Dickey Eric Jerome - Przyjaciele i kochankowie.pdf

(1698 KB) Pobierz
ERIC JEROME DICKEY - Przyjaciele i kochankowie.docx
423318828.096.png
ERIC JEROME DICKEY
PRZYJACIELE
I KOCHANKOWIE
423318828.107.png 423318828.118.png 423318828.129.png 423318828.001.png 423318828.012.png 423318828.023.png 423318828.034.png 423318828.045.png 423318828.051.png 423318828.052.png 423318828.053.png 423318828.054.png 423318828.055.png 423318828.056.png 423318828.057.png 423318828.058.png 423318828.059.png 423318828.060.png 423318828.061.png 423318828.062.png 423318828.063.png 423318828.064.png 423318828.065.png 423318828.066.png 423318828.067.png 423318828.068.png 423318828.069.png 423318828.070.png 423318828.071.png 423318828.072.png 423318828.073.png 423318828.074.png 423318828.075.png 423318828.076.png 423318828.077.png 423318828.078.png 423318828.079.png 423318828.080.png 423318828.081.png 423318828.082.png 423318828.083.png 423318828.084.png 423318828.085.png 423318828.086.png 423318828.087.png 423318828.088.png 423318828.089.png 423318828.090.png 423318828.091.png 423318828.092.png 423318828.093.png 423318828.094.png 423318828.095.png 423318828.097.png 423318828.098.png 423318828.099.png 423318828.100.png 423318828.101.png 423318828.102.png 423318828.103.png 423318828.104.png 423318828.105.png 423318828.106.png 423318828.108.png 423318828.109.png 423318828.110.png 423318828.111.png 423318828.112.png 423318828.113.png 423318828.114.png 423318828.115.png 423318828.116.png 423318828.117.png 423318828.119.png 423318828.120.png 423318828.121.png 423318828.122.png 423318828.123.png 423318828.124.png 423318828.125.png 423318828.126.png 423318828.127.png 423318828.128.png 423318828.130.png 423318828.131.png 423318828.132.png 423318828.133.png 423318828.134.png 423318828.135.png 423318828.136.png 423318828.137.png 423318828.138.png 423318828.139.png 423318828.002.png 423318828.003.png 423318828.004.png 423318828.005.png 423318828.006.png 423318828.007.png 423318828.008.png 423318828.009.png 423318828.010.png 423318828.011.png 423318828.013.png 423318828.014.png 423318828.015.png 423318828.016.png 423318828.017.png 423318828.018.png 423318828.019.png 423318828.020.png 423318828.021.png 423318828.022.png 423318828.024.png 423318828.025.png 423318828.026.png 423318828.027.png 423318828.028.png 423318828.029.png 423318828.030.png 423318828.031.png 423318828.032.png 423318828.033.png 423318828.035.png 423318828.036.png 423318828.037.png 423318828.038.png 423318828.039.png 423318828.040.png 423318828.041.png 423318828.042.png 423318828.043.png 423318828.044.png 423318828.046.png 423318828.047.png 423318828.048.png 423318828.049.png 423318828.050.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
P OŻEGNANIA I POWITANIA
1.
Tyrel
Gdyby wszystko, co wiem na temat traktowania kobiet, opierało się na obserwacji za-
chowania mojego ojca, tak naprawdę gówno bym wiedział.
Pierwszym sklepem taty był mały spożywczak na South Central. W każdy dzień tygodnia
przesiadywał tam od świtu do zmierzchu, zgarniając kasę i pomnażając swoje zyski. To tam
właśnie załapałem smykałkę do interesów. Ojciec utrzymywał całą rodzinę.
I nie tylko.
Widywałem te wszystkie jego aktualne panienki, które przychodziły poflirtować i najeść
się za darmo. Zdarzało się nawet, że ojciec wyjmował pieniądze z kasy i dawał im jakieś drob-
niaki. Nie zamieniłem ani słowa z żadną z nich. Podobnie moja siostra bliźniaczka Mye. Nazy-
waliśmy się nawzajem Bliźniakami. Mama nigdy nie ruszała się z domu, by odwiedzić ojca w
pracy. Nigdy. Nawet wtedy, gdy w jednym ze sklepów wybuchł pożar. Po jej minie było widać,
że chciałaby, aby cały sklep spłonął do szczętu. Przypuszczam, że wiedziała, co tam się działo.
Musiała wiedzieć. Mye opowiadała jej wszystko. Mama musiała wiedzieć. Niemożliwe, by jej
mąż całymi latami prowadził się w ten sposób, a ona by o tym nie wiedziała.
Kiedy ukończyłem liceum Crenshaw High, tato prowadził trzy sklepy. Zwykle po lek-
cjach wraz z Bliźniaczką pracowaliśmy w nich. Między mną i starym nie układało się najlepiej,
gdyż cała ta sytuacja tak naprawdę mnie przerastała, za to Mye wiedziała, jak sobie radzić z
tymi kobietami. Była dla nich wszystkich bezwzględna, kiedy odwiedzały sklep, spodziewając
się prezentów. Całą wiedzę, jaką mam na temat dobrych i silnych kobiet, zdobyłem, obserwując
matkę. Była wręcz niezniszczalna. Miała charakter i zasady. Gdyby nie mój szacunek do ma-
my, gdyby nie to, jak osadzała mnie w miejscu, ilekroć zrobiłem coś niegodnego, byłbym teraz
taki jak ojciec.
Kiedy ja i Bliźniaczka poszliśmy na studia, choć nie na tych samych uniwersytetach, i
wynajęliśmy mieszkanie w Leimert Park, rodzice doszli chyba do wniosku, że jesteśmy dorośli
i pora ujawnić całą prawdę, którą już znaliśmy, podobnie jak wszyscy sąsiedzi i parafianie. Po
trwającym trzydzieści lat papierowym małżeństwie opuścili swoje osobne sypialnie, zapako-
wali się do oddzielnych furgonetek i podążyli różnymi drogami. Bez kłótni czy pocałunku na
pożegnanie. Ojciec sprzedał sklepy i dom, tak naprawdę sprzedając całe nasze życie, i prze-
niósł się do Nashville. Mama kupiła sobie mieszkanie w Diamond Bar, ale wyjechała kiedyś na
weekend do Chicago i już stamtąd nie wróciła. Moja Bliźniaczka zakochała się w jednym ze
swoich wykładowców prawa, starszym od niej facecie, z którym skoczyła przez miotłę. 1
Wciąż mieszkam w Los Angeles. Zastanawiam się, kiedy sam założę rodzinę. Kiedy po-
szczęści mi się tak jak mojej Bliźniaczce.
Właśnie o tym rozmyślałem tego ranka, kiedy moja doradczyni od planów inwestycyj-
nych zgodziła się wreszcie umówić ze mną na lunch. W tym dniu nie występowała w roli mojej
doradczyni finansowej. Lisa Nichols to siostra 2 , która unikała mnie przez ostatnie dwa tygo-
dnie. Odpowiadało mi to, gdyż dzięki temu miałem dość czasu, by ochłonąć. Dość czasu, by w
kółko odsłuchiwać wiadomość, którą nagrała na mojej automatycznej sekretarce. Pozwoliłem,
by każde słowo wśliznęło się do mojej świadomości i nabrało realnych kształtów.
Skok przez miotłę to popularny wśród Afroamerykanów, sięgający czasów niewolnictwa zwyczaj towarzyszący obrzędom
ślubnym - przyp. tłum.
2 Afroamerykanie często mówią o przedstawicielach własnej rasy „brat", „siostra" i tak też się do siebie zwracają: „bracie",
„siostro" - przyp. red.
„Cześć Tyrel. Z tej strony Lisa. Jest wtorek, 12:38. Wczoraj wieczorem sytuacja była
trochę niezręczna, to fakt. Hmmm, chciałam ci to powiedzieć. Hm, chciałam ci powiedzieć
osobiście, że znów spotykam się z Rickiem, no i, hm, nie skorzystałam ze sposobności. Nie
skontaktowałam się z tobą, bo czekało mnie zebranie, a w planie była jeszcze odprawa, więc
nie odezwałam się do ciebie i zeszłego wieczoru nie spodziewałam się, że cię usłyszę, więc
wypadło trochę niezręcznie, hm, tak z moim mężem tuż obok, no i w każdym razie chciałam ci
powiedzieć, chciałam, żebyś wiedział, no wiesz, bo jesteś przyjacielem i przykro mi, że znala-
złeś się w takiej sytuacji, no tak, wcale nie miałam zamiaru cię spławić. Sama nie wiem. Nie
wiem, jak to wpłynie na naszą przyjaźń. To znaczy, nie chodzi mi o sprawy intymne, ale o przy-
1
jaźń jako przyjaźń. No i nie wiem. Jeśli nie chcesz, bym do ciebie dzwoniła, po prostu powiedz.
Odezwę się do ciebie później. Cześć".
Siedziałem w barze szybkiej obsługi Mandarin, u zbiegu Fairfax i Slauson. W lokalu tło-
czyli się robotnicy - Meksykanie, czarni i Azjaci, którzy zamawiali na lunch specjalne zestawy
po trzy dolary. Większość z nich brała jedzenie na wynos i wychodziła. Z boksu, w którym sie-
działem, roztaczał się widok na Home Base, LA Hot Wings i stację benzynową sieci Union 76.
Czekałem od piętnaście po jedenastej, a Lisa przyjechała swoim volvo kombi dopiero kilka mi-
nut po dwunastej. Nigdy wcześniej się nie spóźniała. Zaparkowała na wprost mnie. Nasze spoj-
rzenia się spotkały. Skinęła głową na powitanie, a ja odpowiedziałem jej tym samym. Otworzy-
ła drzwi i siedziała tak przez chwilę, jakby się zastanawiała, czy wejść do baru, aż wreszcie po
chwili wygramoliła się z wozu. Wzięła głęboki oddech, a jej ciałem, pomimo upału, wstrząsnął
dreszcz. Pod niewzruszoną miną skrywała zamiar odbycia poważnej rozmowy.
Niczym jakaś gwiazdka pozująca do zdjęcia stanęła obok samochodu, zwrócona plecami
do stacji benzynowej, chowając za ciemnymi okularami to, co zdążyłem już dostrzec. Sposób,
w jaki oddychała, zdradzał niepokój. Patrzyłem na jej mahoniową skórę, wysmukłą sylwetkę i
włosy ścięte na pazia, na jej błękitny kostium w prążki, ciemne pantofle Ferragamo, diamento-
we kolczyki i ślubną obrączkę.
Skinąłem głową. Bez uśmiechu. Tylko ruch głowy.
Przygładziła marynarkę, odgarnęła włosy z twarzy, poprawiła wiszącą na ramieniu to-
rebkę i ruszyła niespokojnym krokiem w moim kierunku.
W mojej głowie wciąż rozbrzmiewało echo wiadomości, którą zostawiła mi na automa-
tycznej sekretarce nazajutrz po tamtym zajściu. Nie zdobyła się na to, by zadzwonić na mój
domowy telefon. A ja nigdy nie opuściłem ani jednego dnia pracy, odkąd zacząłem pracować.
Od naszego ostatniego burzliwego spotkania Lisa zdążyła zmienić fryzurę i kolor lakieru
do paznokci. Sprzedała też mazdę, której miejsce zajęło rodzinne volvo.
Dosiadła się do mojego stolika i obdarzyła mnie uśmiechem, jakbym był interesantem w
wydziale komunikacji. Zapach jej perfum osłodził smak goryczy, jaki czułem w ustach.
- Zamówiłeś coś? - spytała.
- Tak. Kurczaka z brokułami. A dla ciebie to, co zwykle.
- Tak naprawdę nie jestem aż tak głodna, by zjeść cały zestaw.
- To weź na wynos.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin