R. L. Stine - Weekend w górach.pdf

(511 KB) Pobierz
R.L. Stine
Weekend w
górach
Rozdział 1
- Doug, zwolnij! – krzyknęłam, zamykając oczy, żeby nie widzieć, jak
wpadamy w poślizg.
- Daj spokój, przecież panuję nad sytuacją.
I rzeczywiście – jakimś cudem udało mu się wyprostować
samochód, zanim stoczyliśmy się na pobocze. Potem, nie czekając, aż
wyjdziemy z poślizgu, dodał gazu i stary plymouth z rykiem ruszył
do przodu.
- Doug!
W odpowiedzi tylko się roześmiał. Niebezpieczeństwo najwyraźniej
go podniecało. Bardzo lubił straszyć innych, ale najbardziej kochał się
popisywać.
- Ariel ma rację. Jedziemy za szybko – Shannon, która siedziała z
przodu, była także przerażona. – Przecież nie widać dalej niż na
wyciągnięcie ręki.
Jej słowa sprawiły, że Doug jeszcze przyspieszył. Uśmiechał się
szeroko, a oczy błyszczały mu z podniecenia.
- Powiedz mu, żeby jechał szybciej – poradziłam Shannon – Może
wtedy zwolni.
- Pozwól mi poprowadzić przez chwile. Sporo jeździłem w podobnych
warunkach. – Red pochylił się do przodu.
Uświadomiłam sobie, że przez cały czas siedział obok mnie, nic
nie mówiąc. Odezwał się pierwszy raz, odkąd wyjechaliśmy ze
schroniska.
- Usiądź wygodnie i zostaw nam prowadzenie – Doug ryknął
śmiechem, jakby powiedział świetny dowcip. Potem odwrócił się do
Shannon: - Nie łap mnie za rękę. Chcesz, żebyśmy mieli wypadek?
- Doug, my naprawdę się boimy – Shannon była wściekła. Usiadła
sztywno, z rękami ciasno splecionymi na kolanach.
- Wydawało mi się, że chcesz dzisiaj wrócić do domu – Doug
gwałtownie szarpnął kierownicą, gdyż samochód wpadł w kolejny
poślizg.
- Tak. Jasne, że chcę – Shannon uspokoiła się od razu. Rodzice długo
nie pozwalali jechać jej na naszą narciarską wyprawę, ale Shannon tak
prosiła, błagała i obiecywała, że wszystko będzie w porządku, że w
końcu ulegli. Bardzo jej zależało, żeby dotrzeć do domu, zanim
zaczną się denerwować.
Naprawdę chodziło jednak o to, że oboje rodzice nie lubili
Douga. Shannon nie przyznała się, z kim wyjeżdża na narty. Gdyby to
wyszło na jaw, to sytuacja Douga byłaby jeszcze gorsza.
- Śnieżyca schodzi coraz niżej – odezwał się Red, który próbował gołą
ręką zeskrobać szron z okna i wyjrzeć na zewnątrz.
Wlepiałam oczy w zamarzniętą szybę i nie widziałam nic. Śnieg
walił tak mocno, że nawet powietrze stawało się białe. Pierwsze małe
płatki mokrego śniegu pojawiły się, kiedy wyjeżdżaliśmy ze
schroniska. Nikt by nie przypuszczał, że jest ich tak wiele. Dopiero
potem, na krętej drodze, którą zjeżdżaliśmy w dół, poczuliśmy silne
porywy wiatru i usłyszeliśmy jego wycie. Wydawało się, że z nieba
spadają zbite tumany śniegu. Stary plymouth Douga z trudem
przedzierał się przez zawieję. Opony ślizgały się na każdym zakręcie
wąskiej szosy, a ja czułam, że serce mam w gardle. Chociaż wiele
samochodów wyjechało ze schroniska tuż przed nami, teraz można
było pomyśleć, że jesteśmy jedynymi podróżnymi na całej trasie.
Wycieraczki głośno zgrzytały, ślizgając się mozolnie po
oszronionej szybie. Po każdym przejściu śnieg na szybie na nowo
zamieniał się w lód. Było jasne, że Doug nic nie widzi. Było jasne, że
powinien zwolnić. Więc dlaczego nie zwalniał?
Bo był Dougiem. Wielkim macho. Człowiekiem, Który Kocha
Ryzyko. Znałam go długo, można powiedzieć, że był moim starym
przyjacielem. Jednak tego dnia żałowałam, że go znam. O ile lepiej
byłoby, gdyby za kierownicą siedział ktoś normalny.
Wycieraczki przesuwały się w tę i we w tę bez przerwy, ale efekt
ich pracy był mizerny. Gęsty śnieg co chwilę zasłaniał grubą warstwą
całą szybę. Silne porywy wiatru spychały samochód raz po raz na
pobocze drogi.
Poczułam, że włosy wysunęły mi się spod wełnianej czapki.
Próbowałam wcisnąć długie, sztywne kosmyki z powrotem, żeby nie
przeszkadzały mi w obserwowaniu wieczornego nieba. Skulona na
siedzeniu, próbowałam coś zobaczyć. Bez szans! Śnieg był za gęsty.
Przypomniał mi się głupawy żart taty. Kiedy byłam mała, pokazywał
mi pustą kartkę białego papieru i pytał: „Ariel, czy podoba ci się mój
rysunek?” „Jaki rysunek?” „To jest polarny niedźwiedź wśród
śnieżnej zawiei” – odpowiadał. Albo: „Bałwan na Biegunie
Północnym”. Bardzo mnie to zawsze śmieszyło. A teraz czułam się
tak, jakbym sama była ma jego rysunku, chociaż nie było mi wcale do
śmiechu.
Nagle usłyszałam pisk opon. Przez krótką chwilę nie mogłam
złapać tchu.
- Rozluźnij się. Panuję nad kierownicą – usłyszałam glos Douga.
Zauważył co się ze mną dzieje. Najwyraźniej to, co uznałam za krótką
chwilę, trwało znacznie dłużej.
- Trzymaj kierownicę dwoma rękami, Doug – jęknęła Shannon.
- Dziewczyno, po co? Drugą rękę mam dla siebie. – Doud z wyraźną
przyjemnością drażnił się z Shannon. Prawą ręką próbował ją objąć.
- Przestań! Zabijesz nas wszystkich.
- Shannon, odczep się ode mnie, dobrze?
Atmosfera w samochodzie robiła się napięta. Jak mogło być
inaczej, skoro jechaliśmy na ślepo, krętą, górską drogą, śliską jak
nieszczęście, z szaleńcem za kierownicą na dodatek? Jak mogło być
inaczej, skoro nie było z nami Randy’ego i wszyscy wiedzieli, że
jestem przygnębiona z jego powodu? Poza tym mieliśmy w
samochodzie pasażera, człowieka, którego spotkaliśmy zaledwie kilka
dni temu. Nie zrozumcie mnie źle. Red spodobał nam się od chwili,
kiedy się poznaliśmy. Jednak nikt nie lubi mieć świadków własnych
zachowań w kryzysowej sytuacji. Szczególnie gdy świadkiem jest
zupełnie obca osoba.
Spojrzałam na Reda. Siedział przy swoim oknie, z czołem
przyciśniętym do szyby.
- To nie do wiary – powtarzał spokojnym głosem.
Musze przyznać, że był naprawdę miły. Szczególnie miły dla
mnie, od momentu naszego spotkania kilka dni temu w holu
hotelowym. Uznałam, że jest uroczy – falujące rude włosy, ciemne
oczy o przenikliwym spojrzeniu. Ale teraz wolałabym, żeby siedział
obok mnie Randy, mój chłopak.
Randy. Na myśl o nim ogarnęła mnie złość.
W czwartek po południu Doug, Shannon, Randy i ja wybraliśmy
się do hotelu „Pod Sosnami” na cały weekend. Chcieliśmy pojeździć
na nartach i trochę poszaleć, ale przede wszystkim chcieliśmy wyrwać
się z Shadyside. To Randy uparł się, żeby wszystko zepsuć, i
wyjechał. Wciąż nie czułam się odpowiedzialna za tę awanturę. Było
tak: wspólny wyjazd zaplanowaliśmy już dawno. Ni z tego, ni z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin