Czy ktoś z Was chciałby mieć monetę ze swoim portretem? Albo z portretem ukochanej? Na e-bay zakończyła się niedawno aukcja, której przedmiotem była emisja stu tysięcy monet ze srebra próby 0.999 o wadze 1 uncji każda - monety miały mieć nominał 10$, a na rewersie zwycięzca aukcji mógł nakazać umieszczenie ustalonego przez siebie wizerunku. Cena wywoławcza? Bagatela, jedyne 999.999,00 dolarów USA. Chętnych nie było. Może uda się następnym razem i na aukcjach pojawią się piękne monety z Billem Gates'em albo innym Jacksonem. Obowiązujące w USA prawo dotyczące emisji pieniądza jest dosyć restrykcyjne i wątpię, czy takimi monetami można będzie płacić w sklepie, ale zawsze będzie można użyć ich jako specyficznych gadżetów reklamowych, rozdać znajomym w prezencie albo... zapolować na "jelenia" na rynku numizmatycznym.
Dawniej motywacje bywały inne. Uzurpatorzy bili monety z własnym portretem aby podkreślić swoje prawa do władzy ( i przy okazji podreperować stan kasy oczywiście). Bywało tak i w Grecji i Rzymie. W naszej historii odpowiednie przykłady też się znajdą. Najsłynniejszy, to palatyn Sieciech. Znamy dwa typy bitych przez niego denarów. Nie wiemy, czy panujący wówczas Władysław Herman nadał mu prawo emisji monet, czy była to samowola. Faktem jest, że typ starszy denarów bardzo przypominał pospolite denary krzyżowe z wysokim obrzeżem więc mógł bez przeszkód kursować w obiegu i z pewnością przynosił dochód palatynowi.
A czy słyszeliście o "siewierskich dukatach"? To ewidentny przykład megalomanii, choś nie bez szlachetnych intencji. Te rzadkie monety noszą na awersie portret biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, a na rewersie 5-wierszowy napis: "MONETA / AVREA / DVCATVS / SEVERIAE / A:1762. Istnieją też podobne grosze bite w srebrze z datą 1761. W czym problem? Księstwo Siewierskie istniało, formalnie od połowy XV wieku do roku 1790. Przez ponad 300 lat biskupi krakowscy tytułowali się książętami siewierskimi. Tyle, że księstwo przywileju menniczego nigdy nie miało. Opisane dukaty nie powstały za czasów biskupa Kajetana. Wybito je około roku 1800 na polecenie biskupiego bratanka, Michała Sołtyka w celu uczczenia pamięci stryja.
Jedna jeszcze moneta-niemoneta przyspiesza puls kolekcjonerów. Choć na jej awersie czytamy "RZECZPOSPOLITA POLSKA" i widzimy pięknego orła w koronie oraz nominał: 2 złote (albo 5 złotych) nie jest to emisja Narodowego Banku Polskiego. Tę piękną monetę zaprojektował działający w Monachium Karl Goetz na zlecenie Waleriana Amrogowicza. "Monety" wybiła mennica w Norymberdze w roku 1928. Kim był zleceniodawca emisji? Walerian Amrogowicz był mieszkającym w Sopocie znanym kolekcjonerem monet. Jego kolekcja numizmatyczna na mocy testamentu przeszła na rzecz Towarzystwa Naukowego w Toruniu. Pochodzące z niej monety antyczne można podziwiać w Domu Eskenów - dziale Muzeum Okręgowego w Toruniu. Co ciekawe, testament Amrogowicza o bitych z jego inicjatywy monetach nie wspomina - nie wchodziły też w skład kolekcji przejętej przez TNT. Pojawiły się za to w przebogatych zbiorach egipskiego króla Faruka. Najprawdopodobniej pierwsza emisja ograniczyła się do około dziesięciu par 2 i 5 złotych bitych w srebrze polerowanym stemplem. W kolekcji Faruka znalazły się jednak również odbitki w brązie, złocie i platynie. Siedem kompletów sprzedano na słynnej aukcji zbioru H. Karolkiewicza. W katalogu odnotowano jednak, że odbitki w złocie i platynie noszą ślady korozji stempla. Jednoznacznie dowodzi to, że monety wybito nieco później, prawdopodobnie około 1930 roku, być może specjalnie dla króla Faruka. Na rynku numizmatycznym pojawiły się po licytacji zbiorów króla przeprowadzonej w roku 1954 przez Sothebys. Nie pierwszy to, i nie ostatni niestety, przypadek nadużycia stempli przez mennicę albo osoby prywatne. Zdarzało się tak, że odnalezionymi lub wykradzionymi stemplami posłużyli się fałszerze. Zdarza się i tak, że wbrew oficjalnym informacjom niski nakład monety okazuje się nakładem całkiem pokaźnym, z oczywistą szkodą dla kolekcjonerów, którzy zainwestowali w "rarytas" (vide papieskie monety bite w Szwajcarii).
Podobne przypadki występują również w numizmatyce zagranicznej. Sądząc z listów, które otrzymuję, nasi kolekcjonerzy często natykają sie na "monety" z Adolfem Hitlerem. Cudzysłów pojawił się, bo poza kilkoma próbami nie było oficjalnych monet z wodzem III Rzeszy ani z Benito Mussolinim, a jednak portrety tych dwóch panów pojawiają się na monetach. Dwu i pięciomarkówki z Hitlerem datowane 1935 z pewnością nie są ani monetami próbnymi, ani tym bardziej niewprowadzonymi do obiegu monetami obiegowymi, jak sugerują to katalogi niektórych całkiem poważnych firm numizmatycznych. Według wszelkiego prawdopodobieństwa jest to prywatna inicjatywa - próba zarobku bazująca na faszystowskich resentymentach. W europejskim prawodawstwie istnieją ograniczenia w handlu nazistowskimi pamiątkami, a numizmatyka jest dobrym pretekstem do ich obejścia. Chyba podobnie przedstawia się sprawa monet włoskich.
Trochę z przyzwyczajenia wszystkie opisane wyżej numizmaty nazywałem monetami. Czy słusznie? Sięgnijmy do słownika. "MONETA" = pieniądz metalowy... Idźmy więc dalej, "PIENIĄDZ" = powszechnie akceptowany z mocy prawa lub zwyczaju środek regulowania zobowiązań, pełniący rolę powszechnego ekwiwalentu. Denary Sieciecha możemy więc nazywać monetami. Siewierskie dukaty - to już takie oczywiste nie jest, ale złoto do dzisiaj ma tak ugruntowaną pozycję, że z pewnością mogło służyć do regulowania należności i w tej postaci. Cała reszta na miano monet niczym nie zasługuje.
To nie jest moneta!
Jerzy Chałupski
Pontus4555