Chociszewski Józef - Genowefa - 1200 stron.rtf

(3201 KB) Pobierz
CHOCISZEWSKI JÓZEF

CHOCISZEWSKI JÓZEF
GENOWEFA

 

 

PRZEDMOWA.

“Genowefa“ należy do najwięcej rozpowszechnio­nych książek w języku polskim, gdyż wydrukowano jej kilka milionów egzemplarzy.

Zycie Genowefy opisał podług starych podań w nie­mieckim języku X. Schmid, słynny utwórca najlep­szych opowiadań dla ludu i młodzieży.

Najlepszą i najwięcej cenioną' pracą X. Schmida jest “Genowefa“, przełożona na wszystkie cywilizowane języki świata. Na polskie przetłómaczył ją X. Dąbrow­ski, kapłan dyecezyi chełmińskiej, późniejszy biskup sufragan poznański, któremu zawdzięcza lud polski najpiękniejszą książkę do nabożeństwa, znaną pod na­zwą “Dunina“. Pierwsze wydanie “Genowefy“ wyszło w Chełmnie około 1825 r.

Publiczność powitała z zapałem proste-a piękne opowiadanie o Genowefie, która pochodząc z książęce­go rodu, posądzona niewinnie o grzech ciężki, spędziła 7 lat w odludnej puszczy. 0 kilka mil odbywano pod­róże celem kupna lub pożyczenia tej książki. Pewien cieśla z pod Kościana opisał całą historyę Genowefy wierszem.

Wszyscy podziwiali i podziwiają prześliczną powieść X. Schmida, jeden tylko podnosząc zarzut, że jest za krótką. To też liczni czytelnicy, a jeszcze więcej czy­telniczki, domagali się, aby wyszło obszerniejsze opo­wiadanie o Genowefie. Wydawnictwo “Katolika“ w By­tomiu, które ogłosiło już wiele pożytecznych książek, postanowiło uwzględnić te życzenia i wydać powięk­szoną historyę o Genowefie, opartą na wiarogodnych źródłach.

Werwany do wykonania tej pracy, dftjgo się na­myślałem, zanim podjąłem eię tego zaszczytnego za­dania. W mej młodości czytałem obszerny rękopis, za­wierający pięknie napisane dzieje świątobliwej Genowefy. Zdaje mi się, że cenna ta praca pochodziła . :->kiegoś zniesionego klasztoru. Na nieszczęście brakło kilku stron początkowych, zatem nie można było powziąć wiadomości, kto był autorem tej ciekawej historyi, któ­rą czytałem z nadzwyczajnem zajęciem, chociaż pismo było blade i nieczytelne. Później przepadła owa pa­miątka, gdyż właściciel wyprowadził się do Ameryki, a rękopis zgorzał podobno w pożarze. Spamiętałem przecież tyle z owej pisanej historyi, ile potrzeba do ułożenia większego dzieła o życiu Genowefy. Korzy­stałem także z tych samych podań, które dostarczyły wątku X. bchmidowi do ułożenia rzewnej powieści o losach księżniczki brabauckiej, która później wyszła za mąż za hrabiego Zygfryda. Dla tych powodów pod­jąłem się wykonać zlecenie “Katolika“.

Niechże to zupełnie przerobione i znacznie powięk­szone opowiadanie o szlachetnej Genowefie, miłującej uade wszystko Boga i cnotę, sprawia miłą rozrywkę po ciężkiej pracy mężczyznom i kobietom, starym i młodym a przedewszystkiem tym, którzy w pocie czoła pracują ciężko na kawałek chleba.

Nie satn;i przecież rozrywka jest celem niniejszej księgi. Spotykają was nieraz, kochani czytelnicy i czy­telniczki, ciężki« ciosy; a może nawet cierpicie niewin­nie, przynajmniej tak wam się zdaje. Zaczerpnijcie w takich razach pociechy z naszego opowiadania; — niech wam pobożna i cierpliwa, jaic uiiiół Genowefa doda nowej chęci do walki z prz(jti\v,«uat\vunii. i*ołóż w Bogu zaufanie, spełnij Jego świętą wolę, módl się i pracuj, kochaj bliźnich, przebuczaj inj urazy, a z pe­wnością pokonasz pokusy, niebezpieczeństwa i prześla­dowania w myśl starożytnego przysłowia: “Przyjdzie i do nas Pan Jezus z chorągiewką.1*

/

i» c/ilebie zniskrrvły się oczy chfaip- slal i wyciągną! aby odęte"'

hwysiia czem prędzej teazyczek, “ku Gudula, a wyjąwszy kawałek fodemu Bartłomiejowi. fiv. ałiownym on rhleb i prawie nie gry7^ poł- ył ręce, jakoby do modlitwy i Wy- niezrozumiałych, co miało być r,<v czem uśmiech błogiego zadowolenia twarzyczkę.

1. Młoda k>wefa podała mu drugi kawnłok r“i *- “s-i—- i«* nic tak pm ywczo, jnk poprze-

Iiło ku zachodowi,' !r BoŻypndł na kol"l,a,n6wi«ł<» grody ubogich. W

dzała się młoda pam- -^ 1 ’¿łębi srrca. Krótkie, prosi« czącej może lat 30. 0 p3<*holccin brzmiało w uszacK Tą młodą panier^zki piękniej, Hiiiżoli liajcudni^ żniczka Genowefa, któi

kim okazałym zamku. Oiia o r«ni£wva-t o.lpawibdział prześlicznego motyla, pot

zwała się towarzyszka:              m,t jut* biedna i cały

              Genowefciu, dziecię;.. f“ nifrttW-cs w chatce wody. Truchleję cała, sko-              j,0 2wJjro_ nienka mogłaby wpaść <*'. . ; «i. .“m matkvi Acht jakażby w takim razie 0 miodna i ełalu. zamku i cobym ja poczęła? aamejrol

Dziewczę w tej chwili zawróciło              g- >/4,w

              Ależ, moja kochana Gudulo,

nie masz żadnego powodu. Czy nie wiu Qn.} i: bardzo ostróżną, a do rzeki jeszcze spo.q “o wszy- Nie chciałabym nikogo zmartwić, a tem wiv ców i ciebie, Gudulo, coś mnie wy piastowała, chwili spieszę się kn tobie, bo nie chcę ci spravi >iarił. niniejszej przykrości.

              To mi się podoba, — przemówiła Gndula. — . u «50 prawda, to prawda, nasza księżniczka posiada ta> dobre serduszko, że chętnie słucha starszych i ka~

Weawany do wykonania tej pracy, długo się na­myślałem, zanim podjąłem się tego zaszczytnego za­dania. W mej młodości czytałem obszerny rękopis, za­wierający pięknie napisano dzieje świątobliwej Genowefy. Zdaje mi się, że cenna ta praca pochodziła •'kiegoś zniesionego klasztoru. Na nieszczęście brakło Kilku stron początkowych, zatem nie można było powziąć wiadomości, kto był autorem tej ciekawej hiatoryi, któ­rą czytałem z nadzwyczajnem zajęciem, chociaż pismo było blade i nieczytelne. Później przepadła owa pa­miątka, gdyż właściciel wyprowadził się do Ameryki, a rękopis zgorzał podobno w pożarze. Spamiętałem przecież tyle z owej pisanej historyi, ile potrzeba do ułożenia większego dzieła o życiu Genowefy. Korzy­stałem także z tych samych podań, które dostarczyły wątku X- schmidowi do ułożenia rzewnej powieści o losach księżniczki brabanckiej, która później wyszła za mąż za hrabiego Zygfryda. Dla tych powodów pod­jąłem się wykonać zlecenie “Katolika“.

Niechże to zupełnie przerobione i znacznie powięk­szone opowiadanie o szlachetnej Genowefie, miłującej uade wszystko Boga i cnotę, sprawia miłą rozrywkę po ciężkiej pracy mężczyznom i kobietom, starym i młodym a przedewszystkiem tym, którzy w pocie czoła pracują ciężko na kawałek clileba.

Nie eaiaa przecież rozrywka jest celem niniejszej księgi. Spotykają was nieraz, kochani czytelnicy i czy­telniczki, ciężkie ciosy; a może nawet cierpicie niewin­nie, przynajmniej tak wam się zdaje. Zaczerpnijcie w takich razach pociechy z naszego opowiadani»; — niech wam pobożna i cierpliwa, ju.c .wiiół Genowefa doda nowej chęci do walki z              foióż

w Bogu zaufanie, spełnij Je^>> owięią wolę, módl się i pracuj, kochaj bliźnich, przebaczaj im urazy, a z pe­wnością pokonasz pokuty, niebezpieczeństwa i prześla­dowania w myśl starożytnego ¡jr/.ydiowui: “Tr/.yjdzie i do jus l*aii Jezus z chorzy ¡owk^.*

L Młoda k

Był to piękny liło ku zachodowi, grody ubogich. W dzała się młoda pam czącej może lat 30.

Tą młodą paniet żniczka Genowefa, któt kim okazałym zamku, i prześlicznego motyla, po^. A zwała się towarzyszka: \

              Genowefciu, dzieci), wody. Truchleję cała, sk®* nieuka mogłaby wpaść.

Ach! jakażby w takim razie ' zamku i cobym ja poczęła?

Dziewczę w tej chwili zawróciło

              Ależ, moja kochana Gudulo, \ nie masz żadnego powodu. Czy nie wfi* bardzo ostróżną, a do rz«ki jeszcze *pu Nie chciałabym nikogo zmartwić, a tem Wifr ców i ciebie, Gudulo, coś mnie wypiastowała. cbwili spieszę się ku tobie, bo nie chcę ci spra* mniejszej przykrości.

              To mi się podoba, — przemówiła Gndula. — co prawda, to prawda, nasza księżniczka posiada dobre serduszko, ie chętni» słucha starszych i kfc.

a*«-«*'

c»i ff?A"

^ C^j® y kochają, a niiauo- '® ifcrtf- "'■i*"

:e Genowefa, — jacy

'lak im się odwdzię-

• ;udy i starania.

'i?ov taką za« aze, jaką

i księżna będą za­ssie

‘mjimi !'i<5\v Godula, gdy na- wwadził

»t 7* Vżar^? Gdzież się udam, ,!l*tory

<ybko Genowefa w to

^ie. I oto ujrzała pod “ywnie pacholę, do któ-

e»n»*

ł <k- ,..,

Zvgi/ *>i‘" I. •>

Dlaczego wyrzekasz?

" m^,,.li:vka3z?

' z tr"ogą spojrzał na

-              Tu-.»*/ H-Ilce była podobną więcej istoty. Nie dziw. i»

’ j" ¡''/vińlkie wrażenie, to te« padł Ajrwał się okrzyk:

>iA AA

~*6\rić w pierwszej chwili dobrocią i pięknością Genowefy.

. ‘iv.> V »leszła Godula, która takie odezwała ■ . ■»*!. «Jęczącego. Po niejakim czasie wykrz- : .^ustępujące słowa:

K imię? Matka mówi mi Bartek... Tak, tak.

,,.;,i .«J*ę Bartek, ja nie kłamię. Ach! co ja pocznę ■ nj, ti0ki'j się — mówiła Genowela — nie stanie

              :j nic złego. Tyś pewnie głodny, Bartosiu? n. ■ - - Jeść, jeść, I... o tak, jestem bardzo głodny ,.! lak bardzo głodny — krzyknął chłopiec.

              PowBtau z kolan — odezwała się Godula — '■£ może się znajdzie kawałek chluba.              -‘"j-

Na wzmiankę o clilebie zaiskrzyły eię oczy chłop­ca, szybko też powstał i wyciągnął rękę, aby odebrać pożywienie.

Genowefa pochwyciła czem prędzej koszyczek, który miała na ręku Gudula, a wyjąwszy kawałek clileba, podała go młodemu Bartłomiejowi. Gwałtownym ruchem pochwycił on chleb i prawie nie gryząc, poł­knął. Potem złożył ręce, jakoby do modlitwy i wy- szeptał kilka słów niezrozumiałych, co miało być po­dziękowaniem, przyczem uśmiech błogiego zadowolenia rozjaśnił jego bladą twarzyczkę.

Litościwa Genowefa podała mu drugi kawałek clileba. Chłopiec jadł już nie tak porywczo, jak poprze­dnio, a gdy spożył dar Boży, padł na kolana, mówiąc:

              Bóg zapłać!

Głos jego przychodził z głębi serca. Krótkie, prosie podziękowanie biednego pacholęcia brzmiało w uszach Genowefy i jej towarzyszki piękniej, aniżeli najcudniej­sza muzyka.

Na powtórne zapytanie o rodziców, odpowiedział Bartoś:

              Mam tylko matkę ale ona jeBt biedna i cały dzień leży na słomie. Mieszka tu niedaleko w chatce za drzewami. Wielka 11 nas nędza. Chodzę po żebro- cie, ale ludzie nie chcą dawać. 0 moja biedna malkal Ja się pożywiłem, ale matka bardzo głodna i słaba. Umrze zapewne niedługo i pozostawi mnie samego!

Chłopiec na wspomnienie matki zalał się rzew- nemi łzami.

Tkliwa Genowefa rzekła po cicliu do Guduli:

              Biedne, biedne dziecko. Ja opływam we wszy­stko, nie wiem co głód, co nędza, a ów chłopczyk musi żebrać. O dobra Godulo, dopomóżmy tej biednoj rodzinie! Przecież nie podobna, aby z głodu pomarli. Poproszę czule kochanej mateczki, a niezawodnie wes- prze Bartosia i jego matkę. Wszakżeż ich nie opu­ścimy. Guduleczko najdroższa?

1 f kochają, a miauo-

Genowefa, — jacy jak im się odwdzię- v rpudy i starania.

' taką zawsze, jaką ‘ i księżna będą za-

6w Godula, gdy na-

?? Gdzież się udam,

*ybko Genowefa w to Je. 1 oto ujr/.ala pod Wnie pacholę, do któ-

J? Dlaczego wyrzekasz? •kasz?

i z trwogą epojrzał n& -etice była podobną więcej .iskier istoty. Nie dziw, że ¿¡tłlkle wrażenie, to też padł rjrwał się okrzyk:

uióvrić w pierwszej chwili jno dobrocią i pięknością Genowefy. je~zła Godula, którn takżo odc-zw&ła .Jęczącego. Po niejakim czacie wykrz- lustępujące słowa: i imię? Matka mówi mi Bartek... Tak, tak, jię Bartek, ja nie kłamię. Ach! co ja pocznę ,iokój a,’v - mówiła Genowefa — nie ¿tanie łtfc złego. Tyś pewnie głodny, B.irtosiu?

              Jeść, jeść,!... o tak, jestem bardzo głodny... ,1 tak bardzo głodny — lerzyknął chłopiec.

              Powstań z kolan — odezwała się Godula — może si« znajdzie kawałek chluba.

"N

Na wzmiankę o chlebie zaiskrzyły etę oczy chłop­ca, szybko też powstał i wyciągnął rękę, aby odebrać pożywienie.

Genowefa pochwyciła czem prędzej koszyczek, który miała na ręku Gudula, a wyjąwszy kawałek chleba, podała go młodemu Bartłomiejowi. Gwałtownym ruchem pochwycił on chleb 1 prawie nie gryząc, poł­knął. Potem złożył ręce, jakoby do modlitwy i wy­szeptał kilka słów niezrozumiałych, co miało być po­dziękowaniem, przyczem uśmiech błogiego zadowolenia rozjaśnił jego bladą twarzyczkę.

Litościwa Genowefa podała mu drugi kawałek cjileba. Chłopiec jadł już nie tak porywczo, jak poprze­dnio, a gdy spożył dar Boży, padł na kolana, mówiąc;

              Bóg zapłać!

Głos jego przychodził z głębi serca. Krótkie, prosi« podziękowanie biednego pacholęcia brzmiało w uszach Genowefy i jej towarzyszki piękniej, aniżeli najcudniej sza muzyka.

Na powtórne zapytanie o rodziców, odpowiedział Bartoś:

              Mam tylko matkę ale ona jest biedna i cały dzień leży na słomie. Mieszka tu niedaleko w chatce za drzewami. Wielka u nas nędza. Chodzę po żebro- cie, ale ludzie nie chcą dawać. O moja biedna matkal Ja się pożywiłem, ale matka bardzo głodna i słaba. Umrze zapewne niedługo i pozostawi mnie samego!

Chłopiec na wspomnienie matki zalał się izew- nemi łzami.

Tkliwa Genowefa rzekła po cichu do Guduli:

              Biedne, biedne dziecko. Ja opływam we wszy­stko, nie wiem co głód, co nędza, a ów chłopczyk musi żebrać. 0 dobra GoduJo, dopomóżmy tej biednoj rodzinie! Przecież nie podobna, aby z głodu pomarli. Poproszę czule kochanej mateczki, a niezawodnie wes­prze Bartosia i jego matkę. Wszakżeż ich nie opu­ścimy. Guduleczko najdroższa?

                            me, irie              odrzekła za?ytana. — Bóg każe

wspierać bliźnich, ale już najwięcej biednych i sieroty. Miłościwa księżna spełni twe życzenie, a ucieszy się wielce twój książę ojciec, gdy wróci z podróży i dowie się o twojej dobroci. Pójdź, Bartosiu z nami do zam­ku, a będziesz pocieszony.

Chłopiec spojrzał niedowierzająco na Gudulę, ale gdy skinęła nań Genowefa, wskazując drobną rączką aa piękny zamek, oświecony promieniami Błońca, za­wołał radośnie:

              Ciesz się, matko, gdyż miłosierny Bóg zsyła nam pomoc z nieba!

Przyszedłszy do zamku, pobiegła natychmiast Ge­nowefa do matki, mówiąc:

              Kochana mamo, przyprowadziłam ci chłop­czyka. Biedny on bardzo i nieszczęśliwy, gdyż jego matka chora, a on przez cały dzień nic nie jadł. Pro­szę bardzo, nieoh droga mateczka zechce udzielić chłopcu i matce pożywienia, drzewa i ubioru.

Całowała potem córka matkę po rękach i rzuciła Jej się na szyję, wciąż błagając o miłosierdzie dla ubo­giej rodziny....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin