Julie Garwood - Podarunek(1).pdf

(1061 KB) Pobierz
Microsoft Word - Garwood Julie - Podarunek
Julie Garwood
Podarunek
Prolog
Anglia, 1802
Wzajemne wymordowanie się gości weselnych było tylko kwestią czasu.
Baron Oliver Lawrence podjął oczywiście wszystkie środki ostrożności — wszak to król Jerzy zarządził, że
ceremonia odbędzie się na jego zamku. Do przybycia władcy Anglii Lawrence pełnił rolę gospodarza, ale tak
musiało być. Król osobiście powierzył mu to zadanie i Lawrence, który zawsze był mu wiernie oddany i lojalny
wobec niego, posłuchał bez wahania. Obie rodziny — zarówno Winchesterowie, jak i rebelianccy St.
Jamesowie — gwałtownie broniły się przeciw temu związkowi, jednak ich protesty nie zdołały wpłynąć na
zmianę stanowiska króla. Jego decyzja była nieodwołalna. Baron Lawrence znał jej przyczyny. Na nieszczęście
był jedynym człowiekiem w Anglii, który miał jeszcze kontakty z obu rodzinami.
Baron nie był już jednak wcale dumny ze swojej wyjątkowej pozycji; wręcz przeciwnie, uważał nawet,
że z tego powodu czeka go jeszcze wiele trudności. Król wierzył wprawdzie, że goście weselni będą
zachowywali się przyzwoicie, ponieważ ceremonia odbywała się na neutralnym gruncie, ale Lawrence był
lepiej zorientowany w sytuacji.
Mężczyźni, którzy go otaczali, byli opanowani żądzą mordu. Jedno słowo wypowiedziane fałszywym
tonem lub najmniejsza nieuprzejmość mogły doprowadzić do rzezi. Wystarczyło spojrzeć na ich twarze, by
dostrzec, jak bardzo pragną jeden drugiego zakatrupić.
Ubrany w biały ornat biskup siedział między obu zwaśnionymi rodzinami na krześle z wysokim
oparciem. Nie patrzył ani na lewo w stronę Winchesterów, ani na prawo, gdzie ustawili się wojowniczy St.
Jamesowie, ale prosto przed siebie. Dla zabicia czasu bębnił palcami w drewniane poręcze swego krzesła. Od
czasu do czasu wydawał z siebie głębokie westchnienie, które przypominało baronowi dychawiczny oddech
starego, chorego konia. Poza tym nic nie zakłócało złowieszczej ciszy w wielkiej sali.
Lawrence z desperacją potrząsał głową. Wiedział, że nie może oczekiwać od biskupa żadnej pomocy,
gdyby rzeczywiście miały się pojawić jakieś trudności. Narzeczony i narzeczona czekali piętro wyżej w
oddzielnych pokojach na przybycie króla — dopiero potem mieli być sprowadzeni lub zaciągnięci do sali.
Niech Bóg ma oboje w swojej opiece, gdyby w tym momencie rozszalało się piekło!
Był to naprawdę straszny dzień. Lawrence musiał nawet postawić pod ścianami sali między
królewskimi gwardzistami własnych strażników, aby utrzymać w ryzach wzburzonych gości. Krok ten był w
przypadku wesela tak samo niezwykły, jak i to, że goście byli uzbrojeni po zęby. Winchesterowie mieli na
1
sobie tyle broni, że ledwie mogli się poruszać. Demonstrowana przez nich wyższość była wprost obrażająca i
należało bardzo wątpić, czy dotrzymają wierności królowi. Mimo to Lawrence nie mógł potępiać tych
mężczyzn w czambuł. W zasadzie jemu również z trudem przychodziło ostatnio okazywanie szacunku
monarsze, ponieważ jego decyzje często były niesłychanie nierozsądne.
Każdy w Anglii wiedział, że Jerzy stracił rozum, nawet, jeżeli nikt nie ważył się powiedzieć tego głośno
z obawy przed karami. Zbliżające się wesele było jednak wystarczającym dowodem, że władca nie był już przy
całkiem zdrowych zmysłach. Król zwierzył się Lawrence'owi, że jest zdecydowany przywrócić w swoim
królestwie jedność, i baron był przerażony tą dziecinną nadzieją.
Mimo swego szaleństwa Jerzy ciągle jeszcze był jednak królem i goście weselni powinni, do diabła,
okazywać mu przynajmniej trochę szacunku. Nie można było tolerować ich bezczelnego zachowania. Dlaczego
dwaj ze starszych Winchesterów tak demonstracyjnie gładzili rękojeście swoich mieczów, jak gdyby w każdej
chwili oczekiwali krwawej bitwy? St. Jamesowie widzieli te gesty i choć większość z nich nie miała przy sobie
mieczy, śmiali się wyzywająco.
Winchesterowie mieli nad klanem St. Jamesów liczebną przewagę sześć do jednego, ale St. Jamesowie
byli za to znani ze swej bezwzględności, ich niecne wyczyny stały się już legendą: potrafili wydłubać
mężczyźnie oczy tylko dlatego, że zezował, kopali przeciwnika w krocze i delektowali się krzykami bólu, a
tylko sam Bóg zapewne wiedział, co robili swoim prawdziwym wrogom.
Odgłosy, które dotarły z dziedzińca, pobudziły uwagę Lawrence'a. W chwilę potem wbiegł schodami na
górę osobisty adiutant króla, ponury mężczyzna o nazwisku Roland Hugo. Miał na sobie galowy mundur.
Jaskrawoczerwone spodnie i biała marynarka mundurowa powodowały, że jego i tak masywna postać
wydawała się jeszcze potężniejsza. Lawrence uważał, że Hugo wygląda jak tłusty kogut, ale ponieważ był z
nim zaprzyjaźniony, zachowywał tę mało pochlebną opinię dla siebie.
Obaj mężczyźni padli sobie na krótko w ramiona, po czym Hugo cofnął się o krok i wyszeptał:
— Pojechałem przodem. Król przybędzie za kilka minut.
— Bogu niech będą dzięki — odparł Lawrence z nieukrywaną ulgą i chusteczką starł krople potu z czoła. Hugo
patrzył badawczo ponad ramionami Lawrence'a i potrząsał głową.
— Cicho tu jak w mauzoleum — wyszeptał. — Nie wykorzystałeś okazji do zabawienia gości? Lawrence
spojrzał zmieszany na swego przyjaciela.
— Zabawić? Hugo, tylko krwawe ofiary ludzkie mogłyby sprawić przyjemność tym barbarzyńcom.
— Widocznie twoje poczucie humoru pomogło ci opanować tę okropną sytuację.
-Ja nie żartuję — odrzekł baron. — Tobie też przejdzie ochota do śmiechu, kiedy zrozumiesz, jak wybuchowa
jest sytuacja. Winchesterowie nie przybyli tu po to, by wręczyć prezenty... są uzbrojeni, jakby szli na wojnę.
- Hugo z niedowierzaniem potrząsał głową, ale Lawrence nie zwracał na to uwagi i kontynuował: Usiłowałem
namówić ich do odłożenia broni, ale bez powodzenia. Nie są bynajmniej w świątecznym nastroju.
— Eskorta królewska błyskawicznie ich rozbroi — wy- mruczał Hugo i po chwili zastanowienia dodał: —
Niech będę przeklęty, jeżeli dopuszczę do tego, by nasz król wkroczył na tak wrogą arenę. To wesele, a nie
pole bitwy.
Hugo udowodnił, jak skuteczne mogą być jego groźby. Winchesterowie odłożyli broń w rogu sali, gdy
rozgniewany adiutant króla wydał stosowny rozkaz i gwardia królewska otoczyła gości kołem. Nawet ci
nieliczni St. Jamesowie, którzy byli uzbrojeni, posłuchali jego wezwania — ale dopiero wówczas, gdy
gwardziści na rozkaz Hugona założyli strzały na cięciwy łuków i trzymali je w gotowości. Nikt nie uwierzy w
tę historię,. jeżeli mu ją opowiem, pomyślał Lawrence i poczuł zadowolenie, że król Jerzy nie ma pojęcia, jak
trudno było troszczyć się o jego bezpieczeństwo.
Kiedy król Anglii wkroczył do wielkiej sali, gwardziści opuścili łuki, ale strzały trzymali w pogotowiu,
by w każdej chwili, gdyby to było konieczne, móc zacząć strzelać. Biskup podniósł się ze swojego krzesła,
wykonał przed królem formalny ukłon i gestem zaproponował mu swoje miejsce.
Dwóch obładowanych aktami i dokumentami adwokatów królewskich nie odstępowało Jerzego na krok.
Lawrence odczekał, aż monarcha usiądzie, po czym ukląkł przed nim i donośnym, grzmiącym głosem
potwierdził swoją przysięgę wierności. Miał nadzieję, że jego słowa nakłonią gości do okazania królowi
szacunku w podobny sposób. Król skłonił się i oparł swe wielkie dłonie na kolanach.
— Jesteśmy z was bardzo zadowoleni, baronie Lawrence — powiedział. — Jesteśmy przecież cenionym przez
naród królem i władcą wszystkich poddanych, nieprawdaż?
Lawrence był przygotowany na to pytanie. Król często się tak określał i z lubością słuchał
potwierdzenia ze strony swoich poddanych.
2
— Tak, mój panie, jesteście cenionym przez naród królem i władcą wszystkich poddanych.
— Dobry chłopiec — wyszeptał król i dotknął prawie łysej czaszki Lawrence'a.
Baron poczerwieniał z zakłopotania. Król traktował go jak niedoświadczonego pachołka, a on rzeczywiście
czuł się wtedy jak niedoświadczony pachołek.
— Podnieście się, baronie Lawrence, i pomóżcie mi dopilnować tej ważnej sprawy — rozkazał król.
Lawrence zrobił natychmiast to, czego od niego żądano. Kiedy z bliska obserwował Jerzego, musiał się
powstrzymywać, by nie pokazać po sobie zaskoczeni. We wcześniejszych latach król wyglądał względnie
dobrze, ale czas nie obszedł się z nim łaskawie. Jego policzki stały się pełniejsze, a przez twarz przebiegały
głębokie zmarszczki. Grube worki pod oczami świadczyły o wyczerpaniu. Nieskazitelnie biała peruka z
loczkami po bokach podkreślała jeszcze nienaturalną bladość twarzy.
Król wyczekująco uśmiechał się do swego wasala. Lawrence także odpowiedział uśmiechem, zdumiony
tym niepotrzebnym wyrazem otwartości, chociaż przez wiele lat, zanim choroba poczyniła swoje spustoszenia,
Jerzy traktował swoich poddanych jak życzliwy ojciec.
Baron stanął u boku króla i bacznie przyjrzał się mężczyznom, których uważał za buntowników. Jego
donośny rozkaz przeciął ciszę panującą w sali:
— Na kolana!
Posłuchali. Hugo patrzył zdziwiony na Lawrence'a. Do tej pory nigdy nie zauważył, jak stanowczy
potrafi być jego przyjaciel. Król był wielce zadowolony z powszechnego szacunku, który mu okazano.
Baronie — powiedział i spojrzał na Lawrence'a promiennym wzrokiem. — Sprowadźcie narzeczonych. Jest już
dość późno, a my mamy jeszcze dużo do załatwienia.
Kiedy Lawrence skłonił się, król zwrócił się do sir Hugona:
— Gdzie są panie? Nie widzę żadnej damy, która uczestniczyłaby w tej ceremonii. Co to ma znaczyć, sir
Hugonie?
Hugo nie chciał powiedzieć królowi prawdy i wyznać mu, że mężczyźni nie wzięli ze sobą swoich
kobiet, ponieważ oczekiwali walki, a nie wesela. W tym wypadku szczerość zraniłaby tylko uczucia Jerzego.
— Rzeczywiście, wasza wysokość - odpowiedział szybko. — Ja także już zauważyłem, że nie ma tu dam.
— Ale dlaczego? — Drążył dalej król.
Hugo nie miał w pogotowiu żadnego sytuacji i zwrócił się do przyjaciela, momencie zjawił się ponownie w
sali.
— Lawrence, czy znasz tego powody?
Baron zauważył wystraszony wzrok Hugona i powiedział:
— Podróż tu byłaby z pewnością zbyt uciążliwa dla... delikatnych dam.
Omal nie zadusił się tymi słowami. Kłamstwo było naprawdę bezczelne i oczywiste, ponieważ każdy,
kto chociaż jeden jedyny raz widział panie z klanu Winchester, wiedział, że były one mniej więcej tak
delikatne, jak nie przymierzając szakale. Pamięć króla Jerzego nie była już jednak najwyraźniej najlepsza.
Krótkie skinienie głowy świadczyło, że wyjaśnienia te rozwiały jego wątpliwości.
Zanim baron rozpoczął przygotowania do ceremonii, rzucił wściekłe spojrzenie Winchesterom, którzy
zmusili go do tego kłamstwa.
Narzeczonego wezwano do zajęcia przeznaczonego dla niego miejsca i natychmiast tłum rozstąpił się,
by go przepuścić. Młody St. James wpadł do sali jak energiczny wojownik, który musi stawić czoło wrogiej
hordzie. Miał kasztanowe włosy i czyste zielone oczy. Jego twarz sprawiała wrażenie kanciastej i szczupłej, a
nos był złamany w czasie walki, którą bez wątpienia wygrał.
Nathan, jak nazywali go członkowie najbliższej rodziny, był jednym z najmłodszych szlachciców w
całym królestwie — niedawno skończył czternaście lat. Jego ojciec, lord Wakersfield, był w sprawach
rządowych poza krajem i dlatego nie mógł towarzyszyć synowi podczas tej ceremonii. W rzeczywistości w
ogóle nie wiedział o tym weselu i Lawrence obawiał się, że z wściekłości wyjdzie z siebie, kiedy się o nim
dowie. Już w normalnych okolicznościach był nieprzyjemnym człowiekiem, ale kiedy go prowokowano,
potrafił być nieobliczalny. Znano go z tego, że był bardziej okrutny niż cały klan St. Jamesów razem wzięty.
Lawrence przypuszczał, że właśnie z powodu tej cechy członkowie rodu zwracali się do niego o radę w
ważnych sprawach i akceptowali go jako przywódcę.
Chociaż baron z całego serca nie cierpiał ojca, lubił młodego Nathana, którego już przedtem spotykał.
Młodzieniec sprawiał wrażenie rozważnego i dojrzałego, choć miał dopiero czternaście lat. Lawrence cenił go,
ale jednocześnie było mu go także trochę żal, ponieważ jeszcze nie widział go śmiejącego się.
Dalsi krewni nigdy nie zwracali się do młodego markiza po imieniu — nazywali go po prostu „chłopcem”.
Musiał jeszcze przejść pomyślnie kilka prób, by zyskać opinię mężczyzny, ale nikt nie miał najmniejszych
3
wątpliwości, że sprawdziłby się doskonale. Już ze względu na jego wzrost uważano go za potencjalnego
przywódcę i żywiono nadzieję, że wyrośnie na energicznego, zdecydowanego człowieka, który w niczym nie
będzie ustępował innym mężczyznom z klanu.
Markiz patrzył prosto na króla, kiedy kroczył przez salę, i zatrzymał się przed nim.
Lawrence uważnie obserwował młodzieńca. Wiedział, że St. Jamesowie poinstruowali go, by nie uginał
kolan przed królem, jeżeli nie zostanie do tego wyraźnie wezwany.
Nathan zignorował jednak te wskazówki, ukląkł i pochylił głowę, a potem wyraźnym głosem złożył przysięgę
wierności. Kiedy monarcha zapytał go, czy jest królem szanowanym przez naród i władcą wszystkich
poddanych, po twarzy chłopca przemknął uśmiech.
— Tak, mój panie, jesteście cenionym królem narodu — odpowiedział.
Lawrence czuł podziw dla młodego markiza, a Jerzy uśmiechał się zadowolony, ale krewni Nathana
mieli posępne miny. Winchesterowie chichotali, jakby cieszyli się z cudzego nieszczęścia.
Nagle chłopiec jednym płynnym ruchem podniósł się i odwrócił. Przez dłuższą, pełną ciszy chwilę
patrzył groźnie na Winchesterów. Mimo swego gniewu St. Jamesowie mruczeli z uznaniem.
Młodzieniec nie zwracał w ogóle uwagi na swoich krewnych. Ze splecionymi z tyłu rękoma stał na
rozstawionych nogach i patrzył w przestrzeń. Jego postawa nie wyrażała niczego innego poza znudzeniem.
Lawrence stanął tuż przed Nathanem i skinął głową by dać mu do zrozumienia, jak bardzo spodobał mu się
jego występ.
Markiz odpowiedział ledwie dostrzegalnym ruchem głowy i Lawrence z trudem stłumił śmiech.
Chłopiec najwyraźniej zbuntował się przeciw swoim krewnym nie bacząc na konsekwencje i postępował tak,
jak według niego nakazywała sytuacja. Lawrence poczuł się niczym dumny ojciec, co było dość osobliwe, jako
że sam ani nie był żonaty, ani nie miał dzieci. Wyruszając po narzeczoną zastanawiał się, czy Nathan zdoła
utrzymać swoją znudzoną pozę podczas całej ceremonii.
Kiedy wszedł na pierwsze piętro, usłyszał płacz przerwany szorstkim, męskim głosem. Zapukał dwa
razy i drzwi otworzył mu lord Winchester, ojciec narzeczonej. Jego twarz była czerwona ze złości.
— Już najwyższy czas — szczeknął
— Król spóźnił się na uroczystość — wyjaśnił baron.
Lord skinął krótko głową.
— Wejdźcie, Lawrence, i pomóżcie mi sprowadzić na dół tę małą krnąbrną smarkulę.
Lawrence zaśmiał się.
— Myślę, że wiele dziewcząt w tym wieku jest krnąbrnych.
— Po raz pierwszy słyszę coś takiego — mruknął lord.
— Szczerze mówiąc, pierwszy raz w życiu jestem sam z Sarą. Nie jestem nawet pewien, czy ona w ogóle wie,
kim jestem. Wszystko jej oczywiście wyjaśniłem, ale jak widzicie, nie jest w takim nastroju, by kogokolwiek
wysłuchiwać. Nie miałem pojęcia, że to takie trudne. Lawrence nie mógł ukryć swojego zaskoczenia uwagą.
— Haroldzie — powiedział — macie jeszcze dwie inne córki, które są starsze od Sary. Nie mogę pojąć, że
wy...
— Nigdy nie miałem z nimi nic do czynienia — opryskliwie wpadł mu w słowo lord.
Wyznanie to wstrząsnęło Lawrence'em. Potrząsając głową podążył za lordem do pokoju. Narzeczona
siedziała na brzegu fotela i szeroko otwartymi oczami patrzyła w okno. Gdy tylko dostrzegła przybysza, znowu
zaczęła płakać. Była najbardziej czarującą narzeczoną, jaką Lawrence kiedykolwiek widział. Jej anielską
twarzyczkę otaczały złote loki. Na głowie miała wianuszek z wiosennych kwiatów. Piegi na nosku nadawały jej
twarzy wścibski wyraz, chociaż policzki były zalane łzami. Miała na sobie długą białą suknię z koronkowymi
obramowaniami na brzegach i rękawach oraz haftowaną szarfę, która opadła na podłogę, kiedy dziewczyna się
podniosła.
— Czas już zejść na dół, Saro — ogłosił ponuro ojciec.
- Nie.
Lord wściekle zaczerpnął powietrza.
— Gdy tylko znajdziesz się z powrotem w domu, zatroszczę się o to, byś pożałowała swojego
nieposłuszeństwa, młoda damo. Na Boga, przełożę cię przez kolano, zobaczysz!
Baron wątpił, czy lord wskóra coś swoimi groźbami. Sara spojrzała buntowniczo na ojca, ziewnęła i znowu
usiadła na brzegu fotela.
— Haroldzie, wybuchami wściekłości niczego nie osiągniecie — rzucił Lawrence.
— A więc muszę przejść do czynów — huknął lord z wysoko podniesioną ręką ruszył w kierunku córki.
4
Lawrence zagrodził mu drogę.
— Nie będziecie jej bili — powiedział gniewnie.
— Ona jest moją córką — ryknął lord. — Zmuszę j do diabła, żeby była mi posłuszna!
— Jesteście gościem w moim domu, Haroldzie — odparł Lawrence, a kiedy uzmysłowił sobie, że on także
podniósł głos, opanował się i dodał spokojnie: — Pozwólcie mi z nią porozmawiać. Odwrócił się do Sary, na
której wściekłość ojca najwyraźniej nie wywarła żadnego wrażenia. Ponownie ziewnęła. — Saro, cała ta
sprawa nie potrwa dłużej niż kilka minut, a potem będziesz miała to wszystko za sobą — powiedział
dziewczynce i pomógł jej wstać. Szepcząc do ucha uspokajające słowa owinął szarfę wokół jej talii i popchnął
dziewczynkę w kierunku drzwi. Sara ponownie ziewnęła.
Była tak znużona, że nie broniła się, kiedy baron ciągnął ją dalej, ale gdy dotarli do drzwi, wyrwała się
nagle z jego uchwytu i pobiegła z powrotem do swojego fotela. Chwyciła leżącą na nim starą narzutę i
zataczając duży łuk wokół ojca wróciła do Lawrence'a. Ciągnące się po podłodze nakrycie udrapowała sobie na
ramionach i podała rękę baronowi.
Ojciec usiłował odebrać jej tę zdobycz i Sara znowu zaczęła płakać. Lord klął.
— Wielki Boże, Haroldzie, zostawcie jej to — westchnął Lawrence.
— Nie zrobię tego! — krzyknął lord. — Nie mogę przecież pozwolić, by wzięła ze sobą te strzępy!
— Może przecież zatrzymać narzutę, dopóki nie dotrzemy do sali.
Lord, choć z oporami, w końcu ustąpił. Rzucił jeszcze córce wściekłe spojrzenie, zajął miejsce na czele
ich małej procesji i zaczął schodzić w dół.
Lawrence nie nic przeciwko temu, by Sara była jego córką. Kiedy z ufnością patrzyła na niego i
uśmiechała się doń, najchętniej wziąłby ją w ramiona i pocieszył. Gdy wreszcie znaleźli się w drzwiach do sali,
lord usiłował wyrwać jej narzutę.
Nathan odwrócił się, kiedy usłyszał hałas, i jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. Nie mógł pojąć
tego, co zobaczył. Święcie przekonany, że jego ojciec zaraz po powrocie każe anulować małżeństwo, nie
wykazywał żadnego zainteresowania swoją przyszłą żoną i dlatego teraz, gdy po raz pierwszy ją zobaczył, był
tak bardzo zaskoczony
Jego narzeczona okazała się małą hultajką. Nathan miał duże trudności z utrzymaniem swej znudzonej
pozy. Lord krzyczał tak samo głośno jak jego córka, ale ona sprawiała wrażenie o wiele bardziej zdecydowanej.
Uczepiła się nóg ojca i z zapałem waliła go piąstką w kolano.
Nathan uśmiechnął się, lecz jego krewni byli mniej powściągliwi. Ich głośny śmiech grzmiał w sali,
podczas gdy Winchesterowie obserwowali to widowisko z przerażeniem. Lordowi, ich nieoficjalnemu
przywódcy, udało się w końcu odepchnąć od siebie córkę, jednak zaraz zaczął walczyć o coś, co wyglądało jak
stara derka na konia — i przegrał tę walkę.
Baron Lawrence stracił cierpliwość. Przyciągnął małą narzeczoną do siebie i wziął ją na ręce, a potem
wyrwał lordowi narzutę z rąk i pomaszerował w kierunku Nathana. Bez ceregieli przekazał dziewczynkę i
nakrycie narzeczonemu.
Kiedy Nathan usiłował uzmysłowić sobie, co ma sądzić o tej sytuacji, Sara spostrzegła, że w jej
kierunku zbliża się utykający ojciec. Błyskawicznie zarzuciła młodemu markizowi ręce na szyję i otuliła go
narzutą. Ponad jego ramieniem śledziła, czy ojciec będzie usiłował ją schwytać, a gdy upewniła się, że jest
bezpieczna, całą uwagę poświęciła młodzieńcowi, który trzymał ją w ramionach.
Narzeczony stał jakby kij połknął. Czuł na twarzy wzrok dziewczynki, ale nie miał odwagi na nią
spojrzeć. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby zdecydowała się go zaatakować. Po krótkim namyśle doszedł do
wniosku, że musi znieść każdą kłopotliwą sytuację, na jaką mogłaby go narazić. Był w końcu mężczyzną, a
jego narzeczona jeszcze dzieckiem.
Sara dotknęła jego policzka, odwrócił więc głowę i przyjrzał się jej. Miała najbardziej promienne,
brązowe oczy, jakie kiedykolwiek widział.
— Tatuś chciałby mi przetrzepać skórę — oznajmiła i wykrzywiła twarz w zabawnym grymasie.
Nathan nie zareagował na tę uwagę. Sarę znudziło przyglądanie się chłopcu. Jej powieki zrobiły się ciężkie, a
głowa opadła na jego ramię. Poczuł, jak przyciska swoją twarz do jego szyi.
— Nie pozwól, żeby tata sprawił mi lanie — wyszeptała.
— Oczywiście, nie dopuszczę do tego.
Znużona długą podróżą i wieloma emocjami Sara zasnęła w ramionach swojego narzeczonego.
Dopiero kiedy królewski adwokat odczytał umowę małżeńską Nathan poznał wiek Sary.
Jego narzeczona miała cztery lata.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin