Anne McCaffrey - Jeźdźcy smoków z Pern - 12. Delfiny z Pern.pdf

(1048 KB) Pobierz
Microsoft Word - Anne McCaffrey - Jeźdźcy smoków z Pern - 12. Delfiny z Pern.rtf
ANNE MCCAFFREY
DELFINY Z PERN
TOM 12
TYTUŁ ORYGINAŁU: THE DOLPHINS OF PERN
PRZEKŁAD JAN ZAREMBA
Dla mojej wnuczki Elizy Oriany Johnson
Księżniczki i damy dworu z bajki
PROLOG
W 102 LATA PO WYLĄDOWANIU
Kibbe po raz ostatni szarpnął linę dzwonu. Cały ranek robili to na przemian z Corey,
a teraz słońce chowało się już za wzgórza i ciągle nikt nie reagował na ich sygnały.
Zwykle ktoś wychodził z budynku przy doku — najczęściej bywali to prości żeglarze.
Tym razem jednak łodzie zacumowane do nabrzeża kiwały się na falach i widać było, że
od jakiegoś czasu nikt w nich nie wypływał na połowy.
Corey cmoknęła zniechęcona. Inne delfiny z ich stada dawno już odpłynęły, aby
samodzielnie łowić ryby. Znudziło je oczekiwanie na pojawienie się istot ludzkich i na
poczęstunek, szczególnie że o tej porze roku pomocne wody obfitowały w łatwą zdobycz.
Wydmuchnęła fontannę wody na znak, że jest głodna. Tak ją zdenerwował brak reakcji
ze strony ludzi, że nie chciało jej się użyć Mowy.
— Panowały choroby, Ben mi o tym powiedział — przypominał jej Kibbe.
— Tak, nie czuł się dobrze — odparła Corey, niechętnie posługując się Mową. Istoty
ludzkie mogą umrzeć.
— To prawda. — Kibbe, przewodnik stada i jeden z najstarszych jego członków, miał
dwoje opiekunów. Ciągle jeszcze ciepło wspominał Amy, swoją pierwszą opiekunkę.
Podobnie jak on czuła się w wodzie niczym ryba, choć nie miała płetw i do pływania
musiała zakładać na nogi specjalne urządzenia. Nikt tak jak ona nie umiał drapać
Kibbego po podbródku ani zdejmować z niego płatów liniejącej skóry. Gdy został ranny,
całe dnie i noce spędzała w wodzie przy jego legowisku, do czasu aż nabrała pewności, że
odzyskał siły. Nie przeżyłby, gdyby nie zszyła mu długiej, ciętej rany i nie podawała
ludzkich leków zapobiegających infekcji.
Corey miała tylko jednego opiekuna, którego nie widziała od dłuższego już czasu. I to
było powodem jej sceptycznego podejścia do ludzi. Nie odczuwała ich braku, w
przeciwieństwie do Kibbego. Jemu kiedyś dobrze się z nimi współpracowało. Ciągle
jeszcze pozostawały długie odcinki wybrzeża, których linię należało nanieść na mapy;
ludzie chętnie korzystali również z pomocy delfinów przy poszukiwaniu dużych ławic
ryb. Praca sprawiała wszystkim przyjemność, a przy tym zawsze pozostawał jeszcze
wolny czas na wspólną zabawę. Ostatnio jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić, by
wywiązywać się z Umowy Delfinów z ludzkością, było towarzyszenie statkom i czuwanie,
aby delfiny spieszyły z pomocą ludziom, którzy wypadli za burtę. Kibbe nie wiedział, czy
ludzie w ogóle korzystali z jego ostrzeżeń o zbliżających się sztormach. Często nie
zwracali szczególnej uwagi na jego rady, zwłaszcza gdy pochłaniały ich obfite połowy.
Kibbe należał do grupy pełniącej służbę w pobliżu Północno–Zachodniej Otchłani,
gdzie przebywała Wielka Przewodniczka Tillek, wybrana przez wszystkie stada ze
względu na swoją mądrość. Imię to przekazywano z pokolenia na pokolenie. Kibbego
nauczono, podobnie jak inne delfiny instruktorów, że ich plemię podążyło razem z
ludźmi na tę planetę, opuszczając oceany Ziemi, w których odbyła się jego ewolucja,
gdyż była to dla nich okazja by zamieszkać w czystych wodach nie zanieczyszczonego
świata. W takich warunkach żyły delfiny, zanim tech–no–log–ia (już dawno nauczył się
bardzo starannie wymawiać to słowo) nie zniszczyła środowiska wodnego Starych Mórz.
Kibbe wiedział również, że delfiny niegdyś zamieszkiwały lądy, i nauczał tego pomimo
niedowierzania, jakie wywoływał. Pozostałością tego etapu rozwoju delfinów była
konieczność oddychania powietrzem atmosferycznym, dla zaczerpnięcia którego
musiały się od czasu do czasu wyłaniać na powierzchnię. Słyszał tak stare opowieści, że
nawet ci, którzy przekazywali je Tillek, nie znali daty ich powstania. Według nich,
delfiny były wysłańcami bogów i miały za zadanie towarzyszyć zmarłym chowanym w
morzu w drodze do ich podziemnego świata cieni. Ponieważ delfiny uważały, że to
morza leżą pod ziemią, doszło do pewnych nieporozumień. Ludzie natomiast wierzyli, że
świat cieni to miejsce, do którego wędrują „dusze” — cokolwiek to słowo miałoby
oznaczać.
Jedną z ulubionych opowieści Kibbego były wspomnienia Tillek o tym, jak kiedyś
delfiny oddały hołd załodze statku kosmicznego, która zginęła w katastrofie na Wielkim
Oceanie Przestworzy. Od tego momentu delfiny z planety Pern zawsze towarzyszyły
uroczystościom pogrzebowym. Ludzie nie prosili o to, by delfiny włączyły taką
ceremonię do swych tradycji, jednakże byli chyba wdzięczni za jej przestrzeganie.
Inną ważną lekcją było zapamiętanie imion delfinów, które zapadły w Wielki Sen i
towarzyszyły rodzajowi ludzkiemu w podróży do nowych, nie zanieczyszczonych mórz
planety Pern. Dla uczczenia pamięci pierwszych przybyłych tutaj delfinów oraz ich
pobratymców urodzonych w Okresie Przed Opadem Nici, młodym delfiniątkom nadaje
się ich imiona. Dźwięczą one melodyjnie w uszach delfinów i mogą być śpiewane w
czasie dłuższych wypraw w Wielkich Prądach. Pieśń imion wykonywano zawsze przed
próbą pokonania przez młode delfiny potężnych wirów Północno–Zachodniej Otchłani,
a nawet tych mniejszych na Morzu Wschodnim.
Tillek uczyła różnych rzeczy, niezbędnych do opanowania całości. Przykładem mogła
być opowieść dla młodzieży o Wielkim Śnie, która stanowiła zagadkę nawet dla
najzdolniejszych chłopców i dziewcząt, bowiem delfiny nie potrzebują snu. Przespanie
piętnastu lat wydawało się im zupełnie niewiarogodne. Młodzież umiała nazywać
błyszczące na niebie punkty „gwiazdami”, ale nawet Tillek nie była w stanie wskazać
wśród nich Starej Ziemi. Ludzie mieli specjalne urządzenia, pozwalające widzieć na
dalsze odległości, ale ponieważ gwiazdy znajdowały się w powietrzu, delfiny nie mogły
zgłębić tego problemu. Na niebie, o świcie i o zmierzchu, widać było trzy stałe, świecące
punkty. Tillek tłumaczyła, że są to pojazdy kosmiczne, którymi ludzie i delfiny dostali
się na planetę Pern. Mówiła, że muszą jej uwierzyć, gdyż ona sama dowiedziała się o tym
od Tillek, którą tego uczyła poprzednia Tillek. To połączenie faktów i wiary należało
przyjąć, choć nie można ich było sprawdzić. Stanowiły część Historii.
Historia zaś była Wielkim Darem, jaki delfiny otrzymały od rodzaju ludzkiego,
pamięcią o sprawach i rzeczach, które przeminęły. Dzięki Historii delfiny otrzymały
zdolność mówienia, Największy Dar, który pozwolił im na powtarzanie słów brzmiących
jak mowa ludzi, a nie delfinów. Od tego momentu mogły porozumiewać się z ludźmi i
pomiędzy sobą, używając słów, a nie wyłącznie dźwięków związanych z morzem.
Kibbe bardzo łatwo uczył się wyrazów, których używali ludzie w rozmowach z
delfinami, a także opanował znaczenie gestów służących do porozumiewania się pod
wodą. Potrafił również wyśpiewywać słowa w taki sposób, że młodzież z jego stada
poznawała je, jeszcze przed przybyciem na wody będące siedzibą Tillek, w celu
uzupełnienia swojej edukacji. Kibbe znał również wszelkie zwyczaje pomocne w
utrzymywaniu z ludźmi jak najlepszych stosunków.
Założenie było takie: delfiny, najlepiej jak tylko potrafią, miały bronić ludzi przed
niebezpieczeństwami czyhającymi w morzu bez względu na pogodę i stopień zagrożenia,
czasami ryzykując nawet własnym życiem, by ratować człowieka, tak nieporadnego w
środowisku wodnym; zadaniem ich było także wskazywanie ławic najbardziej
poszukiwanych gatunków ryb oraz ostrzeganie przed kaprysami morza. Ludzie
natomiast za te usługi obiecywali oczyszczać ciała delfinów z ryb–pijawek, wyprowadzać
na głęboką wodę osobniki zabłąkane na płyciznach, leczyć chorych i rannych członków
stad, a także rozmawiać z nimi i, w przypadku wyrażenia takiej chęci ze strony
delfinów, stawać się ich stałymi opiekunami.
W początkowym okresie kolonizacji planety Pern ludzie i delfiny z wielkim zapałem
badali wspólnie nowe morza. Były to lata o wielkim znaczeniu, lata, kiedy żył i działał
człowiek Tillek, ogromnie szanowany przez wszystkie stworzenia na planecie. Dzwon
delfinów umieszczono w Zatoce Monako, a mieszkańcy lądu oraz morza zobowiązali się
reagować na jego dźwięk. W owym czasie wszystkie młode delfiny miały swoich
indywidualnych opiekunów wśród ludzi, którym pomagały prowadzić badania,
odkrywać morza i głębokie rowy na ich dnie, śledzić Wielkie Prądy oraz aktywność
dwóch Otchłani: Większej i Mniejszej oraz czterech Wypływów. Zarówno stosunki z
ludźmi osiadłymi na stałym lądzie, jak i z tymi, którzy podbijali morza, nacechowane
były wzajemną uprzejmością.
Tillek zawsze wyrażała się o ludziach z wielkim szacunkiem i ostro upominała młode
delfiny, nazywające ich „długonogimi” lub „bezpłetwowcami”. Gdy jakiś głuptas
narzekał na to, że rodzaj ludzki nie przestrzega Pradawnej Umowy, Tillek pouczała z
całą powagą, że to nie zwalnia rodu delfinów od wykonywania ich zobowiązań. Ludzie
musieli przerwać badanie planety Pern, by bronić swoich terenów przed Nićmi.
Niektóre mniej inteligentne jednostki, słysząc takie stwierdzenie, zaczynały cmokać z
rozbawienia. Czemu ludzie po prostu nie zjadali Nici tak, jak to delfiny od lat robiły?
Tillek odpowiadała, że musieli oni pozostawać na lądzie, gdzie Nici nie topiły się, lecz
atakowały ludzkie ciało w podobny sposób, jak robią to z delfinami ryby–pijawki, które
wysysają z nich życie. A następowało to błyskawicznie — życie uchodziło z organizmu
człowieka w czasie potrzebnym do zaczerpnięcia zaledwie kilku oddechów i w krótkiej
chwili całe ciało po prostu znikało.
Była to kolejna rzecz, którą delfiny musiały przyjąć na wiarę, podobnie jak fakt, że
Nici doskonale nadają się do jedzenia.
Następnie Tillek przechodziła do lekcji Historii i opowiadała o Dniu Opadu Nici na
planetę Pern. Mówiła o bohaterskiej walce ludzi używających ciepłego i jasnego ognia,
który delfiny żyjące w przybrzeżnych wodach znają, ale nigdy nie miały z nim do
czynienia. Usiłowano palić nim Nici w powietrzu, jeszcze zanim opadły na ludzi i
zwierzęta, by natychmiast wyssać z nich wszelkie życie. Po wyczerpaniu się wszystkich
zapasów przywiezionych z Ziemi, delfiny pomogły ludziom wypłynąć na licznych
statkach z Dunkierki i udać się na północ, gdzie znaleźli schronienie w wielkich
jaskiniach, porzucając myśli o ciepłych morzach południa. Kibbe kochał opowieść o
tym, jak delfiny pomogły małym łódkom odbyć tę długą podróż pomimo sztormów i
konieczności przeprawy przez Wielkie Prądy. Tam, w Forcie, również zainstalowano
dzwon delfinów i nastąpiły długie lata doskonałej współpracy pomiędzy delfinami i ich
opiekunami. Trwało to aż do nadejścia Zarazy.
Kibbe wiedział, że nie wszyscy ludzie umarli. Statki pływały nadal, a na polach widać
było sylwetki pracujących, oczywiście nie w Czasie Zagrożenia Nićmi. Kibbe przez długi
czas miał opiekuna, więc dobrze znał ludzi i ich umiejętność leczenia tych niewielu
chorób, które mogły się przydarzyć delfinom. Jednakże młodzież w jego stadzie nie
wiedziała o tym i zastanawiała się, dlaczego delfiny miałyby przejmować się ludzkimi
sprawami.
— To należy do tradycji. Zawsze robiliśmy to, co robimy teraz, i nigdy nie
przestaniemy postępować zgodnie z naszymi zwyczajami.
— Dlaczego istoty ludzkie chcą mieć kontakt z wodą? Przecież nie potrafią dawać
sobie rady z prądami morskimi tak jak my!
W takiej sytuacji Kibbe zazwyczaj odpowiadał: — Niegdyś ludzie potrafili pływać
niemal tak dobrze jak delfiny.
— Ale przecież my nie umiemy chodzić po suchym lądzie — stwierdzał któryś z
młodych — zresztą po co mielibyśmy to czynić?
— Jesteśmy innymi stworzeniami i mamy odmienne potrzeby; delfiny żyją w wodzie,
a ludzie na lądzie. Każde stworzenie ma swoje własne środowisko.
— No, to czemu ludzie nie trzymają się lądu, a nam nie pozostawią wody?
— Bo podobnie jak my potrzebują z morza ryb — spokojnie tłumaczył Kibbe.
Czasami młodym trzeba powtarzać to samo wiele razy, zanim wreszcie zrozumieją. —
Podróżują też do różnych miejsc, a woda stanowi ich jedyny szlak komunikacyjny.
— Przecież mają smoki, na których mogą latać.
— Nie każdy ma swojego smoka do latania.
— Czy smoki nas lubią?
— Myślę, że tak, chociaż ostatnio niewiele ich widywaliśmy. Mówiono mi, że w
dawnych czasach smoki razem z nami pływały w morzu.
— Jak one mogą pływać z takimi ogromnymi skrzydłami?
— Składają je na plecach.
— Dziwaczne stwory.
— Wiele lądowych stworzeń wydaje się nam dziwnych — stwierdzał Kibbe z
wdziękiem, płynąc bez wysiłku obok swoich młodych uczniów.
Chociaż nikomu o tym nie mówił, Kibbe był przekonany, że ludzie w wodzie stają się
strasznie niezdarni, zresztą na lądzie też im się to zdarza. Czasami jednak odnosił
wrażenie, że potrafią poruszać się w wodzie z pewną gracją, szczególnie, gdy pływają w
sposób podobny do delfinów, trzymając nogi złączone razem. I choć niektórzy próbują
młócić wodę każdą nogą oddzielnie, tracą przy tym dużo więcej energii.
W dzisiejszych czasach ludzie nie postępują już według zasad, ustalonych kiedyś
przez przodków obydwu gatunków. Teraz, na widok płynących delfinów, prawie żaden
kapitan nie wychyla się za burtę swego statku, by zapytać, jak się ma stado i gdzie
pojawiają się ławice. Jeszcze rzadziej zdarza się, żeby w symbolicznej podzięce za asystę
poczęstowano delfiny rybami. To prawda, że minęło już wiele sezonów od czasu, gdy
delfiny znalazły ostatnią zagubioną przez ludzi w morzu skrzynię i wydobyły ją dla nich.
Dawno też skończyły się dni, kiedy delfiny pływały ze swymi opiekunami na dalekie
wyprawy. Bardzo to smutne, że upadają dobre obyczaje, pomyślał Kibbe. A na
wezwanie dzwonu również nikt nie odpowiada.
Po raz ostatni przepłynął wzdłuż nabrzeża, obserwując pustą przystań. Jeszcze raz
poruszył sercem dzwonu. Dźwięk zabrzmiał żałobnie, odpowiednio zresztą do nastroju
panującego w porcie. Niegdyś miejsce to wypełnione było ludźmi, z którymi wspólnie
wykonywał wiele wspaniałych zadań oraz spędzał mnóstwo czasu na zabawach.
Energicznym machnięciem tylnych płetw wykonał zwrot i ruszył w daleką podróż do
Wielkiej Otchłani na Morzu Północno–Zachodnim, by zameldować Tillek, że znowu nikt
nie odpowiedział na wezwanie dzwonu. Ludzie żeglujący na swoich statkach nie byli
teraz ciekawi informacji, które mogli uzyskać od delfinów, o istniejących zagrożeniach i
niebezpieczeństwach. Tillek była zdania, że ponieważ wody planety Pern naturalną
koleją rzeczy nieustannie powodują zmianę ukształtowania lądów, to obowiązkiem
delfinów powinno być stałe patrolowanie linii brzegowej. Gdyby tylko jakiś człowiek
zechciał ich kiedyś wysłuchać, wtedy mogłyby mu powiedzieć o zaistniałych zmianach i
uratować jego statek przed niespodziewanym wpadnięciem na mieliznę czy też na skały.
ROZDZIAŁ I
Gdy tego ranka Główny Rybak Alemi dotarł do domostwa Readisa, zastał tam
swojego małego przyjaciela czekającego w pełnym pogotowiu.
— Wujku Alemi, myślałem, że się już nigdy nie zjawisz — powiedział Readis tonem,
w którym pobrzmiewała nutka wyrzutu.
— Od godziny siedzi na ganku — zwróciła się do Alemiego Aramina, z trudem
próbując ukryć rozbawienie. — A wstał dzisiaj przed poranną zorzą! — Wzniosła oczy
ku niebu dla podkreślenia tego niezwykłego faktu.
— Wujek Alemi zawsze mówi, że ryby najlepiej biorą o świcie — Readis wyjaśnił
matce protekcjonalnie, zeskakując ze schodów po trzy stopnie naraz, spiesząc, by mocno
uścisnąć zrogowaciałą dłoń swojego przyszywanego wujka.
— Sama nie wiem, co bardziej go ekscytuje: wyprawa z tobą na ryby, czy to, że
pozwoliliśmy mu razem z nami uczestniczyć dziś wieczorem w Spotkaniu urządzanym
przez Swacky’ego. — Po czym, grożąc palcem swojemu małemu synowi, dodała: —
Pamiętaj, że po południu musisz się wyspać.
— Teraz jestem gotów, by płynąć na ryby — powiedział Readis, zupełnie nie
zwracając uwagi na komentarz matki. — Mam prowiant — machnął siatką wypełnioną
zapakowanymi w papier kanapkami i butelką wody — a także kamizelkę ratunkową. —
Ostatnie słowa wymówił z wyraźnym lekceważeniem.
— Zwróć uwagę, że ja ją także włożyłem — powiedział Alemi, równocześnie ściskając
małą rączkę Readisa.
Aramina zaśmiała się.
— Tylko twój przykład — skłonił go do włożenia swojej.
— Potrafię doskonale pływać — stwierdził Readis zdecydowanym, donośnym głosem.
— Pływam tak dobrze, jak Ryba–towarzysz okrętów!
— Oczywiście, wiem, że świetnie pływasz — spokojnym głosem przyznała matka.
— Czy, według ciebie, mógłbym o tym nie pamiętać? Przecież sam nauczyłem cię tej
sztuki — wesoło wtrącił Alemi. — Ale chociaż ja również nieźle sobie radzę w wodzie,
mimo to na małych łódkach zawsze jestem w kamizelce ratunkowej.
— Szczególnie przy sztormowej pogodzie — dodał Readis, pragnąc podkreślić, że
dobrze zapamiętał lekcję o podstawowych środkach ostrożności. — Moją kamizelkę
uszyła mi mama — powiedział uśmiechając się do niej i wypinając szczupłą pierś. — W
każdy ścieg wpleciona jest cała jej miłość!
— No, chodź już, czas szybko ucieka — powiedział Alemi.
Na pożegnanie wolną ręką pokiwał Araminie, drugą zaś poprowadził swego małego
przyjaciela na piaszczysty brzeg, gdzie czekała na nich niewielka łódka zbudowana z
cienkich drewnianych listew. Mieli nią popłynąć do miejsca, gdzie, jak przypuszczał
Alemi, mogli trafić na duże czerwonopłetwe ryby, które obiecali dostarczyć Swacky’emu
na wieczorne przyjęcie.
Swacky stanowił cząstkę życia Readisa, jak daleko chłopiec sięgał pamięcią. Silnie
zbudowany były żołnierz zamieszkał obok domostwa Jaygego i Araminy w tym samym
czasie, gdy ciocia Temma i wujek Nazer przybyli tu z pomocy. Zajął jedno z mniejszych
pomieszczeń i wykonywał wszelkie prace niezbędne w Siedlisku Rajskiej Rzeki. Swacky
opowiadał zafascynowanemu dziecku wiele wydarzeń z okresu swojej służby strażniczej
w różnych Siedliskach. Jayge, ojciec Readisa, nigdy nie wspominał o sprawie zdrajców,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin