15208.txt

(247 KB) Pobierz
R.M. BALLANTYNE
�OWCY GORYLI
�
POWIE�� DLA M�ODZIE�Y
prze�o�y� K. ARNOLD
�
��
�    '.                                                                                                                                              �                                                                                                                                                                                                          .                                                                                                                                        �   :
??????? SPOTKANIA
i*
Opracowanie graficzne Tomasz Terlecki Redaktor serii Ma�gorzata Szelachowska
Copyright � for this edition by EDITIONS SPOTKANIA

Dyrektor wydawnictwa Piotr Jegli�ski
l
: ISBN 83-85195-56-4
EDITIONS SPOTKANIA Warszawa, ul. Piwna 44
Druk: Zak�. Graf.im.KEN,Bydgoszcz, Jagiello�ska 1 Zam. 694/92
ROZDZIA� PIERWSZY Tajemnicza wizyta
RZECZ to powszechnie wiadoma, �e cz�sto najb�ahsze, wydawa�oby si�, zdarzenia brzemienne s� w najpowa�niejsze skutki. I by� mo�e, gdyby nie pewna dziwaczna wizyta, wcale by nie dosz�o do tych wszystkich interesuj�cych prze�y�, kt�re postara�em si� z najwi�ksz�, na jak� by�o mnie sta�, sumienno�ci� odtworzy� w niniejszej ksi��ce.
Mieszka�em w�wczas w niewielkim nadmorskim miasteczku, po�o�onym na zachodnich wybrze�ach Anglii. Owego pami�tnego popo�udnia siedzia�em w swoim gabinecie, rozkoszuj�c si� wspania�� pogod� i wspominaj�c szcz�liwe dni, sp�dzone ongi� w�r�d koralowych atoli Pacyfiku. Wtem zastuka� kto� do drzwi, przecinaj�c bieg mych marze�.
� Prosz� � zawo�a�em.
5
Otworzy�y si� drzwi i do gabinetu wesz�a moja gospodyni, stara Agnieszka.
�  Prosz� pana � rzek�a � przyszed� jaki� go��, ale nie chce mi poda� swego nazwiska.
�  A to nie szkodzi � odpowiedzia�em � niech go Agnieszka do mnie wprowadzi.
�  A mo�e to z�odziej � zaprotestowa�a staruszka, kt�ra cz�sto doprowadza�a mnie do pasji gadulstwem i wtr�caniem si� do nie swoich spraw.
�  Trudno, zaryzykuj�.
�  W�a�nie, w�a�nie, znowu pan zaczyna... A co b�dzie, jak on panu gard�o poder�nie?
�  Zobaczymy, co b�dzie, tylko niech mu Agnieszka nareszcie wska�e drog� do mojego gabinetu � zawo�a�em zniecierpliwiony, a staruszka, mrucz�c pod nosem, wysz�a z pokoju.
Za chwil� na schodach zadudni�y czyje� szybkie kroki i do pokoju wpad� jaki� nie znany mi m�czyzna. Agnieszce, kt�ra zamierza�a wtargn�� za nim do gabinetu, zatrzasn�� drzwi przed nosem, po czym przekr�ci� klucz w zamku.
Oczywi�cie, ekscentryczne zachowanie si� go�cia mocno mnie zdziwi�o, tym bardziej �e nieznajomy nie raczy� zdj�� kapelusza, ale skrzy�owawszy r�ce na piersi, wpatrywa� si� we mnie badawczo i oddycha� z wysi�kiem.
� Widz�, �e pan jest zdenerwowany. Prosz�,
6
niech  pan  spocznie  �  rzek�em,   wskazuj�c  na krzes�o.
Nieznajomy, m�czyzna niskiego wzrostu i jak na pierwszy rzut oka stwierdzi�em, cz�owiek pochodz�cy niew�tpliwie z lepszej sfery, nie zaszczyci� mnie odpowiedzi�, ale schwyciwszy krzes�o, postawi� je tu� przede mn� i usiad� na nim okrakiem, wci�� przenikliwie patrz�c mi w oczy.
�  Zdaje si�, �e pan za wszelk� cen� chce mnie roz�mieszy� � powiedzia�em �artobliwie, nie zwyk�em bowiem obra�a� si� �atwo i trac� r�wnowag� dopiero, gdy mocno mi kto� dopiecze.
�  Ale sk�d�e, nic podobnego � rzek� nieznajomy, zdejmuj�c kapelusz i rzucaj�c go niedbale na pod�og� � zdaje si�, �e nazwisko pana brzmi Rover ?
�  Tak jest � odpar�em � do pa�skich us�ug.�
�  A! W�a�nie! zatem imi� Ralf, nazwisko Ro-ver. �wietnie. Poza tym sko�czy� pan wczoraj dwadzie�cia dwa lata, o ile mnie pami�� nie myli.
�  Rzeczywi�cie, obchodzi�em wczoraj dwudziest� drug� rocznic� urodzin. Zdaje si�, �e wie pan znacznie wi�cej o moim �yciu ni� ja o pa�skim. Ale..., czy panu s�abo...! � krzykn��em zaniepokojony, spostrzeg�szy, �e nieznajomy
V
gwa�townie poczerwienia� i schwyci� si� za boki.
�  Ale� nic podobnego, czuj� si� doskonale � odpowiedzia� go��, przybieraj�c z miejsca niezwykle powa�ny wyraz twarzy. � O ile sobie przypominam, to mieszka� pan kiedy� na wyspie koralowej na Oceanie Spokojnym.
�  Rzeczywi�cie � odpar�em zdumiony.
�  By� pan wtedy ��todziobem � ci�gn�� nieznajomy � no i, zdaje si�, niewiele si� pan od tego czasu zmieni�.
�  Panie, prosz� si� liczy� ze s�owami � zawo�a�em, wytr�cony na koniec z r�wnowagi.
�  Jak to, Ralfie � krzykn�� go��, zrywaj�c si� nagle i przewracaj�c krzes�o � czy naprawd� tak si� zmieni�em, �e nie poznajesz swego starego przyjaciela � Piotrusia?
Wzruszenie zapar�o mi dech.
�  Piotrusiu! Kochany Piotrusiu! � zawo�a�em z rado�ci�.
I chocia� nie jestem sk�onny do gwa�townego okazywania swych uczu�, to jednak musz� przyzna�, �e na widok ogorza�ej twarzy wiernego przyjaciela zupe�nie straci�em panowanie nad sob�. Chwyci�em Piotrusia w ramiona i czule pocz��em go �ciska�.
�  A teraz, m�j drogi � rzek� Piotru� � postaraj si� uspokoi� troch�, skup uwag� i pos�uchaj
8

mnie uwa�nie. Zamierzam pozosta� tu dwa czy trzy dni, tak �e zd��ymy si� sob� nacieszy�. Przede wszystkim chcia�em si� zobaczy� z tob�, ale i inna sprawa sprowadzi�a mnie tutaj. Mam dla ciebie niezwyk�� propozycj�, wi�c, o ile chcesz si� o wszystkim dowiedzie�, sied� cicho i nie przerywaj.
Pos�usznie usiad�em i stara�em si� och�on�� ze wzruszenia, ale przybycie Piotrusia tak mn� wstrz�sn�o, �e z trudem tylko zdo�a�em skupi� uwag�. Zw�aszcza �e m�j przyjaciel m�wi� bardzo szybko i cz�sto sobie przerywa�, �eby rzuci� mi jakie� pytanie lub te� wyja�ni� jak�� kwesti�.
�  Widzisz, m�j kochany � zacz�� Piotru� � chc�, �eby� ze mn� pojecha� do... Ale, ale, zupe�nie zapomnia�em, czym si� teraz zajmujesz, czy jeste� prawnikiem, lekarzem?
�  Jestem przyrodnikiem.
�  Kim?
�  Przyrodnikiem.
�  Kochany Ralfie, czy ta choroba d�ugo ci� ju� dr�czy?
�  O! tak � odpar�em, �miej�c si� � choruj� na ni� od dzieci�stwa, w mniejszym lub wi�kszym stopniu.
�  Tak te� my�la�em � rzek� Piotru�, surowo potrz�saj�c g�ow� � zreszt� widzia�em prze-
u
ci� rozw�j tej choroby, kiedy�my mieszkali na koralowej wyspie. Niezbyt to intratny zaw�d...
� Rzeczywi�cie, ale zajmuj� si� nim po amatorsku. Ojciec pozostawi� mi niewielk� sched�, kt�ra przynosi mi 300 funt�w rocznie. Wystarcza to na utrzymanie, ale poniewa� wstr�tny mi jest �ywot pr�niaka, zabra�em si� do swych ulubionych studi�w. Mog� si� te� pochwali� kilku do�� powa�nymi odkryciami naukowymi. Czas sp�dzam przewa�nie na odbywaniu wycieczek naukowych po kraju i zasilaniu artyku�ami pism przyrodniczych.
Zauwa�y�em, �e w mi�dzyczasie na twarzy Piotrusia pojawi�a si� ca�a gama najrozmaitszych uczu�, w ko�cu za� u�miechn�� si� rado�nie i rzek�:
�  Prawdziwy z ciebie fenomen, Ralfie.
�  By� mo�e � odpowiedzia�em skromnie � ale zostawmy teraz t� kwesti� w spokoju; przypomn� ci, �e� mi jeszcze nie powiedzia�, dok�d si� wybierasz.
�  Zamierzam w�a�nie � rzek� wolno Piotru�, patrz�c na mnie przenikliwym wzrokiem � zamierzam wyruszy� na �owy do..., ale czekaj chwil�, przecie� chyba nie wiesz o tym, �e jestem my�liwym, i to do�� s�awnym nawet.
�  Istotnie, nic o tym nie wiedzia�em. Tak jeste� zaj�ty tymi planami i propozycjami, �e nie
io
powiedzia�e� mi dot�d, gdzie� by� i co� robi� w ci�gu ostatnich sze�ciu lat. I ani razu nie napisa�e� do mnie przez ca�y ten czas. Obawia�em si� ju�, �e� umar�.
�  A czy przynajmniej nosi�e� po mnie �a�ob�?
�  Oczywi�cie, �e nie...
�  �adny z ciebie ptaszek! Nie nosi� �a�oby po �mierci najwierniejszego swego przyjaciela! Ale �arty na bok! Nie mog�em przecie� pisa� do ciebie, nie znaj�c adresu. Tylko przypadek sprawi�, �e ci� wreszcie odnalaz�em. Siedzia�em w�a�nie w restauracji w pobliskim hotelu, gdy kto� si� odzywa: �Ralf Rover, m�j przyjaciel...". Od tego te� pana dowiedzia�em si� o twoim adresie. Ale z Jackiem korespondowa�em przez ca�y czas, od chwili naszego rozstania w Dover.
�  Jak to, z Jackiem! Z Jackiem Martin? � zawo�a�em wzruszony, s�ysz�c imi� drogiego mi przyjaciela. � Czy Jacek �yje?
�  Tak mi si� zdaje... Mieszka w p�nocnej Anglii, ale szcz�liwym zbiegiem okoliczno�ci znajduje si� w tej chwili w pobliskim miasteczku. Czy i z nim przez ca�y ten czas nie spotka�e� si�, Ralfie?
�  Ani razu. Rozstaj�c si� w Dover, zrobili�my fatalne g�upstwo. Oto zapomnieli�my wy-
li
mieni� swoje adresy, tak �e p�niej nie mogli�my si� skomunikowa�. I na pr�no stara�em si� dowiedzie� czego� o was.
�  My�la�e� wi�c, �e po prostu umarli�my... I mimo to nie nosi�e� po nas �a�oby... Bardzo to nie�adnie z twojej strony!
�  Ale opowiedz mi, m�j drogi, o Jacku! � zawo�a�em zniecierpliwiony, chc�c dowiedzie� si� wi�cej o swym starym koledze.
�  Poczekaj chwil�. Przede wszystkim sko�czmy przerwan� rozmow�. Ot� powiedzia�em ci ju�, �e jestem znakomitym my�liwym. Jako porucznik   marynarki   wojennej   zwiedzi�em   ca�y �wiat: walczy�em z Kaframi i Chi�czykami, bra�em udzia� w wyprawie karnej przeciw buntownikom w Indiach, polowa�em na s�onie, strzela�em do tygrys�w w d�unglach, polowa�em na lwy w Kraju Przyl�dkowym, za� na wieloryby na morzach polarnych. Cud prawdziwy, �e dotychczas unikn��em �mierci. Ale jest jeszcze zwierz�, kt�rego dot�d nie widzia�em i postanowi�em na nie
zapolowa�...
�  Dobrze � przerwa�em � ale co� mia� na my�li, m�wi�c, �e by�e� porucznikiem marynarki
wojennej ?
�  By�em, bo tydzie� temu poda�em si� do dymisji. Do�� ju� mam morza, a ceni� je tylko ja-
12
ko �rodek dostania si� do innych kraj�w. Wiadomo ci pewnie, �e ostatnio umar� m�j stryj, kt�rego zreszt� nigdy nie widzia�em, i pozostawi� mi w spadku olbrzymi� fortun�. Jestem niezale�ny, bo maj�tek przynosi mi kilka tysi�cy funt�w rocznego dochodu. Postanowi�em wi�c uda� si� na dalek� ekspedycj� my�liwsk�. I co na to powiesz, Ralfie?
�  Przecie� nie powiedzia�e� mi jeszcze, do jakiej cz�ci �wiata chcesz wyruszy� i na jakie to zwierz� chcesz zapolowa�?
�  Wyruszam do Afryki, �eby zapolowa� na goryle � zawo�a� z entuzjazmem Piotru� � z pewno�ci� nieraz ju� s�ysza�e� o tej potwornej ma�pie. Postanowi�em spraw...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin