Webber Meredith - Niebezpieczne słońce.pdf

(464 KB) Pobierz
207619573 UNPDF
Meredith Webber
Niebezpieczne słońce
Medical duo 221
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Miarka się przebrała, to koniec! Za kogo on mnie ma, za idiotkę? Pierwszy raz
umawiamy się na coś w rodzaju randki z prawdziwego zdarzenia, a on ją w ostatniej chwili
odwołuje!
Rozjuszona Phoebe z całych sił zatrzasnęła za sobą drzwi gabinetu Charlesa Marlowe’a,
odwróciła się na pięcie i zderzyła z jego starszym partnerem. Odbiła się od niego i byłaby
upadła, gdyby Nick David nie przytrzymał jej za ramiona.
Spojrzał z góry w jej ciemne, pałające furią oczy, i uśmiechnął się.
– No i wyszło szydło z worka. Już od jakiegoś czasu zastanawiałem się, kiedy wreszcie
uda mu się sprowokować’ cię do pokazania pazurków.
Phoebe w jednej chwili przeniosła na niego cały swój gniew i w jej oczach rozgorzała
jeszcze większa wściekłość. Wyrwała mu się i zacisnęła piąstki, co mogło sugerować, że
gotowa jest przejść do rękoczynów.
– Co to niby miało znaczyć? Jakich pazurków? Nick zachichotał, rozbawiony jej
wzburzeniem.
– Wszystkie te „tak, Charles, nie, Charles, oczywiście, Charles!”. Wobec mnie nawet w
połowie nie byłaś taka uległa, nie wahałaś się nawet wygarnąć mi prosto w oczy, co o mnie
myślisz, chociaż nie da się ukryć, że to ja jestem twoim szefem.
– Wcale nie... – Phoebe zająknęła się, a potem z wrodzoną szczerością, za którą tak ją
lubił, dodała: – Owszem, ale tylko raz, bo nie mogłam patrzeć spokojnie, jak rozkochujesz w
sobie tę biedną młodą maszynistkę, która przyszła do nas na zastępstwo, a potem ryczysz na
nią, kiedy zapatrzona w ciebie jak w obraz nie może się skupić na pracy.
Z tymi słowami odwróciła się i wmaszerowata do ciasnej klitki, która służyła im za pokój
dla personelu. Nick wszedł tam za nią, gotowy do dalszej dyskusji.
– Jeśli działam na kobiety tak, jak sugerujesz, to dlaczego zakochałaś się w Charlesie, a
nie we mnie?
– Bo już dawno uodporniłam się na takich jak ty – rzuciła przez ramię odwrócona do
niego plecami Phoebe. – I nie „zakochałam się” w Charlesie, jak to obcesowo ująłeś.
Przypomnij sobie, że przechodził trudny okres, kiedy zaczęłam tu pracować. Było mi go żal.
Potem ujęła mnie jego osobowość.
Niedowierzające cmokanie Nicka kazało jej się odwrócić.
– Zresztą nie ma się nad czym rozwodzić – dorzuciła, wymachując łyżeczką jak szablą. –
To już skończone! Powiedziałam mu, że wychodzę, daję się poderwać pierwszemu
napotkanemu mężczyźnie i niczego mu nie odmawiam!
– To brzmi jak wyzwanie, doktor Moreton – mruknął Nick.
Przemknęło mu przez myśl, że powinien ją częściej denerwować. Do twarzy jej było z
tymi rumieńcami gniewu i roziskrzonymi oczami.
– Co przez to rozumiesz? – zapytała, słodząc mu kawę.
– Ja jestem tym mężczyzną! – odparł, a kiedy spojrzała na niego ze zdziwieniem, uściślił:
207619573.001.png
– No, tym pierwszym, którego spotkałaś po wyjściu od niego. – Uśmiechnął się i ściągnął
brwi, udając głęboki namysł. – Czego by tu od ciebie zażądać?
Phoebe dziwny dreszczyk przebiegł po plecach.
– Nie wygłupiaj się – burknęła. – Nie bierz tego dosłownie. Ale nie powiem, zdarza się,
że mężczyźni chcą się ze mną umówić, a ja do tej pory odmawiałam, bo naprawdę myślałam,
że między mną a Charlesem coś jest.
Zrobiło jej się smutno. Nie tylko myślała, była przekonana, że coś między nimi jest. Albo
się narodzi, Z czasem...
Charles był oddany pracy i nie miał zbyt wiele czasu na życie towarzyskie, ale właśnie
takiego jak on mężczyznę wymarzyła sobie na męża.
Stateczny, rzeczowy, niewymagający...
Zupełne przeciwieństwo jej ojca.
– Hej! To niezła myśl – zauważył Nick, podchodząc i ujmując ją pod brodę.
Spojrzała mu w oczy. Były ciemnoniebieskie i trudne do odczytania. Zwłaszcza w tej
chwili.
Przypomniała sobie, że jest rzekomo uodporniona na takich mężczyzn i uświadomiła
sobie, że umknęło jej to, co przed chwilą powiedział.
– Możesz powtórzyć? – poprosiła, odsuwając się od niego.
Sięgnął po filiżankę z kawą i pochylił się, żeby upić łyczek. Nie widziała teraz wyrazu
jego twarzy.
– Powiedziałem, że to niezła myśl. On chyba nie zdaje sobie sprawy, jak nieelegancko z
tobą postępuje. Widząc cię w towarzystwie innego mężczyzny, poszedłby może po rozum do
głowy.
– Radzisz mi wzbudzić w nim zazdrość? – spytała, cedząc słowa. Ściągnęła mimowolnie
brwi, kiedy spróbowała to sobie wyobrazić. – Ale Charles nie jest typem zazdrośnika.
Widzisz, połowa problemów, z jakimi borykamy się w naszym związku – jeśli można nazwać
związkiem tych kilka randek i wspólnych posiłków po pracy – bierze się z jego troski o Annę.
Zamartwia się wciąż, że ona spotyka się z nieodpowiednimi mężczyznami i że któryś z nich
może ją skrzywdzić.
Nick przewrócił z niedowierzaniem oczami. Jak kobiety mogą być tak naiwne i nabierać
się na podobny kit wciskany im przez mężczyzn w rodzaju Charlesa? Nie chciał być jednak
tym, który pozbawi Phoebe złudzeń. Jeśli naprawdę jest zakochana w Charlesie, otwieranie
jej oczu na jego wady nic dobrego nie przyniesie.
– Ale co ci szkodzi spróbować? – podjął. – To lepsze, niż czekać z założonymi rękami, aż
sytuacja sama się wyklaruje.
– Masz rację! – podchwyciła niemal z entuzjazmem, ale zaraz na jej ładnej twarzy
pojawiło się zwątpienie. Westchnęła ciężko. – Ale to się nie uda. Przecież Charles albo
przesiaduje tutaj, na oddziale, albo pisze w domu artykuły, albo ugania się za Annę i wyciąga
ją z tarapatów. Na całe nasze życie towarzyskie składają się wspólne wieczory w
laboratorium i sporadyczne wypady do kina, ewentualnie jakiś drink po wyjściu z pracy.
Mogłabym się spotykać z dziesięcioma mężczyznami, a on by tego nie zauważył, chyba że
207619573.002.png
kazałabym im biegać za sobą po salach albo czekać z kwiatami i bombonierkami przed
głównym wejściem.
– Po co zaraz dziesięciu? – mruknął Nick.
Drażnił go lekceważący sposób, w jaki Charles traktuje Phoebe. Nie było w tym nic
osobistego. Po prostu pracowała na oddziale, którym on kierował, i czuł się za nią w jakimś
sensie odpowiedzialny.
– Rozwiązania nie trzeba szukać tak daleko – dodał. – Wystarczy, żebyś spełniła swoją
pogróżkę. Kto był pierwszym mężczyzną, którego spotkałaś, trzasnąwszy drzwiami jego
gabinetu? Ja.
Zobaczył w jej oczach podejrzliwość, wyczuł ją w gęstniejącej raptownie atmosferze.
– Ty?
– Przecież jestem mężczyzną – zauważył, po części rozbawiony, po części stropiony jej
reakcją.
– Ale ty wolisz blondynki. Charles z miejsca by się zorientował, że to ukartowane.
Nicka samego zaskoczył gniew, jakim zareagował na te słowa. Był to gniew domagający
się fizycznego rozładowania. Najchętniej potrząsnąłby tą zaślepioną kobietą, której od
jakiegoś czasu starał się pomóc.
W ciągu ostatnich miesięcy już kilka razy miał ochotę nią potrząsnąć. Delikatnie, ma się
rozumieć, i bardziej w przenośni niż dosłownie. Uświadomić jej, jaki Charles jest naprawdę,
zrobić coś, żeby zobaczyła w nim wreszcie mężczyznę, który nie potrafi zerwać definitywnie
więzów łączących go z byłą żoną. Jess, jego poprzednia przyjaciółka, szybko to odkryła.
Ale nie był to ani czas, ani miejsce na uświadamianie w tym względzie młodszej
koleżanki. Ani też na wspominanie o Jess.
– Widywano mnie z jedną rudą – zaoponował. – Tudzież z ognistą brunetką.
Phoebe prychnęła pogardliwie.
– A ta, jak jej tam, Olivia czy Ophelia, z którą prowadzasz się od tygodnia? Co jej
powiesz?
– Juliet... – położył specjalny nacisk na to imię, bo dobrze wiedział, że Phoebe je zna – ...
zdała sobie sprawę, że nad lekarzy przedkłada prawników. Odeszła.
– A nie została aby odprawiona? – spytała Phoebe z uśmiechem tak przekornym i
porozumiewawczym, że Nickowi znowu przyszła ochota na zastosowanie przemocy
fizycznej.
Stłumił w sobie tę pokusę.
– W każdym razie ją mamy z głowy. – Spojrzał na zegarek. – Ale my tu sobie gadu-gadu,
a Charles lada moment wychodzi do domu. Nie należałoby wykorzystać tej okazji?
Wyjął z rąk Phoebe filiżankę i odstawił ją na blat. Potem wziął dziewczynę pod rękę i
wyprowadził na korytarz.
Phoebe poczuła dreszczyk niepewności. Łatwo było wygłaszać kąśliwe uwagi na temat
romansów Nicka i droczyć się z nim, dopóki miała w odwodzie Charlesa, ale teraz wypływała
na niezbadane wody i głos wewnętrzny podpowiadał jej, że rekiny to pestka wobec tego, co
może ją tam czekać.
207619573.003.png
– Co ty wyprawiasz? Co to ma znaczyć? – żachnęła się, kiedy Nick przyparł ją do ściany i
upozował z dbałością, którą zwykle rezerwował tylko dla pacjentów.
– Dałaśsiępoderwać pierwszemu napotkanemu mężczyźnie i niczego mu nie odmawiasz,
słonko – wymruczał, a jego niebieskie oczy zabłysły przewrotną wesołością. – Za chwilę
usłyszymy skrzypienie przekręcanej gałki u drzwi.
Znaczenie tych słów nie zdążyło jeszcze do niej dotrzeć, kiedy dźwięk otwieranych drzwi
obwieścił, że Charles opuszcza swój gabinet.
Zanim zdążyła zaprotestować, Nick pochylił się i ustami, o których tak często
fantazjowała – nie dlatego, że pragnęła być całowana, lecz ze względu na ich piękny wykrój –
wpił się w jej wargi.
„Wpił się” to właściwe określenie. W tym zainscenizowanym pocałunku nie było ani
krzty łagodności. Zaskoczona Phoebe rozchyliła mimowolnie usta, zetknęły się ich języki i
świat zawirował, a ona zupełnie zapomniała, dlaczego to robią. Oszołomiona budzącą się
kobiecością, z której istnienia nie zdawała sobie dotąd sprawy, poddała się nowym
doznaniom.
Kiedy przez tę mgiełkę odurzenia przebił się głos Charlesa, wymawiającego ze
wzburzeniem jej imię, oprzytomniała na moment i podjęła próbę wyswobodzenia się z objęć
Nicka.
– Pamiętaj, że robimy to w dobrej sprawie – mruknął z ustami tuż przy jej szyi i ciepły
powiew jego oddechu przyprawił ją o dreszcz, który spłynął do samych stóp.
W dobrej sprawie, powtórzyła w myślach, i dała się znowu ponieść fali namiętności,
całując Nicka z gorliwością podróżniczki, która odkrywa nowe krainy. Słyszała oddalające się
korytarzem kroki, gdzieś tam trzasnęły drzwi, ale odgłosy te wobec podniecenia, jakiego
dotąd nie odczuwała, były bez znaczenia. Rejestrowała je tylko jej podświadomość.
Skończyło się tak samo raptownie, jak się zaczęło. Nick oderwał się od niej, oparł
plecami o ścianę i ostentacyjnym gestem popartym przez głośne „Ufff!”, otarł grzbietem dłoni
czoło.
Phoebe chciała oprotestować to teatralne zachowanie, ale nie mogła złapać tchu i słowa
więzły jej w krtani. W tej sytuacji Nick odezwał się pierwszy:
– To ci dopiero – wydyszał, zerkając na nią podejrzliwie. – Jeśli całowałaś w ten sposób
biednego Charlesa, to nic dziwnego, że facet chodzi z głową w chmurach.
Zanim zdążyła zareagować i sprostować, że nigdy nie całowała się tak z Charlesem ani w
ogóle z nikim, Nick odepchnął się od ściany i ruszył przed siebie korytarzem. Zatrzymał się
przed drzwiami swojego gabinetu, otworzył je i spojrzał na nią.
– No – powiedział głosem tak spokojnym, jakby nic się nie stało – co zaprezentujemy na
bis?
Powinna mu powiedzieć od razu, że żadnego bisu nie będzie. Powiedzieć to stanowczo,
bo cała ta błazenada nie warta była kontynuowania. Ale nie mogła dobyć z siebie głosu. W
głowie miała pustkę. Zupełnie jakby wskutek tego pocałunku doszło tam do jakiegoś
krótkiego spięcia i mózg padł jak przeciążony komputer.
– Naturalnie, całowanie się ze mną na korytarzu odpada. Nie będziemy się powtarzać. –
207619573.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin