ZT_1972-12_Zyjace_mury.pdf

(4646 KB) Pobierz
ZT 1972-12 Zyjace mury
379578946.002.png
ANDRZEJ ZARZYCKI
ANDRZEJ ZANIEWSKI
ŻYJĄCE
MURY
| SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl |
WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
1
 
„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1972/12
A. Zarzycki & A. Zaniewski
Okładkę projektował
Witold Chmielewski
Redaktor
Bożena Wodzińska
Redaktor techniczny
Barbara Klamrowska
Korektor
Izabela Słojewska
Scan & OCR
blondi@mailplus.pl
© Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1972 r., Wydanie I
SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl 2009
Pięć tysięcy szesnasta publikacja Wydawnictwa MON
Printed in Poland
Nakład 240.000+336 egz. Objętość 4,90 ark. wyd. 4,25 ark. druk. Papier druk. sat. VII kl. 65 g z roli 63 cm z
Myszkowskich Zakładów Papierniczych. Oddano do składu 29.XI.71 r. bruk ukończono w lipcu 1972 r. w
Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie. Zam. nr 4173 z dnia 11.XII.1971
Cena zł 5.-
A-94
2
379578946.003.png
„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1972/12
A. Zarzycki & A. Zaniewski
Chłodny, pochmurny dzień. Wiatr pędzi w twarze przechodniów drobne
kropelki wiosennego deszczu. Nagle ciemny plac jaśnieje, rozbłyska wesołą barwą.
To słońce przebiło pędzące na zachód chmury. Przed nami ocalały fragment ściany
z oknem mieszkania Stefana Żeromskiego, niżej tarasy z ławkami, szara Wisła i
drugi brzeg — Praga.
— Tutaj na przełomie czterdziestego czwartego i czterdziestego piątego
przebiegała linia frontu. Gdyby ta nadwiślańska skarpa mogła przemówić...
Nasz rozmówca — siwy, przygarbiony mężczyzna, podnosi dłoń do oczu,
jakby dla ochrony przed słońcem.
— Wierzyć się nie chce, panowie, ile to już czasu minęło od tamtych dni. A
jednak tak wiele pamiętam. Słowo daję, zupełnie, jakby to było wczoraj. Przed
wojną, w dwudziestoleciu, często pracowałem na Zamku, polerowałem,
wygładzałem, uzupełniałem... Panowie pewnie nie rozumiecie tego zamiłowania
do pracy w kamieniu, ale dla mnie to życie, pasja, dla mnie kamienie żyją,
mówią... Chyba żaden z młodych pracujących w moim kamieniarskim fachu o tym
wam nie powie, będzie się wstydził. Ale ja jestem już stary wiem, że sentymentów
wstydzić się nie trzeba... Dla panów to miejsce posiada wartość historyczną, jest
symbolem, skarbem, pomnikiem... Dla mnie to także moja własna praca, moje
życie...
Zawracamy... Przed nami plac Zamkowy, wysmukłe kamieniczki Starego
Miasta, rokokowy dom Związku Literatów otwierający ciąg uliczny Krakowskiego
Przedmieścia, charakterystyczna sylwetka króla Zygmunta z krzyżem i mieczem
na barokowej kolumnie, gołębie zmagające się w locie z wiatrem.
— Przez tyle lat przechodziłem codziennie przez ten plac i myślałem, i pytałem
siebie samego: kiedy? Kiedy? Całe miasto wokół odbudowano pieczołowicie,
tylko ta strona placu ziała pustką. Bolało mnie to... Czy rozumiecie?... Wtedy
mogłem jeszcze pracować, rzeźbić, odtwarzać, rekonstruować. Teraz nie jestem
już pewien własnych sił, wzrok osłabł i ręce nie są już, tak sprawne...
Pod nogami głucho dudni betonowa przestrzeń okolona niskim murkiem,
zarysem murów zamkowych. Szare płachty chmur płyną na zachód. Czujemy, jak
wiatr uderza nas w plecy.
— Chodźmy, panowie, do domu, bo przeziębienie gotowe. Opowiem wam
wszystko, co wiem, co pamiętam o tamtych murach, o żyjących murach...
*
3
379578946.004.png
„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1972/12
A. Zarzycki & A. Zaniewski
1 września 1939 roku. Nad Warszawą wisi niska mgła, z południowego
zachodu płyną ciemne chmury, przez które z trudem sączy się światło wczesnego
rana. Jest parno i bardzo ciepło. Z przystanku na Miodowej głośno dzwoniąc rusza
jadący na Pragę tramwaj linii 5. Żółto-czerwone wagony skręcają ze zgrzytem kół
w biegnący w dół od Krakowskiego Przedmieścia Zjazd Pancera. Wzdłuż
kamiennej balustrady pną się pod górę robotnicy, urzędnicy, stare kobiety. Idący
powoli pokonują przestrzeń dzielącą ich od monumentalnej budowli Zamku, od
Kolumny Zygmunta, pałacu Pod Blachą, kościoła Św. Anny. Mężczyzna, który
wysiadł z tramwaju, idąc w stronę Świętojańskiej przygląda się przechodniom,
jakby szukał znajomych. Po chwili przyśpiesza kroku i znika w cieniu zdobnych
domów Starówki. Tu, między Zamkiem a katedrą Św. Jana, w biegnącym
galeryjką przy Kanonii krużganku, chwilowo rozmieściła się jego firma
kamieniarska, której kustosz Broki zlecił drobne roboty, naprawy. Wszystko trzeba
obejrzeć, ustalić, co będzie potrzebne, może wystarczy tylko skorzystać z narzędzi,
które zwykle leżą w schowku pomieszczeń gospodarczych Zamku. Ale kustosz —
siwy elegancki pan, śpi pewnie jeszcze o tej porze. Zegar na Zygmuntowskiej
Wieży wybił przed chwilą godzinę szóstą.
Wśród murów Starego Miasta wre już poranne życie: robotnicy idą do pracy,
rzemieślnicy otwierają kantorki, słychać skrzypienie drzwi sklepików, kroki, szum
gołębich skrzydeł, stuk końskich kopyt, rzadkie klaksony aut. Moje miasto —
myśli mężczyzna — moja Warszawa... Skręca w Dziekanię. Wtedy dobiega go z
któregoś szeroko otwartego okna i zatrzymuje gwałtownie tyle razy słyszany,
zmieniony teraz głos Świętochowskiego. Spiker mówi dobitnie:
— Dziś o godzinie piątej rano Niemcy, łamiąc pakt o nieagresji, przekroczyli
granicą Polski oraz bombardowali kilka miast polskich.
Słowa radiowego komunikatu dźwięczą wśród murów Starówki. Przez chwilę
wydaje się, jakby wszystkie inne odgłosy umilkły, zniknęły, zostały
wyeliminowane przez ten jeden komunikat: Niemcy, łamiąc pakt o nieagresji,
przekroczyli granicę Polski... Mężczyzna wraca na plac Zamkowy. Przechodnie są
poruszeni, zdenerwowani. Gdzieniegdzie grupki ludzi prowadzą ożywione
rozmowy... Nieliczni biegną gdzieś. Potężne wycie syren alarmowych w różnych
stronach miasta wzmaga nastrój' niepokoju. Mężczyzna zatrzymuje się przy budce
z gazetami. Sprzedawca rozkłada ręce: w porannej prasie nie ma jeszcze żadnych
wiadomości, ludzie zdani są na razie tylko na komunikaty radiowe.
Więc stało się, myśli mężczyzna — więc to już... Ogarnia go nagłe
rozdrażnienie. Muszę pojechać do domu — postanawia — natychmiast do domu.
Na Zamek przyjadę jutro. Kustosz to porządny chłop, zrozumie.
Na Krakowskim Przedmieściu przy Miodowej zatrzymuje się tramwaj linii 22
jadący z Pragi. Mężczyzna staje obok motorniczego. Stary tramwajarz nuci pod
nosem jakąś taneczną melodię.
— Panie, ale teraz to mu damy łupnia.
4
379578946.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin