Onichimowska Anna - Aleksander.doc

(128 KB) Pobierz
Anna Onichimowska

Anna Onichimowska

ALEKSANDER

Ilustrowała Aneta Krella-Moch

 

 

Anna Onichimowska

ALEKSANDER

Ilustrowała Aneta Krella-Moch

 

tmissu i

im-05-800 w

filia Ht

Anna Onichimowska "Aleksander"

Anna Onichimowska, Warszawa 1999

Ilustrowała: Aneta Krella-Moch

PUBLIG7"'* ISBN 83-87080-96-9

Wydanie I

Wydawnictwo LITERATURA, Łódź 1999

90-731 Łódź, ul.Wólczańska 19 tel. 0-42 630 25 17, tel/fax 630 23 81

*,

 

Braciszek

-Aleksandrze - powiedział do mnie tatuś podczas deseru - co byś powiedział na braciszka?

- Iza też miała być braciszkiem - przypomniałem cierpko.

- Tym   razem   to    jest    braciszek   -   zapewniła mamusia, gładząc się po brzuszku.

Popędziłem do siebie.

-Hej, Wacuś - szepnąłem mojemu żółwiowi w miejsce, gdzie powinien mieć ucho. - Będziemy mieli braciszka. Co ty na to?

Wacuś pokiwał pomarszczonym łebkiem na znak, że się zgadza i poszedł spać.

- Będzie ryczeć i psuć ci zabawki - odezwało się zza paprotki.

I

Głos był skrzypiący jak źle naoliwione drzwi.

- Magnus? - Zdziwiłem się, odsuwając doniczkę. Siedział na krawędzi spodka i pykał fajkę. Czerwona

czapeczka przekrzywiła mu się głupio, biała broda była nieporządnie skudlona, a kaftanik poplamiony.

-  Zaniedbałeś się przez ten czas - upomniałem go surowo. - A poza tym miałeś rzucić palenie...

- Przyjechałem w odwiedziny - zaskrzypiał nie na temat. - Nie cieszysz się?

- Cieszę... - wybąkałem niepewnie. - Przynieść ci trochę budyniu? - spytałem po chwili.

- Jasne. Wyszedłem z pokoju.

Tatuś klęczał przed mamusią z uchem przy jej brzuchu.

- Chodź, posłuchaj... - Kiwnął na mnie.

W brzuchu mamusi coś wierzgało i w jednym miejscu sterczała niewielka gulka.

-To jest pewnie jego pięta. Twojego braciszka -wyjaśnił tata.

Poczułem się strasznie dumny.

- Mój brat ma już pięty - pochwaliłem się od razu Magnusowi.

Podrapał się niepewnie w czerwoną czapeczkę.

-To ekstra... - mruknął. - Moje gratulacje - dodał po chwili uroczyście, zgasił fajkę i wyciągnął do mnie rękę.

Uścisnąłem ją z powagą.

 

Afryka

Szliśmy z tatusiem przez las i zbieraliśmy żołędzie.

- Co z nich zrobimy? - spytał tatuś. -Żołędziowąwieś. Żołędziowe domy i krowy, i kury,

konia, wielbłądy, małpy... - wyliczałem jednym tchem.

Tatuś zmarszczył czoło i podrapał się w brodę. To znaczyło, że się nad czymś zastanawia.

-Nie wiem, jak wygląda afrykańska kura... Bo jeśli mają tam być wielbłądy i małpy, to wieś jest afrykańska.

- Wcale   nie   afrykańska,   tylko   żołędziowa  -   zaprotestowałem. - Afrykańskie kury są czarne, tak samo jak Murzyni - wytłumaczyłem mu i przykucnąłem na piaszczystej ścieżce. - Jeśli mi nie wierzysz, zaraz ci pokażę. - Zacząłem patykiem drążyć dół.

7

- Co to będzie, Aleksandrze? - zagadnął tatuś i przykucnął obok.

- Jeśli będziemy długo kopać, przedostaniemy się na drugą stronę Ziemi, a tam jest Afryka. - Piach zrobił się żółty, wilgotny. - Masz - podałem mu sporą garść - to jest złoto.

- Skoro tak - uśmiechnął się do mnie - jesteśmy teraz  bogaci   i  polecimy  do  Afryki   samolotem.  Nie możemy   za   długo   kopać,   bo   mama   czeka   na   nas z obiadem.

Zgodziłem się i wróciliśmy do domu. Magnus  siedział w moim  samochodzie  strażackim i majstrował przy drabince.

- Lecimy do Afryki - powiedziałem od progu. - Jak chcesz  lecieć  z nami,  musisz  się  przyzwoicie  ubrać i zgolić brodę.

- Jestem przyzwoicie ubrany - odrzekł z godnością, poprawiając czerwoną czapeczkę. - A do Afryki się nie wybieram. Zostaję strażakiem.

Po obiedzie już go nie było. Zabrał mój strażacki wóz i odjechał. Nie zmartwiłem się za bardzo, bo wiedziałem, że wróci. Zawsze kiedyś wracał.

8

 

Gwiazdka

Na Gwiazdkę dostałem od Mikołaja łyżwy, od tatusia plecak, od Izy grubą książkę z kolorowymi obrazkami, a od mamusi braciszka. Tego braciszka to nie dostałem tak zupełnie na własność, mamusia przyniosła go w prezencie dla całej rodziny.

Poszła do szpitala z brzuszkiem jak piłeczka, a wróciła już chuda, za to z Filipem na rękach. Bo mój braciszek nazywa się Filip. Ma cztery rude włosy, nie ma zębów i ciągle śpi.

-Aleksandrze - powiedział do mnie tatuś - mam nadzieję, że będziesz się opiekował swoim małym bratem.

-A ja mam nadzieję, że będziesz grzeczny przez cały    przyszły    rok,    bo    inaczej    zamiast    prezen-

tów dostaniesz rózgę - zaczął nudzić Święty Miko-

J

- Dziękujemy Mikołajowi, że nas odwiedził... - Tatuś

stał już przy drzwiach.

Kiedy Mikołaj sobie poszedł, zapaliliśmy zimne ognie i odśpiewaliśmy po kolei wszystkie kolędy.

Filip leżał owinięty kocykiem w niebieskie słonie. Nagle otworzył oczy i mrugnął do mnie porozumiewawczo. Odmrugnąłem, z bijącym sercem. To on znowu zamrugał. Patrzyliśmy tak na siebie i patrzyliśmy i mrugaliśmy za zmianę, a ja coraz bardziej cieszyłem się, że mam brata.

-  Zabiorę cię do Afryki - szepnąłem. - Tatuś mi obiecał, że tam polecimy, jak się urodzisz. Musisz tylko szybko zacząć chodzić, bo nikt nie będzie cię targać na plecach przez pustynię.

Widziałem po nim, że się zgadza.

-Mamusiu... - Przytuliłem się do niej. - Podoba mi się ten brat. Nie masz czasem jeszcze jednego? - upewniałem się, przytykając ucho do jej brzucha.

- Nie. - Pokręciła głową. - Myślę, że jesteśmy już w komplecie.

Za oknem spadła gwiazda i zawisła na ośnieżonej jabłonce.

10

 

Zielony śnieg

-Nie uważasz, że śnieg powinien być zielony? -spytałem tatusia, przyklejając nos do szyby.

-   Nie  myślałem  o  tym  -  odpowiedział  tatuś  ze skruchą.

- W takim razie pomyśl - poradziłem mu i poszedłem lepić bałwana.

Miał już gotowy brzuch i guziki z węgielków, kiedy usłyszałem wycie syreny. Do ogródka wjechał mój strażacki samochód.

- Magnus! - ucieszyłem się, skacząc po śniegu. -Zabieraj    tego    rupiecia...    -   Kichnął   niechętnie,

gramoląc się z szoferki. - Drabinka mu się nie rozsuwa. Mogłem gasić pożary tylko na parterze. Kompromitacja i tyle - zrzędził po swojemu.

11

- Tak czy owak miło, że wróciłeś. - Podniosłem samochodzik i przyglądałem mu się uważnie. Drabinka była zepsuta, to fakt.

- Dlaczego ten facet nie ma głowy? - Magnus patrzył na bałwana z niechęcią.

-Jeszcze mu nie zrobiłem - przyznałem, tocząc kolejną kulę.

Zamiast nosa i ust wetknąłem mu patyczki, a zamiast oczu szyszki.

- Przydałaby się jeszcze czapeczka... - pomyślałem na głos.

-Nie dam! - krzyknął Magnus, przytrzymując swoją. - Zresztą nic mu nie pomoże. I tak jest paskuda -stwierdził złośliwie.

Podałem bałwanowi starą miotłę. Zamachnął się natychmiast. Magnus zawirował w powietrzu i zniknął w zamieci. Krzyczałem za nim, ile sił, a potem spojrzałem na bałwana z szacunkiem.

-Nie sądzisz, że śnieg powinien być zielony? -spytałem drżącym z przejęcia głosem.

-Nie myślałem o tym. Mam głowę dopiero od niedawna - przypomniał mi i stanowczo poprosił o czapkę. - Strasznie pada...

Dałem mu swoją, wziąłem wóz strażacki i wróciłem do domu.

Magnus spadł na parapet wraz ze śniegiem następnego dnia.

12

 

Smok

-Zobacz, Iza... - szepnąłem do mojej siostry i pokazałem jej kąt ogrodu.

- Ojej... - zdziwiła się -jakieś niebieskie... Podeszliśmy bliżej.

Był nieduży, wielkości średniego kota i miał okrągłe oczy. Oczywiście niebieskie. Wyglądał na smoka. Przestępował niepewnie z łapy na łapę.

- Nie bój się... - Wyciągnąłem do niego rękę. Schował się za pień kasztana. Wystawał mu tylko

czubek ogona.

- Przyniosę mleka - szepnęła mi do ucha Iza i pobiegła do domu.

- Jesteś smokiem? - spytałem.

13

Zaszurało  niespokojnie,  a  koniuszek  ogona  zadrgał nerwowo.

-  Jak chcesz, możesz tu mieszkać. Albo jak wolisz, u  nas  w domu.  Tam  są jeszcze  nasi  rodzice,  Filip, żółw  Wacuś   i  czasami   Magnus,  taki   mały  z  brodą w czerwonej czapce - opowiadałem, próbując podejść bliżej.

- Przyniosłam mleko... - wysapała Iza, stawiając koło drzewa pełny spodek.

Najpierw pokazał się nos, a potem cała reszta. Wyciągnął niebieski język i zaczął chłeptać.

-  Skąd wiedziałaś, że on to lubi? - Spojrzałem na Izę z podziwem.

- Wcale   nie   lubię   -  powiedział   smok,   wylizując spodek do czysta.

- A co lubisz? - spytałem, ale już odwrócił się od nas. Był coraz dalej.

- Przyjdź jeszcze kiedyś! - krzyknąłem za nim. Zatrzymał się na chwilkę, zanim zniknął w krzakach. Pobiegłem do domu.

- Gdybyście widzieli czasem w ogródku małego niebieskiego smoka, dajcie mu mleka - poprosiłem.

- Powiedział, że nie lubi, ale wszystko wypił - dodała Iza.

- Smoki na ogół bywają przekorne. - Uśmiechnął się tatuś i zaczął rozkładać pasjansa.

14

&

Stacja

Mój dziadek podobny jest trochę do Magnusa. Ma brodę i pali fajkę, tylko nie chodzi w czerwonym kubraku i jest wysoki. Mieszka w drewnianym domu koło lasu, razem z psem Wackiem.

-  Ubierz się ciepło, Aleksandrze - powiedział do mnie - pójdziemy na stację.

Szliśmy ścieżką, a nad nami wisiały ciężkie od śniegu gałęzie.

- Kto przyjedzie? Tatuś? - zgadywałem, podskakując na zmianę z radości to na prawej, to na lewej nodze.

-  Och, nie... - Roześmiał się dziadek. - Tam już nic nie jeździ... - dodał, zapalając fajkę.

Stacyjka była maleńka, resztki torów porastały młode brzózki,    a   koło   jednej    z   nich   stała   zardzewiała

15

lokomotywa. Miała wielgachne koła i wspaniały komin. Już chciałem się na nią wdrapać, gdy dostrzegłem w śniegu ślady małych łapek.

-Zobacz dziadku! - Pokazałem tajemnicze wgłębienia.

Obiegały kilka razy wokół lokomotywy, a potem nagle urywały się. Koło jednego z kół stała pusta miseczka.

- Dziadku! - Pociągnąłem go za rękaw.

Wyjął z kieszeni torebkę z plasterkami kiszonego ogórka.

- Straszny z niego łakomczuch... - mruknął.

- Kto? - Aż przytupywałem z emocji.

- Taki jeden... - Dziadek wykręcał się od odpowiedzi.

- Smok? - spytałam, tknięty nagłym przeczuciem.

- Skąd wiesz?

-U mnie w ogródku też mieszka smok. Niebieski. Dlatego od razu sobie pomyślałem... To może być jego brat... Tamten wsiadł kiedyś w pociąg i odjechał, potem zlikwidowali stację... - mówiłem jak nakręcony. - Dziadku, trzeba coś z tym zrobić, bo może oni się zgubili i teraz za sobą tęsknią...

-Musimy się tym zająć. - Kiwnął głową dziadek wsypując ogórki do miseczki.

16

 

Lucuś

Od wczoraj coś dziwnego działo się pod podłogą, zupełnie jakby ktoś tam zamieszkał i robił wielkie porządki.

Odsunąłem dywanik i przytknąłem ucho do desek. Coś biegało pospiesznie, pomrukując z zadowoleniem.

Zastukałem w podłogę. Biegało nadal, ale przestało mruczeć.

Zastukałem mocniej. Przestało biegać, ale zaczęło dzwonić.

- Jest tam kto? - spytałem drżącym głosem.

- Jest... - przyznało się, dzwoniąc coraz głośniej.

- A co to tak dzwoni? -Moje zęby...

- Dam ci jakiś kocyk - zaproponowałem - albo herbatę.

17

-Nie jest mi zimno - wyjaśniło - tylko się przestraszyłem. Nie chcesz mnie zjeść? - Zadzwoniło znowu.

- Zjeść? - wyjąkałem w osłupieniu. - Nie jestem żadnym wilkiem ani tygrysem. Mam na imię Aleksander, a ty?

- Nie wiem... - powiedziało po chwili. - A co to jest imię?

- No... jak na ciebie wołają?

-Nikt nigdy na mnie nie wołał - przyznało się ze smutkiem.

- Będziesz miał na imię Lucuś, chcesz? - wymyśliłem szybko.  - A jak  się  do  ciebie  wchodzi?  -  Bardzo chciałem go zobaczyć. - Tam jest przecież bardzo... bardzo płasko, prawda?

- Tak - przyznał Lucuś - ale ja też jestem płaski.

- Ja nie... - Zmartwiłem się na chwilę. - Ale może przyszedłbyś do mnie, co?

-Za dwa tygodnie, po południu i mam przynieść bombonierkę?

-  Przyjdź zaraz, bez bombonierki - zdecydowałem szybko.

Po   chwili   z   drugiej   strony  podłogi   rozległo   się pukanie.

- Kto tam? - spytałem z napięciem.

- To ja, Lucuś - powiedział uroczyście i zaraz potem przyszedł.

18

 

Wiosna

Magnus siedział na półce i wgapiał się w globus. Od czasu do czasu kręcił kulą to w jedną, to w drugą stronę.

-  Nie wiesz czasem, gdzie podział się Wacuś? -spytałem.

- Wiem - zaskrzypiał.

-  Szukam żółwia. - Przed nami stanęła moja siostra, Iza.

- Ja  też  -  przyznałem.   -   On   coś   wie,   ale   nie chce powiedzieć. - Oskarżycielskim gestem wskazałem Magnusa.

-Nowy grzebień, bilet na Borneo i cztery żetony na telefon - postawił swoje warunki.

-  Przecież możesz stąd zadzwonić... - zdziwiła się Iza.

19

w

- Musicie się targować? - spytał z żalem.

- Uuu!   Uuu!   -   krzyknął   nagle   Filip,   grzmocąc grzechotką.

- On nam coś pokazuje...

Z kąta wolniutko sunął mały jasieczek w drobną kratkę.

Magnus wdrapał się na globus, Iza na tapczan, a ja za bardzo się przestraszyłem, żeby zrobić cokolwiek.

- Jest już  wiosna  -  przemówił jasieczek   głosem Wacusia. - Zabierzcie ze mnie tę pierzynkę.

-Wacuś!!! - krzyknęliśmy chórem, oswobadzając żółwia.

-Zepsułeś mi interes... - narzekał Magnus. - Nie mogłeś wyleźć trochę później?

- Wiedziałeś,   że   on   tam  jest?   -   spojrzałem   na Magnusa z ciekawością.

- Zaczyna się śledztwo - mruknął niechętnie i stuknął palcem w globus. Była tam mała plamka na niebieskim tle, a to znaczy, że w tym miejscu na ziemi jest wyspa. -Jeśli   zostanę   uniewinniony,   wiecie  już,   gdzie   mnie szukać. -1 zniknął.

- Chciałbym tylko wyjaśnić, że nie jestem żółwiem dalekomorskim - powiedział na wszelki wypadek Wacuś i poszedł jeść sałatę.

20

 

 

Prima aprilis

Tatuś siedział i patrzył w deszcz.

- Magnus pojechał na Wyspę Wielkanocną! Pokazał nam ją na globusie, zanim zniknął! - wykrzyknąłem, podniecony swoim odkryciem.

- Myślę, że trudno o lepszy adres na spędzenie świąt. - Uśmiechnął się tatuś.

- No    właśnie.    Dlatego    chcielibyśmy    też    tam pojechać.   -  Na   znak  poparcia  przybiegł   do   mnie na   czworakach   Filip,   a   za   nim   Iza   z   Wacusiem na ręku.   Spod  podłogi  dało   się  słyszeć  wymowne stukanie.  - To  Lucuś - wyjaśniłem.  - On też  się wybiera.

Następnego   dnia   szykowaliśmy   się  już   do   drogi, a jeszcze następnego byliśmy na wyspie.

°*    21

dzieci

Wszędzie leżało tam pełno pisanek: maleńkich jak ziarenka piasku i wielgachnych jak góry. Niektóre jajka były jeszcze nie pomalowane. Stały koło nich wiaderka z farbami i pędzle.

- Musimy zdążyć przed świętami! - Spieszyła się Iza, malując swoje jajko w esy-floresy.

-Koniecznie! - przyznała mamusia i zabrała się za sprzątanie wyspy.

- Wydaje mi się, że coś stuka - szepnął Lucuś, rozpłaszczając się na dużej pisance.

Po chwili pisanka rozpadła się z trzaskiem, a z jej wnętrza wyskoczył duży kolorowy kurczak.

- Wesołych świąt! - pisnął wesoło. - Jaki śliczny Lucuś! - Westchnął z zachwytem i dziobnął go leciutko w płaską stopę.

- Ja tu zostaję! - zdecydował szybko Lucuś i ruszył za kurczakiem.

-   Nawet   nam   nie   pomachał   na   pożegnanie...   -Rozżaliłem się.

- Pewnie nie miał chusteczki - usprawiedliwił go tatuś.

- Ale naśmiecił... - Zmartwiła się mamusia.

- Lucuś?! - Wytrzeszczyłem oczy ze zdumienia. -Nie,   kurczak!   -  Mamusia  krzątała  się,   zbierając

skorupki.

-Nie będę malował tego jaja - zdecydował tatuś, drapiąc się pędzlem po głowie. - W nim też coś puka.

Na jaju pokazały się rysy, a potem skorupka pękła i ze środka wylazł Magnus kurząc fajkę.

- Prima aprilis! - mruknął i przeciągnął się z zadowoleniem.

22

 

Hulajnoga

- Chodź, Filipie. - Wziąłem za rękę mojego brata. -Pójdziemy w odwiedziny do smoka.

Nalałem mleka i wyszliśmy do ogródka.

- Hej, smoku, gdzie jesteś? - Rozglądałem się uważnie, ale nigdzie go nie było.

Filip pokrzykiwał w porzeczkowych krzaczkach i pakował sobie do buzi gałązki.

- Czy on musi tak piszczeć? - spytał smok i wyszedł zza drzewa.

- Jest bardzo mały...

- A jutro też będzie mały?

- Trochę większy... - wyjaśniłem niepewnie.

-Ale będzie jeszcze piszczał? - Smok popatrzył na Filipa, a ten krzyknął coś po swojemu i rzucił w niego garścią piachu.

23

- Jak ty się zachowujesz, Filipie? - Zdenerwowałem się nie na żarty.

-Najpierw zostawiliście mnie samego na święta, a teraz obsypujecie mnie piaskiem. Wyjeżdżam -oznajmił smok i wypuścił z nosa malutką chmurkę niebieskiego dymu.

- Czy jedziesz może do swojego brata? - spytałem nieśmiało.

- Może.

- Czy zanim się wybierzesz, wypijesz mleko? - Postawiłem przed nim miseczkę.

- Pod warunkiem, że pożyczysz mi hulajnogę... -Dobrze     -     zgodziłem     się.     Gdybyś     jednak

pojechał i długo nie wracał, pozwolisz, że cię odwiedzę?

Nie odpowiedział. Biegł już ile sił w łapach w stronę opartej o ganek hulajnogi. A potem zaskrzypiała furtka i między sztachetami mignął niebieski czubek ogona.

A jednak wyjechał, pomyślałem i zaraz zacząłem za nim tęsknić.

24

 

Skarb

Magnus szukał skarbu już cztery dni. Najpierw grzebał w rurach kanalizacyjnych, potem w starym mieszkaniu Lucusia pod podłogą, a jeszcze później wlazł do ptasiej budki i za nic nie mógł wyjść.

- Poproszę naleśniki z serem i śmietaną! - krzyczał. Wnosiliśmy mu garnki po drabinie, albo wciągaliśmy

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin