Brondos Sharon - W poszukiwaniu tęczy.pdf

(1001 KB) Pobierz
4782754 UNPDF
SHARON BRONDOS
W POSZUKIWANIU
TĘCZY
1 - Kolacja była fantastyczna, jak zwy­
kle zresztą - Bill Wobum uśmiechnął się do swoich przy­
jaciół, Kyle'a i Charity Chambersów. - Jeśli nadal bę­
dziecie mnie tak rozpieszczali, zrezygnuję z cheesebur-
gerów i piwa, a moja kariera będzie trwała w nie­
skończoność. Od policjantów oczekuje się, że będą
zapychali się byle czym, aż wrzód żołądka zmusi ich do
przejścia na wcześniejszą emeryturę. Jeśli wciąż będę tak
dobrze jadał, przez następne dwadzieścia lat nic mi nie
grozi.
Kyle wybuchnął śmiechem, a Charity wykrzywiła się
zabawnie.
- Nie ma sprawy, Superglino - powiedziała. - Żad­
nych kolacji, dopóki nie przyprowadzisz ze sobą dziew­
czyny. To cię zachęci do porzucenia roli pustelnika.
- Charity... - W tonie Kyle'a słychać było lekką
reprymendę. - Daj mu spokój, na litość boską. A niech
to, sama byłaś zatwardziałą przeciwniczką małżeństwa,
a teraz stałaś się swatką. - Wbrew temu, co mówił, w je­
go ciemnych oczach malowało się głębokie uczucie do
żony.
Bill przyglądał się z rozbawieniem, jak Charity przy­
biera obronną postawę. Drobna, ciemnowłosa matka dwój­
ki dzieci przekonywała go, by następnym razem przypro­
wadził na kolację jakąś przyjaciółkę. Kyle z kolei uważał,
że Bill powinien zaczekać, aż znajdzie „właściwą osobę".
Woburn przysłuchiwał się w milczeniu. Wyczuwał miłość
i namiętność, jaka łączyła tych dwoje. Stanowili zupełnie
wyjątkową parę. Zanim się pobrali, przeżyli więcej niż inni
w ciągu całego życia. Być może właśnie dlatego ich zwią­
zek był tak silny.
Dyskusja urwała się nagle i Chambersowie popatrzyli
niepewnie na Billa.
- Nie byłam zbyt taktowna - powiedziała Charity ze
skruchą w głosie. - Przepraszam cię, Bill. Ty i twój deli­
katny przewód pokarmowy jesteście tu zawsze mile wi-
dziani. Nawet, jeżeli zamierzasz pozostać samotny przez
resztę życia, będziesz naszym przyjacielem.
- Trzymam cię za słowo - uśmiechnął się. Charity
miała skłonności do wygłaszania autorytatywnych opinii,
ale w głębi serca była dobrą, troskliwą kobietą, która po­
święcała rodzinie mnóstwo czasu, choć nie rezygnowała ze
swych ambicji i kariery. Jego podziw i miłość do niej były
całkowicie platoniczne, Bill jednak dobrze wiedział, że nie
mógłby być szczęśliwy z kobietą, która nie byłaby choć
trochę do niej podobna. Jak dotąd, nie udało mu się na taką
trafić.
- Masz rację - powiedział. - Za bardzo stronie od lu­
dzi. Odkąd zerwałem z Beth... z sierżant Simpson... z ni­
kim nie starałem się związać.
Kyle wyciągnął się w fotelu. Cała trójka piła kawę
w ogromnym pokoju gościnnym w domu Chambersów.
Kyle zbudował ten dom, kiedy należąca do niego sieć
sklepów z narzędziami zaczęła wreszcie przynosić docho­
dy. Był jeszcze wtedy kawalerem. Objął żonę i pomyślał
o tym, jak bardzo jej odwaga i inteligencja pomogła jemu
i Billowi rozwiązać tamtą dziwaczną sprawę. Chodziło
o zemstę. Zaczęło się od aktów zwykłego wandalizmu,
a skończyło na próbach porwania i morderstwa. Gdyby nie
nadzwyczajna intuicja Charity, para, która zamierzała zni­
szczyć cały dorobek życia Kyle'a i ludzi, których kochał,
być może osiągnęłaby swój cel.
Przestępców jednak złapano i kłopoty się skończyły.
Bill Woburn stał się kimś więcej, niż tylko policjantem
prowadzącym sprawę. Został bliskim przyjacielem domu,
Kyle traktował go niemal jak brata. Teraz poczuł, jak do­
brze rozumie detektywa.
- Nie umawiaj się na randki tylko po to, żeby wyrwać
się z domu - powiedział. - Obaj wiemy, jakie to bezsen­
sowne. Z pewnością jest gdzieś jakaś wyjątkowa kobieta,
Bill, która tylko czeka, żebyś ją znalazł. Jeśli nam się to
przydarzyło, może zdarzyć się i tobie.
- Taaak. - Bill poczuł się nagle bardzo samotny i po­
zbawiony nadziei. - Może mam poszukać wśród wszy­
stkich zaaresztowanych w ciągu tego weekendu? Charity,
czy nie powiedziałaś kiedyś, że powinienem zakochać się
w jakiejś oszustce? W kimś, kto stanowiłby moje przeciw­
ieństwo?
- O ile sobie dobrze przypominam, ty to mówiłeś.
- Charity uniosła w górę brwi. - Stwierdziłam tylko, że ja
i Kyle jesteśmy tak różni, że być może przysłowie, które
mówi o przyciąganiu się przeciwieństw wcale nie odbiega
od prawdy.
- A więc... potrzebna mi wyjątkowo atrakcyjna i inte­
ligentna przestępczyni. - Bill odstawił filiżankę z kawą.
- W typie Lizie Borden! - ucieszyła się.
- Nie podpuszczaj go. - Kyle przyciągnął żonę do sie­
bie.
Przekomarzali się jeszcze przez jakiś czas, po czym Bill
nagle wstał.
- Wiem, że jest jeszcze wcześnie - powiedział. - Ale
lepiej pójdę już do domu i spróbuję się trochę przespać.
Wydział jest kompletnie spustoszony przez grypę, więc to
pewnie mój ostatni wolny weekend. Styczeń jest zazwy-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin