Courths Mahler Jadwiga - Pierwsza miłość Eryki.doc

(474 KB) Pobierz
Jadwiga Courths-machler

Jadwiga Courths-machler

 

Pierwsza miłość Eryki

 

Tytuł oryginału: Erika und Einbrecher

© Copyright by Gustaw H. Liibbe Yerlag GmbH, Bergisch Gladbach

© Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice

© Translation by Maria Łobzowska

 

 

r-

ISBN 83-86812-41-9

Projekt okładki i strony tytułowej

Marek Mosiński

Redakcja

Elżbieta

Korekta

Henryka Dobrzańska

Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s.c. Katowice 1996

Skład i łamanie- “Studio-Skład" Katowice

Druk i oprawa: Opolskie Zakłady Graficzne

?>/<O.

   

— Łaskawy panie, nie mogę już dłużej pracować! Stałam

się stara i nieporadna. Od kiedy mam chore nogi, jestem coraz

bardziej niezdarna. Nie mogę nadal spełniać swoich obowiąz-

ków tak, jak bym chciała, i dlatego będzie najlepiej, jeżeli

poproszę o zwolnienie mnie z pracy.

   — Ależ kochana pani doktor! Jeżeli pani teraz przestanie

pracować, stanie się pani jeszcze bardziej nieporadna, a to

wcale nie poprawi pani zdrowia!

   — Zdaję sobie z tego sprawę! To jest właśnie najgorsze

—umysłowo jestem zupełnie sprawna i mogłabym nadal pełnić

swoje obowiązki. Niestety, fizycznie jest ze mną źle. W gos-

podarstwie dużo spraw zostało zaniedbanych. Moje oczy już

nie dostrzegają wszystkiego, a moje nogi nie nadążają tam,

gdzie powinnam być. Niestety, służba to wykorzystuje i zanie-

dbuje się. Dostawcy przysyłają gorszy towar, ponieważ nie

mam sił, żeby codziennie osobiście sprawdzać, co mają w skle-

pach. Wszystko mnie denerwuje, a teraz znoszę to gorzej niż

dawniej, kiedy mogłam wyładować złość, pracując dwa razy

więcej. Wiem, że nie mogę panom służyć tak jak dawniej i nie

chcę czekać, aż usłyszę: “Pani doktor, nie potrzebujemy pani,

jest pani zwolniona".

   

    Ojciec i syn, którzy dotąd słuchali z uwagą, roześmiali się

na głos:

    — Tego pani nigdy nie usłyszy! Od piętnastu lat prowadzi

pani nasz dom tak wzorowo, że nie odczuliśmy, że zabrakło tu

pani domu! Nie widzimy żadnych niedociągnięć.

— Ale ja je widzę, proszę pana.

    — Jednak zawsze wszystko było w najlepszym porządku,

zwłaszcza kiedy wydawaliśmy duże przyjęcia.

— Za dwa lub trzy lata panowie to zauważą.

   — Czy pani może sobie wyobrazić, jakie nieszczęście nas

spotka jeśli będziemy musieli zatrudnić nową osobę? Mam

wrażenie, że wszystko się zawali, jeżeli pani przestanie nad tym

czuwać jak dobry duch! — rzekł syn, a pan domu przytakiwał,

kiwając głową.

    — Proszę pana, wczoraj zauważył pan małą dziurkę

w koszuli. Nie dopilnowałam bielizny, ponieważ nie mogę stać,

a dziewczęta nie są dokładne, kiedy mnie nie ma.

— To żadna tragedia; każdemu może się zdarzyć!

— No tak, ale pana to zdenerwowało, mój młody panie!

    — Tylko przez chwilę, ponieważ spieszyłem się i chciałem

już wyjść. Proszę pomyśleć, ile razy dostanę podartą koszulę,

jeżeli pani porzuci nas na pastwę losu! Ojcze, odezwij się! Coś

musimy wymyślić!

    Starszy pan, wyglądający jeszcze młodo, bezradnie pokręcił

głową. Syn, który był bardzo podobny do swojego przystoj-

nego ojca i miał jego szare oczy, również nie wiedział, co robić,

choć obaj pano,wie doskonale sobie radzili z wieloma zawodo-

wymi sprawami, bardziej skomplikowanymi niż ten domowy

problem. Wreszcie starszy pan rzekł:

   — A może pani zaangażuje młodą osobę, która będzie

pani asystentką? Pod pani nadzorem wykonywałaby te obo-

wiązki, które są najbardziej uciążliwe. Miałaby pani do

czynienia tylko ze swoją asystentką i nie musiałaby pilnować

 

służby i chodzić do dostawców. Proszę się nad tym zastanowić!

My dwaj będziemy bardziej bezradni niż niemowlęta, jeżeli

pani nas opuści!

   Pani doktor, kobieta sześćdziesięcioletnia, sympatyczna

i nadal przystojna, uśmiechnęła się. Starszemu panu nałożyła

na talerz kurze udko, a młodemu podała miskę z sałatą. Po

chwili odpowiedziała:

   _ Szczerze mówiąc, nie chcę panów zostawić na łasce

losu. Jestem w tym domu przeszło piętnaście lat i bardzo się do

panów przywiązałam. Pańska propozycja nie jest zła; myś-

lałam o czymś podobnym i chciałam przyuczyć jedną z dziew-

cząt, które tutaj pracują. Niestety to proste wiejskie dziew-

częta. Poza tym pozostałe służące nie miałyby przed nią

respektu. Musi to być osoba wykształcona, posiadająca takt

i umiejętność kierowania służbą bez spoufalania się, a jedno-

cześnie wzbudzająca szacunek i respekt. Oczywiście, można

będzie kogoś znaleźć, ale będzie wymagało pensji dla asys-

tentki. Gościnne pokoje świecą pustkami, można więc jeden

przeznaczyć dla takiej młodej osoby, a przy tak licznej służbie

jeszcze jedno danie przy posiłkach nie będzie stanowiło

poważnego wydatku.

Obaj panowie odetchnęli.

   — Pani doktor! Pensja dla asystentki nie stanowi prob-

lemu. Zależy nam żeby pani została z nami. Proszę więc

zaangażować jakąś młodą osobę; ma pani wolną rękę

i sama pani zadecyduje o wyborze swojej pomocnicy.

Muszę przyznać, że poważnie zmartwiłem się i dziękuję

Panu Bogu, że wszystko zostanie po staremu. Proszę

szybko kogoś znaleźć, żeby pani miała pomoc, kiedy

w przyszłym miesiącu wydamy nasze planowane duże przy-

jęcie.

   — Dziękuję panom za okazaną życzliwość! Bardzo mnie

to wzruszyło.

   

   — Chyba pani nie sądzi, że jesteśmy niewdzięcznikami!

Piętnaście lat to dużo i my też jesteśmy do pani przywiązani!

— rzekł ojciec, podając pani doktor Willing rękę.

   Zobaczył łzy w jej oczach; nie mogła mówić. Skinęła głową,

a młody mężczyzna dodał:

   — Pani doktor, zastępowała mi pani matkę. Przecież

miałem piętnaście lat, kiedy pani przyjechała. Bardzo po-

trzebowałem matczynej opieki i czułości.

    Starając się opanować rozczulenie, odpowiedziała: — By-

łam szczęśliwa, że mogłam być pomocna i że ktoś mnie

potrzebował. Mój młody panie! Na początku wojny straciłam

jedynego syna i męża. Praca pozwoliła mi przetrwać okres

rozpaczy i bólu. Poza tym musiałam zarabiać na życie.

   — Tak, tak, droga pani doktor. Oddała pani ojczyźnie to

co najdroższe!

   — Wiele przeżyłam i nigdy nie myślałam, że zaznam

jeszcze radości. Moją jedyną pociechą była świadomość, że

mąż nie wiedział o śmierci syna, a syn nie wiedział, że ojciec

zmarł na tyfus. Praca, którą znalazłam w tym domu, i dobroć

obu panów pomogły mi odzyskać psychiczną równowagę

i spokój.

   — Nie mówmy już o tym, co było! Mam nadzieję, że pani

zdecydowała się zostać z nami i już nie myśli o dezercji.

   Po obiedzie pani doktor podała kawę w salonie. Panowie

rozmawiali o interesach. Ojciec był szefem dużego przedsię-

biorstwa tekstylnego, a jego syn Gerhard, nazywany Gerdem,

był jego prawą, ręką i od niedawna prokurentem firmy.

   Ojciec i syn żyli w zgodzie i wzajemnym zrozumieniu.

Ojciec czuł się przy synu młody, syn korzystał z doświadczeń

życiowych starszego pana. Byli dobrymi ludźmi i żyli raczej jak

przyjaciele, a nie jak ojciec z synem.

   Ojciec, Werner Ridinger, owdowiał mając czterdzieści lat.

Nigdy nie myślał o ponownym małżeństwie; nie chciał, żeby

 

jego jedynak miał macochę. Gerd był ojcu za to bardzo

wdzięczny i zawsze o tym pamiętał.

   Po wypiciu kawy panowie pożegnali swoją gospodynię,

i razem pojechali do biura w centrum miasta. Tam, na wysokim

budynku, widniał napis “Firma Ridinger i Syn". Było to duże

przedsiębiorstwo eksportowe, handlujące z firmami na wszyst-

kich kontynentach. Współpracowali z krajowymi fabrykami

tekstylnymi i pośredniczyli w sprzedaży niemieckich towarów

na rynkach światowych. Bez względu na trudną sytuację

powojenną i inflację firma Ridinger prosperowała i co roku

osiągała znaczne zyski.

   Następnego dnia pani doktor Willing wysłała ogłoszenie

i po tygodniu otrzymała szereg ofert od osób zainteresowanych

pracą asystentki.

   Starsza dama nie rozmawiała z panami na ten temat. Sama

przeczytała wszystkie oferty i wybrała trzy, które uznała za

interesujące. Zgodnie z ogłoszeniem kandydatki przysłały «,

zdjęcia i listy polecające. Jedna oferta, którą odłożyła, nie

miała załączonej opinii. Właśnie ta kandydatka wydawała się

pani doktor najlepsza. Jednak wszystkie trzy panie poprosiła

o osobisty kontakt. Wyznaczyła godzinę dziesiątą dla pierw-

szej kandydatki, jedenastą dla drugiej, a dwunastą dla trzeciej

Panny, którą uważała za najlepszą, ponieważ jej fotografia

przedstawiała miłą, poważną młodą osobę, a jej oferta była

ciekawa. Brzmiała tak:

Łaskawa Pani

   Proszę wybaczyć, że ośmielam się ubiegać o posadę

u Pani, nie mając żadnego listu polecającego ani opinii,

ponieważ nigdzie jeszcze nie pracowałam. Pielęgnowałam

chorą matkę. Żyłyśmy ze skromnej pensji po ojcu. Matka

   

    Starsza pani jeszcze raz przeczytała ten list. Jego treść

spodobała jej się. tak jak i załączone zdjęcie. Zaprosiła młodą

pannę na poniedziałek, na dwunastą. Postanowiła, że zaan-

gażuje ją jeżeli opinie będą zadowalające.

zmarła przed trzema miesiącami. Zostalam sama bez

środków do życia i zarabiam robótkami ręcznymi, za które

mało płacą. Nie mogę znaleźć posady, bo nie ukończyłam

studiów i nie mam zawodu, mam jednak duże doświadczenie

w prowadzeniu domu. Umiem gotować i mogę wykonywać

wszelkie prace w gospodarstwie.

    W Pani ogłoszeniu była wzmianka, że pani chce

przyuczyć młodą osobę do nowych obowiązków, i to

ośmiela mnie ubiegać się o tę pracę. Jestem dobrze

wychowana. Mój ojciec piastował wysokie stanowisko, był

sędzią. Rodzice prowadzili dom otwarty, często przyj-

mowali gości, a ja, z powodu choroby matki, nadzorowałam

służbę. Mam nadzieję, że mogłabym sprostać Pani wyma-

ganiom.

   Mam dwadzieścia jeden lat, jestem zdrowa, silna

i sumienna. Byłabym szczęśliwa, gdyby Pani zechciała mnie

zaangażować.

    Opinie o mnie mogą wydać następujące osoby: pan

radca Nimrod, przyjaciel mojego ojca, pan profesor Dar-

land, pani doktor Wieman i firma ,,Jung i Spółka", która

kupuje moje ręcznie robione kilimy. Załączam ich adresy

i numery telefonów.

    Po śmierci matki zamieszkałam u pani doktor Wieman,

Seidelstrasse 221IV.

    Oczekuję odpowiedzi Łaskawej Pani i pozostaję z glę-

bokim szacunkiem

Eryka Yalsen

   

Jednak najpierw chciała porozmawiać z dwiema innymi

kandydatkami.

   Tego samego dnia zatelefonowała na podane numery

i wszędzie otrzymała bardzo pochlebne wypowiedzi o wy-

chowaniu i charakterze Eryki Yalsen. Przy okazji potwierdzo-

no, że jest ona córką zmarłego przed laty sędziego.

W poniedziałek zaczęły kolejno przychodzić kandydatki.

   Pierwszą była stara panna, bardzo pewna siebie. Widać

było, że nie pozwoli, żeby jej rozkazywano. Robiła wrażenie, że

wszystko wie lepiej niż ktokolwiek. Kiedy usłyszała, że nie

zostanie zaangażowana, odpowiedziała z przekąsem: — Nie

przyjęłabym pracy w domu, gdzie są sami panowie!

   Pani Willing pomyślała z ironią, że cnocie tej starej panny

nie zagrażało w willi Ridingerów najmniejsze niebezpieczeń-

stwo! Znała wykwintny gust swoich panów! Poza tym była

pewna, że nigdy nie zbliżyliby się do kobiety pracującej w ich

domu.

Pierwsza kandydatka została załatwiona.

   O jedenastej zjawiła się następna. Ubrana była wyzywają-

co, co z góry przesądziło sprawę. Zaczęła w sposób dramatycz-

ny opisywać niewdzięczność ostatniego pracodawcy — wdow-

ca, który ożenił się z inną kobietą, a przecież powinien był jej

zaproponować małżeństwo! Pani Willig cierpliwie wysłuchała

potoku słów, a potem oświadczyła, że miejsce asystentki jest

już zajęte. Wywołało to oburzenie “panny w pretensjach",

która opuściła pokój trzaskając drzwiami.

   Pani doktor westchnęła. Po rozmowie z dwiema pannami

zaczęła wątpić, czy w ogóle zaangażuje asystentkę. Jednak

czekała ją miła niespodzianka. Kiedy weszła Eryka Yalsen,

pani Willig ujrzała ładną, elegancko ubraną pannę. Szlachetną

warz otaczały kasztanowe włosy, a duże szare oczy poważnie

patrzyły na świat.

— Panna Eryka Yalsen? — zapytała pani doktor.

 

— Tak, łaskawa pani.

   — Zamierzam panią zaangażować, mimo że nie ma pani

żadnej pisemnej opinii. Rozmawiałam telefonicznie z osobami,

które pani wymieniła, wszyscy wyrażali się o pani bardzo

pochlebnie; oświadczyli, że jest pani osobą poważną, sumienną

i dobrze wychowaną. Proszę, niech pani siada!

    Zaraz zorientowała się, że ma przed sobą młodą damę

zachowującą się nienagannie. Eryka zapewniła ją:

   — Łaskawa pani, będę bardzo wdzięczna, jeżeli pani

zechce mnie zaangażować. Będę się bardzo starała, żeby pani

była zadowolona. Jestem przekonana, że szybko wszystko

poznam i będę mogła panią wyręczać.

   Pani Willig wyjaśniła, na czym będzie polegała praca Eryki,

a kiedy użyła słowa “asystentka", młoda dziewczyna zro-

zumiała, co będzie musiała robić. Odpowiedziała:

   — Łaskawa pani, rozumiem, jakie będą moje obowiązki,

i jestem pewna, że zdołam sprostać pani wymaganiom. Nie

boję się żadnej pracy i znam się na prowadzeniu domu. Jestem

młoda i silna i postaram się pod każdym względem zadowolić

panią doktor.

   — Czy pani zdaje sobie sprawę, że dla takiej damy jak pani

nie jest to.odpowiednia praca?

    — Jestem biedną dziewczyną i chcę uczciwie zarabiać na

życie. Uczono mnie w domu, że żadna praca nie hańbi. Moja

biedna mateczka bardzo martwiła się o moją przyszłość. Po jej

śmierci wygasło prawo do emerytury po ojcu. Sprzedałam

wszystko, żeb,y mieć kilka groszy na czarną godzinę. Chcę

pracować, żeby móc jeszcze trochę zaoszczędzić na wypadek,

gdybym zachorowała.

— Kiedy może pani zacząć?

— W każdej chwili, nawet dzisiaj.

— Dobrze, panno Yalsen, jest pani zaangażowana.

Eryka zarumieniła się z radości i przycisnęła ręce do serca.

 

_ Dziękuję łaskawej pani! Jestem bardzo wdzięczna!

   ,_ Mam nadzieję, że będzie nam razem dobrze. Jest pani

sympatyczna. Proszę przyjść jutro o jedenastej. Obaj panowie

pracują wtedy w biurze i będę wolna. Pokażę pani pokój,

w którym pani zamieszka. Proszę pamiętać: nie wolno spoufa-

lać się ze służbą. Muszą od pierwszego dnia zrozumieć, że mają

słuchać pani rozkazów tak, jakbym je wydawała ja. Wszyscy są

uczciwymi ludźmi, ale niestety trochę się rozleniwili; teraz to

musi się zmienić.

— Rozumiem, łaskawa pani. Proszę polegać na mnie.

   — Dobrze. Proszę nie używać zwrotu ,,łaskawa pani".

Wszyscy tytułują mnie “pani doktor" i jestem do tego przy-

zwyczajona. A teraz musimy omówić pani pensję. Ile pani

żąda?

   — Zgodzę się na każde wynagrodzenie. Dla mnie najważ-

niejszą sprawą jest mieszkanie i pełne utrzymanie.

   Po kilku minutach ustaliły wysokość wynagrodzenia

i sprecyzowały szereg kwestii dotyczących obowiązków asys-

tentki. Potem Eyrka wstała, ukłoniła się i opuściła willę

Ridingerów.

   Młoda dziewczyna była szczęśliwa, że została zaangażowa-

na; szybko szła przez ogród do bramy. Pani doktor patrzyła za

nią przez okno i była zadowolona, że trafiła na tę młodą damę

— ładną i dobrze wychowaną.

   Następnego dnia o jedenastej przed willą Ridingerów

zatrzymała się taksówka. Wysiadła z niej Eryka Yalsen. Szofer

wYJął z bagażnika jedną dużą i jedną małą walizkę, przyjął

pieniądze i ruszył. Zanim Eryka nacisnęła dzwonek, przy

bramce zjawił się służący i zabrał walizki. Poszła za nim do

willi.

W hallu zobaczyła panią Willig.

       Serdecznie witam panią asystentkę! — rzekła z przyjaz-

nym uśmiechem, podając Eryce rękę.

        

10

11

 

 

   Młoda dziewczyna pocałowała dłoń starszej damy i wzru-

szona odpowiedziała:

   — Dziękuję pani doktor z całego serca za miłe powitanie.

Jestem nieco speszona, ponieważ to jest moja pierwsza praca

w życiu.

   Pani doktor westchnęła: — Rozumiem pani nastrój; sama

go doświadczyłam przed laty. Moi panowie nie pozwalają mi

odczuwać, że jestem tutaj pracownikiem, więc i ja postanowi-

łam traktować panią w taki sam sposób, o ile pani będzie

spełniać swoje obowiązki.

   — Jestem bardzo zobowiązana i zrobię wszystko, żeby

pani doktor nie zawieść. '

   — Zaraz zawołam pokojówkę. Zaprowadzi panią do

pokoju, który przygotowano. Mam nadzieję, że będzie pani

tam dobrze. Kiedy pani rozpakuje walizki, proszę przyjść do

mnie. Będę tam, w tym pokoju! — mówiąc to wskazała na

drzwi na końcu korytarza. Był to mały gabinet, gdzie pani

doktor urzędowała. Stąd kierowała dużym domem.

   Eryka poszła za młodziutką dziewczyną w granatowej

sukience i białym fartuszku. Kiedy weszła do wyznaczo-

nego dla niej pomieszczenia, zobaczyła, że już wniesiono jej

bagaże.

   Pokój był duży i miał trzyczęściowe okno z widokiem na

obszerny ogród. Firanki były z białego batystu. Łóżko stało

w głębokiej wnęce, którą w ciągu dnia można było zasłonić

wzorzystą kretonową kotarą. Takim samym materiałem obite

były dwa fotąliki i kanapa. Z jednej strony pokoju umieszczono

szafę, a po drugiej były drzwi do małej komfortowej łazienki.

Po środku pokoju stał okrągły stolik i trzy krzesła. Przy oknie

ustawiono etażerkę na książki.

   Eryka podziękowała pokojówce, a kiedy dziewczyna wy-

szła, zaczęła się rozglądać i z radością stwierdziła, że będzie się

w tym pokoju dobrze czuła.

   

Szybko poukładała w szafie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin