Title Elise - Kim jest Debora.pdf

(942 KB) Pobierz
124848034 UNPDF
Elise Title
Kim jest Debora
124848034.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wszystko zaczęło się w dniu, w którym dowiedziałam się, Ŝe
jestem Deborą Steele. Tego ranka obudziłam się wcześnie, zaraz po
wschodzie słońca, przerywając trwający dwa miesiące zwyczaj spania
aŜ do południa. Pamiętam to pełne niepokoju przebudzenie i mój
krzyk wywołany uderzeniem pioruna. Nienawidziłam burz z
piorunami.
Błyskawica rozświetliła zasłonę w oknie i poczułam, jak
opanowuje mnie strach i wraŜenie bezbronności. Przykryłam głowę
poduszką, odcinając się od obrazów i dźwięków, i zwinęłam się w
kłębek, Ŝeby jeszcze raz obronić się...
Obronić się przed czym? To było istotne pytanie. Według słów
doktora Royce'a, powtarzanych uparcie od dwóch miesięcy, nie
chciałam sobie tego przypomnieć. Prawdopodobnie miał rację. Bałam
się. KaŜdy czasem się boi; ale ten strach Ŝył we mnie jak złośliwy
wirus, który w Ŝaden sposób nie moŜe być wyleczony.
Łzy napłynęły mi do oczu, przeraŜenie zmieszało się z frustracją i
rozpaczą. Ukryłam w dłoniach zapłakaną twarz, modląc się o odejście
tych strasznych uczuć, o to, Ŝeby nie było burzy, a przede wszystkim,
Ŝeby ktoś mnie odnalazł - w dosłownym sensie. Czułam się bowiem
zagubiona - zagubiona bez reszty.
Nieco później tego ranka udało mi się wreszcie wziąć w garść.
Niebo było szare i zachmurzone, ale jeszcze nie padało. Chyba jednak
burza przeszła bokiem. MoŜe uda mi się przeŜyć ten dzień bez
Ŝadnych wyjaśnień. Nie były to duŜe oczekiwania. Mogłam prosić o
więcej, znacznie więcej. Ale cięŜko pracowałam nad tym, Ŝeby nie
oczekiwać rzeczy, których zdobycie mogło wiązać się z
rozczarowaniem. Dlatego właśnie tak silnie przeŜyłam zdarzenia,
które przyniósł ten dzień.
Byłam w sali terapii grupowej. Jak zwykle stałam przy sztaludze
ustawionej obok okna, z którego sączyło się łagodne światło. Zawsze
przed obiadem, kiedy skończyło się juŜ spotkanie grupy, malowałam.
W duŜym pomieszczeniu byli teŜ inni pacjenci, niektórzy rozmawiali
ze sobą, ja jednak skupiłam się na sobie. O Ŝadnej porze dnia nie
byłam specjalnie towarzyska, ale ten czas był wyjątkowy, tylko dla
mnie. Dwie cenne godziny, kiedy mogłam zatracić się w innych
światach. Dwie godziny, podczas których zapominałam o szpitalu,
124848034.003.png
nudzie, uporczywych naciskach, nie kończącej się frustracji,
samotności i niewypowiedzianym poczuciu straty.
Malarstwo było moją radością i ratunkiem. Uwielbiałam zapach
farb olejnych. Kiedy malowałam - właściwie tylko wtedy - w jakiś
sposób czułam się naprawdę sobą. Podczas gdy wszystkie inne pory
dnia ciągnęły się bez końca, te dwie cudowne godziny mijały w
mgnieniu oka. Uświadomiłam sobie, Ŝe juŜ minęły, kiedy usłyszałam
za plecami znajomy głos.
- To bardzo dobre.
Uprzejmy, pełen pochwały głos naleŜał do Johna Harrisa, mojego
terapeuty. Wysoki, młody męŜczyzna z szopą rudych włosów stał tuŜ
obok i w zamyśleniu wpatrywał się w obraz.
Przez ostatnie dwa miesiące dobrze poznałam to spojrzenie.
Odpowiedziałam miną, którą widział u mnie bardzo często - obronną i
ironiczną jednocześnie.
- Tak, ale nie o to chodzi, prawda? Uśmiechnął się pogodnie.
- Nie do końca.
Nie odpowiedziałam. OdłoŜyłam pędzel i razem z nim
wpatrzyłam się w obraz przedstawiający spokojne błękitne niebo nad
wierzchołkami gór. Podobnie jak na kaŜdym z moich płócien, była
tam jeszcze samotna postać - młoda kobieta z rozwianymi jasnymi
włosami. Wiar wiał jej w plecy, ona zaś spoglądała na zachód. Nie, to
nie było tylko patrzenie - ona szukała. Wiedziałam o tym, podobnie
jak John, mimo Ŝe - jak na wszystkich moich obrazach - kobieta nie
miała twarzy.
- Opowiedz mi o niej - powiedział łagodnie John. Znowu byłam
w „czasie rzeczywistym", czasie szpitala i porze nacisków.
- Zawsze mnie o to prosisz. Dlaczego? Zareagował na
rozdraŜnienie obecne w moim głosie.
- Pogoda tak na ciebie wpływa, prawda?
- Być moŜe - odparłam. Wskazał kobietę na obrazie.
- Czy ona lubi góry?
- Nie jestem pewna. A moŜe to ona nie jest pewna? Uśmiechnął
się; takŜe i ja zmusiłam się do wykrzywienia
warg.
- Jak myślisz, co by się stało - zapytał powaŜnym tonem, który
zawsze wywoływał we mnie niepokój - gdybyś nadała jej swój
wygląd?
124848034.004.png
Instynktownie moje ręce znalazły się przy twarzy. Czułam
drŜenie promieniujące z palców na gorące policzki.
- Ale to nie jest naprawdę... moja twarz.
Kolorowa, rubinowoczerwona smuga wyciśnięta z tubki błysnęła
mi przed oczyma. Nie była to jednak farba. To była... krew.
Rubinowoczerwona krew. Moja krew. Gorąca i wilgotna, rozlewająca
się w kałuŜę. Obraz spowodował szok. Przypomniałam sobie siebie w
szpitalu, jeszcze przed operacją plastyczną. Dzięki temu znowu
zdołałam się pozbierać.
John patrzył na mnie ze współczuciem.
- Bardzo moŜliwe, Ŝe nie wyglądasz duŜo inaczej niŜ przedtem.
Poczułam silne pulsowanie w skroniach.
- Ale nie wiem tego, prawda? - natarłam na niego. - PrzecieŜ nie
mam najmniejszego pojęcia, jak wyglądałam wcześniej.
Miałam wraŜenie, Ŝe pęka we mnie jakaś zapora.
- Dlaczego mam twarz, która nie budzi Ŝadnych skojarzeń? A
jeśli to jest moja twarz, dlaczego nikt nie zgłosił się, Ŝeby mnie
rozpoznać? Przez ponad tydzień moje zdjęcie ukazywało się w
największym nowojorskim dzienniku. PrzecieŜ nikt mnie nie
rozpoznał - powtórzyłam z rezygnacją.
- Katherine...
Rozpacz sprawiła, iŜ przestałam się bronić.
- Nawet to imię nie jest moje. Wzięte z powietrza, jak wszystko,
co mnie dotyczy.
John wyglądał na zakłopotanego moim wybuchem. Poczułam się
winna, bo on nie był odpowiedzialny za moją sytuację.
- Przepraszam. To ta pogoda. Wstałam dziś wcześnie. Cały dzień
jestem roztrzęsiona. Czasami chciałabym...
- Czego byś chciała?
- śeby tamtej deszczowej nocy policjanci po prostu zostawili
moje posiniaczone ciało na chodniku.
Znów mogłam usłyszeć ten deszcz padający w mojej głowie. To
było wszystko, co pamiętałam z tamtej nocy. To, i ocknięcie się kilka
godzin później w szpitalu. Młody policjant z dziecięcą twarzą
przypatrywał mi się ciekawie. Dobrze zapamiętałam jego rysy.
- Musiała pani przejść cięŜkie chwile - powiedział z grozą w
głosie.
124848034.005.png
Głos uwiązł mi w gardle. Kiedy w końcu zdołałam coś
powiedzieć, okazało się, Ŝe nie jest łatwo mi poruszać wargami.
Twarz miałam obwiązaną bandaŜami. Później powiedziano mi, Ŝe
przeŜyłam wstrząs i mam złamany nos oraz szczękę. Ale w tamtym
momencie nie przejmowałam się okaleczoną twarzą. Opanowało mnie
przeraŜenie.
- Czy zostałam...?
Zanim wypowiedziałam słowo „zgwałcona", pospiesznie pokręcił
głową. Poczułam przypływ ulgi. Nie trwała ona długo - do chwili
kiedy zaczął zadawać mi pytania i, ku mojemu przeraŜeniu, nie byłam
w stanie udzielić mu odpowiedzi. Nie tylko nie mogłam powiedzieć
niczego o pobiciu, nie pamiętałam nawet, jak się nazywam.
Zapomniałam wszystko. W moim umyśle panowała zupełna pustka.
Policja teŜ nie wiedziała nic poza tym, Ŝe zostałam znaleziona bez
Ŝadnych dokumentów w ciemnej uliczce w handlowej dzielnicy
miasta.
Lekarze zapewniali mnie, Ŝe kiedy minie szok, moja pamięć
powróci. Ale tak się nie stało. Zostałam poddana operacji plastycznej i
przeniesiona na oddział psychiatryczny szpitala.
- Katherine.
Głos Johna Harrisa wyrwał mnie z zamyślenia. Zobaczyłam, Ŝe
obok niego stoi doktor Royce. Byłam tak pogrąŜona w myślach, Ŝe nie
zauwaŜyłam nawet, kiedy do nas podszedł. Wpatrywał się w
namalowany przeze mnie obraz, a potem zwrócił się w moją stronę.
- Góry - mruknął. - Interesujące.
Wyczułam w tych słowach jakiś ukryty sens; mięśnie moich
ramion napięły się. Było to dziwne, Ŝe ten zazwyczaj elegancki
psychiatra jawił mi się jako człowiek dobry i prostolinijny. Czasami,
w chwilach silnego przygnębienia, wyobraŜałam sobie, Ŝe darzy mnie
jakąś wyjątkową czułością. Potrafiłam się nawet zastanawiać, czy była
to tylko fantazja. Ku mojemu zaskoczeniu uświadomiłam sobie, Ŝe
zastanawiam się nad tym w tej chwili. Nie wiedziałam, dlaczego.
Mogło to być spowodowane troską, jaką spostrzegłam w jego
ciepłych, brązowych oczach. Jak na ironię, zamiast się uspokoić,
zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Coś go martwiło. Coś było nie
tak?
- O co chodzi? - wyszeptałam cicho.
124848034.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin