640.txt

(158 KB) Pobierz

                          













George R. R. Martin

Chleb i ryby (1)

(Loaves and Fishes)

prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik

                     GEORGE R.R. MARTIN
Jest autorem dobrze znanym Czytelnikom "Nowej Fantastyki", 
gdy� do�� cz�sto zamieszczali�my na naszych �amach jego 
utwory ("Piaseczniki" zosta�y uznane za najlepsze 
opowiadanie zagraniczne roku 1987). Tym razem przedstawiamy 
mikropowie�� nale��c� do obszernego cyklu, kt�rego g��wnym 
bohaterem jest Haviland Tuf, gwiezdny kupiec, w�drowiec, 
mi�o�nik dobrej kuchni, oddany przyjaciel kot�w, sybaryta i 
domator, obdarzony pocieszn� aparycj� i przenikliw� 
inteligencj�. Wszed�szy w posiadanie gigantycznej "Arki", 
ostatniego ocala�ego statku In�ynieryjskiego Korpusu 
Ekologicznego, postanawia odda� si� profesji in�yniera-
ekologa. Najpierw jednak musi wyremontowa� licz�cy sobie 
kilkaset lat pojazd. W tym celu przybywa do Portu S'uthlam, 
s�yn�cego w ca�ym sektorze z fachowo�ci i uczciwo�ci 
pracuj�cych tu specjalist�w...
   Ca�o�� cyklu uka�e si� w wydaniu ksi��kowym w 1992 roku.
                                                 (anak)

Nazywa�a si� Tolly Mune, ale m�wi�c o niej u�ywano wielu 
r�nych okre�le�.
     Ci, kt�rzy po raz pierwszy wkraczali na teren jej w�o�ci, 
wyra�ali si� ze sporym szacunkiem. Od ponad czterdziestu 
standardowych lat by�a kapitanem portu, a przedtem zast�pc� 
kapitana, stanowi�c najbarwniejsz� posta� orbitalnej 
spo�eczno�ci znanej pod oficjaln� nazw� Port S'uthlam. W dole, 
na planecie, jej funkcja mog�a si� wydawa� tylko jedn� z wielu, 
ale na orbicie kapitan portu by� jednocze�nie mistrzem, 
przewodnicz�cym zarz�du, s�dzi�, burmistrzem, rozjemc�, 
prawodawc�, g��wnym mechanikiem i naczelnikiem policji. M�wi�c 
kr�tko, by� po prostu najwa�niejszy.
     Port rozrasta� si� z biegiem stuleci, w miar� jak szybko
powi�kszaj�ca si� populacja planety czyni�a z niej coraz 
atrakcyjniejszy rynek zbytu i kluczowe ogniwo w handlowej 
sieci w tym sektorze Galaktyki. Centralny punkt portu stanowi�a 
stacja orbitalna - wydr��ony asteroid o �rednicy szesnastu 
kilometr�w, z parkami, sklepami, hotelami, magazynami i 
laboratoriami. Sze�� wybudowanych wcze�niej stacji, ka�da 
wi�ksza od swojej poprzedniczki, a teraz wszystkie przestarza�e 
i niewystarczaj�ce, przylgn�y do powierzchni asteroidu, 
przypominaj�c stalowe naro�la na kamiennym ziemniaku. 
Najstarsza liczy�a sobie trzysta lat i ledwo dor�wnywa�a 
wielko�ci� porz�dnemu statkowi kosmicznemu.
     Ten centralny punkt portu nazywano Paj�cznikiem, jako �e 
znajdowa� si� w �rodku misternej, srebrzystometalowej paj�czyny 
rozpi�tej na tle czarnego kosmosu. Ze stacji wybiega�o we 
wszystkich kierunkach szesna�cie pot�nych odn�g; najnowsza 
liczy�a sobie cztery kilometry d�ugo�ci i ros�a niemal z ka�dym 
dniem, z pozosta�ych za� siedem mierzy�o sobie a� po dwana�cie 
kilometr�w (kiedy� by�a jeszcze �sma, ale zosta�a zniszczona w 
wyniku eksplozji). Wewn�trz tych ogromnych rur umieszczono 
wszystko, co by�o niezb�dne dla prawid�owego funkcjonowania 
portu: magazyny, fabryki, stocznie, sk�ady celne, pasa�erskie 
terminale, a tak�e urz�dzenia dokuj�ce umo�liwiaj�ce 
przycumowanie i przeprowadzenie remontu ka�dego typu statku, 
u�ywanego w tym sektorze Galaktyki. �rodkiem ka�dej odnogi 
p�dzi�y w t� i z powrotem d�ugie, superszybkie poci�gi 
pneumatyczne, wo��c �adunki i pasa�er�w od i do zat�oczonego, 
kipi�cego ruchem Paj�cznika, gdzie znajdowa�a si� ko�cowa 
stacja gigantycznej windy, ��cz�cej port z powierzchni� 
S'uthlam.
     Od g��wnych odn�g oddziela�y si� inne, mniejsze, a od tych 
z kolei jeszcze mniejsze, biegn�c przez pustk� we wszystkich 
kierunkach i tworz�c misterny, zawi�y wz�r. Z ka�dym rokiem 
stawa� si� coraz bardziej skomplikowany, w miar� jak 
dobudowywano coraz to nowe odga��zienia.  
     Mi�dzy ni�mi paj�czyny uwija�y si� muchy - promy 
transportuj�ce na planet� �adunki zbyt du�e lub zbyt 
niebezpieczne, �eby powierzy� je windzie, drobnicowce 
przylatuj�ce z rudami metali albo lodem, statki przywo��ce 
�ywno�� z kr���cych bli�ej s�o�ca asteroid�w, przekszta�conych 
dzi�ki osi�gni�ciom in�ynierii planetarnej w �yzne i urodzajne 
tereny rolnicze, a wreszcie ca�a masa innego, w��cz�cego si� po 
Galaktyce �elastwa: luksusowe liniowce Transcorp, statki 
handlarzy z planet tak bliskich jak Vandeen lub tak odleg�ych 
jak Caissa i Newholme, ca�e floty przewo�nik�w z Kimdiss, 
bojowe jednostki Bastionu i Cytadeli, a nawet pojazdy kosmiczne 
Obcych, w tym Wolnych Hruun, Raheemai i wielu innych, jeszcze 
bardziej niezwyk�ych gatunk�w. Wszyscy przybywali do Portu 
S'uthlam, gdzie oczekiwano na nich z otwartymi ramionami.
     Ci, kt�rzy mieszkali w Paj�czniku, pracowali w barach i 
restauracjach, zajmowali si� prze�adunkiem towar�w, kupowali i 
sprzedawali, naprawiali statki i uzupe�niali im paliwo, 
nazywali si� z dum� paj�czarzami. Dla nich, a tak�e dla tych 
much, kt�re bywa�y tu wystarczaj�co cz�sto, �eby uzna� je za 
swoje, Tolly Mune nazywa�a si� Mama Paj�k - wybuchowa, pyskata, 
rubaszna, zastraszaj�co kompetentna, wszechobecna,
niezniszczalna, pot�na niczym si�y natury, tyle tylko, �e dwa 
razy bardziej gro�na. Ci, kt�rzy jej nie kochali, bo narazili 
si� w jaki� spos�b, �ci�gaj�c na siebie jej gniew, nie m�wili o 
niej inaczej jak tylko Stalowa Wdowa.
     By�a gruboko�cist�, dobrze umi�nion�, prost� kobiet�, 
chud� jak ka�dy porz�dny S'uthlamczyk, ale jednocze�nie tak 
wysok� (prawie dwa metry) i pot�n� (te bary!), �e na dole 
uwa�ano j� niemal za wybryk natury. Jej twarz by�a pomarszczona 
i wyprawiona jak stara sk�ra. Tolly liczy�a sobie czterdzie�ci 
trzy lata miejscowe, czyli prawie dziewi��dziesi�t 
standardowych, lecz wygl�da�a tak jakby dopiero co dobieg�a 
sze��dziesi�tki. Przypisywa�a to �yciu na orbicie.
     - Nic tak nie postarza jak si�a ci��enia - mawia�a 
cz�sto. Z wyj�tkiem kilku luksusowych uzdrowisk, szpitali i 
hoteli, a tak�e wielkich liniowc�w wyposa�onych w generatory 
grawitacji, w ca�ym porcie nie by�o ani u�amka g. 
Tolly Mune czu�a si� w stanie niewa�ko�ci jak ryba w wodzie.
     Mia�a stalowoszare w�osy, w czasie pracy zwi�zane w ciasny 
w�ze�, ale zawsze po sko�czeniu s�u�by natychmiast je 
rozpuszcza�a, ci�gn�y si� za ni� jak ogon komety, 
towarzysz�c ka�demu jej poruszeniu. A trzeba by�o przyzna�, �e 
porusza�a si� dosy� intensywnie. To du�e, ko�ciste cia�o 
nabiera�o niezwyk�ego wdzi�ku, kiedy p�yn�a korytarzami 
Paj�cznika i przemyka�a przez hale, parki i hangary, odpychaj�c 
si� d�ugimi ramionami i szczup�ymi, umi�nionymi nogami. Nigdy 
nie nosi�a but�w, a jej stopy by�y niemal r�wnie chwytne, jak 
r�ce.
     Nawet w otwartej przestrzeni, gdzie najbardziej 
do�wiadczeni paj�czarze korzystali z niezgrabnych skafandr�w i 
poruszali si� ostro�nie wzd�u� asekuracyjnych lin, Tolly Mune 
wola�a nieskr�powan� swobod� ruch�w i dopasowany, przylegaj�cy 
do cia�a kombinezon. Str�j ten nie zapewnia� prawie �adnej 
ochrony przed twardym promieniowaniem S'ulstar, lecz Tolly by�a 
dumna z ciemnoniebieskiego odcienia swojej sk�ry i wola�a 
codziennie rano �yka� pe�n� gar�� pastylek przeciwnowotworowych
ni� zrezygnowa� ze swojej niezale�no�ci na rzecz 
powolnego, nudnego bezpiecze�stwa. Tam, w roziskrzonej czerni 
mi�dzy segmentami paj�czyny, by�a pani� samej siebie. Do 
przegub�w d�oni i kostek mia�a przytroczone miniaturowe 
rakietki manewrowe, kt�rymi pos�ugiwa�a si� z niedo�cignion� 
wpraw�. Przemyka�a b�yskawicznie od jednej muchy do drugiej, 
zagl�daj�c to tu, to tam, uczestnicz�c we wszystkich 
zebraniach, nadzoruj�c przebieg prac, witaj�c co wa�niejsze 
muchy, zatrudniaj�c ludzi, wyrzucaj�c ich z pracy i rozwi�zuj�c 
wszystkie problemy, jakie jej przedstawiono.
     Kapitan portu Tolly Mune, Mama Paj�k, Stalowa Wdowa, by�a 
w swojej paj�czynie tym, kim zawsze chcia�a by�, gotowa stawi� 
czo�a ka�demu wyzwaniu i bardziej ni� zadowolona z losu, jaki 
jej przypad� w udziale.
     A� wreszcie nadesz�a "noc", kiedy zosta�a obudzona przez 
swojego zast�pc�.
     - Mam nadziej�, �e to co� naprawd� wa�nego - wycedzi�a, 
spogl�daj�c na widoczn� na ekranie twarz.
     - Chyba powinna� zawiadomi� Kontrol� - powiedzia�.
     - Dlaczego?
     - Nadlatuje mucha - odpar�. - Du�a mucha.
     Tolly Mune skrzywi�a si� paskudnie.
     - Nie odwa�y�by� si� mnie obudzi�, gdyby chodzi�o tylko o 
to. M�w dalej.
     - To naprawd� du�a mucha - powt�rzy� z naciskiem jej 
zast�pca. - Zaczekaj, a� sama j� zobaczysz. S�owo daj�, w �yciu 
nie widzia�em nic tak wielkiego. To bydl� ma trzydzie�ci 
kilometr�w d�ugo�ci.
     - Niech to jasny szlag! - zakl�a Tolly Mune w ostatniej 
nieskomplikowanej chwili �ycia, zanim na jej drodze pojawi� si� 
Haviland Tuf.

Po�kn�wszy gar�� jasnob��kitnych pastylek antyrakowych 
sp�uka�a je pot�nym haustem piwa, po czym skoncentrowa�a uwag� 
na widniej�cej przed ni�, holograficznej projekcji.
     - Masz spory statek - zauwa�y�a od niechcenia. - Co to 
jest, do diab�a?
     - "Arka" jest biowojenn� jednostk� operacyjn� 
In�ynieryjskiego Korpusu Ekologicznego - odpar� Haviland Tuf.
     - IKE? - zapyta�a z niedowierzaniem. - Nie opowiadaj 
bzdur!
     - Czy mam powt�rzy� to, co powiedzia�em, kapitanie Mune?
     - M�wisz o In�ynieryjskim Korpusie Ekologicznym starego 
Imperium? Z baz� na Prometeuszu? O specjalistach od klonowania 
i wojny biologicznej, potrafi�cych sprowadzi� ka�dy rodzaj 
katastrofy ekologicznej?
     M�wi�c to nie spuszcza�a wzroku z twarzy Tufa. Jego 
holograficzna posta� dominowa�a nad zagraconym wn�trzem jej 
ma�ego, zbyt rzadko odwiedzanego biura, unosz�c si� w powietrzu 
jak ogromny, bia�y duch. Od czasu do czasu przep�ywa�a przez 
niego jaka� niesiona podmuchem powietrza kartka papieru.
     Tuf by� bardzo du�y. Tolly Mune spotyka�a ju� nie raz 
muchy, kt�re lubi�y powi�ksza� si� w przekazie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin