Lenckowski Mieczysław - Wikingowie z Truso.pdf

(134 KB) Pobierz
Microsoft Word - wikingowie
Mieczysław
Lenckowski
WIKINGOWIE Z TRUSO
I NAMEDA I ULF
Kotara z lnu tkanego w fantazyjne wzory, przedstawiające
zwierzynę łowną i ptactwo gnieżdżące się w niezliczonych ilościach
w nieodległych borach widniejących na pobliskich wzgórzach, tuż za
wałami obronnymi, szarpnięta czyjąś silną i młodą ręką odsłoniła
nagle wnętrze wikińskiego domu, w jego części przeznaczonej na
odpoczynek i sen. Oczom starego pruskiego kapłana Kriwe z
Nadrowii ukazała się wysmukła, promieniejąca energią i
dziewczęcym wdziękiem postać jego córki Namedy, ubranej w
jednokolorową spódnicę przewiązaną w talii rzemiennym paskiem. A
na śnieżnobiałej płóciennej bluzce otulającej jej naprężone młodością
piersi, połyskiwała misternie wyrzeźbiona przez miejscowego mistrza
złota kolia. Twarz jej jaśniała wewnętrznym światłem i radością.
Nigdzie w pobliskich estyjskich osadach, grodziskach czy strażnicach,
nie spotykano dotąd tak drogocennych i kunsztownie wykonanych
wyrobów rzemieślniczych. Krokiem smukłonogiej łani zbliżyła się
gwałtownie do ojca i wtuliła w jego siwą brodę oraz wyczerpane
krótkim oddechem starcze piersi. Poczuł świeży zapach dopiero co
wykąpanego w łaźni domowej młodego, dziewczęcego ciała,
zroszonego jeszcze kropelkami pary z sauny, gdzie w każdą sobotę
dokonywał na swoim wiekowym już organizmie podobnego obrzędu,
połączonego jeszcze z chłostaniem cienkimi witkami po plecach.
Ich dom stał w pobliżu Placu Wiecowego ale w odosobnieniu,
zbudowany według architektury wikińskiej, jednakże poszczególne
części domu i jego przybudówki pełniły zupełnie inne funkcje i były
wykorzystywane raczej według prastarych pruskich obyczajów.
- Mój rikijs czas złożyć ofiary Żeminie przed pierwszą orką
i wypędzeniem bydła na nową trawę. Pergrubi już czeka
przy kamieniu ofiarnym na świnię, aby święty ogień w ka-
dzielniku przychylny był obfitym plonom.
- 2 -
- Serce moje i gwiazdo pod boskim słońcem zrodzona -
odrzekł starzec - zanim po oczyszczeniu i nowym wciele-
niu ducha, Łaukosarga zechce przydać świętości wszel-
kiemu urodzeniu, trzeba - jako powiadasz - pokłon dać
matce ziemi w czas przesilenia i odradzającej się
roślinności.
Uczynimy to niezwłocznie w świętym gaju pod trójdziel-
nym dębem na kamieniu, w asyście braci ze swymi
Krzywulami.
Dziewczyna jeszcze raz uścisnęła ukochanego ojca i wybiegła
szczęśliwa z domu w kierunku jeziora połączonego rzeką Ilfing
Zalewem Estyjskim gdzie zgromadzili się przybyli niedawno na
długich wikińskich łodziach skandynawscy kupcy i żeglarze. A także
miejscowi rzemieślnicy ze swymi wyrobami oraz okoliczna pruska
ludność ciekawa przybyszów, a przede wszystkim przywiezionych
przez nich towarów. Synowie Północy bowiem chętnie handlowali
zdobytymi gdzieś w pirackich wyprawach łupami - kosztownościami
ze splądrowanych klasztorów, mięsem z upolowanych wielorybów i
spożywanym często przez nich tranem, futrami z dzikich zwierząt, a
także dzielili się piwem i winem wypijanym w niezliczonych ilościach
po każdej wyprawie.
Kilka łodzi kołysało się jeszcze na przybrzeżnej fali, ale dwie już
przybiły do brzegu i stały przycumowane do głównego pomostu.
Pośród mieszkańców osady przybyłych na powitanie swoich
współbraci, którzy byli przecież założycielami tej niezwykłej w tych
czasach osady, wyróżniał się słusznej postawy i atletycznej budowy
ciała wiking Ulf. Mówiono, iż pochodził w prostej linii z jakiegoś
królewskiego rodu duńskiego Forkbeardów.
Nad brzeg ze wszystkich stron osady nadciągali ludzie, mężczyźni
ubrani egzotycznie w stylu wikińskim i takoż kobiety oraz dzieci, a
przez bramy zwieńczone strażniczymi wieżami zdążała z daleka
ludność estyjska. Nameda podeszła sprężystym, ale miękkim krokiem
do Ulfa i zaczęła patrzyć z miłością w jego oczy. Niewątpliwie mógł
się podobać każdej dziewczynie z wikińskiego rodu, ale córka
pruskiego kapłana przypadła mu do serca w szczególny sposób. Spod
- 3 -
wyrazistych, gęstych brwi świeciły jego dzikie oczy, które teraz
wypełniała czułość i miłość do tej dziewczyny. Nosił starannie
przystrzyżone wąsy i brodę, a na długiej lnianej koszuli przepasanej
szerokim pasem, widniał przypięty tajemniczą ręką amulet z
oprawionym w brązie kłem wilka i szmaragdowym oczkiem, a także
runowy napis z metalowych nici;
(Król Danii)
Spodnie z grubej wełny związane w kostkach, wpuszczone były w
buty z miękkiej, gładkiej skóry ozdobione na zewnątrz fragmentami
futerka z jakiegoś dzikiego zwierzątka. I chociaż podczas przesilenia
wiosennego promienie boskiego słońca ogrzewały już mocno całą
ziemię, ten młody wiking zgodnie z zamorskimi obyczajami swoich
przodków nosił na sobie płaszcz z grubej wełny, spięty pod brodą
srebrną zapinką. Trzymając w rękach długą włócznię z metalowym
ostrzem ozdobionym frędzlami z pomalowanych barwnie rzemieni, a
w drugiej ręce róg wypełniony miodem, z którego nieustannie popijał,
zacytował głośno ulubione przysłowie.
- Nawet w pole wychodząc, bierzcie oręż, mili,
bo wróg może zaskoczyć was w dowolnej chwili.
Pomachiwał przy tym gwałtownie włócznią, mocno przytulając
wpatrzoną w niego Namedę, która westchnęła z nieukrywaną
wzajemnością i wtuliła się cała w jego miękka koszulę pod obszernym
wikińskim płaszczem. Później, patrząc gdzieś poza horyzont jeziora i
hen, odległego stąd Zalewu Estyjskiego, dodał w głębokim
zamyśleniu.
- Serce moje i myśli błądzą pośród ukwieconych krajobra-
zów na wysepkach z portami, gdzie przycumowane są
wysmukłe żaglowce i kwitną drzewa morwowe, a w oddali
słychać trzepot dzikich gęsi. Gdzie pośród długich wikiń-
skich domów rosną pomarańcze i róże, a na bagnach
10320202.001.png
- 4 -
Trundhalmu odnaleźć można legendarny "wóz słoneczny" i
kamienie z napisami runicznymi, a także przeżyć misterium
zorzy polarnej.
Kochankowie przywarli do siebie mocno, zapominając o otaczającym
ich świecie i nadchodzącej zewsząd gawiedzi. Tłum narastał i
gromadził się w pobliżu jeziora, gdzie przybyli z towarami i łupami
wikingowie rozładowywali już swoje skarby i kosztowności, zdobyte
podczas wypraw wojennych.
Nagle tuż obok nich w pobliżu jednego ze strumieni
przepływających przez całą osadę między domami, rozległ się cichy,
ale bardzo wyraźny szept jednego z pruskich kunigas przybyłego na
targ z wikingami.
- Kto chce rządzić ludźmi, nie powinien ich gnać przed
sobą, ale sprawić, żeby podążali za nim.
Ulf udawał, że nie słyszy tych dziwnych słów wypowiedzianych
przez jednego z pogardzanych przez nich pruskich nobiles, ale
zapadły mu one głęboko w pamięci. Tymczasem porozkładano
wszędzie tuż przy pobliskich domach, gdzie znajdowały się warsztaty
tkackie, rogowiarskie, szklarskie, bursztyniarskie, kowalskie czy
złotnicze - kramy i stragany z towarami oraz różnego typu wyrobami.
Stały tam różnej wielkości gliniane naczynia, stągwie do wina,
ozdobne wazy, drewniane beczki i wiadra do noszenia wody z
metalowymi obręczami, wagi z licznymi ciężarkami i srebrne denary
do handlu, jakaś ceramika nieznanego pochodzenia, łyżwy kościane i
raki żelazne do chodzenia po lodzie po zamarzniętym jeziorze,
mnóstwo przęślików i ciężarków tkackich, futra, buty skórzane. A
także wisiały na płotach sporządzonych z ociosanych pni drzewnych,
oddzielających poszczególne kwartały zagród-gospodarstw, duże
płachty płótna. Wszędzie kręcili się ludzie, biegały dzieci i wałęsały
się psy oraz inne oswojone zwierzęta. Zrobiło się gwarno i tłumnie. Z
niektórych przycumowanych do nadbrzeżnych pomostów wikińskich
łodzi handlowano potajemnie, towary podawane były spod pokładu
wprost do głębokich wiklinowych koszy, skórzanych toreb czy też
bezpośrednio pod obszerne wierzchnie odzienia kupujących. W oddali
- 5 -
jednak od strony lądu, zamkniętego półkolistym wałem drewniano-
ziemnym, po wykładanych dranicami ulicach osady ciągle napływali
nowi przybysze, aby wziąć udział w targowisku.
Ulf i Nameda wymknęli się tymczasem ukradkiem do najbliższego
domostwa, w którym jego brat wraz z ojcem nazywanym Haroldem
Kręposzyim prowadzili warsztat rzemieślniczy, zajmując się
artystyczną obróbką oraz inkrustacją wyrobów z brązu i złota.
Właśnie wystawili przed domem na specjalnie sporządzonym z
drzewa i gliny stojaku swoje wyroby, gdy tymczasem młoda para
kochanków już przedostała się do najdalszej części mieszkalnej
długiego domu, gdzie Ulf wyścielił sobie gniazdo do odpoczynku,
długich zamyśleń i dumania, a także do miłości. Zasunęli wiszącą
kotarę z tkanego we wzory płótna przypominającego zachód słońca
podczas morskiej żeglugi i przytulili się mocno do siebie. Nameda
zdjęła delikatnie z Ulfa jego wikiński płaszcz, odpinając mu przedtem
zgrabnie zapinkę pod szyją. Położyła płaszcz na drewnianej ławie
służącej także do spania, jednocześnie zdejmując z siebie kolorową
spódnicę i płócienną bluzkę - pozostawiła tylko ozdobną kolię na
swych sprężystych, pełnych dziewczęcego wdzięku piersiach. Ulf
zdjął również błyskawicznym ruchem szeroki, skórzany pas i długą
koszulę, pozostając naprzeciw niej z nagim, mocno owłosionym
torsem. Dziewczyna przykucnęła z wrażenia, podziwiając jego silną
męską sylwetkę wikińskiego wojownika, nie doświadczonego
jednakże jeszcze w wyprawach na obce lądy i kraje, o których
przecież ciągle marzył. Jej oczy przesuwały się łakomie wzdłuż jego
ciała, penetrując każdy załomek skóry i wyszukując najbardziej
wrażliwych i czułych miejsc. On stał naprężony i dumny ze swej
nieskrywanej męskości i kiedy za moment posiadł ją zanurzoną
całkowicie w swym zachwycie, przyjęła jego czułą i stanowczą miłość
z pełnym oddaniem. Kiedy potem leżeli długo na futrzanym posłaniu,
smakując i rozpamiętując rozkosze czarów swojej miłości, dochodziły
do nich odgłosy targu na nadbrzeżnych pomostach. Jakieś
pokrzykiwania, plusk wody pod wiosłami z łodzi odbijających
prawdopodobnie od brzegu, a także pieśni śpiewane przez
biesiadujących gdzieś mieszkańców osady i przybyłych z różnych
krain kupców, często z całymi rodzinami na wędrownych taborach.
W pewnym momencie Ulf sięgnął do drewnianej skrzyni z żelaznymi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin