Power Elizabeth - Bermudzki czworokat.rtf

(336 KB) Pobierz

 

 

Power Elizabeth

 

Bermudzki czworokąt

 

Host of Riches

 

 


Rozdział 1

 

Obudziła się ze świadomością, że ktoś jest w mieszkaniu. Z pokoju znajdującego się przy sypialni dobiegały jakieś hałasy!

Wyciągnęła rękę i próbowała zapalić lampkę. Nigdy do tej pory nie czuła takich mdłości. Nigdy też nie miała problemów ze znalezieniem przełącznika. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że znajduje się w mieszkaniu Grega, czy raczej jego przyjaciela, u którego zatrzymywał się, gdy przyjeżdżał do Londynu. Greg zostawił ją tutaj, kiedy odrzuciła jego propozycję. Z powodu silnej migreny nawet się nie rozejrzała dookoła, tylko od razu poszła spać.

Czyżby wrócił? pomyślała, patrząc w stronę drzwi.

– Greg? – spytała, kiedy pojawił się w nich wielki cień.

– O, do diabła!

Fern zasłoniła oczy, bo oślepił ją jasny snop światła. Dostrzegła tylko, że mężczyzna jest wysoki, dobrze zbudowany i raczej smagły, a może po prostu opalony. Bała się, że za chwilę zwymiotuje. Czuła się tak źle, że nawet nic przestraszyła się nieznajomego.

– Kim pan, u licha, jest? – zdołała wykrztusić, choć ból szarpał jej krtań.

Mężczyzną przez moment patrzył na nią w milczeniu. Nie widziała jego twarzy, ale domyślała się, że – z niechęcią.

– W każdym razie to chyba jasne, że nie jestem Gregiem. – Męski baryton wwiercał się w jej uszy i rozsadzał czaszkę.

– Nie wiem, gdzie poszedł, ale pewnie do żony. Koniec zabawy, smarkulo. Czas wracać do domu.

Teraz stało się jasne, skąd bierze się jego nieprzychylne nastawienie. Pewnie brał ją za nastolatkę uwiedzioną przez kumpla, o którym nie miał chyba najwyższego mniemania. Zresztą sama Fern dowiedziała się, że Greg jest żonaty, dopiero poprzedniego wieczora.

– Kim pan jest? – powtórzyła pytanie.

– To oczywiste, właścicielem mieszkania – padła odpowiedź. – Przyjechałem prosto z lotniska i jestem piekielnie zmęczony. No, zabawa skończona Zbieraj się leczyć kaca gdzie indziej.

Fern prawie nic nie piła. Było jej przykro, że mężczyzna uważa inaczej, ale właściwie trudno mu się było dziwić. Chciała nawet protestować, wyjaśniać, ale nie miała na to siły. Z olbrzymim wysiłkiem zebrała się i usiadła na łóżku.

– No, nieźle się zabawiliście – mruknął mężczyzna. Teraz widziała, że jest mocno opalony, a jego twarz wykrzywił ponury grymas. – Czy korzystaliście z mojego barku z równą swobodą, jak z łóżka?

O Boże, ten człowiek uważał, że spała z Gregiem! Fern ponownie miała ochotę zaprotestować, nie znalazła jednak na to siły. Wszystko przemawiało przeciw niej, łącznie ze strojem, czy raczej jego brakiem. Miała na sobie tylko cienką koszulkę i majtki, bo wczoraj, kiedy zaczęło jej być niedobrze, zdjęła kostium, żeby go nie pognieść.

– Ależ... – zaczęła i natychmiast zakryła usta rękami.

O Boże, zaraz zwymiotuje! I to tutaj, w sypialni tego brutala!

Fern wstała z trudem i zataczając się, przeszła do łazienki. Mężczyzna nie pomógł jej, ale też i nie przeszkadzał. Z trudem przyklęknęła nad sedesem i pozbyła się resztek wczorajszej kolacji. Czuła się teraz jeszcze gorzej.

Z tyłu dobiegło stłumione przekleństwo, a następnie poczuta na ramionach gruby, ciepły materiał. Nie miała nawet siły, żeby zaprotestować. Szczękała zębami i znowu było jej zimno.

Mężczyzna pomógł jej wstać i poprowadził z powrotem do sypialni. Czuła, że jest silny, znacznie silniejszy od niej. Zapach wody kolońskiej drażnił jej nozdrza. Zawsze, kiedy miała migrenę, pojawiała się też nadwrażliwość zapachowa.

– Jak można doprowadzić się do takiego stanu – mruczał.

– No, panienko, musisz się teraz wyspać, ale rano nie chcę cię tu widzieć.

Znowu chciała coś powiedzieć, ale nie zdołała wydusić z siebie ani słowa. Wszystko ją bolało. Ból rozchodził się od głowy i promieniował na wszystkie części ciała. Fern zasłaniała oczy, ponieważ raziło ją światło.

Nieznajomy mruczał coś cały czas. Zdaje się. że w mieszkaniu było tytko jedno łóżko, a on musiał spędzić jakoś czas do rana. Chciała zaproponować, że sobie pójdzie, ale głos znowu odmówił jej posłuszeństwa. Wydobyła z siebie jedynie coś w rodzaju żałosnego miauknięcia.

– Boże, co te dzieci teraz wyprawiają.

Wiedziała, że zwiódł go jej dziewczęcy wygląd, młoda twarz i zadarły nosek, którego tak nienawidziła. Nie chciała jednak wdawać się teraz w dyskusje. Z trudem wróciła myślami do wczorajszego spotkania z Gregiem. Przecież zapewniał ją, że nikogo tutaj nie będzie i że może spokojnie przespać całą noc. Właściciel mieszkania wyjechał na dłużej za granicę.

– Przecież miało pana nic być – wymamrotała tylko. – Greg powiedział...

– To mieszkanie miało być tylko dla Grega – przerwał jej.

– Nigdy bym nie pozwolił, żeby sprowadzał sobie tutaj nieletnie dziwki!

Teraz najchętniej by go uderzyła. Nic miała jednak na to siły.

Ręce jej drżały i czuła się tak, jakby mdłości mogły lada chwila powrócić. Wszystko ją bolało. Również zraniona duma.

Uniosła trzęsącą się dłoń, a mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem.

– No, jazda do łóżka – powiedział i podszedł do drzwi.

Po chwili zgasił światło. Pokój znowu zatonął w półmroku. Fern poczuła się głupio w obcym domu i łóżku. Nie mogła jednak nic zmienić. Co najwyżej przeczekać migrenę i rano ulotnić się z tego mieszkania. Myślała z niechęcią o ewentualnej rozmowie z niesympatycznym właścicielem zajmowanego przez nią apartamentu.

Jednak wręcz z obrzydzeniem myślała o Gregu Petersie. Nareszcie poznała jego prawdziwe oblicze. Zawsze wydawało jej się, że Greg jest jej dobrym duchem. To on załatwił Fern tę posadę w agencji reklamowej. Jeszcze osiem miesięcy temu pracowała jako grafik w małym studiu komputerowym, a teraz była już dyrektorem artystycznym u Harrisona Stone'a. Stało się tak po tym, jak Stone'owie wykupili jej niewielką firmę. Fern była przekonana, że natychmiast ją zwolnią, ale Greg zapewnił ją, że ma odpowiednie znajomości i że nie musi się o nic martwić. No i stało się. Franklin Stone zaproponował jej prestiżowe stanowisko. Kto wie, jak długo musiałaby sama piąć się po szczeblach kariery, żeby osiągnąć taką pozycję? A wszystko to zawdzięczała Gregowi, który miał podobną pracę w Yorku.

Do niedawna spotykali się jedynie w sprawach zawodowych. Jednak niecały miesiąc temu Greg zaprosił ją na kolację. Fern świetnie się wówczas bawiła, a zachowanie Grega pozostawało nienaganne. Poprzestali na jednym pocałunku na pożegnanie, co było miłą odmianą po tych wszystkich facetach, którzy spodziewali się, że w ramach rekompensaty za posiłek natychmiast wskoczy im do łóżka.

Takie kontakty ciągnęły się przez parę tygodni, a Greg mówił jej coraz więcej o sobie i coraz częściej prosił ją o radę. Tak jak wczoraj.

Początkowo miała ochotę odmówić, gdyż czuła już pierwsze symptomy migreny, ale Greg był tak zmartwiony, że w końcu zgodziła się tu przyjechać. Jednak niemal od razu okazało się, że chodzi mu przede wszystkim o seks. Bez skrupułów wyjawił jej, że jest żonaty, ale będą mogli korzystać z mieszkania jego przyjaciela.

To zdarzenie, być może, przyspieszyło nadejście choroby. Nagle zrobiło się jej niedobrze. Chciała jak najszybciej wracać do domu, ale już nie była w stanie. Jednocześnie Greg stawał się coraz bardziej natarczywy. Dopiero jej wyjście do toalety i potężna fala mdłości ostudziły jego zapały. Wyszedł, trzaskając drzwiami, a ona położyła się, nie dbając o to, co będzie jutro i komu przekaże klucze do mieszkania.

Najgorsze zaś było to. że w swojej głupocie nie wzięła ze sobą żadnych proszków przeciwbólowych. Mogła jedynie mieć nadzieję, że sen przyniesie jej ulgę i rano obudzi się w lepszym stanie.

Przytłumione światło, które wpadało do pokoju przez nie zasłonięte okno, zwiastowało kolejny szary i chłodny jak na czerwiec dzień. Fern rozejrzała się dokoła. Dopiero kiedy zobaczyła męską koszulę na podłodze i parę innych rzeczy na komodzie, dotarto do niej, gdzie się znajduje. Przypomniała sobie Grega, a także niegrzeczne zachowanie nieznajomego. Było jej gorąco. Leżała w szlafroku mężczyzny, przykryta w dodatku kołdrą. Teraz miała przede wszystkim ochotę wziąć gorący prysznic, a następnie napić się kawy. Nic miała tu nawet szczoteczki do zębów, ale mogła przynajmniej wypłukać gardło.

Na szczęście migrena minęła. Fern była tylko osłabiona i, jak zwykle, nie mogła się pozbyć uczucia, że prawe oko ma większe.

Przesila nieco chwiejnym krokiem do łazienki, gdzie natychmiast weszła pod prysznic. O dziwo, nieznajomy zostawił dla niej włochaty ręcznik. Było to oczywiste, ponieważ drugi suszył się właśnie na wieszaku.

Gdzie wobec tego jest właściciel mieszkania? Czyżby dyskretnie zostawił ją samą?

Fern odruchowo wciągnęła w nozdrza zapachy, które dobiegały z kuchni. Kawa i jajka na bekonie! O niczym innym nie marzyła. Znaczyło to jednak, że będzie się musiała spotkać z gburowatym gospodarzem. Może lepiej byłoby wymknąć się bez pożegnania?

Wykąpana i zaróżowiona przeszła do pokoju gościnnego, który wydał jej się nawet dosyć sympatyczny, chociaż po wczorajszych przejściach z Gregiem wspominała go bez przyjemności. Książki i wygodne meble sprawiały, że wydawał się idealnym miejscem do wypoczynku.

Przez moment zastanawiała się, czy szybko się przebrać i uciec, czy też przywitać się z gospodarzem.

– Dzień dobry – usłyszała za plecami i aż podskoczyła. – Zapraszam do kuchni.

Znowu się zagapiła. Chcąc nie chcąc, poszła za mężczyzną i zajrzała do wnętrza przestronnej, jak na rozmiary samego mieszkania, kuchni. Gotowa kawa grzała się w dzbanku, a gospodarz smażył właśnie parę płatów bekonu. Jajka stały obok w papierowym pojemniczku. Fern poczuła, że ścisnął jej się żołądek, a ślina sama napłynęła do ust. Podeszła bliżej, świadoma tego, że ma cienie pod oczami i porusza się z trudem, bez żadnej gracji.

Jak zawsze po migrenie, pomyślała.

Kuchnia była urządzona nowocześnie, ale bez przesady. Szczególnie spodobał jej się duży sosnowy stół bez serwety, a jedynie z korkowymi podkładkami.

– Zjesz śniadanie? – rzucił mężczyzna, odwracając się na chwilę w jej stronę.

Miała wielką ochotę na jedzenie, ale bata się, że jej żołądek mógłby lego nie wytrzymać.

– Najpierw wolałabym napić się kawy. – Wskazała ekspres z pełnym dzbankiem.

– Dobrze, siadaj – zakomenderował, a ona natychmiast go posłuchała.

Było w nim coś takiego, co kazało jej wykonywać polecenia. Czuła się głupio. Bezsensowne wydawało jej się to, że nieznajomy mówi jej na „ty”, a ona do niego na „pan”. Tak jakby była smarkulą rozmawiającą ze starcem.

Mężczyzna odstawił patelnię i wlał jej kawy do filiżanki.

– Śmietanka? Cukier? – spytał, a Fern potrząsnęła przecząco głową. – Fatalnie wyglądasz.

– Dziękuję za komplement – powiedziała, wkładając w to cały sarkazm, na jaki było ją stać.

Teraz mogła się lepiej przyjrzeć mężczyźnie. Był od niej prawie o głowę wyższy i również nie wyglądał na wypoczętego. Nic ogolone policzki pokrywał jednodniowy zarost Poza tym był potężnie zbudowany i nawet w kuchni poruszał się z gracją dzikiego zwierzęcia.

Fern z żalem pomyślała o swoim niepewnym, chwiejnym chodzie.

Sądziła, że on też naleje sobie kawy, ale wlał wrzątek do swojej filiżanki, a następnie wrzucił do niej ekspreskę. Czyżby to znaczyło, że przygotował kawę specjalnie dla niej?

Przesunął filiżankę w jej stronę.

– Napij się też herbaty – powiedział. – Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, jest lepsza na kaca.

– Oczywiście, pan wic najlepiej. – Ubodło ją to, że w dalszym ciągu uważał, iż była pijana.

Mężczyzna nie zwrócił uwagi na tę zaczepkę.

– Jak się nazywasz? – spytał.

– Czy to takie ważne? Za chwilę się rozstaniemy, żeby już nigdy się nie spotkać.

Na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień. Tak jakby spodziewał się tej odpowiedzi. Po chwili wstał i wrócił do patelni. Fern wahała się przez chwilę, a następnie wybrała filiżankę z kawą. Nie miała zamiaru ulec presji. Zwłaszcza że przypuszczenia mężczyzny były nieprawdziwe.

– Racja, chociaż nie przywykłem do tego, żeby jadać śniadania z nieznajomymi – podjął. – Tylko pamiętaj, że nie jestem Gregiem. Na nic się zda przewracanie wielkimi oczami. Po prostu nie jesteś w moim typie.

– A skąd przypuszczenie, że pan jest w moim?! – prychnęła jak rozgniewana kocica. Ta rozmowa stawała się coraz bardziej denerwująca.

Pierwsze jajko zaskwierczało na patelni. Następnie mężczyzna wbił drugie.

– Ostatnia szansa na jajecznicę – oznajmił.

– Dobrze, poproszę, ale z jednego jajka – powiedziała udobruchana.

Musiała przyznać, że nikt od dawna tak się o nią nie troszczył. Mężczyznom zwykle chodziło o jedno. Potrafili być nawet mili, ale tylko do momentu, kiedy słyszeli słowo „nie”.

Już po paru minutach stał przed nią talerz z parującą jajecznicą.

– No więc jak? – Spojrzał na nią znacząco. Tym razem powiedziała mu, jak się nazywa.

– A pan? – spytała. – Ma pan jakieś nazwisko, czy mam po prostu mówić „panie kapralu”?

To miało być aluzją do tego, że wciąż coś jej nakazywał i bez przerwy sztorcował. Chyba zrozumiał, bo na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.

– Connor McManus – przedstawił się.

To nazwisko doskonale do niego pasowało. Były w nim ośnieżone szczyty, dzikie wrzosowiska i świst pędzącego wśród skał wiatru.

– Szkot?

– Już nie. Od trzech pokoleń.

– Jest pan żonaty?

– A czy wówczas byłbym bardziej godny zainteresowania? – Miało to zabrzmieć ironicznie, ale Fern wyczuła w tym też jakąś gorycz.

Przypomniało jej to wszystkie nocne nieporozumienia. Teraz mogłaby je wyjaśnić. Tylko czy warto? Connor McManus już wie, co o niej sądzić. Trudno przypuść, żeby tak łatwo zmienił zdanie. Raczej uzna, że próbuje się wykręcić albo po prostu kłamie.

W milczeniu dokończyli jajecznicę. Na szczęście żołądek już się uspokoił. Czuła się tylko słabo, nic poza tym.

– No dobrze, jest jeszcze jedna sprawa – zwrócił się do niej.

– Tak?

– Znalazłem jakieś pieniądze na stoliku w dużym pokoju. To twoje?

Jak przez mgłę przypomniała sobie, że Greg mówił, że zostawi jej pieniądze na taksówkę. Przyjechała tu przecież bez żadnych pieniędzy ani dokumentów.

– Należą do pana nieocenionego przyjaciela Grega – odparła. – Może je pan sobie wziąć.

– Proszę, proszę, to wszystko staje się coraz ciekawsze – zauważył, – Czyżby kłótnia kochanków?

Fern w milczeniu dopijała swoją kawę. Nie miała zamiaru odpowiadać, bo przede wszystkim powinna zacząć od wyjaśnienia, że nie było żadnych kochanków. Nie było nawet randki, a jedynie spotkanie robocze, które nagle przerodziło się w ten cały koszmar.

– Jak długo znasz Grega? – Connor zadał kolejne pytanie.

Fern zaczynała się czuć jak na przesłuchaniu. Dobrze przynajmniej, że nikt nie świecił jej w oczy, bo inaczej na pewno znów zaczęłaby ją boleć głowa.

– Dłużej niż powinnam – mruknęła, odstawiając filiżankę.

Kawa działała na nią ożywczo. Gdyby wypiła herbatę, na pewno nie osiągnęłaby takiego efektu.

Connor spojrzał na nią przenikliwie brązowymi oczami. Włosy również miał w tym kolorze, nie byty czarne, jak jej się początkowo wydawało.

– Może zgadnę – rzekł na poły do niej, a na poły do siebie. – Pewnie miałaś już dosyć roli kochanki i zażądałaś, żeby wziął wreszcie rozwód, co? A on, oczywiście, zaczął mieć wątpliwości.

Chciała krzyczeć, że nic ma racji, ale rozzłościła ją pewność siebie i arogancja Connora. Fern zawsze unikała żonatych mężczyzn. Może dlatego, że jej rodzice wydawali się szczęśliwi w swoim związku, a może ze względu na swoje przyszłe małżeństwo. Czy miała jednak to wszystko tłumaczyć temu troglodycie o ciele greckiego bożka? Nie, to nie miało sensu.

– Co za przenikliwość – rzuciła więc tylko z ironią, której on jednak chyba nie dostrzegł.

W jego oczach zobaczyła gniew. Zauważyła też, że ze złości zacisnął dłonie w pięści.

– Przyznaj, wcale sienie przejęłaś żoną Grega! Nie obchodzi cię to, co ona czuje! – syknął.

Zwłaszcza że nie miałam pojęcia o jej istnieniu, dodała w myślach.

Nic jednak nie odpowiedziała, tylko podeszła do zlewu, żeby odłożyć do niego talerz i sztućce, a następnie napełnić swoją filiżankę nową porcją kawy. Nie chciana herbata stygła na stole. Kiedy wyjrzała przez okno, zauważyła, że znajdujące się w szeregowcu mieszkanie ma własny niewielki ogródek, w którym stoi urządzenie do grilla. Pod płotem leżała żółta piłeczka, którą zapewne wrzuciło tu dziecko sąsiadów. Trawa była równo przystrzyżona, jakby gospodarz dbał o nią cały czas.

Connor McManus wstał i również nalał sobie kawy, do której dolał trochę śmietanki.

– Powinienem porozmawiać z twoimi rodzicami – mruknął, wypiwszy parę łyków. – Jesteś typową przedstawicielką współczesnej cynicznej i pozbawionej wyobraźni młodzieży. Czytałem ostatnio o czternastolatce, która spodziewa się dziecka. – Spojrzał na nią krytycznie, jakby otaczał ją wianuszek dzieci z nieprawego łoża. – Masz przynajmniej osiemnaście lat?

– Mam dwadzieścia cztery – odparła, obserwując jego reakcję.

Tak jak się spodziewała, aż otworzył usta ze zdziwienia. Niewiele osób pozostawało obojętnych na tę wiadomość. Ci, którzy jej nic znali, uważali, że jest znacznie, ale to znacznie młodsza. Żeby dodać sobie lat, zwykle robiła nieco mocniejszy makijaż, ale teraz nie miała ze sobą nawet kosmetyczki.

– Dwadzieścia cztery – powtórzyła. – I, jak do tej pory, udawało mi się prowadzić normalne życie, bez żadnych pouczeń. Mam już tego dość. Idę do domu.

Wstała i wyszła z kuchni, niemal się o niego ocierając. Sama nie chciała się do tego przyznać, ale Connor działał na nią niezwykle silnie. A zwłaszcza ta jego mocna, męska twarz.

– Zaczekaj! – Poczuła na ramieniu jego dłoń. – Jak chcesz się tam dostać?

Mężczyzna zapewne zauważył, że przed szeregowcem nie stoi żaden obcy samochód.

– Pieszo! – oznajmiła z triumfem. – Skoro ustaliliśmy, że jestem pełnoletnia, mogę chyba to zrobić?

Connor nie miał zamiaru jej puścić, a ona nie mogła mu się wyrwać.

– Przecież widzę, że jesteś osłabiona.

Fern zatrzymała się na Środku pokoju.

– A co to ciebie obchodzi?! – specjalnie przeszła na „ty”, żeby wiedział, że nie traktuje go już jak swego mentora. – Przecież już wiesz, kim jestem. Już mnie osądziłeś. Dziwię się. że do tej pory po prostu nie wyrzuciłeś mnie na ulicę.

Spojrzał na nią uważnie, a jego oczy zwęziły się w dwie szparki. Twarz miał poważną, wręcz smutną.

– Teraz widzę, że się nie pomyliłem. Nie masz nawet odrobiny sumienia. Wcale nie obchodzi cię to, że żona Grega spodziewa się dziecka. Nic wzrusza cię to, że będzie wychowywało się bez ojca!

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin