Krzysztof Kocha�ski STARNICE 2 Wygl�da� na pi��, najwy�ej sze�� lat. W r�kach trzyma� r��. Siedzia� na peronowej �awce i obserwowa� wskaz�wki wielkiego zegara, wisz�cego na frontowej �cianie kolejowego dworca; czeka� a� ustawi� si� na godzinie zgodnej z rozk�adem odjazdu poci�gu, stoj�cego kilka metr�w przed nim. Wtedy wsta� i wsiad� do wagonu. Zaraz potem poci�g ruszy�. Punktualnie. Nie znalaz� pustego przedzia�u, wybra� wi�c ten, w kt�rym przy oknie siedzia� samotny m�odzieniec, przystrzy�ony na panka, poch�oni�ty czytaniem ksi��ki. Konduktor przyszed� po jakim� kwadransie. Sprawdzi� bilet panka. - Aon? - rozejrza� si� idiotycznie, jakby oczekiwa�, �e gdzie� spod siedzenia mo�e wyskoczy trzeci pasa�er przedzia�u. M�odzieniec wzruszy� ramionami. - Niemampoj�cianiejestzemn�. - Gdzietwojamamach�opcze? Dla ch�opca te d�wi�ki by�y tylko pozbawionym znaczenia be�kotem, ale zorientowa� si�, �e mo�e jest to w�a�nie pytanie na kt�re czeka�, wyj�� wi�c z kieszeni kartk� i �mia�o podsun�� pod pochylon� nad sob� twarz. Kartka by�a ma�a, r�owego koloru, zapisana niebieskim atramentem. Konduktor pocz�tkowo z niedowierzaniem, a potem z pewnym gniewem czyta�, �e okaziciel notatki jest g�uchoniemy, �e nazywa si� Janek Kowalski, ma pi�� lat, w kieszeni pieni�dze na bilet, i �e kochaj�ca acz zapracowana mama bardzo prosi o wyrozumia�o��, ale w miejscu przeznaczenia czeka na malca tatu�, kt�ry z ca�� pewno�ci� odbierze go z poci�gu, a Panu Konduktorowi z pewno�ci� wynagrodzi fatyg�. Ch�opiec odczeka� a� cz�owiek w kolejarskim mundurze odbierze informacj�, po czym - zgodnie z instrukcj� - wyci�gn�� z kieszeni sk�rzany futera�. W zamian za znajduj�ce si� w nim papierowe obrazki (lub metalowe kr��ki) spodziewa� si� ulegalni� sw�j przejazd. Alternatywnie, czujnie oczekiwa� czego� innego. Na przyk�ad k�opot�w. Troch� to trwa�o, lecz w ko�cu dosta� bilet, a konduktor wychodz�c, wyrzuci� z siebie potok d�wi�k�w: - Nieruszajsi�st�ddop�kiciniepowiem�etotwojastacja. Cokolwiek by to mia�o oznacza�, wa�ne, �e m�g� jecha� dalej. I jecha�. Nikt wi�cej go nie niepokoi�. Kontrolowa� czas i na pi�� minut przed planowanym przyjazdem do miejscowo�ci, kt�ra by�a celem jego podr�y, wyszed� na korytarz, ostro�nie zdejmuj�c z p�ki sw�j kolczasty kwiat. Niespodziewanie znowu pojawi� si� konduktor. Co� m�wi�, wi�c na wszelki wypadek ch�opiec u�miechn�� si�, pokaza� palcem za okno i pokiwa� g�ow�. - Niemaszbaga�u? - nalega� kolejarz. Gestykuluj�c, pokazywa� na swoj� teczk�; o co� tam pewnie mu chodzi�o, lecz dzieciaka zarekomendowanego jako Janek Kowalski ju� to nie interesowa�o. Poci�g wje�d�a� na stacj�. - Mia� tylko r�� - rzek� m�odzian, kt�ry r�wnie� wysiada� na tej stacji. Konduktor chwyci� d�o� ch�opca i pom�g� wysi��� mu z wagonu. Wtedy malec u�miechn�� si�, po czym gwa�townym szarpni�ciem wyrwa� r�k� i pop�dzi� ku wyj�ciu z peronu. Znikn�� w t�umie, nim zaskoczony pracownik kolei zd��y� mrugn�� powiek�. Na postoju sta�o kilka taks�wek, ch�opiec wsiad� w pierwsz�, wyj�� kolejn� kartk�, poda� j� kierowcy i nim rozsiad� si� wygodnie, pokaza� wymownie sk�rzany futera�, co wyra�nie uspokoi�o w�a�ciciela pojazdu. Podr� trwa�a blisko p� godziny, podczas kt�rej z ust taks�wkarza wylewa� si� potok s��w. Wida� nie przeszkadza� mu ani wiek pasa�era, ani jego uparte milczenie. Wyjechali z miasta, min�li jedn� wie�, potem drug�, a� wreszcie zatrzymali si� przy drogowskazie, pokazuj�cym zaniedban� drog� przez las. - Napewnotutajniewidz�adnejcha�upy? Ch�opiec wyskoczy� z samochodu i rozejrza� si�. Z uwag� studiowa� bia�e litery na zielonym tle drogowskazu: "STARNICE 2". Potem wyci�gn�� sw�j futeralik, wr�czy� taks�wkarzowi kilka banknot�w i pogna� w las, z szybko�ci� jakiej trudno by�o si� spodziewa� po tak w�t�ej postaci. R�a w jego d�oni wydawa�a si� znacznie podwi�d�a. - Poczekajtozadu�o! - krzykn�� taks�wkarz. Krzycza� w pustk�. * * * * * By�o ich pi�ciu. Najstarszy, Opona, Liczy� sobie czterna�cie lat, lecz wcale nie by� tu najwa�niejszy. Szefem by� Piwek, ros�y dwunastolatek, z r�kami szorstkimi i twardymi jak deska od pracy w polu. Jego ojciec zmar� w dziewi��dziesi�tym drugim i teraz Piwek mieszka� sam z matk�, kt�ra z ca�ych si� pragn�a utrzyma� to co pozosta�o z wyprzedanego gospodarstwa. - Panowie... - zagai� Kaszub - dzisiaj malboraki. Siedzieli na p�metalowej, p�drewnianej, przegni�ej konstrukcji, kt�ra w czasach swej �wietno�ci by�a prawdopodobnie �awk�. �wierkowy �a�cuch, po�r�d wysokich sosen pi��dziesi�cioletniego lasu, odgradza� ich od zapuszczonej le�nej przecinki. - Chyba z siana, kt�rym Mo�ka rzygn�a - skomentowa� Opona. Kaszub splun�� pogardliwie. Mo�ka by�a krow� z gospodarstwa jego rodzic�w. - Jak chcecie... - zawiesi� g�os. - Nie b�d� mosi�dz, daj zapali� - nie wytrzyma� Kulturysta. Kaszub wyci�gn�� z kieszeni paczk� papieros�w. By�a ca�a, jeszcze nie otwarta, zabezpieczona naklejk� akcyzy. - Gut - wyrazi� zadowolenie Piwek. - Otw�rz! - Lajty! Sk�d masz! Tylko Dyszaty si� nie odzywa�. Dyszaty mia� astm�. Jak czasem, szczeg�lnie p�n� wiosn�, chwyta�y go kaszle, to ma�o ducha nie wyzion��. Siedzia� wtedy ca�ymi dniami w domu. Teraz by�a jesie�, pa�dziernik, lecz i tak do lasu ucieka� po kryjomu, nie zwa�aj�c na krzyki matki. - Wczoraj by�em w szkole, nie? - powiedzia� Kaszub. - Do krzy��wki podwioz�a mnie jaka� majka. Zerwa�em jej. Malboraki i kaset�. - Po co ci kaseta? - zapyta� Dyszaty. - Nie masz magnetofonu. Kaszub wzruszy� ramionami. - Dzia�a�em odruchowo - wyja�ni�. - Zreszt�, mo�e kiedy� b�d� mia�. - Albo sra� - wtr�ci� Opona. - Zamknij mord�, grubasie. - Bo co? - Bo nawet poliza� peta nie dostaniesz. Opona wsta� z b�yskiem w oczach. - B�dziesz tak do wieczora gl�dzi�, Kaszub, czy otworzysz wreszcie t� paczk�? - wtr�ci� si� Piwek. Pomog�o. Piwek mia� autorytet. Od czasu, gdy podczas wycinki drzew roztrzaska� na g�owie w�jta butelk� od piwa, w dodatku pe�n�, autorytet ten nie by� kwestionowany przez nikogo. Zapalili. Tylko Dyszaty odsun�� si� na kraw�d� �awki i w zamy�leniu rysowa� butem po ziemi. Kulturysta puszcza� k�ka. By� najm�odszy, w zesz�ym tygodniu sko�czy� dziesi�� lat, lecz nie wygl�da� nawet na dziewi��. Wychudzony, z przylizanym blond w�osem na g�owie, zas�u�y� sobie na miano Kulturysty w zesz�ym roku, po powrocie z kolonii fundowanych biedocie przez TPD, sk�d przywi�z� ulubiony dwuwiersz: "kulturysta z Dachau, podni�s� ceg�� i si� zmacha�". - Dobrze, Opona? - spyta�. - Nie�le - przytakn�� �askawie zapytany i pu�ci� swoje s�ynne cztery dymne traktorowe opony. Ten numer wychodzi� mu zawsze. Nawet jak kiedy� Kaszub skombinowa� cygaro. Dzie� by� ciep�y, pogodny; g�r� wia� lekki wiatr, lecz tu, w lesie, by�o zacisznie. Wszyscy, poza Dyszatym, roz�o�yli si� na pokrytej zbr�zowia�ym igliwiem ziemi, z dymi�cymi papierosami w palcach. - Jeszcze by tylko po kanclerzu - zamarzy� Piwek. Od pami�tnego dnia, gdy butelka z naklejk� "BROK kanclerz" sta�a si� przyczyn� zmiany kolorytu czaszki w�jta, po��czonego z g��bok� ran� ci�t�, nikt w Starnicach, nawet degenerat Pawe�, nie pija� innego piwa. W�jt by� z D�bnicy Kaszubskiej. - Kto� idzie - us�yszeli zza �wierk�w g�os Dyszatego. Opona poderwa� si� na nogi. - Ocipia�e�? - zgasi� go Piwek. - Spoko! Jeszcze nas nie dostali! - Ocipia� - podchwyci� skwapliwie Kaszub, zapewne wci�� jeszcze pami�taj�cy przytyk o Mo�ce. - To Kapu�! - Dyszaty przecisn�� si� mi�dzy k�uj�cymi ga��ziami. - Wraca ze szko�y. - No to b�dzie rozrywka - rzek� Piwek, przewlekaj�c sylaby. Wyskoczyli z wrzaskiem, gdy by� ju� ca�kiem blisko. Dobrze ubrany ch�opiec, w markowych adidasach, z tornistrem Herlitza na plecach. - Sie masz, Kapu� - powiedzia� Opona. Podszed� bardzo blisko i bekn�� jednym traktorkiem wprost w twarz dwunastolatka. - Mam na imi� Romek - odpar� ch�opiec. G�os mu nieco dr�a�, ale nie na tyle, �eby zauwa�y� m�g� to kto�, kto nie zna go za dobrze. - I nie jestem kapusiem... - Kapu� m�wi, �e nie jest kapusiem - poinformowa� obecnych Opona. - Znaczy si�, nie kapuje? - zapyta� Piwek. - Nie - powiedzia� Romek, jakby troch� pewniej. - Jak Kapu� mo�e nie kapowa�? Mo�e mi to kto� wyja�ni�? Ty, a mo�e ty pr�bujesz wcisn�� mi jak�� ciemnot�, co? Mo�e my�lisz, �e jak mam na nogach stare trampki, to mo�esz mi wciska� kit? Atakowany zamruga� powiekami. Otworzy� usta, pewnie chcia� co� powiedzie�, ale zaraz zamkn�� je bez s�owa. - Zostawcie go - odezwa� si� nieoczekiwanie Kulturysta. - On jest w porz�dku. - O, a co ty mo�esz o tym wiedzie�? - Piwek zmarszczy� brwi. Nie by� zadowolony. Kulturysta wbi� wzrok w ziemi�. - Mama czasem sprz�ta u nich. Raz wzi�a mnie ze sob�... Ch�opaki, jakie on ma zabawki! Przez moment na twarzy Piwka pojawi�o si� zak�opotanie. - Zamknij si�, gnido dworska! - prze�ama� impas Opona. - Czego ode mnie chcecie? - wykrztusi� Romek. Spojrzeli po sobie. Jaki� dzi�cio� stuka� nieopodal w pie� drzewa, gdzie� trzasn�a �amana ga��zka. - Wracasz ze szko�y, tak? - odezwa� si� Piwek. - Noo... - Chcemy odrobi� lekcje, poka� co jest zadane. �miech aprobaty zag�uszy� le�ne odg�osy. - Widzisz, nie mogli�my by� dzisiaj w szkole. - Byli�my zaj�ci! - Chorzy! Romek cofn�� si� o krok, ale z ty�u sta� ju� Opona. - No, co jest zadane, Kapu�? - Przecie�... nie jeste�cie w mojej klasie... - Prawdziwy ucze� klasy nie wybiera - b�ysn�� Kaszub - odrabia wszystkie lekcje. Jak leci. Romek ani drgn��. I wtedy Kaszub przesadzi�. Nagle wszyscy, ��cznie z nim samym, zdali sobie z tego spraw�. Przesadzi�. Ta jedna my�l spad�a na nich z szumi�cych wiatrem drzew, ledwie uchwytna, jak zapach igliwia - ale byli tylko sob�, tylko dzie�mi ze Starnic, popegeerowskiej wioski, gdzie bieda wrzeszczy a� w uszach dzwoni. Dzie�mi czasu i miejsca, w kt�rym �yli. Nie umieli inaczej. Dlatego my�l rozwia�a si� z pr�dko�ci� wiatru, kt�ry j� przyni�s�. - Otwieraj t� hitlerow...
GAMER-X-2015