Szklarski Alfred - 7 Tomek u źrodeł Amazonki.pdf

(1073 KB) Pobierz
1012460455.010.png
1012460455.011.png 1012460455.012.png
Alfred Szklarski
Tomek u źródeł Amazonki
1012460455.013.png 1012460455.001.png
PROLOG – NAPAD O ŚWICIE
Nad północno-zachodnią Brazylią, niemal u zbiegu jej granic z Peru i Kolumbią,
czarne, ciężkie chmury przedwcześnie zakryły zachodzące słońce. Duże krople deszczu
zaszeleściły w gęstwinie amazońskiej selwy [1] . W tej właśnie chwili nagle zamilkło
monotonne brzęczenie cykad [2] i świerszczy, zamarły przedwieczorne rozhowory papug.
Gwałtowny podmuch wichru zakołysał koronami drzew, targnął poroślami zwisającymi
jak festony.
W obozie zbieraczy kauczuku [3] , zbudowanym w pobliżu brzegu rzeki Putumayo [4] ,
zaczęła się gorączkowa krzątanina. Pospiesznie umacniano mieszkalne szałasy, chowano
sprzęty, aby nadciągająca zawierucha nie wyrządziła zbyt wielkich szkód.
Rozgardiasz w obozie i deszcz mocno już szeleszczący w liściastym poszyciu dachu
przerwały drzemkę smukłemu młodzieńcowi, spoczywającemu na drewnianej pryczy.
Ociężale uniósł się na łokciu. W izbie było mroczno, spojrzał więc w otwór drzwiowy,
osłonięty gęstą, drucianą siatką: na dworze również już pociemniało.
John Nixon, bo tak właśnie zwał się ów młody mężczyzna, dłonią odgarnął moskitierę
zawieszoną wokół pryczy, po czym wstał z legowiska. Chwiejnym krokiem podszedł do
progu i otworzył ażurowe drzwi. Najpierw spojrzał w kierunku baraku, w którym
gromadzono zbiory kauczuku. Wrota były zamknięte. Prawie nadzy Indianie w milczeniu
krzątali się przy szałasach, w których zapewne już skryły się przed burzą ich kobiety i
dzieci.
- Aukoni! - zawołał lekko ochrypłym głosem John Nixon.
- Sim, senhor! [5] - odparł Indianin, zbliżając się do progu chaty.
- Gdzie są capangos? [6] - zapytał Nixon.
- Jedzą kolację w baraku - wyjaśnił Indianin.
Nixon gniewnie zmarszczył brwi. Na płatnych dozorcach można było polegać jedynie
wtedy, gdy sami czuli bat nad sobą. Po chwili znów zagadnął - Czy wszyscy seringueiros
[7] powrócili z selwy? Burza nadciąga!
- Wrócili, kauczuk złożony w magazynie - odpowiedział Aukoni, który przewodził
grupie Indian z plemienia Cubeo, zbierających lateks dla kompanii "Nixon - Rio
Putumayo".
- Czy wydałeś wszystkim racje żywności?
- Sim, senhor, zaraz także każę przynieść panu kolację - odpowiedział Aukoni.
- Do diabła z jedzeniem! - gwałtownie wybuchnął Nixon. - Nie jestem głodny! Idź już
sobie!
Ani jeden muskuł nie drgnął w twarzy Indianina wyrażającej kamienny spokój, tylko
jego wzrok nieznacznie przesunął się po zwierzchniku. Poznał, że biały znów pił alkohol.
Po krótkiej chwili namysłu szepnął - Senhor Wilson odszedł, źli ludzie blisko, nie pij
1012460455.002.png 1012460455.003.png 1012460455.004.png 1012460455.005.png 1012460455.006.png 1012460455.007.png 1012460455.008.png
więcej...
Biały jednak nie usłyszał ostrzeżenia, bowiem jaskrawozielony, metaliczny błysk
szeroko przeciął czerń nieba i potężny huk pioruna zagłuszył życzliwe słowa. Wichura
targnęła dżunglą, sypnęła liśćmi i kawałkami gałęzi. Burza wkrótce rozszalała się na dobre.
John Nixon z trzaskiem zamknął zewnętrzne drzwi zbite z przeciętych wzdłuż pni
bambusowych. Po omacku dobrnął do drewnianej skrzyni zastępującej stół. Zapalił
naftowy kaganek. Ćmy natychmiast wychynęły z mrocznych kątów izby i rozpoczęły harce
wokół światła. Jedna z nich musnęła twarz Nixona. Wstrząsnął nim dreszcz wstrętu. Czuł
obrzydzenie do owadów i robactwa, od których roiła się amazońska selwa. Nie mógł
przywyknąć do wilgotnego lasu, milczącego i pozornie pozbawionego życia w czasie dnia, a
w ciemnościach nocy ożywiającego się tysięcznymi, tajemniczymi głosami. Któż mógł
wtedy odróżnić głosy zwierzęce od ludzkich? Może to właśnie czerwonoskórzy, dzicy
łowcy ludzkich głów lub gorsi nawet od nich biali łowcy niewolników zwoływali się do
napadu? Na domiar złego coraz gęstsze deszcze zwiastowały zbliżanie się zimy, czyli pory
deszczowej, która wkrótce miała zmienić selwę w bagnisty labirynt jezior i zalewów.
Nixon usiadł na ławie, przygnębiony wsłuchiwał się w szumiące za ścianami chaty
potoki deszczu. Po chwili nieco uspokojony mruknął- Podczas burzy nie trzeba obawiać
się napadu, wyśpię się przynajmniej...
Sięgnął po butelkę rumu. Nalał pełną szklankę i wypił. Nieco oszołomiony legł w
ubraniu na pryczy, zasłonił moskitierę, wsunął rewolwer pod poduszkę i zaczął rozmyślać.
Niebawem już marzył o dniu, w którym nareszcie będzie mógł opuścić głuszę amazońską.
Chciał jak najprędzej powrócić do rodzinnego domu w Chicago, gdzie w myśl obietnic
stryja miał objąć kierownictwo filii kompanii "Nixon - Rio Putumayo". Oby tylko stryj
uznał, że przyszły współwłaściciel jest już dostatecznie wtajemniczony w sprawy
przedsiębiorstwa! Tymczasem jednak musiał dalej tkwić w mrocznej selwie w
towarzystwie czterech brutalnych capangów oraz milczących, podejrzliwych Indian i wciąż
czuwać, wciąż mieć się na baczności. Awanturnicze bandy organizowane przez
spekulantów kauczukowych siały gwałt i rozbój w okolicach Rio Putumayo.
Młody Nixon z cichym westchnieniem wspomniał Jana Smugę, prawą rękę stryja. Ten
sławny podróżnik, odważny aż do zuchwałości, nie znał uczucia strachu. W bezdrożnym
lesie czuł się jak w swoim żywiole. Gdy przebywał w obozie zbieraczy kauczuku, wszystko
szło jak z płatka: nie było swarów, nikt nie stawiał oporu, wszyscy czuli się bezpieczni.
Smuga z jednakową swobodą obcował z na pół dzikimi ludźmi w selwie, jak i z bardziej
cywilizowanymi mieszkańcami Manaos [8] , gdzie mieściły się biura kompanii oraz główne
magazyny kauczuku. Podczas ostatniego pobytu w obozie Smuga przyrzekł Nixonowi, że
wpłynie na jego stryja, aby go jak najprędzej odwołał znad Putumayo.
W skrytości ducha Nixon zazdrościł Smudze daru zjednywania sobie ludzi. Wiedział
również, że Indianie pogardzali białymi, którzy nie umieli skrywać swych uczuć. Mimo to
nie mógł opanować odruchów powodowanych wstrętem czy strachem. Dlatego też, gdy
teraz wysłał swego pomocnika, Wilsona, do obozów kompanii położonych w pobliżu rzeki
Japura, trudno mu było utrzymać w ryzach leniwych capangów oraz Indian, u których nie
1012460455.009.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin