676. Browning Dixie - Skradzione miliony.pdf

(588 KB) Pobierz
Social Graces
Dixie Browning
Skradzione
miliony
Tytuł oryginału Social Graces
0
212160967.004.png 212160967.005.png 212160967.006.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Val Bonnard zastygła w bezruchu przed uchyloną szafą w swej
sypialni, z parą chanelowskich szpilek w ręku i czarną sukienką od Donny
Karan przewieszoną przez ramię. Nasłuchiwała, czy niepokojący odgłos się
jeszcze powtórzy. Zadrżała od chłodu i rzuciła szybkie spojrzenie na okno.
Była silna wichura, więc może to tylko gałąź szorowała o okap dachu. Bo
cóż by innego? Była sama w domu, więc wolała sobie nic więcej nie
wyobrażać.
Z trudem przełknęła ślinę i wbiła wzrok w drzwi szafy. Uchyliły się,
bo w całym domu wszystko było krzywe. Wszystkie drzwi otwierały się
nieproszone, a przez szpary w wypaczonych futrynach okiennych przenikało
chłodne powietrze. Temperatura na zewnątrz dochodziła do dziesięciu
stopni, więc wcale nie było tak zimno jak na środek stycznia w Karolinie, ale
z powodu wiatru i wilgoci wydawało się, że jest o wiele zimniej.
I z powodu samotności.
Val nadal stała w bezruchu, gdy nagłe ujrzała mysz, która spojrzała na
nią, poruszyła uszkami, po czym spokojnie podreptała wzdłuż ściany do
maleńkiej dziury w kącie pokoju.
To była owa kropla, która przepełniła czarę goryczy. Ból, złość i
bezradność przytłoczyły ją zupełnie. Rzuciła się na wyboiste żelazne łóżko i
wybuchnęła płaczem.
W kilka minut później, pociągając nosem, zaczęła gmerać w kieszeni
skórzanych spodni w poszukiwaniu chusteczki. Jak gdyby kieszenie
ozdobione rozmigotanymi sztucznymi diamencikami mogły zawierać coś
tak praktycznego.
1
212160967.007.png
Pociągając nosem, Val doszła do wniosku, że jej plan nie wypalił. A
czegóż niby się spodziewała? Łudziła się, że po dwóch dniach jazdy do
staroświeckiego, zapomnianego domu na zapomnianej wyspie ucieknie od
dziwnych telefonów i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieni
bolesne przeżycia na nowe perspektywy życiowe? Że nad jej głową nagle
zapali się lampka i natychmiast się wyjaśni, kto jest odpowiedzialny za
upadek firmy konsultingowej Bonnard Financial Consultants, hańbę ojca,
jego aresztowanie i przedwczesną śmierć.
Czas i odległość pozwalają nabrać dystansu. Gdzieś to przeczytała,
zapewne na jakiejś pocztówce. Minęło ponad dwa i pół miesiąca. Czas nie
pomógł. Co do odległości, uciekła najdalej, jak mogła, do jedynego miejsca,
jakie jej pozostało. Zabrała tu wszystkie rzeczy, które udało jej się
zapakować do świeżo nabytego, taniego, pożerającego mnóstwo benzyny
używanego samochodu, i wylądowała w wiosce, w której nie było nawet
jednych świateł ulicznych. Udało jej się przynajmniej uciec od tych
irytujących telefonów, bo w domu nie działał żaden aparat, a jej komórka
nie miała zasięgu. Na wyspie nie było również pralni, a połowa jej
garderoby wymagała prania na sucho.
– Może z tego powodu też się rozbeczysz, mięczaku? – mruknęła do
siebie.
Myślenie o przyziemnych sprawach pomagało odpędzić inne myśli –
te, które doprowadzały ją na skraj rozpaczy.
Po śmierci ojca musiała zająć się jego sprawami i rozdysponować
rzeczy z domu w stylu Tudorów, który przez wiele lat był jej domem
rodzinnym. Choć doznała wstrząsu, dowiedziawszy się, że dom jest
obciążony hipoteką, odczuła ulgę, gdy bank położył na nim łapę.
2
212160967.001.png
Reszta potoczyła się szybko – trzeba było pozbyć się gratów. Belinda i
Charlie bardzo jej pomogli, zanim przenieśli się do nowego domu, w którym
się zatrudnili. Wylały z Belindą wiele łez i nawet stoicki stary Charlie miał
parę razy zaczerwienione oczy.
W końcu przywiozła ze sobą na południe jedynie bagaż podręczny,
trzy torby z ciuchami i trzy pudła po bananach – jedno z osobistymi
pamiątkami, drugie z pościelą, trzecie z dokumentami z gabinetu ojca.
Gdy wędrowała myślą wstecz, wszystkie wydarzenia ostatnich
jedenastu tygodni wydawały jej się nierealne w dosłownym znaczeniu tego
słowa. Tamtego dnia w ogromnej lodówce z nierdzewnej stali chłodziła się
butelka Moet Chandon wyjątkowego rocznika, czekając na jej przyjęcie
urodzinowe. Ojciec kupił ją na dzień przed aresztowaniem.
– Belinda ma przygotować wszystkie twoje ulubione potrawy –
powiedział poprzedniego wieczoru. Wyglądał wyjątkowo radośnie. Na jego
twarzy rysowały się te same cienie i zmarszczki co zwykle, ale przynajmniej
był mniej blady.
Pytała go parokrotnie, czy ma jakieś poważniejsze zmartwienia. Za
każdym razem zbywał ją żartem.
– Akcje spadają – rzucił ostatnim razem. – Ale poziom cholesterolu
także – dodał z uśmiechem. –Nie można mieć wszystkiego, nieprawdaż?
Wyrzucała mu, że spędza zbyt dużo czasu w biurze, i z ulgą przyjęła
obietnicę, że ojciec postara się więcej przebywać w domu, choć wiedziała,
że wówczas będzie głównie siedział w swoim gabinecie, czytając „Forbes"
albo „Wall Street Journal".
Na urodziny zażyczyła sobie kolację w domu z ojcem zamiast
corocznej imprezy w klubie. Zamierzała rozmiękczyć go szampanem i
dowiedzieć się, co tak naprawdę go gnębi. Jednak wczesnym rankiem w
3
212160967.002.png
dzień jej trzydziestych urodzin przyszło po ojca dwóch panów, którzy
okazali się policjantami.
Ujrzała ich, stojąc na szczycie schodów boso i w samej koszuli nocnej.
Zbiegła szybko na dół, dopytując się, o co chodzi.
– Musimy tylko zadać panu parę pytań – oświadczył oschle jeden z
przybyłych.
Ale na pewno nie chodziło tylko o parę pytań, bo ojciec był blady jak
ściana. Przerażona, najpierw zadzwoniła do jego lekarza, potem do
adwokata.
Następnych kilka godzin przeleciało jak w kalejdoskopie. Nie
pamiętała nawet, kiedy się ubrała. Na pewno nie wzięła prysznica ani nie
zawracała sobie głowy układaniem włosów, tylko jak burza wypadła z
domu. Belinda zawołała za nią, żeby zabrała na posterunek lekarstwa ojca,
więc zawróciła biegiem i porwała je z ręki gospodyni.
Mieli tylko kilka minut na rozmowę w cztery oczy, gdy policjant,
który pilnował ojca, wyszedł, by przynieść mu szklankę wody. Mówiąc
cicho, jakby bał się, by go nie podsłuchano, Frank Bonnard powiedział, by
zabrała z jego gabinetu wszystkie nieoznakowane teczki z dokumentami i
ukryła je w swej sypialni.
Zmieszana i przestraszona, chciała wypytać go, o co chodzi, ale
policjant właśnie wrócił. Ojciec popił pigułki i powiedział:
– Jedź do domu. Wrócę, jak tylko załatwię wszystko, co trzeba.
Wtedy po raz ostatni widziała go żywego. Nim zdążył wyjść za kaucją,
zmarł na skutek zakrzepicy tętnicy.
Teraz, odrywając kawałek papierowego ręcznika z rolki stojącej na
starej dębowej komodzie, Val wydmuchała nos, wytarła oczy i westchnęła.
4
212160967.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin