4[1]. Nowonarodzona.doc

(36 KB) Pobierz

Oprzytomniałam. Śniło mi się, że biegnę w głąb lasu i na coś czekam. Zza skały wynurza się postać….Jacoba. A ja rzucam się na niego i walczymy. Uff. Ucieszyłam się, że sen się kończył. Poniekąd to nie był koszmar, ale coś na kształt  jego.  Podniosłam się z łóżka i rozejrzałam. No tak. Edwarda nie było. No co- miał czekać  aż cztery dni przy mnie? Podwinęłam rękaw bluzki.  Mały pół księżyc , a koło niego drugi. Jeden to pamiątka z spotkania Jamesa a drugi- ugryzienie Edwarda bym mogła stać się jedną z nich. Dotknęłam teraźniejszej blizny. Zabolało. Niezdarnie wstałam z łóżka i poczłapałam do salonu. Dosłownie każdy staw mojego ciał bolał mnie nawet przy najdrobniejszej czynności.  Ledwo trzymałam się na nogach, jednak po kilkunastu minutach dotarłam do salonu. Ku mojemu niezadowoleniu siedział w nim Emmett i oglądał telewizor. Usiadłam na kanapie, licząc, że misiowaty osiłek mnie nie zauważy.  Cóż, ta część mojego „planu” nie wypaliła.

-O Bella. Jak dobrze cię Zanów widzieć!- krzyknął- Jak czujesz się w ciele wampira?  A propos, jak się czujesz?- zapytał ze swoim jadowitym uśmieszkiem.

-Do kitu.

-No tak. Jednak Edzio się nie postarał w gryzieniu- zamyślił się- Więc ilu ludzi zabijesz?

Powinno mnie zatkać.  Wiedziałam o zakładzie Edwarda z Jasperem ale to nic nie zmieniało.  No tak. Wstrętnemu osiłkowi znowu udał się mnie zdenerwować. Patrzył na mnie z łobuzerskim uśmiechem czekając  na  moją odpowiedź.  Coraz bardziej zaczął mnie irytować. Przekrzywiał głowę w prawo, a potem w lewo. Chcąc jak najszybciej go stąd wywalić warknęłam  ostrzegawczo odsłaniając przy tym moje bielusieńkie zęby. Podziałało. Emmett mruknął coś pod nosem w stylu „ lepiej z nią nie zaczynać” i uciekł z prędkością  światła. Jak do dobrze być wampirzycą!  Z nudów zaczęłam przerzucać  programy w TV. Nic ciekawego. Jednak moją uwagę przykuły wiadomości.

-Z podanych źródeł wynika, że w lasach grasuje kolejny zabójca. Czyżby pojawiał się historia z półrocznego okresu jak to w Seattle ginęli ludzie? Jeszcze….

Nie miałam zamiaru słuchać tych bzdur. Ba, czy jak kiedykolwiek słuchałam bzdur ? Hm….wampiry już  stąd pouciekały kiedy dowiedział się o wilkołakach. To znaczy my zostaliśmy ale cóż niedługo też będziemy  się wynosić.  Nie zdążyłam doprowadzić moje hipotezy do końca bo  zjawił się Alice.

-Widzę, że nie próżnujesz.

-Ja?- zdziwiłam się bo od samego rana tylko się obijałam

-Emmett przed chwilą przeszedł do mnie i poskarżył się, że chciałaś go zjeść.

-Gada głupstwa.  Owszem dałam mu to do zrozumienia, ale nigdy nie miałbym  zamiaru pożreć swego pobratymca.

-Właśnie. Jesteś głodna?

Czyżbym usłyszała słowo  „głód”?

- I to jak. Najlepiej jakiegoś człowieka bym zjadła… Żądza krwi. A gdzie jest Edward?

-Na polowaniu. Powinien niedługo wrócić.

Alice doszła do wniosku, że lepiej przy mnie nie wspominać o jedzeniu. Poszła do siebie na górę i włączyła głośno muzykę.

Zamyśliłam się. Aro coś wspominał o moim darze po przemianie. Jaki on jest? Ponoć bardzo szczególny ma być. Ale co?  Umiejętności czytania w myślach nie posiadam tak samo jak wizji przyszłości. A może…. Wytężyłam siłę umysłu i wolę duszy. Skoncentrowałam się na szafce stojącej koło telewizora. Tak! Podniosła się. Telekineza…to jest to. Nie zastanawiała się dłużej nad moim zdolnościami bo poczułam ludzką krew. Poszłam za węchem. Mój niezawodny nos zaprowadził mnie wprost do dwóch osobników ludzkiej rasy. Przyjrzałam się im. Dwóch mężczyzn. Pierwszy krzyknął:

-Hej czy tu mieszkają Cullenowie?

Podeszłam do siatki. Pozwoliłam by ich cudowny zapach dostał się do moich nozdrzy.  Zaczęłam  grać.

-Tak. A o co chodzi?- zapytałam słodko

- Szukamy Edwarda Cullena. Zna go pani?

-Oczywiście znam go. Ale wolę poznać was!- warknęłam i zabrałam się za moją ucztę. Ach jaka cudowna była ludzka krew! A jaka smakowita… Coś pysznego. Ten posiłek pozwolił memu żołądkowi odprężyć się.  A co teraz zrobić z trupami? Podpalić? Nie. Carlisle domyśliłby się, że to były trupy. Doszłam do wniosku, że najlepiej byłoby je wyrzucić do sąsiada. Tak też zrobiłam. Kiedy weszłam do domu i popatrzyłam do lustra coś się we mnie zagotowało. Byłam cała we krwi. Czym prędzej wydobyłam z szafy czyste ubranie a brudne wrzuciłam do kosza na pranie. Później nalałam do wanny wody i wykąpałam się. Oczywiście tego robić nie musiałam ale pozostały we mnie ludzkie wspomnienia. Po półgodzinie byłam już czysta. Trzeba przyznać-  mam wyczucie czasu bo kilkanaście minut potem przyszedł Edward. Zapytał jak  się czuję i czy jestem głodna. Musiałam powiedzie, że tak bo nie chciałam by mój ukochany dowiedział się o tym co zrobiłam. Nie musiałam długo czekać bo i on poszedł do łazienki. W prawdzie nie powiedział po co, ale domyśliłam się, że chciał zobaczyć moje ubranie przed przemianą.

-Bello, chodź na chwilę.- zawołał mnie z łazienki

Prysłam.

-Możesz mi powiedzieć co robi tu twoje ubranie i to całe we krwi?

Milczałam jak zaklęta. Edward objął mnie ramieniem.

-Mogłaś poczekać. W tedy razem byśmy mieli ucztę….

-Nie mogłam się powstrzymać! Oni byli tak blisko…. A ich zapach…

Zatkał mi dłonią usta. Popatrzył mi w oczy. Uspokoiłam się od razu. Zamruczał mi moją ulubioną kołysankę . Chciałam go pocałować i nagle eksplodował we mnie ból.  Kiedy mój atak się skończył zabrał mnie do Carlisle’a. Doktor spokojnie wysłuchał Edwarda i wystawił diagnozę.

-Spokojnie. To tylko bóle po przemianie. Już niedługo się skończą.  A, Bello staraj się nie dotykać miejsca ukąszenia.

Pokiwałam głową.  Byłam na siebie zła za ten mój wybryk. Mój ukochany widział, że to instynktownie zrobiłam… Przecież on też był kiedyś nowonarodzonym. Wiedział co czułam. Jedyną przeszkodę na przejście w dietę „wegetariańską” byłą żądza krwi.

Siedzieliśmy w pokoju nie odzywając się do siebie. Edward starał się wyłapać myśli Emmetta a ja mimowolnie dotknęłam swego serca. Nie biło.  Wstałam i spojrzałam w lustro. Już drugi raz w ciągu tego dnia. Obok mnie stał Edward  ze swoimi pięknymi, złotymi tęczówkami. Natomiast moje były krwistoczerwone. Wiedziałam  co trzeba zrobić by mieć złote tęczówki. I wcale nie ukrywałam, że te czerwone oczy wcale nie przypadły mi do gustu.

-Bells, masz jakieś ciekawe zdolności?

-A tak. Telekineza.

-No, no. Aro będzie zadowolony.- zaśmiał się.

-Edwardzie, gdzie jest Rosalie?

-U siebie. A co?

-Chciałabym  z nią porozmawiać.

Kiwnął głową. Ja z prędkością światła dotarłam do pokoju Emmetta i jego wybranki. Zapukałam.

-Kto tam?-  rozległ się głos osiłka

-Bella. Jest Rose?

-Nie ma.

Cholera.  Czy zawsze musi jej nie być kiedy ja mam do niej ważną sprawę? Zrezygnowana wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Chwilę później dołączył do mnie mój partner. Zapytał jak mi poszło z rozmową.

-Nie ma jej.

Edward pogłaskał mnie po głowie i wręczył mi jakieś pudełeczko. Z ciekawości otworzyłam. W pudełeczku znajdował się w dwie obrączki  z delikatnym, prawie niewidzialnym napisem : „Love”

Spojrzałam pytająco na męża.

-Zapomniałem o nich na ślubie. Myślę , że to dobry moment na wręczenie ich. – wyciągnął jedną z nich i włożył mi na palec. Uczyniłam to samo tylko, że go pocałowałam. Odwzajemnił. Przytulił mnie.

- Chętna zakończyć swe życie nie zaznawszy dorosłości. Chętna uczynić ze swojej młodości zmierzch swego życia. Gotowa zrezygnować ze wszystkiego.

-Tak…i widzisz to wszystko się spełniło. I  znów zmierzch. Kolejny dzień dobiegł końca. Choćby nie wiem jak byłby piękny, jego miejsce zajmie noc.

-Bello, zawsze byłem gotowy dla ciebie się poświęcić jak ty  poświęciłaś się dla mnie.- w jego oczach zobaczyłam wzruszenie.-  Już na zawsze będziemy razem- ja i ty.

-Kocham cię Edwardzie.

-Ja ci też moja mała wampirzyco- pocałował mnie w sam środek czoła.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin