5086.txt

(50 KB) Pobierz
Maria Konopnicka

Z W�AMANIEMD
nia tego izba s�dowa by�a niemal pust�. Deszcz m�y� od rana. rozchlapywa�o si� 
b�oto, jaki taki by� kontent, �e w domu siedzie� mo�e.Zreszt� �wie�o uko�czona 
sprawa pan�w Gradewitza i Hornszteina wyczerpa�a poniek�d ciekawo�� publiczn�. 
Dowcipna obrona przyby�ego z daleka adwokata, kt�rej urywki chodzi�y z ust do 
ust po mie�cie, delikatnej natury badanie bieg�ych, zeznania �wiadk�w ze sfer 
wy�szych, wreszcie przybycie pi�knej pani Lunia, kt�ra dla dania obja�nie� 
przerwa� musia�a kuracj� w Francesbadzie i przywozi�a stamt�d nowe toalety wraz 
z od�wie�on� twarzyczk� i przepyszn� par� z�otoczarnych oczu, wszystko to 
podnios�o spraw� ow� do znaczenia kulminacyjnego momentu w jesiennej kadencji 
pi�skiej, po przebyciu kt�rego zainteresowanie si� ni� publiczno�ci szybko 
opada� zacz�o. Wiedziano, �e na wokandzie stoj� same ch�opskie sprawy, przy 
kt�rych posiedzenia wlok� si� jak smo�a i kt�re nie nastr�czaj� sposobno�ci ani 
do �wietnych wyst�pie� adwokatury, ani do eleganckich zebra� towarzystwa.Sami 
panowie przysi�gli byli tego� zdania. Po hotelach potworzy�y si� partyjki wista, 
preferansa, bakarata; wstawano od kart p�no, spano d�ugo, jedzono obficie. Od 
zajazdu do zajazdu lata�y miszuresy k�api�c pantoflami po drewnianych, wysoko 
nad ka�u�e b�ota wzniesionych chodnikach, a ruch w handlach win, likier�w i 
delikates�w o�ywi� si� niezmiernie. Za to przed sal� posiedze� s�dowych ulica 
pustosza�a z dnia na dzie�.Nikomu teraz nie sz�a t�dy droga, nikt tu nie mia� 
interesu przystan��, pogada�, faktorzy nawet zagl�dali z rzadka, a zajrzawszy 
spluwali przez z�by. Istotnie, a� obrzydzenie bra�o na pustk�, jaka si� tu nagle 
po niedawnym �cisku zrobi�a. Tego bowiem ch�opstwa, kt�re si� tu zbiera�o 
kupkami z Wo�hatycz, z Krynek, z Zahajnego, z Mytryk, z Do�huszek, z Korniat�w, 
tych ko�uch�w trac�cych smo�� i polem nie by�o co i liczy� nawet. Co mo�na, 
prosz�, wycisn�� z Poleszuka, kt�ry do miasta przychodzi z okrajcem czarnego 
chleba za pazucha- z gar�ci� to�kanicy w szmatce i �ywi si� tym przez dni trzy i 
cztery, bez grosza przy duszy, po kt�ry by warto cho� na �ledzia si�gn��? 
Oczywi�cie, �e nic.Ju� kiedy rudy Judko mi�dzy nich nie chodzi�, to znak 
najlepszy, �e nie by�o po co. Ten dalej czu� pusty mieszek ni�li wo� padliny.Ale 
jednego dnia brak�o i tych ch�opskich kupek. Porozchodzi�o si� to, ka�dy za 
swoj� bied�. Sadzono spraw� ostatni�, kt�ra wisia�a na wokandzie na samym 
ogonie, niczyjego zaj�cia nie budz�c, nikogo nie obchodz�c wielce. N�dzna jaka� 
.spraw ina o sery i mas�o.- Mizeria! -Jak m�wi� dowcipny pan Hieronim rozdaj�c 
karty do wista w zaje�dzie Szyi Froima.Nikt si� te� do tej "mizerii" nie 
�pieszy�. Dwie baby- jedna w ko�uszku, w butach, druga w andaraku tylko, w 
zawijach i w p�acie, wesz�y przed chwil� w bram� s�dowego gmachu i znik�y w 
g��bokiej sieni.Jak okiem zajrze�, ulica na wskro� by�a pusta; strzela� by ma 
mo�na cho�by do Leszcza albo do Porzecza. Tylko pod murem przeciwleg�ego izbie 
s�dowej domu sta� did, w obszarpanym ko�uchu i wyrudzia�ej, na uszy wi�zanej 
czapie, kt�ra si� niewiele r�ni�a kolorem od jego sko�tunionych w�os�w i 
ry�awej brody. Did nie stary by� jeszcze, ale srodze osp� zgryziony: a i w�dka 
zostawi�a na nim swe �lady. U ozutych w posto�y n�g dida siedzia� na zadnich 
�apach ma�y, bury pokur�, uwi�zany na sznurku u kosztura, kt�ry w��cz�dze za 
podpor� s�u�y�.I did. i pokur� patrzyli w okna sali o�wietlonej wcze�nie, 
jarz�co, ale did patrzy� oboj�tnie i t�po, pokur� za� z widocznym niepokojem i 
oczekiwaniem.Tymczasem wiatr jesienny �wista� po ulicy jak po go�ym polu. 
Chwiej�c ��tymi p�omieniem latarni, rozwiewaj�c brod� dida i �atany ko�uch: a 
ile razy silnie zad��, sk�ra na pokurciu zaczyna�a dr�e� mocno, a psina skomli� 
kr�tkim, �a�osnym piskiem, rwa� si� nieco ku s�dowej bramie. Nie bieg� wszak�e, 
ale kopni�ty grub� nog� dziada przysiada� i wkuliwszy ogon pod siebie, z 
najwy�szym niepokojem patrzy� w okna sali.Tam wszak�e jasno by�o, cicho i 
bezpiecznie.W lekko ogrzanym powietrzu chwia�y si� po �cianach weso�e p�omyki 
gazu ukazuj�c z�ocenia �wie�o odnowionego 6sufitu; szare, opuszczone w wysokich 
oknach story nadawa�y sali mimo jej znacznych rozmiar�w jaki� charakter 
zaciszny, domowy niemal: szeregi pustych �awek sta�y powa�ne, milcz�ce, 
zag��biaj�c si� a� pod niewielk� galeri�, na wysoko�ci p�pi�tra wprost s�dowego 
sto�u wzniesion�. W jednej z tych �awek, tu� przy drzwiach schodowych, czerni� 
si� punkt ciemniejszy. By� to wo�ny, kt�ry widz�c, �e nikt nie przychodzi, na 
palcach do �awki podszed�, po�y munduru z ca�ym uszanowaniem dla urz�du swego 
rozgania�, przysiad�, zgarbi� si� i cichaczem tabak� niucha�.Pan prokurator sta� 
teraz w pe�nym �wietle zawieszaj�cego si� od stropu �wiecznika. By� to m�czyzna 
nie pierwszej m�odo�ci, s�usznej tuszy i powolnych ruch�w. Szeroka �ysina jego 
du�ej, okr�g�ej g�owy b�yska�a jak tarcza wypolerowana, twarz mia� mi�sist�, 
oczy blade, wypuk�e, z�otymi okularami nakryte, w�s jasny, obfity. pe�ny zarost 
brody i policzk�w, spojrzenie osowia�e nieco. M�wi� g�osem przyci�kim. troch� 
mo�e monotonnym. ale ciep�ym i od serca id�cym. Tak w rysach twarzy jego. Jak w 
ca�ej postaci rozlana by�a pewna dobroduszno��, ludziom oty�ym w�a�ciwa, kt�ra z 
rol� publicznego oskar�yciela ma�o si� zgadza� zdawa�a.Stoj�c tak u szczytu 
sto�u, wprost amfiteatralnie ustawionych pod przeciwleg�� �cian� �aw pan�w 
przysi�g�ych, mia� pan prokurator po prawej r�ce sto�ki i pulpity obro�c�w, a po 
lewej �wietne mundury prezesa i asysty jego. Prezes by� zag��biony w swoim 
fotelu, g�ow� mia� lekko na pier� sk�onion�, r�ce na por�czach oparte; z lewej i 
z prawej jego strony siedzia�o po dw�ch jeszcze pan�w, z kt�rych jeden 
przegl�da� papiery, a drugi bawi� si� wk�adaniem w oko monokla i wyrzucaniem go 
ma�ym, niemal�e niewidzialnym ruchem nosa. Mimo to. na mow� prokuratora zdawa� 
si� zwa�a� pilnie, a drugie jego. nie zaj�te oko nieruchome by�o i iakby 
marz�ce.Na �awie przysi�g�ych jak zwykle pstrocizna, rozmaito�� ubior�w, stan�w, 
fizjonomii, wieku; wszystkie te rysy atoli powleka� i podobnymi je sobie czyni� 
jeden wsp�lny wyraz znu�enia.Pod koniec kadencji jest to zjawiskiem tak zwyk�ym, 
tak w porz�dku rzeczy le��cym, i� trzeba niezmiernie zajmuj�cej, trzeba 
kapitalnej sprawy, �eby tchn�� �ycie w te znu�one twarze.Ale dzi� takiej 
kapitalnej sprawy nie by�o. Do�� spojrze� na jednego siedz�cego przy bocznym 
stoliku obro�c�, �eby si� pozna� na tym. Trudno istotnie o dyskretniej ziewaj�ce 
usta i bardziej zmru�one oczy, ni� je mia� pan ten. ogl�daj�cy najpierw 
paznokcie lewej r�ki. potem paznokcie r�ki prawej, potem znowu lewej, potem raz 
jeszcze prawej, a wreszcie obu r�k razem.Ju� po tym jednym pozna� mo�na by�o. �e 
jest to obro�ca dodany z urz�du. Obro�ca dodany z urz�du zwykle miewa co� do 
czynienia ze swymi paznokciami podczas mowy prokuratora, je�li tylko nie 
nawiedzi go pod t� chwil� dzwonienie w prawym albo w lewym uchu.Niekiedy tak�e 
kre�li na le��cym przed sob� papierze liter� S lub liter� L z nies�ychan�, c�ra/ 
rosn�c� szybko�ci�, o czym wszak�e zdaje si� sam nie wiedzie� i dopiero kiedy mu 
miejsca na �wiartce zbraknie, budzi si� z tego oczarowania i patrzy po obecnych 
lekko zdziwionym wzrokiem.Minuta ubiega�a za minut�, ma�e trzaskanie p�omyk�w 
gazowych odzywa�o si� jednostajnym szmerem, z �awki, w kt�rej siedzieli 
�wiadkowie, dobywa�o si� silne sapanie, przerywane od chwili do chwili nagle 
urwanym chrapni�ciem. Czerwonym suknem nakryty st� jarzy� si� od �wiate�, od 
b�yszcz�cych lichtarzy, kryszta�owych przybor�w do pisania, od r�ni�tej karafki 
i szklanek odrzucaj�cych ma�e t�cze za�amanych �wiate�, a nade wszystko jarzy� 
si� od bogato haftowanych, strojnych w gwiazdy i wst�gi mundur�w.Wszystko tu 
by�o jasne, wspaniale, dostojne: wszystko te� wydawa�o si� pe�ne dobroci i 
�aski. Srebrny, stoj�cy na stole krzy� skupia� w sobie promienie �wiecznika, 
odbite od szerokiej, pe�nej �agodnych wynios�o�ci i spadk�w �ysiny prokuratora i 
odstrzela� je a� na b�yszcz�cy bagnet stoj�cego u drzwi �o�nierza.Co wszak�e 
mog�o si� zdawa� dziwnym w tej sali, to, �e zgo�a nie by�o w niej wida� 
pods�dnych. Wysokie, do zamkni�tych ko�cielnych stalli podobne �awy oskar�onych 
zdawa�y si� zupe�nie puste. Mniema� by mo�na, �e ca�a ta wspania�o��, ca�y 
przepych sadu skierorowane s� ku jakiej� bezimiennej i bezosobistej winie; 
mniema� by tak�e mo�na, i� t� wielka machin� s�dow� puszczono w bieg na pr�b� 
tylko, jak si� puszcza pierwszy poci�g kolejowy po nowo usypanym torze.Tak 
przecie� nie by�o. W pustych na poz�r �awkach dawa� si� s�ysze� kiedy niekiedy 
ma�y szmer, podobny do tego, jaki wydaj� myszy; czasem tak�e tupota�o tam co� 
bardzo podobnego do licznych st�p bosych. Tak kr�liki w jamce pod przyciesi� 
komory schowane, niewidzialne dla oka, tupoc� po ubitej glinie.Pan prokurator 
ko�czy� swoj� mow�.By�a to jedna z tych m�w, kt�rych wszystkie zwroty z g�ry 
przewidzie� si� daj�. Temat by� potoczysty i tak otarty jak najlepsza sanna; 
do�� by�o pu�ci� w ruch s�owa, �eby same posz�y.- Drobne przest�pstwa - m�wi� -
jak drobne szczepy. Z drobnych szczep�w wyrastaj� drzewa, a z drobnych 
przest�pstw zbrodnie. C� to jest przest�pstwo ma�e, a co jest przest�pstwo 
wielkie? W zasadzie jest to zawsze to� samo targni�cie si� na prawo, ten sam 
zamach na porz�dek spo�eczny. Gdyby sprawiedliwo�� cz�ciej wypala�a najpierwszy 
zar�d winy, tr�d z�a nie ogarnia�by mas ca�ych z tak fataln� i niepo�ci�gnion� 
si��. Przest�pca w czas ukarany to cz�sto ocalony cz�owiek, ale za p�no jest 
si�ga� po g�ow� naznaczon� haniebnym pi�tnem win niezmytych i 
niepowetowanych.Zawiesi� g�os i wypoczywa�, sapi�c z lekka. W�a�ciwie m�g� albo 
sko�czy� na tym, albo m�wi� dalej. Mia� drog� otwart� na o�cie� i w t�. i w t� 
stron�. Przez chwil� zdawa�o si� nawet, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin