Prolog
Derbyshire, rok 1820
Niepokój dręczył go straszliwy. Dlaczego wciąż ich tu nie ma? W liście, który dostarczono wczoraj, była tylko sucha informacja, że pojawią się następnego dnia. Na Carlise St Cullen przemierzał rozległy hol chylącej się ku upadkowi rezydencji.
Adamaszek na kanapie wyblakł i straszył przetarciami, stolik na kozłach domagał się
nowej politury, brokatowe obicia krzeseł, pierwotnie w kolorze kości słoniowej, przybrały
okropny żółtawy odcień. Kiedyś Cullenland był zasobną, liczącą ponad dziesięć tysięcy
akrów posiadłością, przodkowie Carlisa z dumą nosili tytuł wicehrabiego, stać
ich było na utrzymywanie wystawnego domu w Londynie. Dziś pozostało jedynie tysiąc
akrów, połowa dzierżawców przeniosła się gdzie indziej, a po londyńskiej rezydencji
pozostały jedynie wspomnienia. W stajniach stały cztery konie do powozu i dwa pod
wierzch. Gospodarstwem zajmowały się tylko trzy osoby, dwóch służących i pokojówka.
Żona Carlisa zmarła pięć lat temu przy porodzie, a zimą straszna grypa odebrała mu
jedyne dziecko. Zostały tylko zubożały majątek, pusty dom i tytuł, który okazał się zagrożony.
Młodszy brat Carlisa, jak zwykle nadzwyczaj pewny siebie, patrzył na niego z
przeciwległego końca holu. Aro był przekonany, że tytuł już wkrótce przypadnie jemu,
jednak Carlise nie chciał do tego dopuścić. Było przecież jeszcze jedno dziecko, bękart,
którego Smith na pewno odnalazł.
Carlise odwrócił się, spojrzał na brata. Rywalizowali z sobą już w dzieciństwie,
gdy dorośli, nic się nie zmieniło. Przeklęty Aro dorobił się na handlu, kupił dużą posiadłość w Kent, nosił się pańsko, sięgał wyżej i wyżej. Regularnie przy tym odwiedzał
Cullenland w towarzystwie obwieszonej klejnotami małżonki.
- Jesteś pewien, że ten cały Smith znalazł chłopaka? - spytał protekcjonalnie. -
Trudno uwierzyć, by zwykły detektyw z Bow Street wytropił cygański klan, a co dopiero
konkretną kobietę.
Aro zawsze traktował pogardliwie romans Carlisa z Romką, uważał ponadto, że
chłopiec z całą pewnością jest dzikusem.
- Od lat zimują przy dokach w Glasgow - powiedział Carlise. - Wiosną ruszają na
wschód szukać pracy w gospodarstwach rolnych. Znalezienie tego wozu to pewnie łatwe zadanie.
Aro podszedł do żony, która szyła coś przy kominku, i położył dłoń na jej ramieniu,
jakby chciał powiedzieć: „To temat nie dla twoich uszu, kochanie. Jesteś damą, nie
powinnaś wiedzieć, że mój brat miał cygańską kochankę".
Przed dziesięciu laty Esme pojawiła się w Cullenlandzie z synem. Carlise przeżył
szok, gdy rozpoznał w śniadej twarzy dziecka swoje zielone oczy. A właśnie wicehrabina
Catherine St Cullen oczekiwała porodu... Spanikowany Carlise wyparł się syna, za co
do dziś się nienawidził. Czy jednak mógł zachować się inaczej? Znajomość z Eseme
trwała krótko, a żonę kochał z całego serca i za nic nie chciał, by poznała prawdę. Zaproponował więc Esme pieniądze, ona zaś odmówiła ze wzgardą, rzuciła na niego klątwę i odeszła.
- Zresztą skąd pewność, że chłopak jest twój? - spytał Aro.
Milczał, wspominając dawne czasy. Pojechał do przyjaciół na polowanie, nieopodal
rozłożył się tabor. Carlise natknął się na Esme w miasteczku. Kiedy spojrzała mu w
oczy, podążył za nią jak zaczarowany... i tak zaczął się ich romans. Przez dwa tygodnie
niemal nie opuszczał jej łóżka. To było prawdziwe opętanie.
Wreszcie z żalem uznał, że musi zająć się podupadłym majątkiem. Nie spodziewał
się, że kiedykolwiek jeszcze ujrzy Esme.
Na pooranym koleinami podjeździe rozległ się stukot kopyt. Carlise gwałtownie
ruszył do drzwi, wiedząc, że Aro podąża za nim. Z powozu wysiadł detektyw.
- Znalazł pan mojego syna? - spytał niecierpliwie Carlise.
Smith był potężnym mężczyzną, po trosze abnegatem, o czym świadczyła niechęć
do codziennego golenia. Splunął tytoniem, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
- Tak, milordzie, choć nie wiem, czy mi pan za to podziękuje.
- Nie ufam tej cygańskiej suce - mruknął Aro.
-Nie obchodzi mnie, co myślisz - odparował ze złością Carlise, wpatrując się w
przesłonięte okna powozu.
Smith otworzył drzwi i wyciągnął szczupłego chłopca ubranego w połatane, brązowe
spodnie i brudną, luźną koszulę, pchnął go brutalnie na ziemię, instruując przy tym:
- Przywitaj się z ojcem.
- Co to ma zna... - Carlise zauważył z przerażeniem, że ręce chłopaka były związane
liną, a stopy skute łańcuchem.
- Potrzeba mu trochę batów - oznajmił Smith. - W końcu to Cygan, nie?
- Dlaczego jest skuty jak przestępca?! - krzyknął oburzony Carlise.
- Bo jest niebezpieczny. Próbował uciec z dziesięć razy, no i nie chciałem, by mnie
zadźgał którejś nocy. - Detektyw chwycił chłopca za ramię i mocno potrząsnął. - To twój ojciec. - Gdy jedyną odpowiedzią było wściekłe spojrzenie, Smith dodał: - Ten cygański pomiot mówi po angielsku tak dobrze jak my. - Splunął z obrzydzeniem.
- Rozwiąż go, na miłość boską! - Carlise pragnął przytulić syna, widział jednak w
jego oczach nienawiść. - Witaj w Cullenlandzie. -Zielone oczy patrzyły na niego dumnie.
Miał wrażenie, że należą do dorosłego, światowego mężczyzny, a nie do wyrostka. --Jestem twoim ojcem - zakończył bezradnie.
- Oddała go bez sprzeciwu - relacjonował Smith, zdejmując kajdany z nóg chłopca.
- No, płakała, jakby jej odbierali życie, ale chciała, żebym zabrał chłopaka. Nie rozumiem ich cygańskiej mowy, ale łatwo było wyczuć, w czym rzecz. Ona chciała, żeby jechał, a on nie. - Machnął ręką. - I tak ucieknie, milordzie. - Chwycił mocno chłopca za ramię. - Okaż ojcu szacunek. Odpowiadaj, jak do ciebie mówi.
- Daj spokój, on jest w szoku. - Carlise próbował się uśmiechnąć. - Edwardie,
przed wielu laty twoja matka przyprowadziła cię tutaj. Jestem Carlise St Cullen.
Twarz Edwarda nie zmieniła się. Mały Cygan przypominał groźnego tygrysa
przyczajonego do śmiercionośnego skoku.Carlise sięgnął do więzów na rękach.
- Proszę o nóż - powiedział do Smitha.
- Jeszcze pan pożałuje. - Jednak detektyw wykonał polecenie.
- To dzikus, tak jak myślałem - odezwał się Aro.
Ignorując ich, Carlise przeciął linę, która zostawiła na przegubach krwawiące rany.
Edward musiał czuć ból, jednak nie dał po sobie tego poznać, tylko rzucał wrogie
spojrzenia.
- Teraz tu będzie twój dom - ciepło powiedział Carlise. - Przed laty okazałem się
głupcem. Bałem się reakcji żony, dlatego ciebie odtrąciłem. Żałuję... zawsze tego żałowałem. Lecz Catherine już nie ma. Bóg wezwał ją do siebie. Odszedł też Carlise, mój syn, a twój brat. Edward, chcę zapewnić ci życie, na jakie zasługujesz, a pewnego dnia Cullenland przejdzie w twoje ręce.
Chłopiec popatrzył na Carlisa z pogardą i potrząsnął głową.
- Ja nie mam ojca - po raz pierwszy odezwał się Edward.
Mówił z obcym akcentem, ale nie kaleczył języka.
- Wiem, że potrzebujesz czasu - odparł głęboko poruszony Carlise. - Jestem
twoim ojcem. Kochałem kiedyś twoją matkę... Wiem, jakie to trudne dla ciebie, ale zobaczysz, wszystko dobrze się ułoży. Jesteś z mojej krwi, jesteś Anglikiem jak ja.
- Nie! - Edward dumnie uniósł głowę. - Jestem Romem.
Rozdział pierwszy
Derbyshire, wiosna 1838 r.
Była tak pogrążona w lekturze, że nie usłyszała energicznego pukania, dopóki nie
zamieniło się w walenie.
- Isabello de Swan!
Z westchnieniem zamknęła książkę o Czyngis-chanie, wciąż przebywając w małym
miasteczku zdobywanym przez mongolskich wojowników. Otrząsnęła się, wróciła do
dziewiętnastego wieku, znów była w Meyers Hill, wiejskim domu rodziców.
- Wejdź, Angelo - zawołała.
- Jeszcze się nie przebrałaś? - Młodsza o osiem lat przyrodnia siostra wpadła do
środka jak bomba.
- Nie mogę iść w tej sukni na kolację? - spytała z głupia frant.
Cóż, znała swoją rodzinę. U de Swanów do kolacji kobiety wkładały wieczorowe
toalety i przyozdabiały się klejnotami.
Angela otworzyła szeroko oczy.
- Przecież tak byłaś ubrana podczas śniadania!
Bella patrzyła z uśmiechem na siostrę. Jeszcze rok temu była dzieckiem, a dziś nikt by nie uwierzył, że ma zaledwie szesnaście lat.
- Już czwarta! Przecież wiesz, że mamy gości.
- Wiesz, że Czyngis-chan nigdy nie atakował bez uprzedzenia? - Bella przypomniała
sobie, że jednak macocha, Amanda, uprzedziła ją o wizycie. - Wysyłał listy do
władców i królów, proponując, by się poddali.
- Czyngis-chan? Kto to taki?
- Władca Mongołów. Umarł ponad sześćset lat temu. Stworzył imperium niemal
tak wielkie jak imperium brytyjskie, wyobrażasz to sobie?
- Isabello, mama zaprosiła na twoją cześć lorda Newtona.
- Obecnie Mongołowie zamieszkują mniejsze terytoria - ciągnęła, nie słysząc siostry.
- Chciałabym zobaczyć stepy środkowej Azji. Życie tamtejszych Mongołów nie
zmieniło się od czasów Czyngis-chana!
- Lord Newton jest w twoim wieku. - Angela zdecydowanym krokiem podeszła
do szafy. - W zeszłym roku odziedziczył tytuł i ma świetnie prosperujący majątek. -
Wyjęła jasnobłękitną suknię. - Ta jest piękna i wygląda tak, jakbyś jej jeszcze na sobie nie miała.
- Ta książka na pewno ci się spodoba - nie poddawała się Bella. - Może razem
pojedziemy do Azji! I zobaczymy Wielki Mur Chiński! - Zauważyła pełne dezaprobaty
spojrzenie siostry. - Nie miałam jej jeszcze na sobie. Na kolacje, na których bywam w
mieście, przychodzą uczeni i liberalni reformatorzy. Dyskutujemy o zbyt poważnych
sprawach, by zwracać uwagę na stroje.
Angela przyłożyła suknię do siebie.
- A mnie nie obchodzą Mongołowie i nie myśl, że pojadę z tobą na jakieś stepy czy
pod chiński mur. W żadnym razie! Podoba mi się moje życie. - Znów to krytyczne spojrzenie.
- Niedawno byłaś podekscytowana Beduinami.
- Bo wróciłam z Jerozolimy. Udało mi się odbyć wycieczkę do obozu Beduinów!
Wiesz, że nasza armia wykorzystuje ich jako zwiadowców i przewodników w Egipcie i
w Palestynie?
Angela położyła na łóżku toaletę.
- Najwyższy czas, żebyś ją włożyła. Przy twojej jasnej cerze, ciemnych włosach i
słynnych błękitnych oczach de Warenne'ów wszyscy będą cię podziwiać.
- Kto przychodzi na kolację? - nieufnie spytała Bella.
- Lord Newton, świetna partia! - Angela rozpromieniła się. - I podobno przystojny.
- Jeszcze masz czas na zamążpójście.
- Ja tak, ale ty nie! Nie słyszałaś, co mówiłam? Lord Newton właśnie odziedziczył
tytuł i majątek, jest przystojny i wykształcony. Plotka głosi, że chce się ożenić.
Isabella miała dwadzieścia cztery lata, ale nie myślała o małżeństwie. Od dziecka jej
największą, a tak naprawdę jedyną pasją było gromadzenie wiedzy. Gdyby miała do
wyboru wieczór w bibliotece lub na sali balowej, zawsze wybrałaby to pierwsze.
Na szczęście ojciec zachęcał ją do intelektualnych poszukiwań, co nie było powszechne wobec dziewcząt. Gdy skończyła dwadzieścia jeden lat, przeniosła się do Londynu, gdzie mogła do woli odwiedzać biblioteki i muzea oraz brać udział w debatach prowadzonych przez takich społecznych radykałów, jak Francis Place czy William Covett. Korzystała z tego pełnymi garściami, jednak marzyła o jeszcze większej niezależności, czyli o podróżach bez przyzwoitki do miejsc, o których czytała.
Jej matką była Żydówka pojmana do niewoli przez berberyjskiego księcia. Została
skazana na śmierć, gdy urodziła córkę z niebieskimi oczami i jasną skórą. Gdy Bella
była niemowlęciem, ojcu udało się wykraść ją z książęcego haremu. Obecnie Charlie de Swana słusznie uznawano za jednego z największych armatorów w imperium brytyjskim, a więc i na całym świecie, ale wówczas był po prostu piratem. Pierwsze lata życia Bella spędziła w Indiach Zachodnich, lecz gdy ojciec ożenił się z Amandą, cała rodzina przeniosła się do Londynu. Jednak macocha równie mocno jak jej mąż kochała morze, więc zanim Bella doszła do pełnoletności, poznała kraje śródziemnomorskie, wybrzeże Stanów Zjednoczonych i największe porty Europy. Była nawet w Palestynie, Hongkongu i Indiach.
Jej ukochanym krajem była Palestyna, a ulubionym miastem Jerozolima. Nie lubiła
za to Algieru, gdzie jej matka została stracona za romans z jej ojcem.
Zdawała sobie sprawę, że miała wyjątkowo wyrozumiałego ojca i macochę, którzy
byli dumni z jej intelektu i obdarzali pełnym zaufaniem. Niestety Angela w swych lekturach ograniczała się tylko do romansów. Sezon spędzała w Londynie, a resztę roku w irlandzkiej posiadłości. Poza działalnością dobroczynną zajmowała się modą, bywaniem na kolacjach i podwieczorkach, odwiedzaniem sąsiadów. Była więc typową panną z dobrego domu.
Isabelli taki model życia zupełnie nie odpowiadał. Zamiast małżeństwa, które dla
kobiety z reguły niosło mnóstwo ograniczeń, wolała niezależność, książki i podróże. Nie miała złudzeń, że jedynie wyjątkowy mężczyzna mógłby jej dać tyle wolności, ile potrzebowała, ale gdyby kogoś takiego spotkała, wyszłaby za niego tylko z wielkiej miłości. Bez spełnienia tego warunku nawet najwspanialszy kandydat zostanie natychmiast odrzucony. Zresztą były to raczej teoretyczne rozważania. Bella skończyła już dwadzieścia cztery lata i zbliżała się do wieku staropanieńskiego, więc nie będzie miała zbyt wielu okazji do przyjęcia czy odrzucenia oświadczyn. Co jej wcale nie smuciło. Miała tyle książek do przeczytania, tyle miejsc do zobaczenia. I tak nie starczy jej życia na realizację wszystkich planów.
- Tak się cieszę, że przyjechałaś d oMeyeres Hill - mówiła dalej Angela. - Zapowiada
się ciekawy wieczór. Poznałam już młodszego Newtona. Jeżeli jego brat jest
równie czarujący, to możesz zapomnieć o Czyngis-chanie. Och, proszę, w ogóle nie
wspominaj przy kolacji o Mongołach. Nikt tego nie zrozumie.
- Wolałabym zjeść kolację w rodzinnym gronie - kwaśno oznajmiła Bella. - Nie
lubię tracić czasu na rozmowy o pogodzie, różach Amandy, szykujących się mariażach,
ostatnim polowaniu czy nadchodzących wyścigach.
- Dlaczego? To świetne tematy... no dobrze, wolisz inne, ale proszę, nie nawiązuj
do Mongołów i chińskich murów, a już w żadnym razie do przyjęć z udziałem uczonych i reformatorów. - Angela uśmiechnęła się niepewnie. - Wszyscy pomyślą, że jesteś zbyt niezależna.
- W takim razie musiałabym zamilknąć! - wybuchnęła Isabella. - Kobiety powinny
wyrażać swoje poglądy, a nie siedzieć jak mysz pod miotłą lub paplać byle co o byle
czym! - Aż zachłysnęła się z oburzenia, zaraz jednak nakazała sobie spokój. - W mieście mówię, co myślę. To prawda, jestem trochę radykalna, jak tu jednak udawać, że świat jest piękny, kiedy wieśniacy żyją w tragicznych warunkach, okrutny i bezduszny kodeks karny prawie się nie zmienił, a jeśli chodzi o reformę parlamentarną...
- Owszem, w mieście mówisz, co chcesz, ale do kogo to mówisz? - przerwała jej
Angela. - Przecież w Londynie nie obracasz się w stosownym towarzystwie! Kocham
cię, jesteś moją jedyną siostrą - mówiła żarliwie - dlatego proszę cię, podczas kolacji podejmuj tylko właściwe tematy.
- Stałaś się strasznie konserwatywna. No cóż, obiecuję solennie - powiedziała z
podejrzaną powagą Bella - że nie podejmę żadnego tematu bez twojej zgody. Mrugnij, jeśli problem okaże się skandaliczny, pociągnij się za lewe ucho, jeśli uznasz, że wolno mi mówić.
- Kpisz ze mnie, a ja tylko chcę, żeby ci się udało wyjść za mąż. - Angela uśmiechnęła się przymilnie. - Poza tym lepiej nie wspominaj, że tata pozwala ci mieszkać samej w Londynie.
- Rzadko bywam sama. Dom jest pełen służby, hrabia i ciotka Lizzie często bywają
w mieście, a do wuja Feliksa i Demetriego mam zaledwie pół godziny drogi.
- Nieważne, kto bywa w Harmon House, bo i tak żyjesz jak niezależna kobieta.
Lord Newton będzie zaszokowany.
- Nie jestem całkowicie niezależna. Dostaję pieniądze z moich posiadłości, ale powiernikiem jest tata. - Bella poczuła smutek.
Co się stało z jej siostrą? Kto ją tak odmienił? Stała się taka sama jak prawie
wszystkie panny z jej sfery. Dlaczego nie mogła pojąć, że wolna myśl i niezależność zasługują na szacunek, a nie na pogardę?
- Tata czuje do ciebie taką słabość, że traci rozsądek. - Angela wygładziła suknię
leżącą na łóżku. - Już krążą plotki, że mieszkasz sama w Londynie. A ty masz dwadzieścia cztery lata! Najwyższy czas, żebyś znalazła męża. I nie psykaj na mnie. Ja tylko dbam o twoje dobro!
- Angelo, nie swataj mnie z lordem Newtonem - powiedziała stanowczo Bella.- Nie muszę wychodzić za mąż.
- Nie musisz? Jasne, że nie musisz... tylko co zrobisz jako stara panna?! - „Stara
panna" zabrzmiało w jej ustach jak najgorsze biblijne przekleństwo. - A dzieci? Nie
chcesz zostać matką? - Angela postąpiła krok do przodu, krok w tył. - Owszem, jesteś jakoś zabezpieczona, ojciec na pewno też ci sporo zapisze, i co? Będziesz jeździć po świecie? Jak długo? W wieku czterdziestu lat? Sześćdziesięciu? A może i dłużej? Osiemdziesięcioletnia powsinoga, co?
Bella uśmiechnęła się na to barwne określenie własnej osoby, potem oznajmiła z
powagą:
- Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Nie zależy mi na ślubie. Nie wyobrażam
sobie nic gorszego niż uległość wobec mężczyzny o ograniczonych horyzontach. Nie
chcę rezygnować ze swojego życia.
- Przecież jesteś kobietą! A Bóg wyznaczył nam naszą drogę: mamy wyjść za mąż,
urodzić mężowi dzieci i być mu posłuszne.
- Nie wiem, jaki los wyznaczył kobietom Bóg - odparła wstrząśnięta Bella. Naprawdę
nie poznawała siostry. - Wiem natomiast, że to mężczyźni dla swej wygody uznali, że kobieta musi wyjść za mąż i rodzić dzieci, a od innych spraw jej wara. Nie rozumiesz?
Gdybym wyszła za mąż, mój pan i władca po prostu by mi zabronił chodzić w
męskim przebraniu na wykłady ulubionych profesorów, tak samo mogłabym zapomnieć
o spędzaniu całych dni w bogatych archiwach British Museum. Chyba że...
- Boże, rozumiem... - jęknęła Angela. - Wyjdziesz za jakiegoś prawnika socjalistę!
- Być może. Potrafisz mnie sobie wyobrazić jako żonę dobrze wychowanego
szlachcica, która całymi dniami zmienia stroje i służy jedynie za bezużyteczny ornament? Poza tym, że będzie musiała urodzić piątkę albo szóstkę dzieci niczym klacz rozpłodowa.
- Więc uważasz mnie za taki bezużyteczny ornament? Moją matkę też? I ciotkę Lizzie?
- Przecież wiesz - odparła szczerze Bella - że wcale tak o tobie nie myślę ani o
żadnej kobiecie z naszej rodziny.
- Podziwiamy twoją inteligencję - powiedziała Angela po chwili. - Jesteś mądrzejsza
i lepiej wykształcona niż większość znanych mi mężczyzn. Isabello, wiem, że masz
mnie za głupią - dodała ze łzami w oczach - ale czy głupotą jest chcieć wyjść dobrze za mąż i mieć dzieci?
- Nie, bo to są twoje prawdziwe pragnienia.
- A twoim pragnieniem jest czytanie książek o dziwnych narodach jak choćby ci
Mongołowie... Nie pomyślałaś jednak, że pewnego dnia możesz tego żałować?
- Nie, nigdy - odparła w zadumie Bella. To było celne pytanie. Siostra wybrała
konserwatywny model życia, lecz mimo młodego wieku wykazała się dojrzałością i życiową mądrością. - Nie wykluczam małżeństwa, ale nie chcę się śpieszyć. Może pewnego dnia znajdę miłość swojego życia, co w naszej rodzinie zdarza się często - dodała, żeby zadowolić Angelę.
- No cóż, mam nadzieję, że będziesz też pierwszą osobą w naszej rodzinie, której
uda się przy okazji uniknąć skandalu - gderliwie skomentowała Angela.
- A mnie się nawet podoba rola starej panny - z uśmiechem wyznała Bella.
Angela popatrzyła na nią ponuro.
- Nikt cię jeszcze nie nazywa starą panną. Na szczęście masz majątek. Obawiam
się jednak, że będziesz żałować, jeśli pójdziesz tą drogą.
- Na pewno nie. - Bella serdecznie przytuliła siostrę. - Zachowujesz się, jakbyś to
ty była starsza.
- Przyślę Roselyn, żeby pomogła ci się ubrać. Zobaczysz, że lord Newton
przypadnie ci do gustu. - Angela wyszła z uśmiechem, który wskazywał, że wcale nie
zrezygnowała ze swoich planów.
Edward St Cullen siedział przy wielkim, pozłacanym biurku, nie mogąc się skupić
na księgach i rejestrach majątkowych. Zdarzało mu się to rzadko, bo posiadłość była treścią jego życia, ale od rana czuł ten sam dziwny, choć dobrze znany niepokój. Nienawidził tego stanu i zawsze starał się go ignorować.
Odchylił się w fotelu, patrząc na bogato urządzoną bibliotekę. Wyglądała zupełnie
inaczej niż w czasach, gdy jako krnąbrny chłopak wysłuchiwał w tym miejscu, wówczas gabinecie ojca, licznych nagan i upomnień. Niemal we wszystkim przeciwstawiał się ojcu udając obojętność wobec jego życzeń i spraw związanych z Cullenlandem, choć od pierwszej chwili jego ciekawość była tak samo silna jak nieufność. Nigdy wcześniej nie był w domu Anglika, a Cullenland wydał mu się pałacem. Esme kazała mu się nauczyć angielskiego, więc wpatrywał się w rzędy książek, zastanawiając się, czy będzie miał odwagę którąś wykraść i przeczytać. Wkrótce zaczął je zabierać jedna po drugiej. Oczywiście Carlise wiedział, że jego syn czyta w swojej sypialni książki filozoficzne, poezję i romanse, jednak Edward zrozumiał to dopiero po latach.
Matka zgodziła się, by opuścił kampanię i zamieszkał z ojcem, ale do dziś pamiętał
jej rozpacz. Carlise złamał jej serce, za co Edward go nienawidził. Rzecz jasna wiedział doskonale, że w Cullenlandzie nie byłoby dla niego miejsca, gdyby prawowity syn ...
alisha_Black