Wilkinson Lee - Miesiac miodowy w Hongkongu.pdf

(514 KB) Pobierz
Wilkinson Lee - Miesiac miodowy w Honkongu
LEE WILKINSON
MIODOWY MIESIĄC W
HONGKONGU
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kiedy Mia przyjechała do wiejskiej rezydencji Rayburna, urodzinowe
przyjęcie Rhody trwało juŜ w najlepsze. Podziękowała Michaelowi Brentowi, szefowi
działu eksportu u Rayfielda, i jego Ŝonie Sue za podwiezienie jej z miasta. Od
kręcącego się przy wejściu kelnera wzięła kieliszek szampana i skierowała się do sali
balowej.
Miała na sobie szarą, szyfonową sukienkę z długimi rękawami i
rozkloszowaną spódnicą, łagodnie oplatającą jej smukłe nogi. Jedyną ozdobę tego
skromnego, acz eleganckiego stroju stanowił ciemnozłoty pasek. Do kompletu
załoŜyła szare sandałki, a przez ramię przewiesiła niewielką torebkę na złotym
łańcuszku.
Wysoka, szczupła, z puklami jasnych włosów opadających łagodnie wzdłuŜ
ramion, przeciskała się z naturalnym wdziękiem pomiędzy rozbawionymi i
zagadanymi grupkami gości, przystając tylko od czasu do czasu, Ŝeby zamienić kilka
słów ze znajomymi.
 
Pozornie beztroska i roześmiana, była jednak bardzo spięta. Nie miała ochoty
na tę wizytę. W gruncie rzeczy wolałaby, Ŝeby całe to przyjęcie juŜ się skończyło. O
ile lepiej byłoby, gdyby mogła zostać sama z Filipem...
Istniała jeszcze jedna przyczyna, z powodu której źle się czuła w tym
towarzystwie - z całą pewnością spotka tutaj Sandera Davisona. Czy naprawdę musiał
tu przyjeŜdŜać, czy nie mógł zostać w tym swoim Hongkongu?
Wiedziała, Ŝe Sander Davison, starszy kuzyn Rhody, jest bardzo bogatym
bankierem. Początkowo, zanim jeszcze zdąŜyli się poznać, wyobraŜała go sobie jako
nudziarza w średnim wieku, z rzednącymi włosami i rosnącym brzuszkiem. Przy
pierwszym spotkaniu musiała jednak przyznać, Ŝe Sander jest Ŝywym zaprzeczeniem
jej wyobraŜeń.
Doskonale pamiętała, kiedy pierwszy raz przyszedł do niej do biura. Jej
sekretarka, Janet, która otwierała akurat jakieś listy, wytrzeszczyła oczy na jego
widok. Ale Sander na kaŜdej kobiecie wywarłby równie piorunujące wraŜenie. Miał
prawie dwa metry wzrostu, potęŜne bary i był piekielnie przystojny. Mia przyjrzała
mu się bliŜej i poczuła, jak przez jej ciało przebiega gwałtowny, niepokojący dreszcz.
W tej samej chwili zapałała do niego jakąś dziwną i trudną do wytłumaczenia
antypatią.
Odwróciła wzrok od jego pełnych, zmysłowych ust i poleciła Janet zająć się
kłopotliwym nieznajomym, a sama wróciła do pracy.
Studiowała właśnie jakieś dokumenty, pochylona pilnie nad stosem papierów,
kiedy dwie silne dłonie oparły się o blat jej biurka. Nerwowo podskoczyła, uniosła
głowę i zobaczyła tuŜ nad sobą jego atrakcyjną, zdrowo opaloną twarz. Spod
regularnych brwi patrzyły na nią lśniące zielone oczy.
- Nazywam się Sander Davison - przedstawił się uprzejmie.
- Sander Davison... - powtórzyła skonsternowana i pomyślała, Ŝe męŜczyzna
ten bardziej przypomina niezłomnego konkwistadora niŜ bogatego bankiera.
Dokładnie w tej chwili do gabinetu wszedł Filip i przeprosił za nieznaczne
spóźnienie. Bankier nieznacznie obrócił się, zerknął kątem oka na nowego przybysza,
a następnie obdarzył Mię ironicznym uśmieszkiem.
Rzucił jej wtedy wyzwanie. Wyzwanie, które niszczyło jej spokój i wpędzało
w nieustanne zakłopotanie.
Sander był jak na jej gust zbyt inteligentny, zbyt błyskotliwy, zbyt pewny
siebie. Zawsze, ilekroć znalazła się w jego towarzystwie, czuła się niezręcznie.
 
Patrzył na nią uwodzicielsko, a im dłuŜej się jej przyglądał, tym mocniej rozpalały się
w jego zimnych, zielonych oczach ogniki poŜądania. Mia, aby uniknąć skrępowania,
zawsze starała się trzymać od niego z daleka.
Ale kiedy próbowała się wyłgać z dzisiejszego przyjęcia, ojciec popatrzył na
nią znad leŜących na biurku dokumentów i krótko powiedział:
- Nie wygłupiaj się, dziewczyno. PrzecieŜ musisz tam iść.
Mia zawahała się. Nieistotne drobiazgi zawsze wprowadzały ojca w złość,
więc jako dobra córka starała się go nie denerwować. Zwłaszcza po jego ostatnim
ataku serca.
- Jeśli nie pójdziesz, Rhoda poczuje się dotknięta - dodał tonem nie znoszącym
sprzeciwu.
No tak, to bardzo prawdopodobne, pomyślała Mia. ChociaŜ Rhoda na uŜytek
publiczny zawsze doskonale odgrywała rolę kochanej kuzynki, w codziennych,
prywatnych kontaktach nawet nie usiłowała ukryć swojej niechęci do Mii.
CóŜ było robić... Poszła. Chwilowo zapomniawszy o wzajemnych urazach,
stała teraz w kącie sali i uwaŜnie obserwowała zatłoczony pokój, usiłując wypatrzeć
gdzieś w tłumie Filipa.
Nagle zauwaŜyła w pobliŜu Jacqueline May, superelegancko ubraną kobietę o
oczach błękitnych jak szafiry i czarnych, kręconych włosach. Jej olśniewająco piękna
twarz stale pojawiała się na okładkach najpopularniejszych Ŝurnali.
Mia, ze swoimi płowymi włosami, szarymi oczyma i mlecznobiałą cerą,
zawsze uwaŜała się za kobietę niezbyt ciekawą. Westchnęła... W towarzystwie Jac-
queline May czuła się jak wyblakła akwarelka przy jaskrawym olejnym obrazie.
PotęŜny męŜczyzna, który częściowo zasłaniał jej widok na piękną modelkę,
gdzieś odszedł i wtedy u jej boku Mia zobaczyła Sandera Davisona. W nienagannie
skrojonym garniturze wyglądał zabójczo przystojnie.
Obserwowała go ostroŜnie spod przymkniętych powiek.
Niespodziewanie jakaś otyła kobieta, ubrana w kosztowny, choć zupełnie
pozbawiony gustu strój, potrąciła jej ramię, o mało co nie wylewając jej szampana.
Zatrzymała się, Ŝeby przeprosić. Mia uśmiechnęła się do niej:
- Nic się nie stało.
WciąŜ się uśmiechała, kiedy, nierozwaŜnie spojrzawszy w stronę sali,
napotkała wbity w siebie wzrok Sandera Davisona.
Serce w niej zamarło. Odwróciła oczy i pospiesznie wmieszała się w tłum.
 
Rhoda - drobna, rudowłosa dziewczyna o okrągłej twarzy i piwnych oczach, stała przy
barze między swoim ojcem a ojcem Mii. William Rayburn i James Fielding od lat byli
przyjaciółmi, a zarazem współwłaścicielami Rayfield Pharmaceuticals.
Ujrzawszy ojca, uśmiechającego się czułe do Rhody, Mia poczuła ukłucie
zazdrości. Od wczesnego dzieciństwa usilnie starała się pozyskać jego miłość i akcep-
tację, ale to córka Williama była zawsze tą, która zajmowała uprzywilejowane
miejsce w jego sercu.
Zespół muzyczny zaczął grać głośną, bitową muzykę i wielu gości,
szczególnie tych młodych, poszło tańczyć.
Mia rozejrzała się jeszcze raz po sali... Ciągle ani śladu Filipa. Postawiła
kieliszek na barku i z zachmurzoną twarzą uciekła na zewnątrz, w chłodne nocne
powietrze. Skierowała się na murowany taras, po którym przechadzało się kilka par.
W ogrodzie świeciły lampiony. Myśląc o Filipie, poszła ścieŜką prowadzącą do
odosobnionej altanki.
Inteligentny i ambitny Filip Measham kierował działem sprzedaŜy Rayfield
Pharmaceuticals. Wysoki, przystojny, z kędzierzawymi włosami, miał mnóstwo
męskiego wdzięku. Mia juŜ od ponad roku pracowała jako jego asystentka. Mniej
więcej od tego samego czasu sekretnie się w nim podkochiwała.
Spojrzała na ogród. Wprawdzie był dopiero początek marca, ale noc była
wyjątkowo ciepła. Łagodny wietrzyk poruszał delikatnie jej długą spódnicą,
rozwiewał pasma włosów i miłośnie muskał kark. Mia rozmarzyła się...
Tamtego pamiętnego dnia, drugiego dnia BoŜego Narodzenia, podczas
przechadzki w ogrodzie, Filip pocałował ją po raz pierwszy i wyznał, Ŝe ją kocha.
Oszołomiona nastrojem i urokiem chwili, Mia wsunęła palce w jego blond czuprynę i
pocałowała go tak namiętnie, Ŝe zaskoczyło to ich oboje.
Później przyszło poczucie winy. Filip juŜ od kilku miesięcy był przecieŜ
narzeczonym Rhody.
Zaczęły się tygodnie szczęścia. Ale było to szczęście zaprawione goryczą.
Spotykali się zawsze potajemnie. Dzisiaj wszystko miało się zmienić. Filip obiecał
jej, Ŝe tego wieczora wszystko ostatecznie wyjaśni.
- Jak tylko skończy się to przyjęcie, powiem Rhodzie, Ŝe chcę zerwać
zaręczyny - obiecywał.
Mia zaniepokoiła się:
- Ale jak to wpłynie na twoją karierę?
 
Po jego twarzy przemknął cień. Po chwili jednak Filip rozchmurzył się i
powiedział zdecydowanie:
- Jest to pewne ryzyko, ale je podejmę. Nie mogę juŜ tak dłuŜej Ŝyć.
Wkrótce będzie wolny. Wolny! A po pewnym czasie oficjalnie jej się
oświadczy i weźmie ją za Ŝonę...
Usłyszała cichy szelest zbliŜających się kroków. Wiedziała, Ŝe to Filip
przyszedł tutaj za nią. Odwróciła się i ujrzała go tuŜ za sobą.
- Kochanie! - Rzuciła mu się w ramiona i uniosła twarz do pocałunku.
Silne ramiona zacisnęły się wokół niej, a usta dotknęły jej warg, zanim
zaskoczona Mia zorientowała się, Ŝe to nie Filip. MęŜczyzna był wyŜszy, potęŜniejszy
i duŜo silniejszy. Filip, choć namiętny, zawsze był delikatny i czuły. Nigdy tak mocno
jej nie ściskał. Nigdy teŜ nie całował jej tak Ŝarliwie i... z takim znawstwem.
Mia ze wszystkich sił próbowała się uwolnić. Odpychała trzymające ją
ramiona, ale one zaciskały się jeszcze mocniej. Pocałunek, z kaŜdą chwilą coraz
bardziej namiętny, doprowadził ją niemal do zawrotu głowy. Ciepła dłoń zaczęła
pieścić jej plecy poprzez cienki materiał sukni...
Mia wiedziała, Ŝe powinna protestować, lecz jej opór słabł z kaŜdą sekundą.
Do tej pory tylko poczucie winy wobec Rhody powstrzymywało ją od zupełnego
oddania się Filipowi. Teraz zbyt długo tłumione namiętności wybuchły w niej niczym
gejzer.
Pieszczoty nieznajomego męŜczyzny były tak zniewalające, Ŝe pozbawiły ją
resztek rozsądku. Oplotła ramionami jego mocny kark, krew poczęła szybciej krąŜyć
w jej Ŝyłach, a całe ciało zaczęło płonąć... Kiedy zręczne dłonie nieznajomego
rozsunęły suwak sukni i delikatny szyfon zsunął się z jej ramion, Mia nie
zareagowała. ZadrŜała tylko, westchnęła i pozwoliła się całować. Czuła gorące usta,
które błądziły nieprzytomnie po atłasowej szyi, ramionach, by wreszcie ześlizgnąć się
w dół pomiędzy jej piersi... Nagle usłyszała odgłos zbliŜających się kroków i głośny
kobiecy śmiech. Nim zdąŜyła zareagować, zręczne ręce szybko nasunęły jej suknię i
zapięły zamek, a wysoka sylwetka tajemniczego męŜczyzny zasłoniła ją przed
ciekawskimi spojrzeniami.
Gdy tylko spacerująca para przeszła, Mia wysunęła się zza nieznajomego, by
zobaczyć jego twarz. W ciemnościach widziała tylko biały gors koszuli i odblask
światła w oczach, ale poznała go natychmiast. Prawdopodobnie od samego początku
podświadomie wiedziała, Ŝe to on.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin