Watson Margaret - Romans na Karaibach.pdf

(513 KB) Pobierz
untitled
Margaret Watson
Romans na Karaibach
Rozdział pierwszy
Marcus Waters kopnął muszelkę, która przekozioł-
kowała w powietrzu i wpadła do spienionej, błękitnej
wody Morza Karaibskiego. Śledząc jej lot, pomyślał
o swoim sponiewieranym sercu i o Margaricie Alfon-
sie de las Fuentes, która wzgardziła jego uczuciem.
Z rękami w kieszeni powędrował dalej brzegiem
pustej plaży. Właściwie dobrze się stało, że Margarita
wybrała Carlosa Caballera, a nie jego. Przecież nie
interesowały go dłuższe związki. Do licha, nie inte-
resowały go żadne związki, oczywiście z wyjątkiem
tych, które nad ranem kończyły się słodkim, pożeg-
nalnym pocałunkiem.
A przecież prawie zakochał się w Margaricie. Ale
czy on jeden? Seksowna agentka SPEAR była piękna
i błyskotliwa, więc kiedy przed laty oboje zaczynali
pracę w tajnej organizacji, od razu zmąciła jego spokój.
Teraz, gdy spotkali się przy wspólnym zadaniu, iskra
namiętności zapłonęła na nowo.
6
Margaret Watson
Tak jest lepiej, snuł rozważania Marcus. Margarita
i Carlos należą do siebie, on zaś nadal jest panem
swojego życia. Po to właśnie związał się ze SPEAR,
rezygnując z kobiety, którą kochał przed laty.
Dźwigał swoją samotność niczym zbroję, hartując
serce i unikając bolesnych ciosów. Najważniejsza była
praca. Niczego więcej nie potrzebował.
Aby wykonać kolejne zadanie, przyjechał na tę
piękną tropikalną wyspę i czekał na pojawienie się
nieuchwytnego Simona. Gdy się zjawi, nie spuści go
z oczu i bezzwłocznie powiadomi agencję. Może uda
się go podejść i osaczyć. Simon zagrażał SPEAR,
chciał zniszczyć to, co budowano od stu czterdziestu
lat. SPEAR powstała bowiem w okresie wojny domo-
wej z inicjatywy Abrahama Lincolna i od tamtego
czasu załatwia najniebezpieczniejsze i najbardziej
poufne zlecenia rządu.
Marcus był jednym z kilkunastu agentów wy-
znaczonych do schwytania Simona, który, jak doniosły
służby specjalne, kierował się właśnie tutaj, na rajską
wyspę Cascadillę. Czekając na niego, Marcus miał
udawać turystę, który beztrosko korzysta z oferowa-
nych tu przyjemności.
Wędrując wzdłuż plaży, wymijając muszle i wodo-
rosty, zauważył, że mewy i przybrzeżne ptactwo
pikuje w stronę jakiegoś ciemnego kształtu, który
widać było na piasku. Jako doświadczony agent zwra-
cał uwagę na wszystko, bo od właściwej oceny pozor-
nie nieistotnych szczegółów mogło zależeć jego życie.
Romans na Karaibach
7
To, co początkowo wziął za stertę wodorostów,
pokrywał jasny meszek. Tknięty dziwnym przeczu-
ciem przyspieszył kroku, a gdy stanął tuż obok, włos
mu się zjeżył. To nie były wodorosty, ale ludzkie ciało
zanurzone do połowy w wodzie i leżące twarzą w kie-
runku plaży.
Mewy poderwały się z krzykiem, gdy opadł na
kolana. To była kobieta. Mokre kasztanoworude włosy
były zmierzwione i posklejane od soli i piasku. Dotknął
jej szyi. Tętno było słabe, ledwo wyczuwalne. Szybkim
ruchem przejechał po niej ręką, szukając złamań.
Kiedy nic nie znalazł, delikatnie odwrócił ją na plecy.
Na jej twarzy dostrzegł drobne skaleczenia, ale
skóra poniżej podkoszulka była nietknięta. Przez
chwilę obserwował klatkę piersiową, która dzięki
Bogu podnosiła się i opadała równo i regularnie.
Przyłożył ucho do żeber i wsłuchiwał się w oddech.
Płuca były czyste, co znaczyło, że niedoszła ofiara
morza nie zachłysnęła się wodą.
Po wykonaniu tych rutynowych czynności przy-
jrzał się jej uważnie. Kobieta była bardzo młoda,
a choć ubłocona i potłuczona, nie mógł nie zauważyć,
że jest piękna.
Co jej się stało? W jaki sposób znalazła się na tej
bezludnej części plaży, nieprzytomna i sama?
I znów włos mu się zjeżył. Szybko rozejrzał się
dookoła, ale nie dostrzegł żywej duszy. Nikogo też nie
mijał podczas spaceru. Czy dziewczyna dopłynęła do
brzegu i straciła przytomność?
8
Margaret Watson
Pewne jest, że jej tutaj nie zostawi. Wsunął pod nią
ramiona, zaparł się nogami w piasku i wyprostował.
Lewe ramię, w które oberwał kulą w Madrile ñ o,
dawało mu się jeszcze we znaki. Przemógł się i nie
zważając na ból, poniósł ją w stronę stojącego u pod-
nóża plaży domku, wchodzącego w skład ośrodka
wypoczynkowego Westwind Falls.
Dziewczyna była bardzo wyziębiona, więc przycis-
nął ją mocniej do siebie. Zupełnie się nie spodziewał,
że zareaguje na nią aż tak żywo. Jej mokre, jędrne
i gładkie ciało wywołało u niego dreszcz rozkoszy.
Odruchowo jeszcze mocniej ją przytulił. A kiedy się
zreflektował i rozluźnił uścisk, jęknęła cicho, więc
niósł ją dalej w objęciach, a ich ciała dotykały się tak
intymnie, jak ciała kochanków.
– Weź się w garść – mruknął ze złością i gwałtow-
nie przyspieszył kroku. – Ta dziewczyna jest nie-
przytomna, na litość boską!
Kiedy w szybko zapadającym mroku zamigotały
światełka kurortu, odetchnął z ulgą. Im szybciej ją
wniesie do domu i wezwie karetkę, tym lepiej. Jego
reakcja na jej bliskość bardzo go zakłopotała, poczuł
się skrępowany.
Pomimo wzmagającego się bólu w ramienia, zaczął
biec. Wiedział, że domek jest już blisko. Stał w pew-
nej odległości od innych, ostatni w rzędzie na wy-
dzielonym terenie, pośród gęstego tropikalnego lis-
towia, które zaczynało się w miejscu, gdzie kończył się
piasek. Ponieważ całe Westwood Falls należało do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin