1729.txt

(569 KB) Pobierz
tytu�: "bia�a r�a"
autor: GLEN COOK


Bia�a R�a jest ostatni� nadziej� ludzko�ci w walce ze Z�� Pani� -
pot�n� bogini� z�a. Po wielu perypetiach Czarna Kompania
odnajduje Bia�� R�� i walczy razem z ni� po stronie Dobra.
Jednak niespodziewanie pojawia si� Dominator - kolejna mroczna
si�a, przy kt�rej Z�a Pani wydaje si� wr�cz dobrym duszkiem. Nowy
naje�d�ca morduje bez lito�ci i pustoszy wszystko wok�. Czy
Czarnej Kompanii uda si� pokona� t� z�owieszcz� si��, zanim �wiat
zmieni si� w wielk� krain� cieni?    
GLEN COOK

BIA�A RӯA

(Prze�o�y�a: Beata Jankowska-Rosadzi�ska)
Wydawnictwo Werdana !998

1. R�WNINA STRACHU

           Martwe, pustynne powietrze mia�o w�a�ciwo�ci soczewki.
Je�d�cy wydawali si� zamro�eni w czasie, jakby poruszali si� w
miejscu. Wzi�li�my obrotomierz. Nie mog�em uzyska� tej samej
liczby przy dw�ch obrotach. Lekki podmuch wiatru zaj�cza� w
koralu i poruszy� li��mi Starego Ojca Drzewa, kt�re zaszele�ci�y
mu do wt�ru. Od strony p�nocnej na horyzoncie pojawi�y si�
migocz�ce �wiat�a jak dalekie b�yskawice tocz�cych wojn� bog�w.
Rozleg� si� chrz�st piasku. Odwr�ci�em si�. Milczek wskaza� na
m�wi�cego menhira, kt�ry musia� pojawi� si� w ci�gu ostatnich
kilku sekund. Pe�zaj�ce ska�y. Zachowuj� si�, jakby to by�a
zabawa. - Obcy s� na R�wninie - powiedzia� menhir.
Kiedy zerwa�em si� na r�wne nogi, zachichota�. �miech menhir�w
to najokropniejsze i z�owrogie brzmienie, jakie mo�na sobie
wyobrazi� w tej zaczarowanej historii. Z ponur� min� ukry�em si�
w cieniu menhira. - Robi si� tu gor�co - warkn��em.
- To Jednooki i Goblin wracaj� z Grabarza - oznajmi� menhir.
Oczywi�cie, on mia� racj�, a ja si� myli�em. Moje nastawienie
by�o jednostronne. Patrol powr�ci� o miesi�c p�niej. Martwili�my
si�, poniewa� wojska Pani coraz cz�ciej przekracza�y granice
R�wniny Strachu. G�az zn�w zachichota�. Mia� ju� trzyna�cie st�p
wysoko�ci, a by�a to dopiero po�owa jego wielko�ci, cho� g�azy
rzadko pokazuj� wi�cej ni� pi�tna�cie st�p swego kamiennego
cielska. Je�d�cy zbli�ali si�, cho� trudno by�o to zauwa�y�.
Przekl�te nerwy. Nasta�y beznadziejne czasy dla Czarnej Kompanii.
Nie by�o nas sta� na straty. Ka�dy, kto gin��, by� wieloletnim
przyjacielem. Przeliczy�em jeszcze raz. Tym razem zgadza�o si�,
ale jeden ko� by� bez je�d�ca... Zadr�a�em mimo upa�u. Je�d�cy
zmierzali do potoku, trzysta jard�w od kryj�wki, z kt�rej ich
obserwowali�my. W�druj�ce drzewa przy brodzie poruszy�y si�, mimo
�e wiatr ucich�. Je�d�cy poganiali wierzchowce. Musia�y by�
bardzo zm�czone, gdy� opiera�y si�, a przecie� wiedzia�y, �e s�
prawie w domu. Przesz�y przez br�d, rozpryskuj�c wod�.
U�miechn��em si� i klepn��em Milczka w plecy. Wr�cili wszyscy,
co do jednego. Milczek porzuci� sw� zwyk�� powag� i r�wnie�
u�miechn�� si�. Elmo wy�lizn�� si� z korala i wyszed� naszym
braciom na spotkanie. Otto, Milczek i ja po�pieszyli�my za nim.
Za naszymi plecami wzesz�o poranne s�o�ce - wielka krwawa kula.
M�czy�ni rozsiod�ali konie. U�miechali si�, ale wygl�dali �le.
Najgorzej Jednooki i Goblin. C�, wr�cili na terytorium, na
kt�rym ich czarnoksi�ska moc by�a bezu�yteczna. W pobli�u Pupilki
niczym nie r�nili si� od reszty braci. Obejrza�em si�. Pupilka,
ca�a w bieli, sta�a w cieniu wyj�cia z tunelu. Wygl�da�a jak
widmo. M�czy�ni u�ciskali si�, a potem odezwa� si� w nich stary
nawyk. Wszyscy zgodnie twierdzili, �e by� to po prostu kolejny
dzie� s�u�by. - On jest stamt�d? - zapyta�em Jednookiego,
wskazuj�c na nieznajomego, kt�ry z nimi przyjecha�. - Tak. -
Wyschni�ty Murzyn wyda� mi si� mniejszy ni� dotychczas. - Dobrze
si� czujesz?
- Dosta�em strza�� - potar� bok. - Otwarta rana.
- Prawie nas dorwali - zaskrzecza� za jego plecami Goblin. -
�cigali nas ca�y miesi�c. Nie mogli�my si� ich pozby�. - Zejd�my
do jaskini - powiedzia�em do Jednookiego.
- Rana nie jest zainfekowana. Oczy�ci�em j� - rzek� Jednooki. -
Nadal chc� j� obejrze� - nalega�em, cho� nie w�tpi�em w jego
umiej�tno�ci. By� moim asystentem, odk�d zwerbowa�em go jako
lekarz Kompanii. Jednak teraz to ja by�em odpowiedzialny za jego
zdrowie. - Czekali na nas, Konowale.
Pupilka wycofa�a si� do naszej podziemnej siedziby. S�o�ce wci��
mia�o krwawy kolor, pozosta�o�� po minionej burzy. Co� du�ego
przelecia�o na tle jego tarczy. Lataj�cy wieloryb? - Zasadzka? -
 Obejrza�em si� na patrol.
- Mo�e nie konkretnie na nas, ale wpakowali�my si� w ni�. Oni
byli w kuli. Patrol mia� podw�jn� misj�: skontaktowa� si� z
naszymi stronnikami w Grabarzu i dowiedzie� si�, czy ludzie Pani
prze�yli d�ug� przerw� oraz urz�dzi� najazd na garnizon, a to w
tym celu, by zaniepokoi� cesarstwo w�adaj�ce po�ow� �wiata. -
Konowa�, na R�wninie s� obcy - powiedzia� menhir, gdy
przechodzili�my obok niego. Dlaczego w�a�nie mi si� to
przytrafia? Wielkie g�azy m�wi� do mnie cz�ciej ni� do innych.
Podw�jny urok? Zastanawia�em si�, czy nie powinienem krytyczniej
podchodzi� do wiadomo�ci przekazywanych mi przez menhiry. -
�cigali was? - zapyta�em Jednookiego.
Wzruszy� ramionami.
- Nie zrezygnowaliby - odpar�.
- Co tam si� dzieje? - Ukrywaj�c si� na R�wninie, czu�em si�, jak
pogrzebany za �ycia. Twarz Jednookiego pozosta�a nieodgadniona.
- Corder opowie.
- Corder? Ten facet, kt�rego przywie�li�cie? - Zna�em go tylko
z imienia. By� jednym z naszych najlepszych informator�w. - Tak.
- Niedobre wie�ci, co?
- Nie.
Weszli�my do tunelu prowadz�cego w d�, do naszego labiryntu,
smrodu, ple�ni, wilgoci, do naszych ma�ych, kr�liczych nor.
Miejsce by�o wstr�tne, ale by�o te� sercem i dusz� Buntu Nowej
Bia�ej R�y. Nowej Nadziei, jak szeptano w�r�d zniewolonych
narod�w. Kpi�cej Nadziei dla tych z nas, kt�rzy tutaj �yli. By�o
jak cela wi�zienna pe�na szczur�w, cho� cz�owiek m�g� z niej
wyj��. Je�li nie przejmowa� si� ryzykiem czekaj�cym go w �wiecie,
w kt�rym ca�a pot�ga cesarstwa by�a zwr�cona przeciwko niemu.

2. R�WNINA STRACHU

Corder by� naszymi oczyma i uszami w Grabarzu. Wsz�dzie mia�
kontakty, a jego praca przeciwko Pani trwa�a ju� kilkadziesi�t
lat. By� jednym z niewielu, kt�rym uda�o si� umkn�� przed jej
gniewem z Uroku, gdzie zmia�d�y�a Buntownik�w. Odpowiedzialno��
za tamt� masakr� ci��y�a na Kompanii, kt�ra wtedy by�a siln�
praw� r�k� Pani i wci�gn�a jej wrog�w w pu�apk�. W Uroku zgin�o
�wier� miliona ludzi. Nigdy nie by�o tak rozleg�ej i okrutnej
bitwy. Nawet krwawa kl�ska Dominatora w Starym Lesie poch�on�a
po�ow� mniej ofiar. Los zmusi� nas do przej�cia na przeciwn�
stron�. Jednak nie by�o nikogo, kto pom�g�by nam w tej walce.
Rana Jednookiego by�a tak czysta, jak zapewnia�, �e tylko
zmieni�em mu opatrunek i pozwoli�em rozgo�ci� si� w moich
kwaterach. Pupilka chcia�a, �eby patrol wypocz��, zanim poprosi
ich o raport. Dr�a�em z niepokoju, �e wie�ci b�d� gorsze, ni�
przypuszcza�em. Stary, zm�czony cz�owiek. Oto kim jestem. Co si�
sta�o z dawnym ogniem, energi�, ambicj�? By�y marzeniami
minionego czasu. W smutne dni odkurzam je i pieszcz�
nostalgicznie, dziwi�c si� naiwnemu m�odzie�cowi, kt�ry je
stworzy�. Niepok�j przypomnia� mi o starym projekcie zwi�zanym
z osiemdziesi�cioma funtami staro�ytnych dokument�w odebranych
genera�owi Szept, gdy my s�u�yli�my Pani, a ona Buntownikom.
Przypuszczali�my, �e zawieraj� klucz do pokonania Pani i
Schwytanych. Studiowa�em je przez sze�� lat i niczego nie
znalaz�em. Za du�o przygn�biaj�cych kl�sk. Ostatnio tak cz�sto,
�e trudno by�o u�wiadomi� sobie wszystkie, a co dopiero opisa�
w kronikach. Od naszej ucieczki z Ja�owca dokumenty sta�y si�
czym� wi�cej ni� osobistymi zapiskami. Remanent Kompanii zrodzi�
swego rodzaju podniecenie. Jednak wiadomo�ci, kt�re
otrzymywali�my z zewn�trz by�y tak ma�o wa�ne i niegodne
zaufania, �e rzadko trudzi�em si�, by zapisywa� je. Co wi�cej,
od zwyci�stwa nad swym m�em w Ja�owcu, Pani zdawa�a si� pogr��a�
w bezczynno�ci jeszcze bardziej ni� my. Oczywi�cie, pozory myl�.
A istota Pani jest iluzj�.
- Konowale!
Spojrza�em znad strony zapisanej Starym Tellekurre, kt�r�
studiowa�em ju� ze sto razy. W drzwiach sta� Goblin. Wygl�da� jak
stara ropucha. - Co jest? - spyta�em.
- Co� si� dzieje na szczycie. �ap za miecz.
Chwyci�em �uk i sk�rzan� opo�cz�. Za stary jestem na walk� wr�cz.
Raczej zostan� z ty�u i postrzelam z �uku, je�li w og�le b�d�
musia� walczy�. Pod��y�em za Goblinem, �ciskaj�c w d�oni ten sam
�uk, kt�ry dosta�em od Pani w czasie bitwy pod Urokiem. Och,
wspomnienia. Strzelaj�c z niego, pomog�em jej pozby� si�
Duszo�apa - Schwytanego, kt�ry wci�gn�� Kompani� w s�u�b� Pani.
Tamte dni wydawa�y si� teraz niemal prehistoryczne. Wybiegli�my
prosto w promienie s�o�ca. Wszyscy rozproszyli si� pomi�dzy
kaktusy i koral. Je�dziec, zbli�aj�cy si� jedynym prowadz�cym tu
szlakiem, nie by� w stanie nas zobaczy�. Jecha� samotnie na
nadgryzionym przez mole mule. Nie by� uzbrojony. - Takie
zamieszanie z powodu jednego staruszka na mule - zapyta�em.
M�czy�ni szybko przebiegli przez koral mi�dzy kaktusami, robi�c
piekielny ha�as. Starzec musia� wiedzie�, �e tam byli�my. -
Lepiej popracujmy nad cichszym przemieszczaniem si�. - Racja.
Wierci�em si� nerwowo. Elmo przyczai� si� zaraz za mn�. Jedn�
r�k� przys�ania� oczy. Wygl�da� na starego i zm�czonego. Ka�dego
dnia co� przypomina�o mi, �e �aden z nas nie jest ju� m�ody. Do
diab�a, ju� wtedy nie byli�my m�odzi, kiedy przybyli�my na
p�noc, przez Morze Udr�k. - Potrzebujemy m�odej krwi, Elmo -
westchn��em.
Elmo za�mia� si� szyderczo.
Tak. B�dziemy du�o starsi, zanim to osi�gniemy. Je�eli
przetrwamy. Na razie zyskujemy na czasie, maj�c nadziej�, �e
nadejd� dla nas lepsze dni. Je�dziec przeci�� potok i zatrzyma�
si�. Kiedy podni�s� r�ce, wyszli�my z ukrycia, niedbale trzymaj�c
bro�. Samotny starzec w sercu obozu Pupilki nie stanowi�
zagro�enia. Elmo, Goblin i ja zeszli�my do niego.
- Dobrze si� bawili�cie z Jednookim? - zapyta�em po drodze
Goblina. Przez wieki k��cili si� i robili sobie kawa�y, ale
tutaj, gdzie obecno�� Pupilki zakazywa�a tego, nie mogli b...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin