14821.txt

(670 KB) Pobierz
Virginia Andrews
A je�li ciernie...

Z angielskiego prze�o�y� Jaros�aw Foppke


�wiat Ksi��ki
Tytu� orygina�u If There Be Thorns
Projekt obwoluty, oprawy i stron tytu�owych Ewa Lubicz-Zaleska
Korekta Bo�enna Jakowiecka
Copyright (c) 1981 by Virginia Andrews
All right reserved, including the light to reproduce
this book or portions thereof m ?"? form whatsoever
(c) Copyright for the Polish book^ub edition
by "�wiat Ksi��ki". 1995
(c) Copyright for the Polish translation
by Phantom Press International/Refren,
Gda�sk

�wiat Ksi��ki, Warszawa 1996
Druk i oprawa GGP
ISBN 83-7129-878-1
Nr 1283
�
NOTA AMERYKA�SKIEGO WYDA WCY
Pogr��eni w g��bokim smutku zawiadamiamy o niedawnej �mierci naszej ukochanej autorki V.C. Andrews. Pozostawi�a po sobie nie tylko bogat� spu�cizn� literack�, ale r�wnie� poni�sze s�owa, kt�re powinny sta� si� inspiracj� dla wielu z nas:
"Wychowywa�am si� w �rodowisku robotniczym. M�j ojciec kocha� ksi��ki r�wnie gor�co jak ja. Kiedy mia�am siedem lat, zaprowadzi� mnie do biblioteki publicznej i za�o�y� mi pierwsz� kart�. Wr�ci� do domu z dwiema ksi��kami, ja za� wypo�yczy�am dziewi��.
Ksi��ki otwiera�y przede mn� drzwi, o kt�rych istnieniu nawet mi si� nie �ni�o. Wyrywa�y mnie z mojego jestestwa. Przenosi�y w przesz�o�� i przysz�o��; przenosi�y na Ksi�yc, do ogromnych pa�ac�w, w dzikie d�ungle - wsz�dzie. Dzi�ki nim pozna�am Londyn i Pary�, jeszcze zanim zd��y�am tam pojecha�.
Kiedy ksi��ki nie mog�y da� mi tego, czego potrzebowa�am, marzenia zaspokaja�y moje potrzeby. Wiele lat temu marzy�am o bogactwie i s�awie - wtedy w�a�nie zobaczy�am kwiaty rosn�ce na strychu...
Marzenia mo�na urzeczywistni� bez wzgl�du na to, jakie los zgotuje nam przeszkody, pod kt�rymi musimy si� przeczo�ga�, kt�re musimy przeskoczy� lub obej��. Mnie zawsze udawa�o si� przedosta� na drug� stron�. To, �e pomimo tak wielu przeciwno�ci zdo�a�am osi�gn�� sw�j cel, jest tylko i wy��cznie moj� zas�ug�. Daj�c kilku milionom czytelnik�w rado�� i ucieczk� od codzienno�ci, robi�am to r�wnie� dla siebie".

PROLOG
By�o ju� p�no, wi�c cienie sta�y si� znacznie d�u�sze. Siedzia�am nieruchomo obok jednej z marmurowych rze�b Paula. S�ysza�am, jak pos�gi szepcz� do siebie o przesz�o�ci, kt�rej nigdy nie zapomn�, i napomykaj� o przysz�o�ci, kt�r� chcia�abym si� nie martwi�. Kiedy b�yszcza�y w trupio bladym �wietle ksi�yca, by�y niczym wyrzut sumienia, przypomina�y, �e mog�am i powinnam zachowa� si� inaczej. Jestem jednak taka, jaka zawsze by�am - jestem osob�, kt�r� rz�dz� instynkty. I chyba nigdy si� ju� nie zmieni�.
Dzisiaj dostrzeg�am na g�owie pierwszy kosmyk siwych w�os�w, kt�ry przypomnia� mi, �e wkr�tce i ja mog� zosta� babci�. Zadr�a�am. Jak� te� b�d� babci�? Jak� w�a�ciwie jestem matk�? W nik�ym �wietle zmierzchu czeka�am, aby przyszed� do mnie Chris i �eby jego b��kitne oczy powiedzia�y mi, �e jeszcze nie gasn�, �e nie jestem papierowym, lecz prawdziwym kwiatem.
Przyszed� wreszcie i po�o�y� d�o� na moim ramieniu. Opar�am na nim g�ow�. Oboje wiedzieli�my, �e nasza historia dobiega ko�ca i �e Bart i Jory sprawi� nam jeszcze zar�wno wiele rado�ci, jak i wiele b�lu.
To ich opowie�� - Jory'ego i Barta. Opowiedz� wszystko tak, jak to prze�yli.

JORY
Ilekro� ojciec nie przyje�d�a� po mnie do szko�y samochodem, korzysta�em z ��tego szkolnego autobusu, kt�ry dowozi� mnie na odludny przystanek, gdzie ka�dego ranka ukrywa�em w zaro�lach rower.
P�niej, aby dotrze� do domu, musia�em pokona� spory odcinek w�skiej, kr�tej �cie�ki, wiod�cej przez prawdziwe pustkowie. Po drodze mija�em zaledwie jedn� budowl� - star�, opuszczon� will�, kt�ra za ka�dym razem przykuwa�a m�j wzrok. Zawsze by�em ciekaw, kto tu mieszka� i dlaczego opu�ci� te strony. Kiedy zbli�a�em si� do niej, odruchowo zwalnia�em, czuj�c blisko�� domu.
Nasz dom znajdowa� si� kilkaset jard�w dalej. Sta� samotnie przy drodze, kt�ra mia�a wi�cej zakr�t�w ni� labirynt. Mieszkali�my w Fairfax, w hrabstwie Marin, jakie� dwadzie�cia mil na p�noc od San Francisco. Nie opodal znajdowa�y si� poro�ni�te sekwojowym lasem g�ry, kt�rych zbocza opada�y �agodnie w stron� oceanu. By�o to raczej zimne i pos�pne miejsce. Zdarza�o si� czasem, �e nadci�gaj�ca od oceanu mg�a przez ca�y dzie� szczelnie spowija�a okolic�, czyni�c wszystko jeszcze bardziej tajemniczym. By�o w tym jednak r�wnie� co� romantycznego.
Kocha�em nasz dom, lecz mimo to pozosta�y we mnie jakie� niewyra�ne wspomnienia po�udniowego ogrodu, pe�nego drzewek magnolii obro�ni�tych hiszpa�skim mchem. Pami�tam tak�e wysokiego m�czyzn� o szpakowatych w�osach; m�czyzn�, kt�ry nazywa� mnie swoim synem. Niestety, nie potrafi�
13
Yirginia C. Andrews
sobie przypomnie� jego twarzy, pami�tam jedynie poczucie bezpiecze�stwa i ciep�o, kt�re znajdowa�em w jego ramionach.
Chris by� trzecim z kolei m�em mamy. M�j prawdziwy ojciec umar�, zanim si� jeszcze urodzi�em. Nazywa� si� Julian Marquet i by� �wiatowej s�awy baletmistrzem. O drugim m�u mamy, doktorze Paulu Scotcie Sheffieldzie, nie s�ysza� prawie nikt poza mieszka�cami Clairmont w Karolinie Po�udniowej. W tym samym stanie, w Greenglennie, mieszka�a moja babcia ze strony ojca - Madame Marisha.
Pisa�a do mnie co tydzie�, a ka�dego lata odwiedza�em j� wraz z rodzicami. Zdawa�o mi si�, �e babcia r�wnie gor�co jak ja pragnie, bym sta� si� najwi�kszym tancerzem, o jakim kiedykolwiek s�ysza� �wiat. W ten spos�b udowodni�bym wszystkim, �e m�j ojciec pozostawi� godnego spadkobierc� swego dorobku i talentu.
Nie mo�na powiedzie�, �eby babcia w jaki� spos�b r�ni�a si� od innych staruszek. Kiedy� by�a bardzo s�awna i nie chcia�a, aby ktokolwiek o tym zapomnia�. Obowi�zywa�a mnie pewna zasada: w towarzystwie obcych nie mog�em nazywa� jej babci�. S�dzi�a, i� dzi�ki temu nikt z postronnych nie b�dzie w stanie domy�li� si� jej wieku. Pewnego razu szepn�a mi nawet do ucha, �e nic by si� nie sta�o, gdybym m�wi� do niej po prostu "mamo", ale wydawa�o mi si�, �e to nie jest w porz�dku wobec mojej ukochanej matki. Nazywa�em j� wi�c tak jak inni - Madame Marisha albo Madame M.
Uwielbia�em coroczne wyprawy do Karoliny Po�udniowej, a jeszcze bardziej moment, gdy wracali�my do naszej ma�ej doliny i przytulnego domku z sekwojowego drewna. "Bezpieczni w dolinie, gdzie nie wiej� wiatry" - mawia�a cz�sto mama, jakby wiatr napawa� j� l�kiem.
Dotar�em wreszcie do domu. Zostawi�em rower na podje�dzie i wszed�em do �rodka. Psiakrew! Ani �ladu Barta i mamy. Wpad�em do kuchni, gdzie Emma przygotowywa�a obiad. Sp�dza�a tam wi�kszo�� czasu. Nawiasem m�wi�c, kuchnia pasowa�a do jej ujmuj�cej t�u�ciutkiej figury. Emma mia�a poci�g��, surow� twarz, kt�ra nabiera�a znacznie sympatycz-
14
Jory
niejszego wyrazu, kiedy si� u�miecha�a; na szcz�cie Emma chodzi�a u�miechni�ta prawie ca�y dzie�. Mog�a kaza� zrobi� to czy tamto, ale jej ciep�y u�miech sprawia�, �e nie traktowa�o si� tego jak bo�ego dopustu. Troch� inaczej mia�a si� sprawa z moim bratem Bartem, kt�ry cz�sto odmawia� wykonywania jej polece�. Podejrzewa�em zawsze, �e Emma zajmuje si� nim cz�ciej ni� mn�. Nie by�o w tym zreszt� nic dziwnego, poniewa� m�j brat by� strasznym niezgrab�. Rozlewa� mleko, gdy pr�bowa� nala� je sobie do szklanki. Przewraca� si�, nios�c kubek wody. W ca�ym domu nie by�o dos�ownie niczego, na co by nie wpad�. Zderza� si� z meblami, przewraca� lampy. A je�li na pod�odze le�a� rozci�gni�ty kabel, to mo�na by�o mie� pewno��, �e Bart zaczepi o niego butem i albo sam si� wywr�ci, albo poci�gaj�c kabel za sob�, rozbije radio czy te� mikser.
-  Gdzie jest Bart? - spyta�em Emm�, kt�ra w�a�nie obiera�a pomidory, by nafaszerowa� nimi piecze�.
-  M�wi� ci, Jory, �e b�d� szcz�liwa, kiedy ten dzieciak b�dzie siedzia� w szkole tak d�ugo jak ty. Nie cierpi�, gdy w�azi mi do kuchni. Musz� zaraz rzuca� ca�� robot� i uwa�a� na niego. Dzi�ki Bogu, ma ten mur, na kt�rym mo�e sobie przesiadywa�. A propos, co wy tam, ch�opcy, w�a�ciwie robicie?
-  Nic - odpar�em.
Nie chcia�em opowiada� jej o tym, �e przekradamy si� do stoj�cej za murem opuszczonej willi. Nie wolno nam by�o tam chodzi�, a tym bardziej bawi� si�.
-  A gdzie mama? - spyta�em po chwili.
Emma powiedzia�a, �e mama wr�ci�a dzi� wcze�niej, bo odwo�ano lekcje baletu. O tym akurat wiedzia�em.
-  Po�owa jej klasy jest chora - wyja�ni�em. - Ale gdzie ona jest teraz?
-  Jory, nie mog� przecie� mie� wszystkich na oku i jednocze�nie zajmowa� si� kuchni�. Par� minut temu m�wi�a mi, �e musi i�� na poddasze i zrobi� co� ze starymi obrazami. Dlaczego nie przy��czysz si� do niej i nie pomo�esz jej w pracy?
15
Yirginia C. Andrews
Emma da�a mi tym sposobem do zrozumienia, �e nie powinienem jej przeszkadza�. Ruszy�em w stron� schod�w wiod�cych na poddasze. Wej�cie do nich by�o ukryte w olbrzymiej szafie na bielizn�, znajduj�cej si� na samym ko�cu korytarza. Dok�adnie w chwili, gdy przechodzi�em przez salon, us�ysza�em, �e otwieraj� si� drzwi frontowe. Ku mojemu zdumieniu zobaczy�em w przedpokoju ojca. Jego b��kitne oczy zdradza�y g��bokie zamy�lenie. Chcia�em go zawo�a�, ale si� powstrzyma�em, gdy� z pewno�ci� zak��ci�bym tok jego rozmy�la�. Zatrzyma�em si�, nie wiedz�c, co mam zrobi�.
Ojciec odstawi� czarn� torb� lekarsk� i skierowa� si� w stron� swojej sypialni. Po drodze musia� jednak przej�� obok bieli�-niarki, kt�rej drzwi by�y teraz lekko uchylone. Przystan��, nas�uchuj�c dobiegaj�cej ze strychu muzyki.
Co mama tam robi? Czy�by znowu ta�czy�a? Za ka�dym razem, gdy j� pyta�em, dlaczego ta�czy w tym brudnym pomieszczeniu, wyja�nia�a, i� czuje, �e musi ta�czy� w�a�nie na strychu, pomimo panuj�cego tam zaduchu i ba�aganu.
- Tylko nie m�w o tym ojcu - prosi�a mnie kilkakrotnie.
Kiedy po raz ostatni zada�em jej to pytanie, przesta�a chodzi� na poddasze - teraz jednak znowu zacz�a to robi�.
By�em ciekaw, co te� si� stanie. Zastanawia�em si�, co mama powie tacie, gdy ten przy�apie j� na strychu.
Cichutko poszed�em za nim po stromych, w�skich schodach. Stan�� dok�adnie pod zwisaj�c� z sufitu nie os�oni�t� �ar�wk�. Wpatrywa� si� w mam�, kt�ra nie dostrzeg�a...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin