Z księciem w Paryżu.pdf

(484 KB) Pobierz
Microsoft Word - z księciem w Paryżu
Z księciem w Paryżu
504248199.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Seks był dobry. Zdumiewająco dobry. Edward z westchnieniem poddał się
temu, co nieuniknione i wdychając zapach snu, przyciągnął do siebie jej
nagie ciało. Nie
zamierzał tracić ani minuty z tej pierwszej wspólnej nocy. Udało mu się
zaciągnąć
ją do łóżka dopiero po tygodniu starań. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio
musiał
czekać tak długo. Przez cienkie zasłony przebijały światła Paryża. Nocne
niebo
zaczynało już jaśnieć. W pierwszym brzasku jej skóra wydawała się
przejrzysta.
Przycisnął usta do jej szyi i usłyszał ciche mruczenie, gdy z westchnieniem
obróciła się w jego stronę. Tycjanowskie włosy przesunęły się po poduszce
niczym kurtyna opadająca do góry przed kolejnym aktem.
Na widok własnego odbicia w lustrze stanęła jak wryta. Twarz, która na nią
patrzyła, sprawiała wrażenie zupełnie obcej. Oczy pomimo niewyspania
wydawały się większe niż zwykle, usta miała nabrzmiałe i zaróżowione, a
włosy, zwykle gładko uczesane, teraz wiły się szaleńczo we wszystkie strony.
Zupełnie nie przypominała tej Isabelli Swan, jaką znała dotychczas – aż do
ostatniej nocy. Przyłożyła palce do ust i delikatnie obwiodła nimi kontury
warg. Edward tak jej dotykał.
Niemal z czcią obrysował jej usta czubkami palców, a potem pochylił głowę i
pocałował ją tak, że zakręciło jej się w głowie, zapomniała o wszystkim i
pozwoliła mu zrobić ze sobą, co chciał. Zacisnęła powieki, przypominając
sobie ostatnią noc.
Edward Cullen, międzynarodowy finansista i miliarder, który doszedł do
majątku i pozycji kupując podupadające firmy i przekształcając je w
kwitnące międzynarodowe korporacje, najlepsza partia na świecie i – jeśli
wierzyć kolorowym pismom – najtrudniejszy do usidlenia mężczyzna. Bella
nie miała powodu, by nie wierzyć w te artykuły czy w długie listy partnerek
na jedną noc, które potem Edward bezlitośnie porzucał, i przede wszystkim
dlatego chciała utrzymać go na dystans.
Wiedziała, że finansowo, towarzysko ani seksualnie nie grają w tej samej
lidze. Jej dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami były bardzo
ograniczone i szczerze mówiąc rozczarowujące. Ed natomiast obracał się
pośród elity, ludzi obdarzonych władzą, tytanów biznesu, otoczonych
kręgiem modelek. Co taki mężczyzna mógł zobaczyć w kobiecie, która
musiała zarabiać na życie własną pracą?
Próbowała utrzymać go na dystans tak długo, jak tylko się dało, sądząc, że
Edward w końcu się podda.
Już wtedy, gdy po raz pierwszy powiedziała mu ,,nie’’, była przekonana, że
tak się stanie, on jednak nie ustąpił. Jego determinacja jednocześnie
przerażała ją i zachwycała. Edward Cullen z pewnością przywykł do tego, że
dostaje wszystko, czego zapragnie.
Ileż to razy powiedziała mu ,,nie’’? Chyba miała źle w głowie. Już po jednej
wspólnej nocy stało się dla niej jasne, że każda kobieta bez wahania
przyjęłaby Edwarda i wszystko, co zechciałby jej ofiarować, nie zważając na
konsekwencje.
A poza tym Isabella przez kilka ostatnich miesięcy ciężko pracowała,
próbując na nowo zakorzenić się w Europie, w nowym domu i w nowej pracy;
zasłużyła sobie na odrobinę relaksu. Była pewna, że ta przygoda nie minie
bez konsekwencji, ale na razie cieszyła się z tego, że Edward chce ją jeszcze
zobaczyć.
Zastanawiała się, dlaczego wydawał jej się inny niż wszyscy mężczyźni. Był
wysoki i przystojny, z ciemnymi, nieco za długimi włosami i kilkudniowym
zarostem, ale nie chodziło tylko o wygląd, a raczej o pewność siebie, którą
emanował, oraz o umiejętność radzenia sobie z ludźmi i sytuacjami.
Widać było, że przywykł do posiadania władzy. Bella czuła się przy nim jak
zahipnotyzowana.
Odkręciła wodę i weszła pod prysznic. Edward obiecał, że do niej dołączy; nie
mogła się już doczekać tej chwili. Przeszedł ją dreszcz, gdy przypomniała
sobie, jak mocno jej ciało reagowało na każdy jego dotyk, każde spojrzenie. W
jego towarzystwie kobieta czuła się godna pożądania, miała wrażenie,
że stanowi centrum wszechświata. Był to szczególny dar, którego Edward
potrafił używać bezlitośnie.
Nic dziwnego, że zostawiał za sobą szlak złamanych serc. Należało zachować
ostrożność; zbyt łatwo byłoby się w nim zakochać.
Z irytacją sięgnęła po ręcznik. Nie powinna puszczać wodzy fantazji i snuć
baśniowych historii. Widocznie pobyt w Paryżu, gdzie niedawno dostała
wymarzoną pracę, zanadto uderzył jej do głowy. Romans był bardzo
przyjemnym urozmaiceniem życia, ale nie należało oczekiwać niczego więcej.
Owinęła się ręcznikiem i dopiero teraz usłyszała dźwięk telewizora w pokoju.
Edward włączył wiadomości. Chciał sprawdzić raporty z rynków
finansowych, a potem miał dołączyć do niej pod prysznicem. Nie przyszedł
jednak i był to dowód, że traktował Bellę tylko jak chwilową rozrywkę.
Owinęła włosy ręcznikiem, narzuciła na ramiona szlafrok, który znalazła na
wieszaku przy drzwiach, i weszła do pokoju. Od strony wózka, którego nie
było tam wcześniej, unosił się zniewalający zapach świeżej kawy i ciepłych
bułeczek. Edward wciąż stał obok łóżka, tam gdzie go zostawiła. Miał na
sobie dżinsy i z dziwnym grymasem na twarzy wsłuchiwał się w potok
włoskich słów płynących z odbiornika.
Podeszła bliżej i dotknęła jego pleców. Po raz pierwszy od czasu, gdy byli
razem,
nie spojrzał na nią i nie obdarzył jej zniewalającym uśmiechem.
– Co się stało? – zapytała, wsłuchując się w głos dochodzący z telewizora.
Znała włoski zbyt słabo, by zrozumieć szybki potok słów. – Co się dzieje?
Uciszył ją zniecierpliwionym syknięciem i wzruszył ramionami, strząsając z
siebie jej dłoń. Pojawił się między nimi dystans, którego wcześniej nie było.
Bella usłyszała nazwę ,,Montvelatte’’. Było to maleńkie księstewko,
strategicznie położone na wodach terytorialnych między Francją a Włochami.
Za plecami reportera widać było pałac jak z bajki, rozświetlony na tle
nocnego nieba. Po chwili obraz zmienił się i teraz Sienna patrzyła na słynne
kasyna w porcie i fotografię nieżyjącego już księcia Carlisa. Reporter wciąż
mówił coś z ożywieniem. W następnej kolejności obok niego pojawiło się
ujęcie przedstawiające oddział żandarmów, którzy wpychali młodego księcia i
jego brata do samochodów.
Samochody ruszyły i Isabella zmarszczyła brwi, próbując coś zrozumieć.
Najwyraźniej w Montvelatte zdarzyło się coś złego. Reporter zakończył swoją
przemowę słowami: ,,Montvelatte, finito !’’. Towarzyszył im zdecydowany ruch
ręki. Program przeniósł się do studia, a potem pojawiły się kolejne
wiadomości.
Edward sięgnął po pilota, wyłączył telewizor i odwrócił się plecami do Sienny.
– Co się stało? – powtórzyła. Zdjęła ręcznik z włosów i zaczęła je ostrożnie
wycierać. – Wyglądało na to, że policja zabrała całą rodzinę panującą.
Edward obrócił się na pięcie. Twarz miał ściągniętą i wydawało jej się, że
widzi w jego oczach rozpacz.
– To już koniec – powiedział tonem, od którego zrobiło jej się zimno. – To już
koniec.
Poczuła niezrozumiały lęk. Miała wrażenie, ze Edward patrzy nie na nią, lecz
poprzez nią.
– Koniec czego? Co się tam zdarzyło?
Przez chwilę nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszał, zaraz jednak poderwał
głowę i w jego oczach pojawił się drapieżny wyraz.
– Sprawiedliwość – rzekł enigmatycznie. Przeszedł przez pokój i stanął tuż˙
przed nią. Zanim zdążyła go zapytać o cokolwiek więcej, wyjął mokry ręcznik
z jej rąk i odrzucił na bok.
– To znaczy, że cię pragnę – powiedział, rozchylając jej szlafrok. – Teraz, już!
Jej ciało było gotowe, ale na widok błysku w jego oczach poczuła panikę.
Edward w ogóle jej nie dostrzegał. W tej chwili była dla niego tylko
naczyniem, w które chciał przelać jakieś dręczące go demony. Nie miała
pojęcia, dlaczego tak bardzo
poruszyły go wiadomości dotyczące malutkiego księstewka na wyspie,
znanego głównie z miłosnych wyczynów młodych książąt. Z pewnością nie
mogły go wiązać z tym miejscem żadne interesy. Położyła dłonie na jego
piersi i spróbowała go odepchnąć.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Muszę już iść, bo spóźnię się do pracy.
– No to się spóźnisz – mruknął obojętnie i przyciągnął ją do siebie.
Do przytomności przywołał ją jego głos, niski i pełen napięcia. Edward
rozmawiał
przez telefon. Podniosła głowę, spojrzała na zegar i w panice pobiegła do
łazienki, by się ubrać.
Ed nie zwrócił na nią uwagi, w stu procentach skupiony na
rozmowie. Emmet McCartney, jeden z kilku zaledwie ludzi na tej planecie,
którzy znali prawdę o pochodzeniu Edwarda, doskonale wiedział, dlaczego
wiadomości telewizyjne były dla niego takie ważne.
– Musisz tam pojechać – nalegał. – To twój obowiązek.
– Mówisz zupełnie jak Sebastiano. On już jest w Paryżu. Wytropił mnie
natychmiast, nie tracił czasu.
– Sebastiano wie, co robi. Bez ciebie Montvelatte przestanie istnieć. Chcesz
być za to odpowiedzialny?
– Nie jestem jedyny. Jest jeszcze Alice.
– W dniu, kiedy zrzucisz jej coś takiego na głowę, przestaniesz być moim
przyjacielem. Zresztą prawo mówi,że spadkobiercą musi być mężczyzna.
Wiesz o tym przecież. To twój obowiązek, Edwardzie.
– Nawet gdybym tam pojechał, nie mogę zagwarantować, że ocalę księstwo.
Słyszałeś raporty. Carlo, Roberto i ich kumple rozłożyli gospodarkę na
łopatki.
W słuchawce rozległ się głęboki śmiech.
– Przecież właśnie tym zajmujemy się codziennie. Jesteśmy specjalistami od
ożywiania finansowych trupów.
– To sam tam jedź, skoro tak się przejmujesz. Moje życie podoba mi się takie,
jakie jest. – To była prawda. Ciężko pracował, by stać się tym, kim był. Nie
cofał się przed żadnym wyzwaniem i raz zarazem udowadniał sobie, że potrafi
sprostać każdej sytuacji. Udowodnił sobie coś jeszcze, a mianowicie to, że nie
musi mieć arystokratycznego tytułu, by być kimś.
– Ale ja nie mogę tego zrobić, Ed. To ty jesteś synem księcia, następnym w
linii do odziedziczenia tytułu. Nikt inny nie może cię zastąpić. – Emmet urwał
na chwilę. – A poza tym czy nie sądzisz, że twoja matka tego by chciała?
To był cios poniżej pasa, ale Edward mógł się tego spodziewać. Byli sobie
bliżsi niż rodzeni bracia i dlatego Emmet dobrze wiedział, gdzie uderzyć.
– Cieszę się, że umarła, nim zdążyła się dowiedzieć, że to synowie byli
odpowiedzialni za jego śmierć.
– Nie wszyscy – zauważył Emmet. – Jesteś jeszcze ty.
Edward zaśmiał się krótko.
– A, tak. Bękart wyrzucony z wyspy razem z matką i siostrą. Dlaczego
miałbym teraz rzucać się księstwu na ratunek? Niedobrze mi się robi, gdy
słyszę, co się stało z ojcem i że jego synowie knuli spiski przeciwko niemu.
Ale dlaczego to ja mam teraz wszystko sklejać? Nic mu nie jestem winien.
– Dlaczego ty? Z racji urodzenia. W twoich żyłach płynie krew władców
Montvelatte. Wykorzystaj tę szansę, jeśli nawet nie ze względu na ojca, to
przez pamięć matki.
Potrząsnął głową, próbując rozjaśnić umysł. Emmet znał go zbyt dobrze i
wiedział, że Edward nie czuje żadnej potrzeby, by okazać lojalność pamięci
ojca; książę Montvelatte, który odrzucił własnego syna i kobietę, która go
urodziła, tak bezceremonialnie, jakby strzepywał pyłek z garnituru, zawsze
był dla niego tylko nazwiskiem. Nawet słysząc, że jego śmierć nie była
zwykłym wypadkiem, Edward nie poczuł żadnego smutku. Nie można było
stracić czegoś, czego nigdy się nie miało, a książę Carlise nigdy nie był
częścią jego życia. Ale matka to było zupełnie co innego. Esme kochała
Montvelatte. Potrafiła bez końca opowiadać o gajach pomarańczowych,
barwnych pnączach i łanach ziół na wybrzeżu, o górskich zboczach
porośniętych kwiatami i drzewkami oliwnymi, których nigdy już nie miała
zobaczyć. Nigdy nie zapomniała wyspy, która przez dwadzieścia jeden lat
była jej domem, a potem skazała ją na wygnanie. Emmet miał rację. Matka
Edwarda zawsze marzyła o tym, by wrócić do Montvelatte. Nie było jej to
dane za życia, ale może teraz nadarzała się szansa, by symbolicznie spełnić
jej pragnienie.
Isabella, już ubrana do wyjścia, wyszła z łazienki ze zmarszczonym czołem.
Kochali się tak szybko, że żadne z nich nie pomyślało o zabezpieczeniu. Pod
koniec cyklu ryzyko nie było wielkie, ale mimo wszystko istniało. Żałowała,
że w zeszłym miesiącu nie odnowiła recepty na pigułkę. Wtedy wydawało jej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin