JĘZYK ANIOŁÓW.doc

(43 KB) Pobierz
JĘZYK ANIOŁÓW

JĘZYK ANIOŁÓW

W Biblii jest wzmianka o Enochu, jednym z pierwszych ludzi, który twarzą w twarz rozmawiał z Jahwe. Postać Enocha zawsze fascynowała żydowskich myślicieli. Wtajemniczeni w święte pisma rabini utrzymywali, jakoby Bóg powierzył Enochowi swoje tajemnice i mądrość, która przewyższała wszystko, co kiedykolwiek było dostępne śmiertelnym. Enocha uważano za pierwowzór oświeconych mędrców, za pierwszego z "wielkich wtajemniczonych". Jeżeli jemu dana była boska wiedza, to, być może, również i inni, dzięki wysiłkowi woli, rozumowi i dzięki szczególnej dyscyplinie mogliby po tę wiedzę sięgnąć?

Taką właśnie nadzieją karmił się niejeden badacz wiedzy tajemnej, który usiłował pójść śladami Enocha. Jednym z nich był John Dee, potomek angielskiej, szlacheckiej rodziny, urodzony 13 lipca 1527 r. w Mortlake nad Tamizą, niedaleko Londynu. Dee był niezmiernie uzdolnionym i pracowitym młodzieńcem. Studiując w Cambridge, na sen przeznaczał zaledwie cztery godziny, na posiłki - dwie, pozostałe zaś osiemnaście godzin poświęcał nauce. Wkrótce po ukończeniu studiów wybrał się na dalszą naukę do Lovanium (w dzisiejszej Belgii), a następnie do Paryża, gdzie zasłynął swoimi wykładami z matematyki, na które przychodziło tylu słuchaczy, że brakowało dla nich miejsc na sali i studenci musieli się tłoczyć przy oknach.

Magia - najszlachetniejsza z nauk
John Dee był typowym człowiekiem Renesansu. Wszechstronnie wykształcony, znał nie tylko łacinę, ale również języki grecki i hebrajski. Był matematykiem i astronomem. Dla królowej Elżbiety (znanej później jako Elżbieta I) sporządził obszerny raport o wszystkich częściach i krainach świata, które z jakichś powodów mogłyby być interesujące dla Korony Brytyjskiej. (Pamiętajmy, że był to pionierski okres w historii Anglii, która pod rządami rudowłosej Elżbiety dopiero zaczynała budować swoje morskie imperium.) Pracował nad reformą kalendarza i ortografii. Był również medykiem, a przez pewien czas nawet nadwornym lekarzem, a także astrologiem królowej. Na jej zlecenie zgromadził wielki księgozbiór. Ale przede wszystkim był magiem.
Wiek szesnasty, epoka Renesansu, był to czas, kiedy nauka i magia nie zerwały jeszcze łączących je więzi i nikogo wówczas nie dziwiło, że ludzie nauki studiowali astrologię i ćwiczyli się w sztuce przywoływania planetarnych "mocy" i opiekuńczych duchów, że próbowali przemieniać metale w złoto i poszukiwali eliksiru nieśmiertelności. Co więcej, studia matematyczne, medyczne czy astronomiczne traktowano jako wstęp do wiedzy najwyższej, którą była magia. Właśnie w tych czasach narodziły się legendy o wszechmocnych czarownikach, którzy zaprzedali duszę diabłu. W Niemczech powstała opowieść o doktorze Fauście, u nas opowiadano o mistrzu Twardowskim. Jednakże, w przeciwieństwie do Fausta i Twardowskiego, John Dee był postacią autentyczną.
Prosty lud nie odróżniał uczonych od magików, wszystkich uważając za niebezpiecznych czarowników. John Dee doświadczył tego niemal na własnej skórze, kiedy podczas jego nieobecności (podróżował akurat po Europie) rozwścieczony tłum wdarł się do jego domu w rodzinnym Mortlake, zniszczył prawie cały jego księgozbiór oraz zgromadzone magiczne instrumenty. Na szczęście najcenniejsze spośród nich - między innymi słynne czarne zwierciadło z obsydianu, w którym ponoć ukazywały się widma zmarłych - ocalały, ponieważ mistrz woził je ze sobą.
Owa podróż jest interesująca także dla nas, Polaków, jako że w czasie, o którym tu mowa, czyli na początku roku 1582, Dee, wówczas uznany uczony, mag oraz wierny sługa królowej Anglii, za cel swojej kolejnej podróży obrał... Kraków, gdzie na dworze króla Polski, Stefana Batorego, gromadzili się znawcy wiedzy tajemnej. W niedalekiej zaś Pradze, gdzie rezydował cesarz Niemiec Rudolf II, działał znany ośrodek kabalistyczny, a sam Rudolf płacił wielkie sumy alchemikom, którzy łudzili go perspektywą pozyskania sztucznego złota.

 

Jak nawiązać osobisty kontakt z Bogiem


Johna Dee nie interesowało złoto - on postanowił pójść drogą Enocha. Skoro patriarcha ze Starego Testamentu miał bezpośredni kontakt z samym Bogiem, to, być może, innym śmiertelnikom, o ile ci byliby wystarczająco biegli we wszelkich naukach i mieli odpowiednio otwarte serca, też by się to mogło udać. W tym celu należało poznać język, w którym przemawiają wysłannicy Boga, aniołowie, przywołać ich i nie ulęknąć się ich nadprzyrodzonej obecności. Dee postanowił ten język poznać. Poszukiwał więc mediów, które potrafiłyby nastawić swoje "duchowe ucho" na odbiór anielskich głosów. Z pierwszych prób nie był zadowolony i zapiski z owych sesji później zniszczył.
W marcu 1582 roku w jego domu pojawił się wreszcie odpowiedni człowiek. Był nim, dobiegający wówczas trzydziestki, Edward Kelley. Kelley był dotąd wędrownym magikiem sprzedającym cudowne eliksiry. Powiadano o nim (choć zapewne była to tylko złośliwa plotka), że nie miał uszu, bo kat obciął mu je za karę za fałszerstwo. Kelley okazał się medium o fenomenalnych zdolnościach. Z łatwością wchodził w trans i dyktował Dee długie ciągi liter, składające się na magiczne kwadraty, z których Dee odczytywał imiona dobrych i złych duchów. Wiosną roku 1582 obaj adepci wiedzy tajemnej wyruszyli na kontynent i dotarli do Krakowa. Właśnie w ówczesnej stolicy Polski, a potem w Pradze, miała miejsce większość przekazów, w których duchy objawiły Johnowi Dee (za pośrednictwem Kelley'a) tajemniczy dialekt, który stary mistrz uznał za zaginiony język, w którym Enoch rozmawiał z Bogiem.
Szczęśliwie dzienniki Dee, zawierające jego relacje z sesji z Kelleyem, w większości się zachowały. Zachowały się też jego własnoręczne notatki z tekstami w języku Enocha, szkice liter enochiańskiego alfabetu, uwagi odnośnie wymowy oraz tłumaczenia enochiańskich modlitw i inwokacji, które w umyśle Kelley'a pojawiały się wraz z niezwykłymi dźwiękami anielskiej mowy. Do naszych czasów dotrwały również magiczne pieczęcie, woskowe plakietki używane przez nich podczas ceremonii oraz tablice, nad którymi Edward Kelley wchodził w trans. Można je obejrzeć w British Museum w Londynie.

 

Próbka tekstu enochiańskiego:
"Inwokacja Czternasta"

Noromi bagie, pasbs Oiad,
ds trint mirc ol thil
dods tol ham caosgo homin;
ds brin oroch quar; micma bial Oiad,
a isro Tox, ds i um aai Baltim;
zacar od zamran; odo cicle qaa;
zorge, lap zirdo noco Mad, hoath Iaida.

Sylaby ci, ce czytamy jak "si", "se"; poza tym c, k, q czytamy jak k; th - jak w angielskim; ch jak kh. Słowo pisane ds ("który") czytamy "di-es".
Przekład:
"Synowie Furii, córy Sprawiedliwego, którzy zasiadacie na 24 stolcach, dręcząc wszystkie stworzenia ziemi wiekiem; którzy macie pod sobą 1636, usłyszcie głos Boga, obietnice jego, który jest zwany wśród was najwyższą Sprawiedliwością, poruszcie się i ukażcie, otwórzcie tajemnice waszego stworzenia, bądźcie mi przyjaźni, gdyż jestem sługą tego samego Boga, co wy, prawdziwym czcicielem Najwyższego."

 

Boski alfabet

Alfabet enochiański składa się z zaledwie dwudziestu jeden liter, które swoim kolczastym i rogatym kształtem przywodzą na myśl raczej jakieś satanistyczne aniżeli anielskie zapiski. Można się w nich dopatrzyć podobieństwa do znanych alfabetów. Enochiańskie g, k i b przypominają zniekształcone g, k i b łacińskie. Enochiańskie a jest rysowane tymi samymi kreskami, co hebrajska litera alef. Enochiańskie x przypomina grecką literę gamma, u wygląda jak lambda, p - jak omega, z łudząco przypomina łacińskie p lub greckie ro.
Pewne fragmenty notatek Dee wskazują na to, że podczas swoich seansów Kelley płynnie recytował długie fragmenty w owym anielskim języku i nie miał kłopotów z wymową. Samogłoski tego języka (a, e, i, o, u) brzmiały podobnie jak we włoskim, spółgłoski - jak w angielskim. Głoska "r" była wymawiana mocno - bliższa była tej wymowy, jaka obowiązuje w języku polskim albo włoskim, aniżeli zanikającemu r angielskiemu. W języku enochiańskim pojawiały się często dziwaczne zbitki spółgłosek, np. w słowach Tdnim (imię demona), dodrmni (irytuje) - i w takich razach należało wstawiać pomiędzy nie, dla umożliwienia wymowy, krótką samogłoskę o nieokreślonej barwie. Ciekawe, że w owym języku aniołów litery p+h, t+h oraz s+h wymawiało się identycznie jak w angielskim; istniały także litery odpowiadające angielskim x oraz q, bez których można by się przecież obyć.
Enochiańskie słowa nie przypominają słów żadnego znanego języka. Są zupełnie bez związku z czymkolwiek, co mogliby znać Dee i Kelley. W zaledwie paru przypadkach można podejrzewać, że pierwowzorem pewnych enochiańskich słów były słowa hebrajskie czy pochodzące z dialektu szkockiego, albo że były wzorowane na biblijnych imionach. Większość natomiast jest do niczego niepodobna. Za to składnia jest właściwie identyczna z budową zdań w języku angielskim. Językoznawcy dopatrzyli się nawet pewnych powiedzeń, które istnieją tylko w angielskim, a które po enochiańsku brzmią tak, jakby zostały przetłumaczone z angielskiego słowo po słowie. Dodajmy też, że chociaż większość przekazów enochiańskich pojawiła się w Krakowie, to nie ma w nich najmniejszego nawet wpływu języka polskiego.

Klucz do anielskiej potęgi
Cóż takiego duchowe istoty przekazały Johnowi Dee głosem Kelley'a? Przede wszystkim długie listy imion aniołów dobrych i aniołów upadłych, pozwalające owe istoty przywoływać i nakłaniać do współpracy. Przekazały też wskazówki, jak przeprowadzać magiczne ceremonie. W notatkach z seansów znajdują się też inwokacje, czyli wezwania do owych nadprzyrodzonych mocy, brzmiące trochę jak modlitwy. Na ich podstawie John Dee opracował system magicznych działań nazwany "magią enochiańską".

Wśród tych przekazów były również przepowiednie, które w pewnym stopniu się sprawdziły. Były wreszcie rady dotyczące osobistego życia Dee i Kelley'a. Wśród nich najbardziej bulwersująco brzmiało polecenie, aby Dee i Kelley zamienili się żonami! (Zarówno Jane Dee, żona Johna, jak i Joan Kelley miały po dwadzieścia parę lat.) Po pierwszej nocy, która minęła w nowym układzie, duchy dopytywały się, czy zamiana się udała i czy usatysfakcjonowała zainteresowanych. Miało to miejsce w Pradze. Jednakże to dziwaczne "grupowe małżeństwo" nie przetrwało długo. Przygoda z zamianą żon stała się punktem zwrotnym w znajomości Dee i Kelley'a. Ich drogi wkrótce potem się rozeszły. Kelley pozostał w Pradze, usiłując spreparować złoto dla cesarza Rudolfa II, Dee w 1589 roku powrócił do Anglii. Edward Kelley zmarł w Pradze w 1595 roku, w niejasnych okolicznościach. Opowiadano, że dostał się do więzienia, a podczas ucieczki stamtąd wypadł z okna.
Dee, po rozstaniu z Kelley'em próbował jeszcze współpracować z innymi mediami, nikt jednak nie umiał "nadawać" w języku aniołów choćby w części tak biegle, jak Kelley. John Dee zmarł w roku 1608, w wieku 81 lat. Ostatnie lata życia spędził w nędzy.

Triumfalny marsz języka enochiańskiego
Po śmierci Johna Dee jego zapiski stały się własnością jego rodziny. W niespełna sto lat po odkryciu języka enochiańskiego zainteresował się nim angielski mason i okultysta, Elias Ashmole, który próbował za jego pomocą nawiązać kontakt z aniołami. Prawdziwa kariera języka enochiańskiego (i magii enochiańskiej) zaczęła się jednak dopiero po trzystu latach - pod koniec wieku XIX-go, kiedy to dzienniki Johna Dee ponownie odkryli Wynn Westcott i S. L. MacGregor Mathers, założyciele Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku (Golden Dawn). Magowie Złotego Brzasku włączyli objawienia Dee i Kelley'a do kanonu swojej wiedzy i traktowali jako zbiór wskazówek do własnych praktyk.
Również najsłynniejszy z brytyjskich magów XX w., Aleister Crowley, pilnie studiował anielski język, a także próbował go ulepszać i rozwijać. Znawcą tego języka był również niedawno zmarły założyciel Kościoła Szatana Anton La Vey.
Obecnie język enochiański (podobnie jak wszelkie przekazy dotyczące magii) cieszy się rosnącą popularnością. Oprócz miłośników magii i alchemii, zainteresowali się nim także językoznawcy. Anielskie inwokacje poddano statystycznym i gramatycznym analizom. Wpływy języka enochiańskiego widoczne są w anglojęzycznej literaturze fantasy i science-fiction. Wiele istot pochodzących z kosmosu lub ze światów równoległych nosi imiona, które wyraźnie wzorowane są na enochiańskich imionach aniołów!
Język enochiański nie jest jednak kompletny. Istoty nie z tego świata nie wyjawiły Johnowi Dee wszystkich słów w ich języku. "Sześć" po enochiańsku to norz; "osiem" to p (czytać zapewne trzeba "pi"). Jak brzmi "siedem", nie wiadomo. Gdyby ktoś z Czytelników nawiązał kontakt z duchami, które przemawiały kiedyś do angielskiego maga w Krakowie, niech koniecznie je o to zapyta.

Wojciech Jóźwiak

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin