Jeszcze przyjdzie czas [M].doc

(41 KB) Pobierz

Jeszcze przyjdzie czas...

Srebrne volvo pędziło dość krętą, betonową drogą, przecinającą las. Bella przez okno samochodu przypatrywała się gęstej i bujnej roślinności spowitej mgłą. Edward nie odezwał się do niej ani słowem, odkąd wyjechali z domu. Wyglądał na bardzo zamyślonego i skupionego. Dziewczynę ciekawiło, co go dręczy, lecz wolała nie pytać. Jeśli będzie chciał, to sam w końcu powie. Bała się, że zezłości go drążeniem tematu, a nie chciała rozpoczynać kłótni. Dopiero co wrócili z Volterry. Nie widzieli się tak długo. Tęsknili. A teraz nawet ze sobą nie rozmawiali. Bella czuła jakby między nimi była przepaść. Niepokoiła ją ta przeszywająca cisza, nieobecność Edwarda i pustka, która wypełniała jej serce. Przecież po powrocie Cullena powinna czuć się dobrze, a wszystkie rany, które próbowała leczyć po jego odejściu – zabliźnić się. Jednak tak się nie stało.
Odetchnęła głęboko i znów spojrzała przez okno. Las kojarzył jej się zarówno z miłymi, jak i złymi wspomnieniami. Tutaj poznała prawdę o Edwardzie, razem spędzali czas na „swojej” polanie. Niestety przypomniała sobie też, że to właśnie w tym miejscu ją zostawił. Przez chwilę poczuła ból w sercu, ale na szczęście minął tak szybko, jak się pojawił.
Nagle odniosła wrażenie, że Edward na nią spogląda, gdyż przez jej ciało przeszedł charakterystyczny dreszcz. Chcąc sprawdzić czy ma rację, powoli odwracała głowę w jego stronę. Nagle jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk:
- Edward! Hamuj!
Auto zatrzymało się niecałe pół metra przed Jacobem, który w samych spodniach stał na jezdni. Popatrzył na nich przez moment, a następnie ruszył w stronę lasu.
- Czy ty oszalałeś? – wrzasnęła Bella, nie wiedząc, do kogo się zwraca.
Edward przecież słyszał myśli Jake’a, więc czemu szybciej się nie zatrzymał lub chociaż nie zwolnił? No i dlaczego Jacob czeka na nich na środku ulicy? A gdyby ktoś go rozjechał? Co za głupota!
- Chce ze mną porozmawiać – rzekł wampir, a moment później stał już na zewnątrz i otwierał drzwi swojej towarzyszce.
Podniosła się i spojrzała na niego z wyrzutem.
- O czym? – zapytała, lecz on tylko przewrócił niecierpliwie oczami i ruszył przed siebie.
Odetchnęła głęboko i poszła za nim, wiedząc, iż to na pewno nie będzie miła pogawędka. Nie musieli długo szukać Jacoba. Stał niedaleko między drzewami. Gdy zatrzymali się kilka metrów od niego, Bella zamarła. Twarz jej przyjaciela wyglądała jakoś inaczej. Znajomo, a jednak obco. Jego oczy pozbawione były radosnych iskierek, a usta nie rozciągały się w pogodnym uśmiechu, do którego tak bardzo się przyzwyczaiła. Teraz wpatrywał się w nich złowrogo i ani trochę nie przypominał tego wesołego Jake’a, z którym naprawiali motory, czy też spacerowali po plaży.
- Mamy do pogadania – oznajmił nagle i zrobił kilka kroków do przodu. – Chciałem ci przypomnieć o pakcie.
- Nie zapomniałem o nim – odparł Edward. – Coś jeszcze?
Jacob spojrzał na Bellę, po czym powiedział:
- Nie pozwolę ci przemienić jej w wampira.
- A jeśli sama tego zechcę? – spytała. – Przecież to nie twoja sprawa.
- Oczywiście, że moja też. Jeżeli któryś z nich ugryzie człowieka, to koniec pokoju – warknął Jake. – Wiesz co będziemy musieli wtedy zrobić?
- Bella, chodźmy stąd. – Edward chwycił dziewczynę za rękę.
- Poczekaj... Muszę z nim chwilę porozmawiać – orzekła i wyrwała dłoń z uścisku wampira.
Podeszła do Jacoba i spojrzała mu w oczy. Próbowała znaleźć w nich, choć odrobinę dawnego przyjaciela. Choć jeden mały błysk, który pojawiał się za każdym razem, gdy się spotykali. Niestety chłopak nałożył na swoją twarz maskę kogoś bezwzględnego, złego, pozbawionego uczuć. Zabolało ją to. Czuła, że go traci, a kiedyś przyrzekała sobie, że nigdy do tego nie dopuści.
- Jake... Błagam cię, nie każ mi wybierać – szepnęła. – To niesprawiedliwe.
- Świat nie jest sprawiedliwy, Bello – odparł oschle. – Zadziwia mnie, że tak szybko zapomniałaś o tym jak cię porzucił i wyznał, że już cię nie chce.
Jacob trafił w czuły punkt. Dziewczyna ani na chwilę o tym nie zapomniała, ale jej serce zdążyło już wybaczyć Edwardowi.
- On wtedy kłamał... Przeprosił mnie i ,co najważniejsze, wrócił – rzekła drżącym głosem.
- Tak łatwo mu uwierzyłaś? – krzyknął Black.
- Przeginasz – syknął Cullen. – Bella, chodźmy wreszcie.
- Przestań – powiedziała, chcąc doprowadzić rozmowę z przyjacielem do końca.
- Skąd wiesz, że tamta sytuacja się więcej nie powtórzy? – zapytał Jacob. – Skąd wiesz, ze znów cię nie skrzywdzi i nie będziesz przez niego płakać i cierpieć? Odszedł, zostawił cię, a ja przez miesiące starałem się przywrócić cię do życia. Udało mi się. Wtedy on wrócił, przeprosił, a ty pognałaś do niego? Dlaczego stoję na przegranej pozycji, pomimo tego, że nawet nie musiałem cię nigdy za nic przepraszać? Ja ani razu cię nie zawiodłem. A on? Sama pomyśl.
- Radzę ci przestać – zagroził Edward.
Jake jednak go nie posłuchał. Pokiwał bezsilnie głową i kontynuował.
- Przypomnij sobie chwile, gdy wspólnie naprawialiśmy motory. Pierwsze promienne uśmiechy po długich tygodniach smutku. Nasze wyjście do kina z Newtonem. Wizyta u Emily i Sama. Nasze wypady na plażę.
- Czy ty nie rozumiesz? – Edward powoli tracił cierpliwość. Najchętniej siłą zaciągnąłby Bellę do auta, lecz wiedział, że ją tym rozwścieczy. Miał ochotę rzucić się Jacobowi do gardła, lecz nie mógł tego zrobić. Bella darzyła go sympatią, na dodatek był przy niej, gdy wampir nie mógł. Dlatego też starał się zachowywać spokój. Przynajmniej do czasu...
- Kto uratował ci życie przed pijawką z dredami i tą rudą małpą? Kto wyciągnął cię z wody, gdy skoczyłaś z klifu? Przecież nie on! – Jake pogardliwie wskazał na wampira.
Przetarł nerwowo twarz dłońmi i rozczochrał sobie lśniące, czarne włosy. Gdy znów spojrzał na Bellę, ta zauważyła w nim zmianę. Ponura maska zniknęła. Jego oczy znów były takie jak uwielbiała – pełne troski, nadziei i blasku.
- Bella... ja po prostu nie chcę cię stracić – rzekł spokojnym, ale stanowczym głosem. – Widziałem jak odżywałaś z każdym dniem spędzonym ze mną. Pozwoliłaś mi wkroczyć do swojego świata. Ten czas okazał się dla mnie najpiękniejszy. Żałuję, że jedne marne przeprosiny to wszystko przekreśliły. Chcę jednak byś wiedziała, że obojętnie, co się stanie, jeśli on cię zawiedzie, opuści lub skrzywdzi, będę przy tobie... Jeśli oczywiście mi na to pozwolisz.
Bella z niedowierzaniem patrzyła na swojego przyjaciela, gdy odsunął się kilka kroków do tyłu. Jednak sekundę później wzdrygnęła się, gdyż poczuła chłodną dłoń Edwarda na swoim ramieniu.
- Chodź – rzekł nerwowo. – Zaczyna się ściemniać.
- Daj jej w końcu spokój – powiedział Jake.
- Zamknij się, kundlu – warknął wampir.
- Nie pozwalaj sobie, pijawko – odszczeknął się Black.
Dziewczyna nie słuchała ich słownej przepychanki. Stała nieruchomo między nimi, zupełnie jakby stanowiła jakąś barierę obronną zarówno dla jednego, jak i drugiego.
Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli, wspomnień i słów. Niektóre sprawiały jej psychiczny i fizyczny ból, a inne wywoływały uśmiech na twarzy. Jedne zdawały się być jakby zamglone, a drugie tak wyraźne, że aż namacalne. Niektóre przyprawiały ją o szybsze bicie serca, a jeszcze inne mroziły krew w żyłach.
Przez chwilę zamarzyła by stąd uciec lub zapaść się pod ziemię. Wszystko, by nie podejmować najtrudniejszego wyboru w swoim życiu. Wiedziała jednak doskonale, że jej nie wolno.
- Czego ty właściwie chcesz? – spytał Jacob. – Przecież nigdy nie zrobiłem jej krzywdy.
- Zrozum, że ona należy tylko do mnie. – Edward pociągnął dziewczynę w stronę auta, lecz ona nie ruszyła się z miejsca. Popatrzyła na nich uważnie, po czym wyszeptała:
- Ogień i lód.
Jej towarzysze zamilkli, oczekując, co powie dalej. Bella wciągnęła głośno powietrze do płuc. Ciągle czuła na swoim ramieniu chłodną dłoń Edwarda, przez co przeszły ją silne dreszcze. Natychmiast przypomniała sobie, gdy Jake ogrzewał ją własnym ciałem po skoku z klifu. Prawie się wtedy pocałowali... Wtedy przez myśl przeszedł jej stęskniony pocałunek z Edwardem w Volterze.
Cullen i Black byli swoimi przeciwieństwami, ale obojgu na niej zależało. Przynajmniej tak utrzymywali. Jednak coś ich łączyło, choć było to niewiarygodne.
Wtedy dziewczyna zdziwiła się, że nawet nie zauważyła, kiedy zniknęło to dziwne poczucie pustki, które ogarnęło ją w samochodzie. Dopiero po chwili wszystko zaczęło się jej układać w spójną całość. Nie mogła uwierzyć, że tak dużo czasu musiało minąć, by wszystko zrozumiała.
Łza zakręciła się w jej oku, po czym spłynęła po bladym i gładkim policzku. Czuła pewnego rodzaju smutek, ale też i ulgę.
- Bella? – rzekł z niepokojem Jacob.
Dziewczyna nawet na niego nie spojrzała tylko odwróciła się do wampira. Uśmiechnęła się przez łzy, których coraz więcej wypływało spod czarnych, długich rzęs.
- Edwardzie... Pomimo tego, że mnie zostawiłeś, przybyłam do Volterry i ci wybaczyłam. Teraz stoję tutaj i mogę wybrać lód lub ogień. – Bella zawahała się, lecz po chwili kontynuowała. – Ja nie chcę zamarznąć i żyć w wiecznej ciemności i zimie. Wolę spłonąć lub by moje życie któregoś dnia się po prostu wypaliło.
Wampir patrzył na nią z niedowierzaniem. Miał nadzieję, że to, co usłyszał było tylko jakimś okropnym majakiem. Na pewno istnieje jakieś wytłumaczenie dla słów jego ukochanej. Przecież ona nigdy by tak nie powiedziała. Nigdy...
- Jesteś zmęczona i potrzebujesz odpoczynku. Jutro o tym porozmawiamy – zaproponował, lecz w jego głosie zabrzmiała nutka desperacji.
- Nie – rzekła Bella. – Wtedy w lesie, po moich urodzinach mówiłeś prawdę. Naprawdę nie należę do twojego świata...
- Co ty mówisz? – zapytał Edward.
- Możliwe, że będę żałować swojej decyzji, ale wolę przez całe życie pluć sobie w brodę, że to nie ciebie wybrałam, niż przez całą wieczność żałować, że opuściłam Jake’a. Przepraszam...
Bella powoli zaczęła się odsuwać od wampira, który wbił wzrok w ziemię i zacisnął szczelnie pięści. Po chwili odwróciła się i ruszyła w stronę Jacoba. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnęła znaleźć się blisko niego. Jednak nagle Edward podbiegł do niej i szarpnął do tyłu.
- Nie, błagam – powiedział rozpaczliwie. – Daj mi szansę.
- Puść ją! – Jake rzucił się ku nim, lecz Cullen gwałtownie go odepchnął.
Rozległ się trzask pękających ubrań, a moment później przyprawiające o dreszcze warknięcie. Jacob w postaci wilka przybrał pozę gotowego do ataku. Edward również wyglądał na chętnego do walki.
- Przestańcie! – krzyk Belli ich zastopował.
Spojrzała na potężne zwierzę o rdzawej sierści i rozumnym spojrzeniu. Wtedy ten rozluźnił się i przysiadł na trawie. Zrozumiał, że musi dać jej chwilę na rozmówienie się z Cullenem.
Dziewczyna zwróciła się do Edwarda.
- Obiecałeś, że odejdziesz, jeśli sama cię odprawię. Właśnie o to cię proszę. Odejdź, Edwardzie i błagam... nie wracaj.
Oczy wampira stały się zaszklone i martwe. Nagle przyciągnął ją do siebie i przytulił. Bella poczuła chłód oraz słodki, charakterystyczny zapach. Chwilę później zerwał się wiatr i Edward zniknął. Po jakimś czasie rozległ się pisk opon, a potem nastała cisza.
- Żegnaj – szepnęła Bella.
Miała nadzieję, ze Edward nie zechce znów udać się z wizytą do Volturi. Przecież nie tego chciała. Wierzyła, że on to zrozumie. Może nie dziś, może nie jutro, ale kiedyś na pewno.
Z rozmyślań wyrwało ją ciche mruczenie. Wilk zatrzymał się obok niej. Przykucnęła i pogłaskała go po głowie. Jego sierść była bardzo miękka i miła w dotyku. Przymknął oczy, co świadczyło o tym, że mu się podoba. Nagle polizał ją po twarzy.
- Spokojnie, na pocałunki jeszcze przyjdzie czas – rzekła, drapiąc zwierzę za uchem. – A teraz chodźmy stąd. Naprawdę robi się ciemno i zimno.
Podniosła się i z Jacobem u boku ruszyła na spotkanie nowego, szczęśliwego świata.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin