Weir Theresa - Druga szansa.pdf

(1530 KB) Pobierz
350216760 UNPDF
Weir Theresa
Druga szansa
Po wielu latach małżeństwa Molly Bennet pakuje walizkę
i ucieka - od wspomnień, męża i kobiety, którą się stała.
Kiedy jest u progu nowego życia, dramatyczne
wydarzenia zmuszają ją do powrotu - mąż, mężczyzna
zawsze silniejszy od Molly, teraz nieoczekiwanie jej
potrzebuje. Oddałby wszystko, by odzyskać żonę, ale nie
chce jej litości. Molly i Austin stają przed drugą szansą
na szczęście.
Rozdział pierwszy
Facet nigdy nie powinien się żenić z kobietą, która kocha innego. Nawet jeżeli ten
dragi nie żyje. Zwłaszcza gdy ten dragi nie żyje.
Co mnie opętało? - zastanawiał się Austin. I dlaczego akurat teraz zaczął się
zastanawiać nad swoimi stosunkami z żoną, skoro nie robił tego już od wielu lat
Austin Bennet wracał ze zjazdu maklerów w Chicago. Skręcił srebrnym
Mercedesem na podjazd. Deszcz bił w dach samochodu; wycieraczki nie nadążały z
wycieraniem strug wody.
Dom.
Jak to dobrze, że już wróciłem, pomyślał zdziwiony swoimi uczuciami.
Dawno temu, gdy ich córka Amy była jeszcze mała, próbował namówić żonę do
przeniesienia się do większego domu w lepszej okolicy, z dala od młodych
mieszkańców uniwersyteckiego miasta La Grange w Iowa, ale Molly nie chciała,
więc dał spokój. A teraz zdał sobie sprawę, jak spieszy, że tu zostali. Nowy dom
niczego by nie zmienił, na nic by nie wpłynął. Molly byłaby z nim ciałem, ale nie
duchem, nie sercem.
Jesteś tu, ale tak naprawdę wcale cię tu nie ma - powiedział kiedyś po tym, jak się
kochali. Zamiast się z nim pokłócić, tylko przewróciła się na bok i zasnęła.
Światła reflektorów samochodu przecięły strumienie południowej ulewy i oświetliły
podwójny garaż. Nacisnął guzik pilota otwierającego drzwj - był umieszczony w
pojeździe nad głową kierowcy.
Bez skutku.
Spróbował jeszcze raz.
Znów nic.
Powiedział Molly, żeby włożyła nowe baterie do pilota. Dlaczego ona go nie
słucha? Czy zawsze musi sam wszystko robić?
Owładnęło nim znajome uczucie gniewu i złości. Walnął dłonią w klakson - trzy
długie sypały. Poczekał dwie sekundy i znów zatrąbił.
Ani śladu Molly.
Cieszył się na powrót do domu, na myśl o chwili, gdy wejdzie do środka. Wiedział,
że może przeczekać ulewę, ale czekanie nie leżało w jego naturze. Dlatego wyłączył
silnik, wyjął kluczyki, szeroko otworzył drzwi pojazdu i wyskoczył na zewnątrz;
biegł szybko, ochlapując nogawki wyjściowych spodni; zimne krople przemoczyły
ramiąna marynarki.
Otworzył z klucza boczne drzwi garażu i sięgnąwszy za framugę uderzył pięścią w
umieszczony na ścianie przycisk automatycznie otwierający garaż. Urządzenie
zadziałało i wrota zaczęły się wolno uchylać. Biegiem wrócił przez deszcz do
samochodu.
Nim Austin ustawił starannie pojazd obok samochodu kombi żony, już się uspokoił.
Z tylnego siedzenia wziął aktówkę i małą torebkę z białego papieru. Znajdował się
w nim grzybo-ptak, którego kupił dla Molly. Po raz pierwszy • widział coś takiego:
zafascynowało go realistyczne, precyzyjne wykończenie i zdumiało, że ze zwykłej
huby można zrobić coś tak łudząco podobnego do rzeczywistego ptaka.
Jednak teraz na myśl o wręczeniu prezentu poczuł się zażenowany, niepewny.
Przecież to nie Boże Narodzenie ani urodziny Molly. Nie robili sobie 3 żoną
niespodzianek. Co go napadło, by kupić tego ptaka? Chyba tylko tó, że na jego
widok pomyślał o niej. Rozzłoszczony na siebie, że uległ chwilowej słabości,
postanowił ukryć upominek.
Idąc w stronę kuchennych drzwi zatrzymał się na chwilę i przeciągnął dłonią po
mokrym zderzaku - szukał maleńkiego wgłębienia, jakie mogło powstać, gdy brat
Molly uderzył tu kijem golfowym. Zderzak był gładki. W warsztacie spisali się na
medal.
Nikt nie rozumiał, co ten samochód znaczy dla niego, nikt nie rozumiał, że jest, dla
niego czymś więcej niż jedynie oznaką dostatku i pozycji. Był dowodem, że stał się
w życiu kimś - wbrew ojcu i wbrew temu wszystkiemu, co mówił.
10
DRUGA SZANSA
Drzwi kuchenne były zamknięte na klucz. Zdziwil sie. Dziwne. Molly nigdy nie
zamykała drzwi. Austin nieustannie robil jej
wyrzuty właśnie za niezamykanie ich na klucz. Po okolicy kręci się tylu
wariatów. Czyżby wreszcie zaczęła go słuchać? Mało prawdopodobne.
Ściągnął przemoknięte buty, zdjął marynarkę i strzepnąwszy z niej krople wody,
wyłowił klucze z kieszeni. Otworzywszy drzwi wszedł do środka.
Molly nie należała do żon, które przestawiają meble lub przemalowują pokój.
Austin nie musiał się obawiać, że przekroczywszy próg znajdzie się w obco
wyglądającym wnętrzu. Wchodził pewnie, wiedząc, że wszystko będzie na swoim
miejscu. A o tej porze znajdzie ją w kuchni przygotowującą posiłek.
Świat pozorów.
Zaskoczyłby Molly, gdyby jej powiedział, z jaką radością przyjąłby nowy kolor
ścian lub przestawienie paru rzeczy. Bo znaczyłoby to, że interesuje ją ich wspólne
życie i że jest kimś więcej niż tylko duchem.
Austin szedł przez kuchnię do znajdującego się obok gabinetu, a jego mokre
skarpetki zostawiły ślad na płytkach PCW.
Ciemno. Nie pachnie gotowane jedzenie.
- Molly! - zawołał. Gdzież ona się, u diabła, podziała?
Położył aktówkę i papierową torebkę na biurku, potem zawiesił marynarkę na
oparciu krzesła.
- Molly!
Wolnym krokiem wrócił do kuchni. Spojrzał przez rozsuwane szklane drzwj: ulewa
już się kończyła. Deszcz przeszedł w mżawkę. W głębi ogrodu Austin widział
zaniedbany ogród różany Molly.
Zmarszczył brwi na wspomnienie, jak wiele miesięcy temu Molly oddała Amy
najcenniejsze krzaki - krzyżówki, które sama wyhodowała. Gdy Austin zapytał,
gdzie się podziały róże, wyjaśniła mu, że słabo rosły i potrzebowały nowego
miejsca.
I kiedy tak stał przed szklaną taflą, jego spojrzenie odruchowo przesunęło się w
stronę karmników dla ptaków. Puste.
Molly nigdy nie dopuszczała, by w karmnikach pokazało się dno. Po Amy i jej
córeczce Melindzie największymi miłościami jej życia były róże i ptaki - właśnie w
takiej kolejności.
11
Gniew ustąpił, na jego miejscu pojawił się niepokój. Austin gwałtownie obrócił się
na pięcie; serce mu łomotało. Ruszył długimi krokami, prawie biegł przez pokoje. -
Molly!
Wczoraj wieczorem zastanawiał się, czy do niej nie zadzwonić, ale zwyciężyła
duma. Nie chciał, by Molly wiedziała, że za nią tęskni. Powinien był zadzwonić.
Coś się stało. Może coś złego. Może...
Pędził przez kuchnię i jadalnię, wpadł do salonu, w pustym domu jego oddech
wydawał się bardzo głośny.
Wszystko na swoim miejscu. Wszystko tak, jak być powinno.
Stał już na trzecim stopniu pokrytych wykładziną schodów, gdy wtem zatrzymał się
i wrócił do salonu. Uświadomił sobie bowiem, że coś się zmieniło, a nie od razu zdał
sobie z tego sprawę. Na kredensie jak zwykle leżał biały, lniany bieżnik. Zawsze
stały na nim zdjęcia w ramkach.
Większość fotografii zniknęła. Zostały tylko zdjęcia Austina.
Odwrócił się i po trzy stopnie wbiegł po schodach wykrzykując imię żony. Na
górze, w sypialni, którą dzielili od ponad dwudziestu lat, znalazł posłane łóżko i
swoje kapcie stojące porządnie obok. Na toaletce zobaczył złożoną kartkę papieru
wyrwaną z notesu, a na niej delikatnym pismem Molly było skreślone jego imię.
Wziął kartkę do ręki i rozłożył.
Drogi Austinie!
Przebacz mi, że jestem takim tchórzem, ale muszą to zrobić właśnie tak. Nie
umiałabym stanąć z Tobą twarzą w twarz. Jesteś zbyt mocny i zbyt mnie
onieśmielasz. Boją sią Ciebie. Tak. Wreszcie to powiedziałam. Boją sią Ciebie. I
znużył mnie łąk I znużyła mnie moja słabość. Zmączyła mnie Twoja ciągła
dezaprobata. Proszą, nie próbuj mnie odnaleźć. Skontahuję sią z Tobą, gdy nabiorą
sił, kiedy lepiej bądą umiała podjąć wyzwanie, jakim bądzie przeprowadzenie
rozwodu.
Nie ugotują Ci już więcej obiadu ani nie odbiorą garniturów z pralni chemicznej.
Będziesz musiał sam to zrobić. Jedzenie znajdziesz w lodówce i zamrażarce.
Pamiątaj, że śmieci zabierają w czwartki. Worki musisz
12
Zgłoś jeśli naruszono regulamin