Kazania Pasyjne x Staniek(1).doc

(189 KB) Pobierz
Kazania Pasyjne

Kazania Pasyjne ks. Staniek

 

WIECZERNIK

Rozpoczynamy rozważania męki Pana naszego Jezusa Chrystusa. Za przewodnika, po tych niezwykle bolesnych, a zarazem bogatych godzinach cierpienia Jezusa Chrystusa, wybierzemy bezpośredniego świadka wydarzeń Wielkiego Tygodnia, św. Marka. W oparciu o tekst jego Ewangelii spróbujemy odkryć potęgę i metody zła działające w świecie oraz niepojętą miłość, którą Bóg objawił w Jezusie Chrystusie.

Św. Marek pisze Ewangelię po to, aby ukazać kim jest Jezus Chrystus, ukazać Jego niepojętą tajemnicę godności Syna Bożego i godności Mesjasza. Ewangelista bardzo wyraźnie podkreśla, że Chrystus ukrywał tę godność, aż do momentu swego zmartwychwstania. W czasie Jego publicznej działalności, tylko niektórzy ludzie, na podstawie pewnych znaków, rozpoznali tę godność Syna Bożego i godność Mesjasza.

Chrystus jest czystą dobrocią, a pojawił się na świecie, który jest pod panowaniem zła. Od samego początku Pan Jezus, czysta Dobroć, musiał się ukrywać, ponieważ zło chciało Go zniszczyć. Kiedy tylko, w Betlejem, ukazał się pierwszy blask Jego Dobroci, natychmiast pojawiło się zło, które chciało zniszczyć Serce zbudowane z czystej Dobroci. Przez trzydzieści lat Chrystus żyje                w ukryciu, nie promieniując dobrocią. W Nazarecie jest czystą Dobrocią, ale nią nie promieniuje         i dlatego zło Go nie atakuje.

Z chwilą rozpoczęcia publicznej działalności, Chrystus zaczyna jakby promieniować swoją dobrocią, poszukując ludzkich serc dobrej woli, aby nawiązać z nimi kontakt, by ich wprowadzić do świata czystej dobroci. Ludzie zaczynają odpowiadać na Jego wezwanie i zbliżają się do Niego, jak do ognia, chcąc się od Niego zapalić. Natomiast ludzie złej woli uciekają od Niego, a jeśli podchodzą to po to, aby Go zniszczyć.

Chrystus działa w konspiracji

W ostatnich miesiącach Chrystus musiał się ukrywać, a pomagają Mu w tym ludzie dobrzy. W tym kontekście trzeba odczytać słowa mówiące o przygotowaniu do Paschy. „W pierwszych dniach przaśników, kiedy ofiarowano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: «Gdzie chcesz, abyśmy poszli poczynić przygotowania, żebyśmy mogli spożyć Paschę?» I posłał dwóch swoich uczniów    z tym poleceniem: «Idźcie do miasta, a spotka się z wami człowiek, niosący dzban. Idźcie za nim     i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta, gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas». Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, gdzie znaleźli, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę" (Mk 14,12-16).

Pan Jezus działa w ostatnich miesiącach swojego życia, według praw konspiracji, w ukryciu            i dlatego swoim dwom uczniom nie podaje nawet adresu. Chodzi o św. Jana i św. Piotra. Wskazuje uczniom człowieka z dzbanem w ręku, który spełnia rolę łącznika między Chrystusem                     a gospodarzem. Jezus już wcześniej załatwił z gospodarzem salę. Trzeba podkreślić, że zarówno ten dobry człowiek, pełniący rolę łącznika, jak i sam gospodarz - ryzykują. Chrystus był poszukiwany listem gończym, a więc każdy, kto Go ukrywał, narażał się władzy. Mimo to w samym Jeruzalem jest człowiek, który ma dobre serce, oddaje swoje mieszkanie i przygotowuje salę na tyle przestronną, aby trzynastu mężczyzn mogło przyjść i spożyć świętą ucztę. Dwaj uczniowie, którzy przychodzą wcześniej, przygotowują baranka paschalnego. Trzeba go było złożyć w świątyni         w ofierze, a następnie przyrządzić do spożycia.

Zwróćmy uwagę na tych ludzi, których imion nie znamy. Św. Marek prawdopodobnie znał zarówno tego człowieka, który szedł z dzbanem wody, jak i samego gospodarza. Istnieje nawet tradycja, że Wieczernik był w domu Marka, stąd też jego wiadomości są pewne. Ludzie ci potrafili ryzykować dla Chrystusa. Ktokolwiek bowiem tu na ziemi opowie się po stronie Chrystusa naraża się na niebezpieczeństwo. Taka jest prawda Ewangelii. Tu trzeba postawić pytanie: W jakiej mierze potrafimy narazić siebie, swoje życie, mienie dla Chrystusa? Czy potrafimy sprzeciwić się opinii publicznej, która często nie chce aprobować wymagań Ewangelii? W jakiej mierze potrafimy         w imię Chrystusa narazić się ludziom, którzy mają władzę? Mistrz czeka na dobroć i odwagę naszego serca. To jest ważny moment, który trzeba dostrzec, jeśli chcemy dobrze odczytać Ewangelię. Zmaganie dobra ze złem trwa i każdy człowiek, który się opowie po stronie Chrystusa, musi być przygotowany na różne przykre konsekwencje, jakie go spotkają. Dziś bowiem zło, nie mogąc dosięgnąć Chrystusa, uderza w ludzi dobrej woli, którzy odpowiadają na Jego wezwanie.

Wtyczka

Chrystus przybywa do Wieczernika, gdzie wszystko jest przygotowane, aby spożyć dziękczynną Paschę. Św. Marek notuje: „Z nastaniem wieczoru przyszedł tam razem z Dwunastoma. A gdy zajęli miejsca i jedli, Jezus rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi, ten, który je ze Mną». Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: «Czyżbym ja?» On im rzekł: «Jeden            z Dwunastu, ten który ze Mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak       o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził»" (Mk 14,17-21).

Mimo tej osłony ludzi dobrej woli, zło dociera do Chrystusa, ponieważ w Jego najbliższym otoczeniu znajduje się wtyczka. Bezpieczeństwo Chrystusa jest ciągle zagrożone.

Poznajmy tu metodę działania zła. Syn Boży w świat zła wszedł w ukryciu, utaił swoją dobroć          i świętość. Wokół Niego zaczęli gromadzić się ludzie tęskniący za tym światem. Podobną metodę wybrał szatan. On się utaił w Judaszu. Zbliża się do świata czystego Dobra po to, by Go zniszczyć. Taka jest odpowiedź zła. Chrystus wszedł w świat zła, a zło posługuje się zdrajcą i wchodzi w Jego najbliższe otoczenie. Oczywiście Pan Jezus doskonale wiedział kogo wybiera. Judasz dostał się     w tak bliskie Jego sąsiedztwo za zgodą Mistrza. Niemniej w Wieczerniku możemy obserwować, jak w niezwykle sprytny sposób zło potrafi uderzyć w to, co jest dobre. Nie wiemy, co Judasz myślał, kiedy usłyszał słowa: „Jeden z was Mnie zdradzi", a następnie te najstraszniejsze słowa, jakie padły z ust Jezusa Chrystusa: „Biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".

Dotykamy wielkiej tajemnicy. Judasz, który stanął tak blisko Jezusa, autentycznie powołany, nigdy nie ukochał Jezusa. Nie połączył własnego serca z Jego Sercem, nie dostosował swojego myślenia do myślenia swojego Mistrza. Okazuje się, że samo bliskie przebywanie z Jezusem nie wystarczy do tego, aby człowiek był dobry. Judasz nie chciał nauczyć się dobroci. Chrystus przez długie miesiące czynił wszystko, aby go nauczyć kochać i nie potrafił tego osiągnąć. Drugiego człowieka nie da się nauczyć kochać, jeśli on sam nie chce się tego nauczyć. Nie da się! Tu rozpada się w gruzy cała teoria kształtowania człowieka przez środowisko. Judasz miał środowisko świętych          i wspaniałych ludzi. Czy można było mieć wspanialszego wychowawcę, jak samego Chrystusa?     A jednak pod Jego okiem wyrasta ktoś, o kim sam Mistrz powie: „Lepiej byłoby dla tego człowieka, gdyby się nie narodził".

Ciągle musimy pamiętać o tym, że sama bliskość fizyczna - nasze czytanie Ewangelii, Komunia św., chodzenie do kościoła, nasze spotkania z Chrystusem - owo „zanurzanie ręki w misie razem     z Nim", wcale jeszcze nie są gwarancją naszej doskonałości. Tu chodzi o serce, a nie o ręce, bo ręka może zdradzić. Tu chodzi o serce, a nie o słowa, bo słowa mogą zdradzić. Judasz przez wieki jest ostrzeżeniem, że sama fizyczna bliskość z Jezusem nie gwarantuje jeszcze przynależności do Niego. „Lepiej by było, żeby się nie narodził". Zło jest bardzo blisko Serca Jezusa Chrystusa. Judasz w każdym momencie mógł wydać Mistrza. Za to zabrał pieniądze. Jego było stać na to. Był bardzo blisko. Najbliżsi Apostołowie nie rozpoznawali w nim złego człowieka. Chrystus, który dobrowolnie wydał się w ręce zła, kiedy nadeszła Jego godzina, demaskuje zdrajcę, by zaznaczyć, że On jest Panem sytuacji. Świadczy o tym następna scena w Wieczerniku.

Nie wydawać innych, lecz dawać siebie

„A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy.        I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym»" (Mk 14,22-25). Ostatnia Wieczerza, ostatnie spotkanie przy stole. Chrystus wiedział, że nie udało Mu się nauczyć Judasza miłości. Chce jeszcze w ostatnim momencie pokazać na czym polega prawdziwa miłość. Prawdziwa miłość to troska o prawdziwe dobro osoby kochanej, to płacenie sobą, aby ją ubogacić. Dlatego Jezus powiada: „Bierzcie               i jedzcie". Uprzedza wydarzenia. Zanim Judasz Go wyda w ręce złych ludzi, Chrystus sam siebie wcześniej wydaje, rozdaje siebie i to na zupełnie innej zasadzie. Judasz Go wyda, aby ludzie Go zniszczyli, a Chrystus wydaje siebie w ręce ludzi, aby ich ubogacić. Judaszowi chodzi o śmierć,       a Chrystusowi o to, abyśmy mieli życie. To jest gest Chrystusa, gest Jego nieskończonej miłości. Rzecz znamienna, im mocniej uderza zło, tym większym gestem miłości odpowiada dobro. Gdy zło z wyrokiem śmierci jest bardzo blisko, na progu, spotęgowana miłość objawia się w Eucharystii. Jezus umie kochać, to najwspanialszy przykład miłości. „Bierzcie i jedzcie". Kiedy mówi o Krwi, powiada, że jest to Krew Przymierza. Chrystus chciał zaznaczyć, że On nigdy nie zawiedzie. Nawet wtedy, kiedy poleje się Jego Krew, uczniowie nie powinni w Niego zwątpić, On daje Krew na świadectwo swojej miłości.

Zwątpienie

Ludzie zawiodą, nawet ci, którzy byli tak blisko, którzy gromadzili się wokół tego promieniującego miłością Serca. Jeśli to Serce zostanie zniszczone, oni się zgubią, Mówi o tym Chrystus                  w następnych słowach:Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzą pasterza,         a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». Na to rzekł Mu Piotr: Choćby wszyscy zwątpili, ale ja nie». Odpowiedział mu Jezus: Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz». Lecz on tym bardziej zapewnił: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». I wszyscy tak samo mówili"             (Mk 14,27-31).

„Wszyscy zwątpicie we Mnie". W tekście greckim jest słowo: „Wszyscy zgorszycie się ze Mnie". Zgorszyć się można nie tylko wtedy, kiedy przychodzi zło, ale i wówczas, gdy rozpada się to, co jest piękne, bogate i wspaniałe. Słabość Chrystusa będzie powodem zgorszenia i zwątpienia dla Jego uczniów. Dlaczego? Ponieważ oni budowali swoją wiarę i zawierzenie na mocy Chrystusa. Budowali na Jego mocy, a nie na Jego miłości. Jeżeli ktoś buduje na miłości, to wtedy, kiedy ten drugi przeżywa godziny słabości, miłość się nie kończy. Tylko miłość nie zwątpi nawet                  w najtrudniejszej sytuacji.

Pan Jezus posługuje się obrazem, „uderzą w pasterza, a rozproszą się owce". On nie ma żalu do swoich Apostołów, bo jeżeli oni się zgromadzili wokół promieniującego miłością Serca, a Serce to zostanie zranione, przestanie bić, to oni stracą orientację. Dlatego podstawę naszej wiary stanowi nie Chrystus ziemski, ale dopiero Zmartwychwstały, kiedy jest już niezniszczalny. My budujemy swoją wiarę nie na Chrystusie, który przegrywał w Wielki Piątek, ale na Zmartwychwstałym Zbawcy, którego zło już nie zniszczy. Jezus udowodni, że jeśli serce wypełnia czysta miłość, nie można go zniszczyć. Dlatego Pan Jezus w Wieczerniku dodaje: „Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei". On wie, że to będzie tylko okresowe zwątpienie. Św. Marek wspomina jeszcze przepiękne wyznanie św. Piotra „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie". Gotowość Piotra na poniesienie śmierci razem z Chrystusem. Piotr należał do świata dobra, połączył swoje serce z Mistrzem i wydawało mu się, że już nikt i nic nie potrafi go od Serca Chrystusowego oderwać. On prawdziwie Chrystusa kochał. Wydawało mu się, że może o własnych siłach dochować wierności Bogu. Wkrótce przekona się, że wytrwanie w świecie dobra jest możliwe tylko przy pomocy łaski Bożej.

Kończąc pierwsze rozważanie pasyjne w oparciu o tekst Ewangelii św. Stawiam pytania.

1. Czy stać nas na ryzyko przynależności do świata dobra? Czy stać nas na cierpienie, na utratę, nawet na zniesławienie, na ubogie życie dla Chrystusa? Czy mamy serce tak otwarte, jak gospodarz Wieczernika, który mimo zagrożenia oddał i przygotował salę swojemu Mistrzowi? Czy stać nas na to?

2. Czy mimo tej wielkiej bliskości z Chrystusem - jesteście w kościele, przystępujecie tu do Komunii św. - czy wasze serce należy do Chrystusa? Czy potraficie kochać?

3. Kto dla was jest ważniejszy? Czy postępujecie, jak Judasz, dla którego wszystko było ważne, tylko nie Chrystus? Czy tak, jak Chrystus: („Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje"), aby ubogacić?

GETSEMANI

Tydzień temu, razem ze św. Markiem, przebywaliśmy w Wieczerniku, odkrywając tajemnicę wielkiego dramatu, jakim jest atak zła na Dobro wypełniające Serce Chrystusa. Najwspanialszy       z ludzi, na podstawie decyzji księcia tego świata, ma być zniszczony. Pamiętamy odpowiedź Jezusa, który uprzedza wydanie w ręce złych ludzi, przez dobrowolne wydanie siebie samego w Eucharystii w ręce swoich przyjaciół.

Lęk o życie

Opuściliśmy Wieczernik, udając się do Ogrodu Oliwnego Św. Marek nadal nam towarzyszy. On był obecny w Ogrodzie Getsemani i prawdopodobnie posiadłość, w której Jezus się zatrzymał, była własnością jego rodziny. On sam przebywał tej nocy w domku ogrodnika i dokładnie przedstawia scenę pojmania Jezusa Chrystusa. W Getsemani jest obecny św. Piotr, któremu Marek przez lata towarzyszył, będąc jego sekretarzem. Stąd relacja Marka jest bardzo wiarygodna.

Marek pisze: „A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu                    i czuwajcie». I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby - jeśli to możliwe ominęła Go ta godzina. I mówił: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie»" (Mk 14,32-36). Pan Jezus wychodzi   z Wieczernika otoczony ludźmi dobrymi. Wśród nich nie ma człowieka złego. Ośmiu Apostołom pozwala odpocząć. Prawdopodobnie odpoczywają oni razem ze św. Markiem u wejścia do ogrodu. Natomiast trzech najbliższych bierze ze sobą i wzywa ich do czuwania. Mimo, że jest w kręgu ludzi dobrych, znając zbliżające się zagrożenie, zaczyna odczuwać trwogę. Jest człowiekiem, a każdy człowiek w obliczu zniszczenia, w obliczu zagrażającego zła odczuwa lęk. Jest to naturalny odruch. Nawet najodważniejszy człowiek może był wypełniony lękiem.

Lęk wobec nadchodzącego nieszczęścia stwarza pokusę ocalenia. Pojawia się ono wtedy, kiedy na drodze naszego życia wyrastają poważne trudności, kiedy trzeba płacić sobą. Im więcej trzeba zapłacić, im wyższa jest cena, tym większa pokusa, aby nie płacić.

Chrystus mocuje się z tą właśnie pokusą. Bóg zgodził się na to, aby doczesne życie Jego Syna zostało zniszczone. Mimo, iż ciało Jezusa Chrystusa jest święte, na ziemi jest dostępne dla zła,          i właśnie w to ciało uderzy nieprzyjaciel.

Jezus Chrystus tuż przed spotkaniem ze złem chce jeszcze raz porozmawiać ze swoim Ojcem. Chce przezwyciężyć pokusę pełnienia swojej własnej woli, a więc pokusę ocalenia siebie przed zniszczeniem, przed śmiercią. Ojciec może wszystko. Ojciec kocha Syna, stąd Jego słowa: „Tato, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ode Mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie". Syn doskonale wie, że Ojciec wybiera najlepsze rozwiązanie i dlatego chce przyjąć to rozwiązanie. Gotowy jest zrezygnować z wypełnienia swojej własnej woli, odrzucić pokusę ocalenia, byleby pełnić wolę Ojca.

Sens cierpienia

Dlaczego Bóg zgadza się na tę godzinę męki? Jest to pytanie niezwykle trudne, a zarazem bardzo istotne. Bez niego nie potrafimy zrozumieć Ogrodu Oliwnego. Świat jest pod panowaniem zła. Bóg, skoro stworzył istoty wolne, a one odeszły od Niego, musi się z ich złym działaniem liczyć. Takie są konsekwencje wolności. Ponieważ Bóg pragnie odnieść zwycięstwo, postanowił wykorzystać zło dla swoich własnych celów. Zło nigdy nie jest twórcze, nigdy nie buduje, ono zawsze niszczy, zmierza do unicestwienia, do burzenia. Jak zatem wykorzystać tę niszczącą energię zła?

Otóż Bóg zsyła swojego Syna, który staje się człowiekiem. W Nim jest ukryta Boska rzeczywistość. Na zewnątrz Chrystus jest podobny do nas wszystkich. Jak długo żyje życiem doczesnym jest wielki, genialny, ale tylko jeden z wielkich proroków. Jego życie przypomina życie innych ludzi. Pan Bóg postanawia wykorzystać zło, które uderzy w Jego Syna, po to, aby wyzwolić ukrytą w Nim Bożą energię. To jest mniej więcej tak, jak z atomem, z którym ludzkość miała do czynienia przez długie wieki nic o jego tajemnicy nie wiedząc. On kryje w sobie potężną energię. Ta energia ujawnia się dopiero wtedy, kiedy atom zostaje rozbity. Dopiero zniszczenie atomu powoduje wyzwolenie tkwiącej w nim potężnej energii. Podobnie jest z całą tajemnicą Wcielenia. Bóg ukrył potężną energię w Swoim Synu, który stał się człowiekiem, nie rozpoznanym w pełni dotąd, dopóki zło nie uderzyło w Niego, starając się Go zniszczyć. Zło jednak nie wiedziało, co wyzwoli. Gdy zło na Golgocie niszczy Syna Bożego, w tym momencie pojawia się tak potężne źródło zbawczej, twórczej energii miłości, że ta energia potrafi zbawić cały świat. Oczywiście jest to połączone z cierpieniem, bo każde zniszczenie jest połączone z cierpieniem. Bóg w ten sposób wykorzystuje zło istniejące na ziemi, dla swoich własnych celów. Dlatego w Getsemani Ojciec nie odpowiada na prośbę Syna. On wie, że Syn rozumie to, że aby wyswobodzić tę wielką energię miłości i przekonać świat, jak bardzo Bóg kocha ludzi, potrzebne jest Jego cierpienie. Dopiero wtedy ludzie odkryją, ile w Bogu jest zbawczej mocy. Ostatecznie Chrystus odpowiada Ojcu pozytywnie, zgadzając się całkowicie na Jego wolę objawioną w zbawczym planie. To było treścią rozmowy Ojca z Synem i Syna z Ojcem. Ale w Getsemani chodzi jeszcze o coś więcej. Nie tylko o przezwyciężenie pokusy pełnienia swojej woli, ale również o to, aby Syn miał tę wielką, najgłębszą pewność, że Ojciec jest z Nim, że On jest podłączony do Ojca, który jest źródłem wszelkiego dobra. Jeżeli tę pewność będzie posiadał, to nigdy zło nie potrafi Go zniszczyć. To jest celem Jego modlitwy w Ogrodzie Oliwnym.

Zaniedbanie modlitwy

Na tym tle można zrozumieć troskę Chrystusa o to, aby Apostołowie przez modlitwę podłączyli się do Boga, ponieważ atak będzie wymierzony nie tylko w Niego, ale i w Apostołów. Wezwał ich do modlitwy, a następnie wrócił, modlił się i po pewnym czasie jeszcze raz podchodzi do swojej wybranej trójki: „I zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: «Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». Odszedł znowu i modlił cię, powtarzając te same słowa. Gdy wrócił, zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmorzone, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć" (Mk 14,37-40). Panu Jezusowi wyraźnie chodzi o to, aby Apostołowie w godzinie ataku na ich wspólnotę mieli łączność z Bogiem. Kiedy więc przychodzi po raz drugi i trzeci i widzi, że oni śpią, wie, że zło ich zniszczy. O ile u Niego zniszczy ciało, a nie tknie ducha, który jest całkowicie podłączony do Boga, o tyle u nich nie tknie ciała, ale zniszczy ducha, ponieważ duch nie został przez modlitwę zespolony z Bogiem. Zabrakło modlitwy.

Gdyby Chrystus wziął do Ogrodu Getsemani swoją Matkę, to na pewno nie musiałby Jej upominać trzy razy, aby czuwała i modliła się. Zresztą Ona na pewno tej nocy nie spała. Jest rzeczą niemożliwą, aby kochające serce Matki nie odebrało tych bardzo głębokich przeżyć, tego zmagania, które dokonywało się w sercu Jej Syna. Te dwa Serca były tak mocno połączone ze sobą, że reagowały, mimo iż nie byli blisko siebie. Matka Najświętsza czuwała natomiast Apostołowie, mimo wcześniejszych zapewnień, nie czuwali, nie pełnili też woli Ojca Niebieskiego, który chciał, aby w tym momencie byli z Jego Synem. Apostołowie odpoczywając pełnili swoją własną wolę. Chrystus musiał boleśnie odebrać to zachowanie swoich trzech wybranych Apostołów. Nie udało Mu się dotychczas nauczyć ich modlitwy, nie umieli rozmawiać z Ojcem, nie potrafili słuchać Boga. Nie pozostali w kontakcie z rzeczywistością Boga, mimo że tyle miesięcy przebywali razem.

Zmęczenie

Co odegrało decydującą rolę? Słabe ciało. Dobrze wiemy, jak trudno się modlić, kiedy człowiek jest zmęczony, gdy słabość ciała bierze górę. W takich momentach usprawiedliwiamy się. Tymczasem Pan Jezus ich nie usprawiedliwia.

Trzeba bardzo kochać, by umieć przezwyciężać słabość swojego ciała. Tylko prawdziwa miłość jest w stanie w godzinie zmęczenia zmobilizować słabe siły. Obserwujemy to czasem u matki, która pada ze zmęczenia, ale w nocy na głos dziecka potrafi wstać i zająć się nim. U Apostołów zabrakło tej miłości. Trzykrotnie przychwyceni na tym, że śpią, na swoim zaniedbaniu, cóż mieli odpowiedzieć Chrystusowi? Jezus wiedział, że zwycięstwo zła nad Jego uczniami jest bliskie. Chcieli należeć do świata dobra. Chcieli być ludźmi dobrej woli, lecz nie stać ich było na przezwyciężenie zmęczenia, na podjęcie pewnego trudu. Zawiodą Chrystusa, i to zawiodą nie tyle ze złej woli, ile ze słabości. Zło bardzo często odnosi nad nami zwycięstwo przez to, że wcześniej nas zmęczy. Zmęczonego człowieka można jednym palcem przewrócić. Trzeba o tym pamiętać. Kiedy człowiek jest wykończony i zmęczony życie religijne nie będzie się rozwijać. Wtedy nie ma mowy o modlitwie. Samo zmęczenie człowieka jest częścią taktyki zła zmierzającego do zniszczenia. W naszym świecie chodzi o to, aby ludzie byli zmęczeni od rana do wieczora, kładąc się spać i wstając, bo wtedy można ich łatwo przewrócić i pokonać. To trzeba dostrzec                    w Getsemani. Cóż z tego, że duch ochoczy, ale ciało za słabe. Jeden atak zła i wszyscy pouciekali.

„Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: «Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć. Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca»" (Mk 14,41-42).

Przyjąć cierpienie

Chrystus dobrowolnie wychodzi na spotkanie z Judaszem, ze złem. Już nie ma - „nie moja, ale Twoja wola". Chrystus w czasie modlitwy utożsamił swoją wolę z wolą Ojca. On już chce czynić to, czego pragnie Ojciec i dlatego wychodzi taki mocny. Dobrowolnie oddaje się w ręce zła. Zgadza się, aby tak jak atom był rozbity, by objawiła się w Nim energia Bożej Miłości.

Cierpienie jest twórcze tylko wówczas, kiedy człowiek dobrowolnie się na nie zgodzi. Jeżeli jest ono wciągnięte w zbawczy plan przez samego Pana Boga, to musi być twórcze. Również nasze cierpienie może być twórcze pod jednym warunkiem - jeśli dobrowolnie się na nie zgodzimy.

Chrystus się modlił, bo dobrowolne podjęcie cierpienia jest jednym z najtrudniejszych zadań, jakie istnieje na ziemi. Taka decyzja może być podjęta tylko na modlitwie. Chrystus w Getsemani uczy nas dobrowolnej zgody na cierpienie.

Był tylko jeden Apostoł, który tej nocy nie spał, czuwał jeden z Dwunastu - Judasz, bo zło czuwa zawsze. Przyjaciele spali, ale wróg - Judasz czuwał. Zło jest niezmordowane w niszczeniu. Zło potrafi mobilizować wszystkie swoje siły w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Dzieje się tak dlatego, że każde zniszczenie jest zawsze dla niego połączone z radością odniesienia sukcesu. Zło prowadzi wielkie polowanie, a myśliwy, jeżeli chce zwierzę upolować, musi czuwać. Judasz czuwał, on jeden jedyny. Czuwał Mistrz i czuwał Jego zdrajca.

Zdrada

„I zaraz, gdy On jeszcze mówił, zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim zgraja z mieczami       i kijami wysłana przez arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. A zdrajca dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; chwyćcie Go i prowadźcie ostrożnie». Skoro tylko przyszedł, przystąpił do Jezusa i rzekł: «Rabbi», i pocałował Go. Tamci zaś rzucili się na Niego i pochwycili Go. A jeden z tych, którzy tam stali, dobył miecza, uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu ucho. A Jezus zwrócił się i rzekł do nich: «Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie. Ale Pisma muszą się wypełnić»" (Mk 14,43-49).

Dochodzi do spotkania dwóch światów: świat dobra zgromadzony wokół Jezusa, to Mistrz              z Nazaretu i Jego uczniowie oraz świat zła, któremu w tym momencie przewodniczy Judasz. Szatan, książę świata zła jest niewidoczny. Judasz jest tylko tym, którym on się posługuje. Rzecz znamienna, pojmanie dokonuje się w nocy. Zło lubi ciemności. Judasz stanowi w tym momencie most między światem zła i światem dobra. Kiedyś Chrystus wezwał go do swojego świata dobra       i Judasz zewnętrznie opowiedział się po stronie Chrystusa, ale wewnętrznie jego serce zostało w świecie zła, temu złu ciągle służył. Nadszedł wreszcie moment, w którym zło wykorzystuje go do zdrady Mistrza. Pocałunek Judasza głębiej i boleśniej zranił Serce Jezusa, aniżeli włócznia, bowiem ostrze włóczni kierowane było ręką człowieka, który wykonał rozkaz, natomiast pocałunek złożył przyjaciel. Można zniszczyć człowieka jednym pocałunkiem zdrady. Można zniszczyć jednym słowem „Rabbi". Obserwujemy, jak zło posługuje się człowiekiem. Judasz jest tylko narzędziem. Zło potrzebuje współpracowników, którzy zewnętrznie należą do świata dobra. Ci ludzie czynią najwięcej zła. Może to być zły ojciec, który zawsze winien być dobrym ojcem; zła matka, która zawsze winna być dobrą matką, bowiem krzywda wyrządzona dzieciom przez złych rodziców jest jedną z największych krzywd, jakie można spotkać na ziemi. Może to być zły mąż, zła żona, zły kapłan, zła zakonnica. Jeśli zło posłuży się takim człowiekiem, wtedy jego sukcesy są wielkie. Judasz działa z wielkim wyrachowaniem. Potrafi nawet powiedzieć „prowadźcie Go ostrożnie", to znaczy uważnie, abyście Go doprowadzili do arcykapłana. W tym momencie ostrze zła najgłębiej uderza w Chrystusa. Rozpada się osłona dobra. Ludzie, którzy byli zgromadzeni wokół Chrystusa, uciekają, a Mistrz dostaje się w ręce złych ludzi, którzy odtąd będą Go niszczyć. Judasz jest tym, który pierwszy zniszczył to Boże Arcydzieło, jakim jest Wcielone Słowo Ojca. Pierwszy również zostaje porażony tą wielką energią, która została wyswobodzona na Golgocie. Ponieważ nie odpowiedział miłością, nie stać go było nawet na prośbę o przebaczenie. Idzie i popełnia samobójstwo. Niszczy Chrystusa i niszczy siebie. Takie jest działanie zła. Chrystus dostaje się       w ręce zła. Jeszcze Piotr próbuje Go bronić, ale ucina tylko ucho. Rani sługę najwyższego kapłana      i musi schować miecz do pochwy. Chrystus oddaje siebie dobrowolnie w ręce złych ludzi. Jezus mógł sięgnąć do przemocy, mógł pokonać wroga przy pomocy siły, tak jak chciał Piotr. Gdyby Piotr wezwał pozostałych Apostołów, doszłoby do walki, i w tych ciemnościach mogliby ratować Chrystusa. Ale dobroć nigdy nie walczy przy pomocy siły. Dobroć potrafi przyjąć uderzenie, ale nie zada ciosu. Piotr schował miecz, chociaż niewiele zrozumiał z postawy Mistrza. Dopiero następne godziny wyjaśnią mu to dziwne zachowanie Chrystusa, a w Wielką Niedzielę zrozumie dlaczego dobro nie może posłużyć się siłą. Uciekli wszyscy, opuścili Mistrza. Opis pojmania w Getsemani Marek kończy takim zdaniem:

„A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich" (Mk 14,51-52). To jest podpis św. Marka, który był obecny przy pojmaniu. Nie podaje tu swojego imienia. Szedł za Chrystusem, chciał towarzyszyć Mu nadal już przy pojmaniu, ale ponieważ go zaatakowano, wówczas zostawił prześcieradło, w którym spał i uciekł. To jest dyskretnie zaznaczona obecność Ewangelisty przy aresztowaniu Mistrza.

Kończąc nasze rozważanie chciałbym zwrócić uwagę na następujące elementy:

1. Tam, gdzie ma miejsce zmaganie między pełnieniem własnej woli, a pełnieniem woli Boga, potrzebna jest modlitwa. Tak długo bowiem nie ma właściwego rozwiązania, jak długo nie przyjmiemy woli Bożej za własną.

2. Cierpienie zostało przez Boga wykorzystane dla Jego zbawczych celów. Jest ono narzędziem, przez które Bóg wydobywa największą energię, jaka jest zamknięta w ludzkim sercu - energię prawdziwej miłości.

3. Słabość ciała i zmęczenie stanowi bardzo poważną przeszkodę w rozwoju życia religijnego          i trzeba uważać, by zawsze zachować tyle sił, by człowiek mógł się modlić.

4. Zdrada najbardziej boli wówczas, gdy pochodzi od osoby bliskiej. Nasza zdrada tym bardziej boli Boga, im jesteśmy Mu bliżsi.

W DOMU KAJFASZA

Rozstaliśmy się z Chrystusem tydzień temu w momencie pojmania w Ogrodzie Oliwnym. Chrystus został w rękach ludzi złych. Wszyscy Apostołowie pouciekali. „Z Getsemani Jezusa zaprowadzono do najwyższego kapłana, u którego zebrali się arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. Piotr zaś szedł za Nim z daleka aż na dziedziniec najwyższego kapłana. Tam siedział między służbą i grzał się przy ogniu" (Mk 14,53-54). Na podstawie relacji św. Marka, spróbujemy dziś zobaczyć metody działania zła na sali przesłuchań Sanhedrynu żydowskiego oraz na dziedzińcu arcykapłana.

Fałszywi świadkowie

Oto co pisze św. Marek: „Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić, lecz nie znaleźli. Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne. A niektórzy wystąpili i zeznali fałszywie przeciw Niemu: «Myśmy słyszeli, jak On mówił: Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony». Lecz i w tym ich świadectwo nie było zgodne" (Mk 14,55-59).

Zło chcąc zniszczyć coś wartościowego zawsze musi to czynić pod pozorem jakiegoś dobra. Zło potrzebuje usprawiedliwienia swojego działania. Stąd też wrogowie Jezusa szukają fałszywych świadków. Znamienne jest to, że św. Marek odkreśla, iż było ich wielu. Wynika z tego, że wielu ludzi brało udział w niszczeniu Chrystusa. Każdy z tych fałszywych świadków współpracował ze złem. Tu należy postawić sobie pytanie, czy przypadkiem nie próbowaliśmy oczernić lub kłamać drugiego człowieka? Jeśli tak, to stajemy w rzędzie fałszywych świadków. Zło posługuje się fałszywym świadectwem.

Fałszywe świadectwa trzeba było uzgodnić. Kłamstwo nie jest zgodne. Tylko prawda jest jedna. Kłamstwo może być w dziesiątkach tysięcy różnych wersji. Chrystus milczy. Wobec fałszywych oskarżeń prawda nie musi się tłumaczyć. Prawda broni się sama. Wcześniej czy później prawda wychodzi spod wielkiego stosu kłamstw. Zło ma dziwną metodę działania - niszczy dobro pod pozorem troski o większe dobro. Wprawdzie nigdy tego większego dobra nie osiąga, ale po drodze potrafi zniszczyć istniejące dobro, a więc osiągnąć swój własny cel.

Oficjalnie zło ciągle występuje w obronie dobra. Np. dla wygody rodziców każe zniszczyć dziecko, które się jeszcze nie narodziło. Wygodne życie stawiane jest tutaj jako większe dobro i aby je osiągnąć, trzeba zniszczyć inne dobro - życie człowieka. Pod płaszczykiem bezpieczeństwa mocniejszego, tego, który ma władzę, trzeba zniszczyć słabszego. Dla spokojnego życia ludzi uzbrojonych, niszczy się bezbronnych. I tak dalej. Oficjalnie nie można niszczyć dobra dlatego, że jest dobrem i nikt się na to nie zgodzi. Dlatego zawsze trzeba oskarżyć jedno dobro jako niebezpieczne dla innego dobra.

Nieuczciwy kapłan

Skoro świadkowie nie byli zgodni i nie dało się ich wykorzystać dla skazania Chrystusa, zło zaczyna rozmawiać z samym Jezusem i próbuje wydobyć z Niego takie zdanie, które mogłoby stać się podstawą oskarżenia. Kto śledzi uważnie dzieje Jezusa Chrystusa łatwo zauważy, że tę drugą metodę zło stosowało już wiele razy. Przychodzili uczeni w Piśmie, faryzeusze, saduceusze, stawiali podchwytliwe pytania po to, aby oskarżyć Jezusa na podstawie Jego wypowiedzi. Tak dzieje się i teraz. „Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?» Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: «Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?» Jezus odpowiedział: «Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego     i nadchodzącego z obłokami niebieskimi». Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?» Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: «Prorokuj». Także słudzy bili Go pięściami po twarzy"             (Mk 14,60-65).

Arcykapłan musiał znaleźć prawną podstawę do oskarżenia. On miał władzę i nie mógł skazać na śmierć człowieka, jeśli by nie było prawnych podstaw do tego wyroku. Gdyby się okazało, że skazał na śmierć człowieka niewinnego, obróciłoby się to przeciwko niemu. Stąd, jeśli nie można było znaleźć fałszywego świadectwa, to trzeba było sfabrykować oskarżenie na poczekaniu. Dramat Chrystusa nie rozegrał się ani u Piłata, ani na Golgocie. Dramat Chrystusa rozgrywa się przed najwyższym kapłanem, u Kajfasza. Piłat na sprawach religii się nie znał. Na Golgocie byli żołnierze, którzy wykonywali rozkaz ukrzyżowania. Losy Chrystusa ważą się u Kajfasza, który jako najwyższy kapłan, winien był wiedzieć z Kim ma do czynienia. On winien znać czyste Dobro, Świętość. On jeden, lepiej niż wszyscy inni, winien rozeznać, co na ziemi pochodzi od Boga i co Boga dotyczy. Kto jak kto, ale najwyższy kapłan powinien wiedzieć z Kim ma do czynienia. Posiadał nieomylną władzę prorocką, którą otrzymał od samego Boga. Mógł wchodzić do miejsca Świętego Świętych, które było zarezerwowane dla tego, kto ma prawo dostępu do Boga. Wprawdzie ta część świątyni za czasów Kajfasza była pusta, Żydzi po powrocie z niewoli nie odnaleźli Arki Przymierza, ale najwyższy kapłan powinien wiedzieć, kto jest rzeczywiście Święty Świętych. A oto stał przed nim Jednorodzony Syn Boga i on tego nie rozpoznał.

Śledzimy metodą działania zła. U Kajfasza trzeba uświadomić sobie, że zło często posługuje się człowiekiem na stanowisku i że największego zła na ziemi może dokonać kapłan. Jak w oparci...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin