374. Roberts Alison - Bratnie dusze.pdf

(459 KB) Pobierz
212196294 UNPDF
Alison Roberts
Bratnie dusze
212196294.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tego samochodu nie powinno tam być. Mógłby stać na małym parkingu przed oddziałem
ratownictwa szpitala Ocean View. Albo nawet na miejscu zarezerwowanym dla karetki, jeśli
doszło do jakiegoś tragicznego wypadku.
Ale żeby tarasować wejście do recepcji, poczekalni i izby przyjęć? To wręcz oburzające!
Zdumienie Elizabeth Dawson przerodziło się w niepokój. Samochód wydałby jej się dość
podejrzany, nawet gdyby stał zaparkowany na dozwolonym miejscu. Był to stary,
rdzewiejący, ogromny pojazd z ośmiocylindrowym silnikiem. Atrybut statusu społecznego
charakterystyczny dla ludzi lekceważących wszelkie reguły, także przewidziane przez prawo,
a ograniczające tryb ich życia.
Mężczyzna, który z niego wysiadł, był nie mniej przerażający. Miał na sobie wytarty
skórzany kombinezon z emblematem gangu na plecach. Liczne tatuaże i groźny wygląd
przestraszyłyby nawet najbardziej odważnych pracowników oddziału ratownictwa.
A Beth Dawson z pewnością do nich nie należała. Przynajmniej nie w tej chwili.
Zaledwie kilka godzin wcześniej podjęła pracę w nowym miejscu, gdzie wszystko było dla
niej obce.
Nie. Nie wszystko. Agresję emanującą z członka gangu znała aż nazbyt dobrze.
Niespodziewany przypływ złości zagłuszył jej lęk. Właśnie przez tego typu zdarzenia całkiem
niedawno zrezygnowała z pracy w dużym szpitalu w Auckland. Miała powyżej uszu
agresywnych, niekomunikatywnych pacjentów, którzy znajdowali przyjemność w
demonstracyjnym podważaniu jej kwalifikacji.
Złość nie trwała jednak na tyle długo, by dodać jej odwagi. Choćby ze względu na to, że
jest tu sama. O godzinie pierwszej w nocy w podmiejskiej okolicy nie należy spodziewać się
pełnej poczekalni. Jedynego pacjenta, który przyszedł po północy, skarżąc się na bóle w
klatce piersiowej, badano właśnie w jednej z dwóch sal reanimacyjnych.
Przycisnęła mocno guzik, wzywając pomoc. Gdy zauważyła, że z samochodu wysiadają
dwa kolejne typy, z wrażenia zaschło jej w ustach. Wyciągnęli z tylnego siedzenia ostatniego
pasażera, który był nieprzytomny, a kiedy wlekli go w stronę izby przyjęć, jego stopy
zostawiały na jasnej podłodze wyraźne smugi krwi.
Niebawem zjawiły się dwie pielęgniarki, a za nimi wszedł Mike Harris, jedyny lekarz,
który miał tej nocy dyżur. Wszyscy troje gwałtownie się zatrzymali na widok samochodu
zaparkowanego niemal wewnątrz budynku. Beth odruchowo się cofnęła, widząc, że członek
gangu, który wysiadł zza kierownicy, rusza w ich kierunku.
– Szakal został postrzelony – oznajmił.
Beth zauważyła, że jest szczerbaty, a kiedy mówi, czuć od niego odór alkoholu.
– Lepiej zacznijcie działać – dodał groźnym tonem. Nie miała wątpliwości, że gangsterzy
są uzbrojeni.
Z pewnością ukryli noże w wysokich wojskowych butach. Zauważyła, że jeden z nich ma
na palcach kastet. Była absolutnie pewna, że schowali w samochodzie kilka obrzynków.
212196294.003.png
Co za ironia losu, pomyślała, z trudem tłumiąc śmiech. Zrezygnowałam z posady w
dużym miejskim szpitalu, w którym pracownicy ochrony wspaniale dawali sobie radę w
takich przypadkach i natychmiast zjawiali się na miejscu zajścia, a po kilku minutach
dołączała do nich drużyna świetnie wyszkolonych policjantów. Ale nawet takie wsparcie nie
wystarczyło, by powstrzymać jej najlepszą przyjaciółkę, Neroli, od porzucenia zawodu
pielęgniarki. W czasie ataku na ich oddział jeden z gangsterów przyłożył jej nóż do gardła,
grożąc śmiercią.
Beth przeniosła się do małego podmiejskiego szpitala położonego na najbardziej
wysuniętym końcu południowej wyspy należącej do Nowej Zelandii, chcąc zamieszkać w
spokojnej okolicy i zacząć życie od nowa. Już podczas pierwszego nocnego dyżuru na tym
niewielkim oddziale stanęła w obliczu jednego z najgorszych koszmarów.
Czy szpital Ocean View w ogóle ma ochronę? A jak daleko stąd mieści się posterunek? O
ile mi wiadomo najbliższe duże miasto, Nelson, znajduje się o co najmniej półtorej godziny
jazdy samochodem.
Jej napięcie wzrosło jeszcze bardziej, kiedy herszt gangu zbliżył się do Mike’a Harrisa.
Był zgarbiony, a palce jednej dłoni zacisnął w pięść.
– Natychmiast! – wrzasnął.
Zrób, co ci każe, Mike, zachęcała go w myślach. Błagam cię! Ale doktor Harris nawet nie
drgnął.
– Oczywiście – odparł obojętnym tonem.
Był tak spokojny, że Beth nagle poczuła się nieco bardziej pewna siebie. Doktor Harris
miał ponad pięćdziesiąt lat i jako doświadczony lekarz tego oddziału zapewne nieraz musiał
stawić czoła podobnym sytuacjom.
– Ale uprzedzam, że nie zamierzam tolerować złego traktowania i zastraszania personelu,
ani nikogo innego.
Zapadła cisza, którą przerwał głośny jęk rannego członka gangu.
– Co się stało? – spytał Mike.
– Człowieku, przecież mówiłem, że go postrzelono.
– Tak, ale gdzie do tego doszło? I jak dawno? Czy stracił dużo krwi? – Mike powoli
podszedł do ofiary. Beth spojrzała na koleżanki, zastanawiając się, czy podążą za nim.
Chelsea wydała jej się nie mniej zdenerwowana niż ona sama, a Maureen miała bardzo
posępną minę.
– Chelsea, idź z Beth po nosze, dobrze? – powiedziała, odwracając się plecami do
członków gangu. – Wezwijcie policję – dodała, ledwo poruszając ustami. – Szybko.
Gdy Chelsea otrzymała zadanie do wykonania, wyraźnie się uspokoiła. Nawet
uśmiechnęła się do Beth, kiedy pospiesznie opuszczały poczekalnię.
– No proszę – mruknęła. – Znów to samo! Beth poczuła nagły skurcz serca.
– Czyżby tego rodzaju incydenty były tutaj na porządku dziennym? – spytała.
– Od czasu do czasu miewamy kłopoty z gangami. Weszły do głównej części oddziału.
Chelsea zatrzymała się przy wiszącym na ścianie telefonie.
– Chyba jesteś do tego przyzwyczajona. Słyszałam, że pracowałaś w południowej
212196294.004.png
dzielnicy Auckland – powiedziała.
– Owszem, ale nie spodziewałam się, że... – Beth urwała, ponieważ Chelsea uzyskała
połączenie z posterunkiem.
– Zgłaszam żółty alert na oddziale ratownictwa szpitala Ocean View – rzekła
energicznym tonem, a potem przez chwilę słuchała. – Dobrze... dziękuję – dodała i odłożyła
słuchawkę.
Chwyciły nosze i ruszyły z powrotem w kierunku poczekalni.
– Co oznacza ten „żółty alert”?
– Kłopoty z gangiem.
Dobry Boże! – jęknęła w duchu Beth. Więc zdarza się to na tyle często, że mają własny
szyfr?
– Co się dzieje, kiedy zgłosicie żółty alert?
– Najpierw zjawia się tu Sid, nasz dyżurny sanitariusz, a zarazem ochroniarz. Potem
przyjeżdża miejscowy policjant, który mieszka niedaleko szpitala – wyjaśniła Chelsea z
przejęciem. – Jeśli uzna za konieczne, zawiadamia Nelson, a wtedy oni przysyłają do nas
helikopter z brygadą antyterrorystyczną.
– Ale przecież mamy tylko jednego pacjenta!
– Jak dotąd – mruknęła Chelsea, a potem spojrzała na Beth pytająco. – To nie daje ci
spokoju, prawda?
– Wszystko w porządku. – Beth nie miała zamiaru zdradzać swoich słabości już na
pierwszym dyżurze.
– Tak jak mówiłaś, jestem do tego przyzwyczajona.
Może nawet za bardzo. Nie tak dawno gangster przyłożył mojej przyjaciółce nóż do
gardła, grożąc, że ją zabije.
– Czy coś jej się stało? Czy ją zranił? – spytała Chelsea z przerażeniem.
– Fizycznie nie, natomiast wyrządził jej ogromną krzywdę psychiczną. Po tym incydencie
rzuciła zawód, wyjechała do Melbourne i podjęła pracę w barze siostry.
– Czy dlatego postanowiłaś się przenieść?
– No, po części – odrzekła z goryczą w głosie. – Miałam nadzieję, że jeśli przeprowadzę
się, ucieknę od tego rodzaju przygód z gangsterami.
Chelsea spojrzała na nią ze zrozumieniem.
Kiedy weszły z powrotem do poczekalni, okazało się, że nosze nie są już potrzebne.
Koledzy rannego zanieśli go do wolnej sali reanimacyjnej i położyli na łóżku.
– Człowieku, przecież mówiłem, żebyś nie rozcinał jego skórzanego kombinezonu!
– Musimy zdjąć kurtkę, żebym mógł ocenić stan dróg oddechowych – oznajmił Mike,
nadal zachowując spokój. Jednakże Beth zauważyła, że rysy jego twarzy się zaostrzyły.
Maureen wzięła maskę podłączoną do aparatu tlenowego.
– Teraz założę to panu na twarz – uprzedziła pacjenta.
W odpowiedzi usłyszała potok ordynarnych słów.
– Drogi oddechowe wydają się drożne – stwierdziła, odwracając się do Mike’a, a potem
zrobiła krok do tyłu, ponieważ dwaj milczący członkowie gangu zaczęli bezceremonialnie
212196294.005.png
ściągać z ramion jęczącego kolegi skórzaną kurtkę. W tym momencie do sali weszły jej dwie
młodsze koleżanki.
– Przygotujcie sąsiednią salę reanimacyjną, dobrze? – poleciła, patrząc na nie znacząco.
Ona i Mike najwyraźniej mieli wprawę w podtrzymywaniu swobodnej atmosfery w
krytycznych sytuacjach. Jednakże Beth bez trudu odczytała podtekst ukryty w jej słowach.
Pospiesznie ruszyły do sali reanimacyjnej numer dwa. Leżący w niej pacjent oraz jego
żona byli przerażeni. Na szczęście badania wykazały, że przyczyną bólu w klatce piersiowej,
na który mężczyzna się skarżył, jest dusznica. W przypadku zawału serca, niepokój i strach
wywołane zaistniałą sytuacją mogłyby wpłynąć bardzo niekorzystnie na stan jego zdrowia.
Choć nie trzeba było zatrzymywać tego chorego w szpitalu, z pewnością należało przenieść
go do innej sali.
Pielęgniarki sprawnie odłączyły elektrody elektrokardiografu oraz aparaturę monitorującą
czynności życiowe pacjenta, a potem wypchnęły jego łóżko na korytarz. Beth zajrzała do sali
reanimacyjnej numer jeden i stwierdziła, że członkowie gangu znikli, zostawiając kolegę w
rękach lekarza dyżurnego. Po chwili rozległ się głośny ryk uruchamianego silnika
samochodu.
– W pierwszej kolejności musimy wywieźć wszystkich pacjentów z oddziału, Beth –
oznajmiła Chelsea, kiedy pchały łóżko korytarzem oddzielającym oddział ratownictwa od
reszty szpitala. – Nie będziemy też przyjmować chorych, których może zbadać lekarz
rodzinny. – Potrząsnęła głową. – Podobno kilka lat temu wtargnęli tu gangsterzy. Jeden z nich
wpadł do poczekalni i pchnął nożem siedzącego tam pacjenta. Wtedy właśnie wprowadzono
„żółty alert”.
Żona chorego, którego przewoziły na inny oddział, szła obok łóżka, kurczowo ściskając
w dłoniach swoją torebkę.
– Czy siostry słyszały, jak oni mówili, że rozprawią się z tym, który strzelał do ich
kolegi? – spytała drżącym głosem. – Mój Boże, czy to się nigdy nie skończy?
– Przed chwilą opuścili nasz oddział. Mam nadzieję, że prędko tu nie wrócą i że policja
zdąży przygotować się na ich spotkanie – powiedziała Chelsea.
Kiedy Beth i Chelsea wróciły na oddział, panowała tam dziwna cisza. Mike robił USG,
przesuwając aparaturę po pokrytym tatuażami brzuchu pacjenta, a Maureen przygotowywała
nowy worek z płynem, który podawano mu dożylnie. Z jednej strony łóżka stał barczysty
sanitariusz, a z drugiej mocno zbudowany umundurowany policjant. Obaj spojrzeli na Beth z
zaciekawieniem.
– Dzień dobry – powitał ją sanitariusz. – Pani musi być tu nowa, prawda?
– To jest Beth – przedstawiła ją Chelsea. – Dziś ma pierwszy dyżur. Nie można
powiedzieć, żeby szczęśliwie zaczęła pracę. Beth, to są Sid i Dennis.
Obaj mężczyźni skinęli głowami i serdecznie się uśmiechnęli, jakby obiecując, że zadbają
o jej bezpieczeństwo. Beth odwzajemniła ich uśmiechy. Nagle ujrzała całą sytuację w
bardziej korzystnym świetle. W jej poprzednim miejscu pracy stosunki między członkami
personelu nie były tak przyjazne.
Być może w tym niewielkim szpitalu będzie zupełnie inaczej. Lepiej.
212196294.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin