbudowana dla niej �wi�tynia z pewno�ci� by�aby wkr�tce trafiona piorunem. Lepiej �onglowa� toporami na linie, ni� wymawia� jej imi�. Mo�na j� okre�li� kelnerk� w saloonie Ostatniej Szansy. Zwykle nazywano j� Pani�, a oczy mia�a zielone � nie tak jak ludzkie oczy s� zielone, ale szmaragdowe od brzegu do brzegu. Podobno by� to jej ulubiony kolor. � Och � powt�rzy� Los. � A w co zagramy? Usiad�a naprzeciw niego. Zebrani bogowie spojrzeli z ukosa po sobie. Wido- wisko zapowiada�o si� ciekawie. Ta dw�jka by�a odwiecznymi wrogami. � Mo�e... � zawaha�a si�. � Pot�ne Imperia? � Nie, tego nie cierpi� � burkn�� Offler, przerywaj�c milczenie. � Wszysz- czy na ko�czu gin�. � Tak � zgodzi� si� Los. � W samej rzeczy. � Skin�� Pani g�ow� i po chwili tonem, jakim zawodowi gracze m�wi� �As bierze?", zapyta�: � Upadek Wielkich Rod�w? Przeznaczenie Narod�w Wisz�ce na Cienkiej Nitce? � Oczywi�cie. � Doskonale. � Los machn�� d�oni� ponad plansz�. Pojawi� si� �wiat Dysku. � A gdzie� zagramy? � Na Kontynencie Przeciwwagi � odpar�a Pani. � Gdzie pi�� szlachetnych rod�w od wiek�w walczy ze sob� nawzajem. � Naprawd�? A jakie� to rody? � zainteresowa� si� lo. Rzadko miewa� do czynienia z pojedynczymi lud�mi. Na og� zajmowa� si� gromami i b�yskawica- mi, wi�c z jego punktu widzenia jedynym celem istnienia ludzko�ci by�o da� si� przemoczy�, a w niekt�rych sytuacjach przypali�. � Hongowie, Sungowie, Tangowie, McSweeneyowie i Fangowie. � Oni? Nie wiedzia�em, �e s� szlachetni. � Wszystkie s� bardzo bogate, wszystkie wybi�y lub zam�czy�y na �mier� miliony ludzi jedynie dla swej zachcianki lub z dumy � wyja�ni�a Pani. Bogowie ze zrozumieniem pokiwali g�owami. Z ca�� pewno�ci� by�o to za- chowanie szlachetne. Sami by tak post�pili. � McSzfeeneyowie? � zdziwi� si� Offler. � R�d bardzo stary i szacowny � zapewni� Los. � Aha. � I teraz walcz� mi�dzy sob� o imperium � stwierdzi� Los. � Bardzo do- brze. Kt�rymi chcesz zagra�! Pani spojrza�a na rozwini�t� przed nimi histori�. � Hongowie s� najpot�niejsi � zauwa�y�a. � Nawet w czasie naszej roz- mowy opanowali kolejne miasta. Widz�, �e Los gotuje im zwyci�stwo. � Zatem, bez w�tpienia, wybierzesz s�abszy r�d. Los znowu skin�� r�k�. Pojawi�y si� figury i pionki. Zacz�y porusza� si� na planszy, jakby posiada�y w�asne �ycie. Naturalnie, tak w�a�nie by�o. � Jednak�e � rzek� � zagramy bez kostek. Nie ufam ci przy kostkach. Rzu- casz je tam, gdzie ich nie widz�. Zagramy stal�, taktyk�, polityk� i wojn�. Pani kiwn�a g�ow�. Los przyjrza� si� swojej przeciwniczce. � Tw�j ruch? � zapyta�. U�miechn�a si�. � Ju� go wykona�am. Spu�ci� wzrok. � Ale nie widz� twoich figur na planszy. � Nie ma ich jeszcze na planszy � odpar�a. Rozprostowa�a palce. Na d�oni mia�a co� czarno-��tego. Dmuchn�a na to, a wtedy roz�o�y�o skrzy- de�ka. To by� motyl. Los zawsze wygrywa... Przynajmniej kiedy ludzie trzymaj� si� zasad. * * * Wed�ug filozofa Ly Tin Wheedle'a najwi�ksz� obfito�� chaosu mo�na znale�� tam, gdzie szuka si� porz�dku. Chaos zawsze pokonuje porz�dek, gdy� jest lepiej zorganizowany. * * * To motyl burz. Skrzyde�ka ma nieco bardziej wystrz�pione ni� u pospolitych motyli. W rze- czywisto�ci, dzi�ki fraktalnej naturze wszech�wiata, oznacza to, �e te postrz�pio- ne brzegi s� niesko�czone � tak jak niesko�czona jest dowolna linia brzegowa, mierzona z ostateczn�, mikroskopow� dok�adno�ci�. A je�li nawet nie, to przynaj- mniej jest tak bliska niesko�czonej, �e w pogodne dni mo�na stamt�d zobaczy� sam� Niesko�czono��. Zatem, skoro maj� niesko�czenie d�ugi obw�d, same skrzyd�a � to logiczne � musz� by� niesko�czenie wielkie. By� mo�e, wydaj� si� mie� rozmiar odpowiedni dla motyla, ale tylko dlatego, �e istoty ludzkie zawsze przedk�adaj� zdrowy rozs�dek nad logik�. Kwantowy motyl pogody (Papilio tempestae) ma ca�kiem zwyczajny ��ty ko- lor, cho� mandelbrotowskie desenie na skrzyde�kach powinny wzbudzi� zaintere- sowanie. Jego najbardziej niezwyk�� cech� jest zdolno�� wp�ywania na pogod�. Wszystko zacz�o si� prawdopodobnie od typowej walki o przetrwanie � na- wet wyj�tkowo g�odnemu ptakowi mog�o przeszkodzi� w posi�ku niewygodnie zlokalizowane tornado2. Potem ta zdolno�� sta�a si� zapewne drugorz�dn� cech� p�ciow�, jak barwne upierzenie u ptak�w albo worki gard�owe niekt�rych �ab. Popatrz na mnie, m�wi� samiec, leniwie trzepocz�c skrzyde�kami w listowiu tro- pikalnego lasu. Mo�e i mam ca�kiem nieciekawe ��te ubarwienie, ale za dwa tygodnie, o tysi�c mil st�d, Silne Szkwa�y spowoduj� Chaos na Drogach. To motyl burz. Porusza skrzyde�kami... * * * Oto �wiat Dysku, sun�cy w przestrzeni na grzbiecie gigantycznego ��wia. Wi�kszo�� �wiat�w czyni tak na pewnym etapie ich percepcji. To kosmolo- giczna wizja, do jakiej ludzki umys� zosta� zaprogramowany. Na p�askowy�u czy r�wninie, w zamglonej d�ungli czy milcz�cej czerwonej pustyni, na bagnach czy w�r�d trzcin, a w�a�ciwie w ka�dym miejscu, gdzie na widok nadchodz�cego cz�owieka co� zsuwa si� z pluskiem z p�yn�cej k�ody, ma miejsce jedna z wersji poni�szego dialogu. Jest to kluczowy, cho� wczesny punkt rozwoju mitologii plemiennej. � Widzio��e� to? � Co? � W�a�nie plumne�o z tej k�ody. � Taa? I co? � Tak se my�l�... se my�l�... znaczy my�l�, �e �wiat to tak se le�y na grzbie- cie jakiego� takiego. Chwila milczenia, gdy przedstawiona hipoteza astrofizyczna zostaje rozwa�o- na, po czym... � Ca�y �wiat? 2Zwykle o �rednicy rz�du sze�ciu cali. � Pewno. Ale kiedy m�wiem: jaki� taki, chodzi mi o takiego wielkiego. � Musi by� wielki, ni ma co. � Znaczy... strasznie wielki. � Zabawne chyba, ale... �apiem, o co biega. � Ma sens, nie? � Ma sens, jasne. Tylko... � Co? � Mam nadzieje, �e on nigdy nie plumnie. Lecz to jest prawdziwy Dysk, kt�ry ma nie tylko ��wia, ale i cztery ogromne s�onie, na kt�rych spoczywa rozleg�y, obracaj�cy si� wolno kr�g �wiata3. Jest tu Morze Okr�g�e, mniej wi�cej w po�owie drogi miedzy Osi� i Kraw�- dzi�. Wok� niego le�� krainy, kt�re � wed�ug Historii � definiuj� cywilizacj�, to znaczy s� w stanie utrzyma� historyk�w. Te krainy to: Efeb, Tsort, Omnia, Klatch i rozleg�e miasto-pa�stwo Ankh-Morpork. Ta opowie�� jednak rozpoczyna si� gdzie indziej: w miejscu gdzie pewien cz�owiek le�y na tratwie unosz�cej si� w wodach b��kitnej, zalanej s�o�cem la- guny. Podpiera g�ow� r�kami. Jest szcz�liwy � w jego przypadku to stan tak rzadki, �e niemal bez precedensu. Cz�owiek pogwizduje prost� melodyjk� i ma- cha nogami w kryszta�owo czystej wodzie. Ma r�owe stopy z dziesi�cioma palcami, kt�re wygl�daj� jak ma�e r�owe serdelki. Z punktu widzenia sun�cego nad raf� rekina wygl�daj� jak drugie �niadanie, obiad i podwieczorek. * * * Jak zawsze by�a to kwestia protoko�u. Albo dobrych manier. Albo starannie przestrzeganej etykiety. Czy te�, ostatecznie, alkoholu. A przynajmniej iluzji al- koholu. Lord Yetinari, jako najwy�szy w�adca Ankh-Morpork, m�g� teoretycznie we- zwa� do siebie nadrektora Niewidocznego Uniwersytetu, a nawet pos�a� go na egzekucj�, gdyby nie wykona� polecenia. Z drugiej strony jednak Mustrum Ridcully, jako g�owa uczelni magicznej, uprzejmie, acz stanowczo da� do zrozumienia, �e on z kolei mo�e zmieni� Pa- 3Ludzie zastanawiaj� si�, jak to mo�liwe, poniewa� taki s�o� �wiata raczej nie m�g�by zbyt d�ugo d�wiga� wiruj�cego ci�aru bez powa�nych otar� i nawet oparze�. Ale r�wnie dobrze mo�na by pyta�, dlaczego o� planety nie skrzypi al...
GAMER-X-2015