Jak Esme dostała swoją wyspę.pdf

(162 KB) Pobierz
WMLAW
WMLAW
Jak Esme dostała swoją
wyspę
Z angielskiego przełożyła
SYNTIIA
1.
Padało bez przerwy od czterech dni. Mój ogród wyglądał jak mały staw, a ten z kolei
powoli zamieniał się w jezioro. Z westchnieniem ruszyłam w stronę domu. Gdybym mogła
płakać, stan zniecierpliwienia z pewnością spowodowałby pojawienie się łez w moich oczach.
Wiele bym dała za kilka dni pięknej pogody i łagodnego ciepła.
Wchodząc po schodkach, zostawiałam za sobą błotniste, mokre ślady. Zobaczyłam parę
butów przed frontowymi drzwiami. Z początku wydawało mi się, że należą do Carlisle'a, ale
pokrywające je warstwy świeżego błota czyniły niemal niemożliwym zidentyfikowanie
właściciela. Miałam nadzieję, że reszta mojej przybranej rodziny wykazała się zdrowym
rozsądkiem i zdjęła obuwie przed wejściem do domu.
Drzwi się zacięły, gdy próbowałam je otworzyć; odnotowałam sobie w pamięci, by
później naoliwić zawiasy. Pochylając się na progiem i próbując zdjąć ubrudzone buty,
usłyszałam wołanie Rosalie:
- Emse? – Nie czekając na potwierdzenie, kontynuowała: - Carlisle cię szukał. Jest w
swoim gabinecie.
Zdjąwszy buty, weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. W salonie zobaczyłam
moją córkę i jej męża, rozciągniętych na dywanie, oglądających serial „Kukla, Fran i Ollie” w
nowym telewizorze Admiral. Edward przyniósł go do domu kilka dni temu.
- Gdzie są wszyscy?
Bez odrywania wzroku od telewizora Emmett odpowiedział:
- Edward pojechał do miasta, by kupić kilka nowych płyt, które właśnie wyszły oraz
zdobyć więcej papierów rachunkowych. – Podniósł wzrok i poruszył nieznacznie brwiami. – A
Alice i Jasper wyszli na spacer. – Mrugnął i ponownie skoncentrował swoją uwagę na
telewizorze.
Ze śmiechem pokręciłam głową i zaczęłam wchodzić po schodach. Idąc do sypialni,
zawołałam kilka słów przywitania w stronę gabinetu mojego męża. Zaczęłam ściągać ciuchy,
rzucając je na podłogę.
- Mojej żonie nie spodoba się ten bałagan.
- Twoja żona musi zmagać się z trzydziestoletnim kurzem, a ponadto jest cała pokryta
farbą…
2
Nawet z naszą nadprzyrodzoną szybkością i zwinnością remontowanie domu, który stał
niezamieszkany przez wiele lat, stanowiło uciążliwe i nieco kłopotliwe zajęcie. Niezależnie od
tego, jak bardzo byłam ostrożna, zawsze kończyłam pracę pokryta brudem i różnymi emaliami.
Weszłam do łazienki i zobaczyłam, że kran jest całkowicie odkręcony, a pomieszczenie
wypełnia gorąca para.
- Alice powiedziała, że niedługo wrócisz do domu i będziesz chciała się wykąpać.
Zanurzyłam się w wodzie i westchnęłam z zachwytu.
- Przypomnij mi, abym jej później podziękowała – szepnęłam, zamykając oczy, kiedy
gorąca woda zetknęła się z moją lodowatą skórą.
Słyszałam, jak zbliża się do wanny i poczułam jego zimną rękę, odgarniającą włosy z
mojego czoła.
- Tęskniłem za tobą – wyszeptał, zanim pochylił się, by mnie szybko pocałować. –
Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś dzisiaj wyjść. Niewiele się z tobą widuję, odkąd mam
nocne dyżury, a ty odnawiasz stary dom Collinsów.
Również za nim bardzo tęskniłam, więc z entuzjazmem czekałam na to, co zaplanował.
- Co masz dokładnie na myśli?
- W mieście grają „Stąd do wieczności”. Wiem, jak bardzo lubisz Sinatrę.
Uśmiechnęłam się z czułością.
- Daleko mu do ciebie, kochanie.
- Film zaczyna się o siódmej. Zdążysz się do tego czasu przygotować?
Kiwnęłam głową i zanurzyłam się cała w wodzie, aby umyć włosy. Gdy wróciłam do
poprzedniej pozycji, zorientowałam się, że opuścił łazienkę.
- Miałam nadzieję, że umyjesz mi plecy!
Usłyszałam, jak się śmieje. Wydawało mi się, że schodził po schodach.
- Dam znać Rosalie i Emmettowi, że wychodzimy. Ach tak, prawie bym zapomniał…
Alice zostawiła coś dla ciebie w torbie na łóżku. Powiedziała, że będzie ci to potrzebne.
Umyta, ubrana i z wysuszonymi włosami ruszyłam w kierunku drzwi sypialni, aby
dołączyć do Carlisle'a na dole. Wychodząc z pokoju, zauważyłam małą, papierową torbę, leżącą
na pościeli i przypomniałam sobie, co powiedział mi wcześniej mój mąż. Z ciekowością
otworzyłam paczkę i znalazłam w niej czarny kostium kąpielowy. Wiedziałam, że nigdy nie
należy zakładać się o cokolwiek z Alice, ale w żaden sposób nie mogłam zrozumieć, dlaczego
będę potrzebować akurat tej części garderoby.
3
2.
Nadal padał deszcz. Marszcząc brwi, zastanawiałam się, czy powinnam zacząć budowę
Arki. Ciężkie krople wody spływały strumieniami z nieba niczym wodospad, rozbijający się o
chodnik na zewnątrz. Carlisle rozważnie wziął z domu parasolkę; teraz zatrzymał się przy
drzwiach, czekając na mnie. Wolną ręką nacisnął klamkę. Minąwszy go, wyszłam z budynku,
stawiając czoła nawałnicy.
Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, Carlisle puścił drzwi i otoczył moją talię swoim
ramieniem, chroniąc mnie przed deszczem. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową; szliśmy
wzdłuż chodnika, próbując uniknąć dużych kałuż i strumieni wody, rozpryskiwanych przez
mijające nas samochody.
- Nie wierzę, że zabili Sinatrę, Borgnine’a i Clifta! – zaśmiał się. – Rosalie mi nie
powiedziała, że to taki… przygnębiający film - przerwał, bez wątpienia czekając na moją
odpowiedź. Kiedy nadal nic nie mówiłam, wzmocnił uścisk i poczułam jego wargi na czubku
mojej głowy. – Chociaż ta scena na plaży była świetna, prawda?
- Hm – odpowiedziałam bez entuzjazmu. Czułam, że mnie obserwuje, ale nie
podniosłam wzroku, skupiając uwagę na naszych stopach poruszających się po mokrym
chodniku.
Nagle zesztywniał i zatrzymał się niespodziewanie, przez co lekko się potknęłam.
Chociaż prawdopodobnie bym nie upadła, złapał mnie zwinnie i wyprostował, trzymając ręce
na moich ramionach przez krótką chwilę. Sapnęłam i popatrzyłam się na niego zaskoczona.
Utkwił we mnie uważny wzrok, a następnie rozejrzał się szybko wokoło. Nie zwracając uwagi
na przechodniów, złapał mnie delikatnie za ramię i pociągnął w stronę zadaszenia osłaniającego
okno wystawowe sklepu, który przylegał do chodnika, z dala od świateł ulicznych i gapiów.
Obserwowałam, jak składa parasolkę, lekko nią potrząsa, a następnie opiera ją o ceglaną ścianę.
Jego ręce, teraz wolne, znalazły się na moich biodrach i przyciągnęły mnie do niego.
- Esme, byłaś strasznie cicha dzisiaj wieczorem. – Usłyszałam niepokój w jego głosie i
zrobiło mi się wstyd, że mój parszywy nastój zrujnował naszą randkę. Tak wiele czasu minęło,
odkąd mieliśmy okazję razem gdzieś wyjść. – Proszę, powiedz mi, co się stało? Co cię dręczy?
4
Wyjęłam ręce z kieszeni i położyłam je na ramionach mojego męża, strzepując z
płaszcza kropelki deszczu. Próbując zyskać na czasie, chwyciłam jego szalik i włożyłam końce
bawełnianego materiału pod ciepłe okrycie Carlisle’a.
- To głupie – odparłam z nerwowym śmiechem, nie znajdując w sobie odwagi, by na
niego spojrzeć.
Przyciągnął mnie do siebie bliżej i zaczął delikatnie głaskać po plecach.
- To nie jest głupie, jeżeli w jakiś sposób cię martwi. Proszę, powiedz mi.
Westchnęłam i podniosłam oczy. Mimo powagi sytuacji nie mogłam powstrzymać
uśmiechu, patrząc na jego piękną twarz.
- Nienawidzę tej pogody – wyszeptałam żałośnie. – Mam już dosyć tego deszczu.
Parasolek i kałuż, i błota – przerwałam, biorąc głęboki, ale zupełnie niepotrzebny oddech;
próbowałam dobrać odpowiednie słowa. – Chcę stąd wyjechać. Chcę… Chcę pójść na plażę.
Chcę leżeć na piasku i poczuć fale rozbijające się o moje ciało. Chcę słońca.
Szarpnęłam lekko za szalik, przybliżając jego twarz do mojej.
- Chcę być tam, gdzie jest ciepło i jasno, nie mokro i szaro. - Przerwałam, cicho łkając i
opuszczając głowę, by oprzeć ją na klatce piersiowej Carlisle’a. Otoczyłam go ramionami i
wtuliłam się w jego ciepłe ciało. – Wiem, że nie możemy. Że to po prostu niemożliwe. Ale nie
mogę przestać chcieć.
- Spójrz na mnie, Esme - powiedział.
Najwyraźniej martwił się o mnie.
Zawstydzona swoim wybuchem nie posłuchałam go, więc poprosił ponownie.
Niechętnie podniosłam głowę.
Pochylił się, by mnie delikatnie pocałować. Stanęłam na palcach, żeby być bliżej niego,
ale po krótkiej chwili odsunął się ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Jego długie, jasne włosy
łaskotały mnie w policzki.
- Czy będziesz szczęśliwa, jeżeli pojedziemy w jakieś ciepłe i słoneczne miejsce?
Usłyszałam pytanie, ale zbyt zdekoncentrowana jego oczami, nie byłam w stanie
odpowiedzieć. Spojrzenie Carlisle’a zawierało tak wiele uczuć i emocji, że każdą część mojego
ciała wypełniło obezwładniające ciepło. Był dla mnie słońcem; nagle wcześniejsze żale
wydawały się bardzo nierozsądne i głupie.
- Esme, czy byłabyś szczęśliwa, gdybyśmy mogli pójść na plażę?
Zamrugałam. Nie potrzebowałam plaży, ale pragnęłam uciec od wiecznie padającego
deszczu.
- Tak – odpowiedziałam. – Tak, to by mnie uszczęśliwiło.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin