15354.txt

(71 KB) Pobierz
L. Sprague de Camp

TEGO NIE MA W REGULAMINIE

NOTHING IN THE RULES
(Prze�o�y� rafa� Wilko�ski)
1999
Zawody p�ywackie pomi�dzy dwoma ma�o znacz�cymi klubami �e�skimi rzadko kiedy 
gromadzi�y du�� widowni�. Rozgrywki, kt�re mia�y odby� si� tamtego wieczoru, nie 
by�y pod 
tym wzgl�dem wyj�tkiem. Spogl�daj�c w g�r� na balkon, Louis Connaught zauwa�y�, 
�e 
pojedynczy rz�d foteli by� zape�niony zaledwie do po�owy. Wi�kszo�� widz�w 
stanowili 
patrz�cy w d� ze znudzonymi minami m�owie i narzeczeni zawodniczek. Pr�cz nich 
by�o 
jeszcze kilku go�ci z hotelu Creston, kt�rzy przybyli na basen, najwyra�niej nie 
maj�c nic 
lepszego do roboty. Jeden z boy�w hotelowych zwraca� si� w�a�nie z pro�b� do 
jakiej� kobiety, 
aby zgasi�a papierosa. Na jej twarzy wida� by�o poirytowanie. Jak zwykle przyby� 
pan Santalucia 
z gromadk� dzieciak�w, kt�re chcia�y zobaczy� bior�c� udzia� w zawodach mam�. 
Ca�a rodzinka 
rado�nie pomacha�a do Connaughta.
Connaught - cz�owieczek o ciemnej karnacji, kt�rego wygl�d przywozi� na my�l 
diab�a z 
ksi��kowych ilustracji - rzuci� okiem na drugi brzeg basenu. Dziewczyny 
wychodzi�y spod 
prysznic�w, a ob��dna akustyka p�ywalni sprawia�a, �e piskliwe odg�osy ich 
rozm�w stawa�y si� 
natr�tnym brz�czeniem. Powietrze by�o przesycone wilgoci�. Pot�ny facet w 
bia�ych spodniach 
z cienkiego �aglowego p��tna to by� Laird, trener knickerbockerek i odwieczny 
rywal 
Connaughta. Laird zauwa�y� go i zagrzmia� tubalnie:
- Cze�� Louie! - okrzyk odbija� si� od �ciany do �ciany, co przypomina�o odg�osy, 
jakie 
mo�na uzyska�, przeci�gaj�c patykiem po sztachetach p�otu. Pan Wambach ze 
Zwi�zku Sport�w 
Amatorskich, kt�ry przewodniczy� sk�adowi s�dziowskiemu, wszed� na p�ywalni� 
wci�� jeszcze 
ubrany w prochowiec i przywita� si� z Lairdem, ale hucz�cy pog�os ca�kowicie 
zag�uszy� jego 
s�owa, zanim dotar�y do uszu Connaughta.
Wtedy w drzwiach prowadz�cych z szatni na p�ywalni� pojawi� si� nagle t�um ludzi, 
kt�rzy przeciskaj�c si� przez w�sk� framug�, wci�� odwracali si� w stron� 
pomieszczenia, z 
kt�rego wychodzili.
By�y tam zawodniczki ubrane ju� w stroje k�pielowe, a tak�e osoby w ubraniach. 
Min�o 
kilka sekund, zanim trener Connaught dostrzeg� to, czemu przygl�dali si� ludzie. 
Zamruga� 
oczami i przyjrza� si� dok�adniej, szeroko otwieraj�c usta.
Ale nie wytrwa� zby� d�ugo w tej pozie.
- Hej! - rykn�� g�osem tak pot�nym, �e przez chwil� p�ywalnia przypomina�a 
wn�trze 
wielkiego b�bna, w kt�ry kto� z ca�ej si�y grzmoci� pa�kami. - Protest! Protest! 
To 
niedopuszczalne!
Poprzedniego wieczoru Herbert Laird otworzy� frontowe drzwi swego domu i zawo�a�:
- Si� masz, Mark! Wejd� - ch�odny marcowy wiatr robi� na ulicy spory harmider, 
ale nie 
na tyle, by zag�uszy� s�owa trenera. Laird - kr�py, pot�nie zbudowany �ysol - 
by� z natury 
przyzwyczajony do porozumiewania si� za pomoc� tubalnych okrzyk�w.
Mark Yinin? wszed� do �rodka i postawi� na ziemi sw�j neseser. By� m�odszy od 
Lairda - 
mia� zaledwie trzydzie�ci lat - nosi� okulary o grubych, koncentrycznych szk�ach, 
a jego w�ska 
twarz mia�a surowy wyraz, przez co zawsze wydawa� si� znacznie powa�niejszy, ni� 
by� w 
rzeczywisto�ci, a w rzeczywisto�ci by� do�� powa�ny.
- Ciesz� si�, �e wpad�e�, Mark - powiedzia� Laird. - Pos�uchaj, czy m�g� by� by� 
jutro na 
naszym meczu z crestonkami? Vining �ci�gn�� wargi, namy�laj�c si�.
- S�dz�, �e tak. Loomis zdecydowa� si� nie wnosi� apelacji, wi�c przez kilka dni 
nie b�d� 
musia� pracowa� po nocach. Czy szykuje si� co� specjalnego?
Na twarzy Lairda pojawi� si� chytry u�mieszek.
- Mo�e. Pos�uchaj, pami�tasz t� Santaluci�, dzi�ki kt�rej Louie Connaught 
wygrywa 
wszystko co mo�liwe przez ostatnie kilka lat? My�l�, �e wreszcie znalaz�em na 
ni� haka. Ale 
chcia�bym mie� ci� przy sobie, aby� w razie czego wyszuka� odpowiednich prawnych 
podk�adek 
na poparcie mojego planu.
- A c� to za plan? - spyta� zaintrygowany Vining.
- Teraz nie mog� ci powiedzie�. Jestem zwi�zany pewn� obietnic�. Ale skoro Louie 
mo�e 
wygrywa� dzi�ki temu, �e wystawia do zawod�w takiego dziwol�ga... kobiet� z 
b�onami 
mi�dzypalczastymi...
- Pos�uchaj, Herb, przecie� wiesz, �e te b�ony wcale jej tak bardzo nie 
pomagaj�...
- Tak, tak, s�ysza�em ju� to setki razy... M�wi�, �e przy b�onach op�r wody jest 
tak du�y, 
i� si�a mi�ni nie mo�e mu sprosta�. To wszystko niby prawda ale ja wiem swoje. 
Santalucia ma 
b�ony mi�dzypalczaste i jest najlepsza p�ywaczk� w Nowym Jorku. I to mi si� nie 
podoba, bo 
podkopuje m�j presti� trenera. - Odwr�ci� si� i krzykn�� w stron� pomieszcze�, w 
kt�rych 
panowa� mrok. - lantha!
-Tak?
- Zbli� si� tutaj, prosz�. Chcia�bym, �eby� pozna�a mojego przyjaciela, pana 
Vininga. 
Chyba zapal� lamp�.
�wiat�o ukaza�o salon, jak zwykle zawalony stosami porozrzucanych pudelek ze 
strojami 
k�pielowymi i innym sprz�tem p�ywackim, kt�rego sprzeda�y Herbert Laird 
zawdzi�cza� lwi� 
cz�� swoich dochod�w. Ponadto ukaza�o im m�od� kobiet� podje�d�aj�c� na w�zku 
inwalidzkim.
Wystarczy�o jedno spojrzenie, aby Vining poczu� co�, co, jak wiedzia�, nie 
wr�y�o dla� 
dobrze. Mia� bowiem to w�tpliwe szcz�cie, �e zadurza� si� po uszy w ka�dej 
napotkanej 
atrakcyjnej dziewczynie, a jednocze�nie we wszelkich relacjach z kobietami jego 
utrapieniem 
by�a patologiczna wr�cz nie�mia�o��. Z Lairdem ��czy�o go g��wnie to, �e obaj 
byli kawalerami i 
na serio traktowali p�ywanie.
Dziewczyna natomiast by�a bardziej ni� atrakcyjna. Ona jest, my�la� oszo�omiony 
Vining, 
jak strza� w dziesi�tk�, jak �smy cud �wiata, jak uderzenie mocnego rumu do 
g�owy. Delikatna, 
raczej p�aska twarz i wydatne ko�ci policzkowe nadawa�y jej azjatyckiego albo 
raczej 
india�skiego wdzi�ku i niezupe�nie pasowa�y do z�ocistych w�os�w, kt�re -Vining 
m�g�by 
przysi�c - mia�y lekki, zielonkawy odcie�. Jej nogi szczelnie okrywa� gruby koc.
Z os�upienia wytr�ci� go dopiero g�os Lairda, kt�ry przedstawi� mu to urocze 
stworzenie 
jako �pann� Delfoiros�.
Panna Delfoiros nie wygl�da�a na szczeg�lnie zachwycon� spotkaniem. Kiedy 
wyci�ga�a 
do niego d�o�, odezwa�a si� z wyra�nym obcym akcentem:
- Pan nie jest przypadkiem z prasy, panie Vining?
- Nie - odpar� Vining - jestem tylko prawnikiem. Specjalizuj� si� w testamentach, 
prawie 
spadkowym. Ale pani raczej nie wygl�da na kogo�, kto chcia�by dyktowa� sw� 
ostatni� wol�, 
nieprawda�?
Dziewczynie wyra�nie ul�y�o i nawet si� za�mia�a.
- Nie. Mam nadziej�, �e testament nie b�dzie mi jeszcze potrzeby przez d�ugi, 
d�ugi czas.
- No c� - odpar� Vining tym swoim powa�nym, sztywniackim tonem - nigdy nic nie 
wiadomo...
Laird mrukn�� zniecierpliwiony:
- Ciekawe, czemu moja ukochana siostrunia tak si� guzdrze? Kolacja ju� dawno 
powinna 
by� na stole. Martha! - wyszed� z salonu i po chwili Vining us�ysza� g�os panny 
Laird, 
t�umacz�cej si� gor�czkowo:
- ...ale� Herb, musia�am przecie� poczeka�, a� to ostygnie...
Vining zastanawia� si� usilnie, w jaki spos�b rozpocz�� rozmow� z panna 
Delfoiros. W 
ko�cu odezwa� si�:
- Zapali pani?
- Och, nie, dzi�kuj� bardzo, ja nie pal�.
- A nie b�dzie pani przeszkadza�, je�li ja zapal�?
- Ani troch�.
- Z jakich to stron przywia�o tu pani�? - Vining pomy�la�, �e jego pytanie 
zabrzmia�o 
zarazem obcesowo i pretensjonalnie. Zupe�nie nie mia� drygu do prowadzenia 
swobodnej 
rozmowy w podobnych okoliczno�ciach.
- Och, pochodz� z Kip... to znaczy z Cypru. Wie pan, taka wyspa.
- Ach tak? A wi�c jest pani poddan� Korony Brytyjskiej, nieprawda�?
- Nie... niezupe�nie. Dotyczy to wi�kszo�ci Cypryjeczyk�w, ale mnie akurat nie.
- B�dzie pani jutro na tych zawodach p�ywackich?
- S�dz�, �e tak.
- Nie wie pani czasem - �ciszy� g�os - co za numer przygotowa� Herb, �e by 
wyko�owa� t� 
Santaluci�?
- Tak... nie... ja nie... to znaczy, nie wolno mi o tym m�wi�.
Robi si� coraz bardziej tajemniczo, pomy�la� Vining. Tak naprawd� to chcia� si� 
dowiedzie�, dlaczego dziewczyna porusza si� na w�zku i czy by�a to jaka� 
tymczasowa 
niedyspozycja, czy trwa�e inwalidztwo. Ale przecie� o takie rzeczy nie wypada 
pyta� wprost. 
Usi�owa� wykoncypowa� jakie� ogl�dne zapytanie, kt�re naprowadzi�oby go na 
odpowiedni trop, 
kiedy do salonu wdar� si� ryk Lairda.
- W porz�dku, kochani, zupa nalana! - Vining ju� mia� pchn�� w�zek w kierunku, 
sk�d 
dobieg� ich g�os trenera, ale zanim si� zorientowa�, dziewczyna sprawnie 
okr�ci�a si� na k�kach i 
by�a w po�owie drogi do jadalni.
- Hej, Martha, jak tam dzieciaki w szkole? - zapyta� uprzejmie, ale wcale nie 
interesowa�a 
go odpowied� niezam�nej siostry Lairda. Nie m�g� oderwa� wzroku od panny 
Delfoiros, kt�ra 
spokojnie wsypa�a czubat� �y�eczk� soli do stoj�cej przed ni� szklanki wody, po 
czym 
energicznie wy miesza�a.
- Co... co pani...? - wykrztusi�.
- Musz� - powiedzia�a dziewczyna. - S�odka woda sprawia, �e czuj� si� jak... - 
wy tak to 
�miesznie nazywacie... o! - jak pijana.
- Pos�uchaj Mark - zadudni� jego przyjaciel. - Czy jeste� pewny, �e punktualnie 
zjawisz 
si� jutro na p�ywalni? S�dz�, �e zaistnieje konieczno�� rozstrzygni�cia pewnych 
kwestii 
zwi�zanych z dopuszczeniem niekt�rych zawodniczek do startu i najprawdopodobniej 
b�dziesz 
mi bardzo potrzebny.
- Czy panna Delfoiros te� tam b�dzie? - u�miechn�� si� Vining, czuj�c si� jak 
ostatni 
g�upek.
- Jasne, jasne. lantha b�dzie przecie�... Pos�uchaj, znasz t� ma��, 
osiemnastoletni� Clar� 
Havranek? Wczoraj zrobi�a setk� w minut� i pi�� setnych. To materia� na 
mistrzyni�. Jak 
doro�nie, pomo�e nam roznie�� crestonki... - i dalej gl�dzi� zapami�tale, coraz 
g�o�niej i coraz 
szybciej, przechwalaj�c si�, jak to urz�dzi Louiego Connaughta i jego dziewcz�ta. 
W tym samym 
czasie Mark Vining pr�bowa� skupi� si� na jedzeniu, kt�re by�o znakomite, i na 
pannie Delfoiros, 
kt�ra by�a czaruj�ca, lecz najwyra�niej unika�a pog��biania zawartej znajomo�ci.
Potrawa, kt�r� jad�a panna Delfoiros,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin