Adrian Lara - Rasa Środka Nocy 11 - Na krawędzi świtu - rozdział 6.pdf

(100 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 6
PODCZAS GDY LUCAN I GIDEON przez większą część dnia byli zajęci
uczestnictwem w tajnych obradach za „zamkniętymi drzwiami”, Darion Thorne
spędził kilka ostatnich godzin na sparingach w obiekcie treningowym centrali
Zakonu w D.C. Wyczerpujące ćwiczenia poprawiały mu samopoczucie, ale było to
tylko chwilowe ukojenie. Nie stłumiło niespokojnej energii, która w nim kipiała. Nic
nie było w stanie tego zrobić.
Był wojownikiem... w głębi duszy nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.
Jak jego ojciec nie mógł nie dostrzegać tego, że marnował cennego żołnierza,
trzymając go ciągle w centrali, chociaż powinien był on działać w terenie? Jak długo
Dare zdoła wytrzymać, zanim zrzuci te pęta i pójdzie swoją drogą, z aprobatą ojca
albo i bez niej?
To były pytania, które prześladowały go, gdy siedział zgarbiony nad grubym
tomiszczem w archiwum biblioteki Zakonu. Jego włosy wciąż były wilgotne po
prysznicu, a strój treningowy zamienił na ciemny podkoszulek i dżiny. Sztylety i
gwiazdki do rzucania zastąpiło pióro, którym stukał bezwiednie w długi drewniany
stół, ciągnący się przez cały środek obszernej, wypełnionej książkami sali.
Chociaż jego ciało pragnęło działania, to umysł łaknął wiedzy. A sama historia
znajdująca się w tym pokoju w wystarczyła żeby zapewnić mu zajęcie na co najmniej
dekadę. Nic dziwnego, skoro zebranie tych materiałów zabrało pełne dwadzieścia lat.
Biblioteka oferowała informacje na temat kilku minionych tysiącleci, wszystko co
było wiadome o pochodzeniu Rasy i ich pozaziemskich praszczurów, od języka i
zwyczajów obcych przybyszów, ich drzew genealogicznych tu na Ziemi, aż do
często pełnej przemocy przeszłości tych potężnych, brutalnych istot, które
wywalczyły sobie miejsce na szczycie łańcucha pokarmowego. Bogactwo oraz
szczegółowość spostrzeżeń i opisów, wprawiało niemal w osłupienie. A Jenna
Tucker-Darrow, kobieta odpowiedzialna za archiwum, cały czas dodawała nowe
tomy.
- Jeśli spędzisz tu jeszcze parę godzin, to zacznę się martwić o swoją posadę.
Dare gwałtownie odwrócił głowę w stronę, z której dobiegł głos Jenny. Weszła do
sali z uśmiechem, ubrana w „małą czarną” i sandałki na wysokim obcasie. Krótko
ścięte brązowe włosy, eksponowały wydatne kości policzkowe i duże piwne oczy. Jej
strój wskazywał, że wybierała się na randkę, bez wątpienia ze swoim partnerem,
wojownikiem Zakonu Brockiem, ale w dłoni niosła coś, co wyglądało na kolejny
zakończony dziennik.
- Nie sądzę żebyś kiedykolwiek musiała się martwić o bezpieczeństwo twojej
posady - odpowiedział jej Dare. - Nie, dopóki robisz, to co robisz.
Puściła do niego oko. - Taaaa, jestem cyborgiem, słuchajcie jak ryczę.
Przeszła w głąb biblioteki, po czym, starannie wybierając miejsce, wsunęła swój
dziennik na jedną z półek. Trudno było nie wpatrywać się w tą kobietę i to nie tylko
dlatego, że była piękna, a Dare miał w głowie parę oczu. Jenna była olśniewająca
również z całkiem innego, zupełnie wyjątkowego powodu.
Jej prosta czarna sukienka miała głęboko wykrojony dekolt, obnażający jasną,
smukłą szyję i plecy, pokryte pełną wdzięku plątaniną dermaglifów. Co było
niezwykłe, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Jenna nie należała do Rasy, ani
nawet nie była Dawczynią Życia.
Kiedyś była zwykłą ludzką kobietą, ale wszystko zmieniło się dwadzieścia lat
temu, kiedy ostatni z pozaziemskich przodków Rasy wszczepił Jennie wyrwany
kawałek własnego ciała. Starożytny prawdopodobnie miał swoje powody
pozostawiając w niej cząstkę samego siebie, zanim został zgładzony przez Zakon.
Dla Jenny, ten skrawek obcego DNA i pozaziemskiej biotechnologii oznaczał liczne
zadziwiające fizyczne i paranormalne zmiany, połączone ze wspomnieniami odległej,
często-niepokojącej przeszłości, która nie należała do niej. To właśnie te
wspomnienia, wypełniały teraz niezliczone ręcznie spisane tomy dzienników stojące
na półkach w sali archiwum biblioteki.
- Nie wiedziałem, że ty i Brock przybyliście już z Atlanty. - powiedział Daran.
Jenna przebiegła palcami po grzbietach kilku stojących na półce tomów,
zatrzymując się by wyjąć i przełożyć jeden, który najwyraźniej nie był na swoim
miejscu.
- Przyjechaliśmy dziś rano, przed świtem. Chciałam być tu wcześniej, żeby
popracować jeszcze trochę przed szczytem, który ma się odbyć pod koniec tygodnia.
Dante i Tess przyjeżdżają dziś w nocy. Tegan i Elise również. Z tego co wiem, reszta
powinna dotrzeć w ciągu kilku kolejnych nocy.
Daran skinął głową. Ojciec poinformował go o zjeździe starszyzny Zakonu, mieli
oni przyjechać do Waszyngtonu razem ze swoimi partnerkami z filii rozsianych po
całym świecie. Miło będzie ponownie ich wszystkich zobaczyć. Wojownicy i ich
kobiety byli dla niego tak bliscy jak rodzina, ale Daran, nie mógł przestać żywić
niechęci z powodu faktu, że wezwanie do publicznego zgromadzenia było niczym
więcej niż spektaklem wyreżyserowanym przez członków ŚRN. Pragnęli oni
pokazać światu, że Zakon w całej rozciągłości popiera założenia pokojowego szczytu
i bez zbędnych pytań będzie się do nich stosował. Cała ta polityka wzbudzała w nim
wstręt.
Jenna zerknęła na niego przez ramię. - Wybierasz się na galę, Darionie?
- Ja w małpim ubranku? ( dla niewtajemniczonych, chodzi o smoking ;) - mruknął. -
Raczej to sobie daruję. Mogę wyobrazić sobie sto przyjemniejszych rzeczy, niż
całowanie pierścieni bandzie pozerów z ŚRN. A gdybym tam poszedł musiałbym
wysilać się podwójnie i dodatkowo lizać ich bezużyteczne dupska.
Brwi Jenny wygięły się w łuk. - Wiesz, jesteś taki sam jak twój ojciec?
- Wcale nie - zaprzeczył Dare. - On jest zbyt skłonny skłonny do oddawania sterów
w ręce ludzi. Jest zbyt ostrożny z ich delikatnym ego, podczas gdy świat byłby dużo
lepszym miejscem... bezpieczniejszym dla samej ludzkości, gdyby Zakon okazał
większą stanowczość.
- Gdybyś zapytał ludzi, prawdopodobnie byliby przeciwnego zdania. Prędzej czy
później, spowodowałoby to wojnę.
Jenna podeszła do niego i usiadła na rogu stołu. - Przed Pierwszym Świtem sprawy
wyglądały zupełnie inaczej, wszystko było prostsze. Rasa miała swoją własną radę,
żyła w cieniu. Teraz, gdy ujawniliśmy się przed ludzkością, cieszymy się większą
wolnością. Mamy też większą władzę ponieważ nie musimy ukrywać swojego
istnienia, ale musimy również godzić się na kompromisy. A lina po której jesteśmy
zmuszeni chodzić, żeby utrzymać pokój staje się coraz cieńsza. To, co teraz czyni
Lucan ma wpływ na całą Rasę. On nie traktuje lekko tej odpowiedzialności.
- Ale również nie chce nikomu zaufać i ulżyć sobie w niesieniu tego ciężaru.
Dare uciekł wzrokiem od mądrej i pełnej zrozumienia twarzy Jenny, i gwałtownie
potrząsnął głową. - On nie chce nikomu dać wiary, że ktoś mógłby być przydatny,
być może nawet tak samo kompetentny jak on, gdyby tylko dał tej osobie chociaż
cień szansy, żeby tego dowiodła.
Gdy znowu na nią spojrzał, Jena przytrzymała jego wzrok ze znaczącym
uśmiechem.- Ciągle toczysz z nim tą samą wojnę, nieprawdaż? Bądź cierpliwy,
pewnego dnia on uzna twoje racje, Darionie.
Chłopak roześmiał się szyderczo. - Przecież znasz mojego ojca, on nigdy się nie
ugnie.
- Tak samo jak jego syn, z tego co widzę - wciąż z uśmiechem na ustach, pochyliła
się żeby zobaczyć, co czyta w otwartym dzienniku. - Och, to jest jeden z najstarszych
tomów. Pracowałam nad nim jeszcze przed Pierwszym Świtem.
Frustracja z powodu polityki i rodzicielskich obaw zelżała, kiedy Dare zwrócił swoją
uwagę na dziennik, który studiował przez kilka ostatnich tygodni.- Czy wiesz czym
może być ten ciąg cyfr?
Jenna spojrzała na odręcznie zapisaną stronę i lekko wzruszyła ramionami.- To co
notuję nie zawsze ma jakiś sens. Czasami są to symbole albo liczby... jak tu... które
dla mnie nic nie znaczą, ale ponieważ widzę je albo słyszę, poprzez wspomnienia
Starożytnego, zawsze staram się je zapisywać.
Dare pokiwał głową, ale to nie była odpowiedź, na którą miał nadzieję.- To nie jest
jedyny zapis tego ciągu jaki znalazłem w dziennikach.
- Naprawdę? - oczy Jenny rozbłysnęły zainteresowaniem.
- Występuje jeszcze w dwóch innych tomach, jakie do tej pory przejrzałem -
odpowiedział jej Dare. - Stawiam na to, że znajdę ich jeszcze więcej.
- No to na co czekamy? Zobaczmy czy masz rację.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin