Goonan Kathleen Ann - Nanotech 04 - Muzyka światła.pdf

(1327 KB) Pobierz
398693529 UNPDF
KATHLEEN ANN GOONAN
MUZYKA
ŚWIATŁA
Light Music
Przełożyła
Małgorzata Koczańska
398693529.001.png
Książkę dedykuję moim rodzicom - Tomowi i Irmie Goonan
- z okazji pięćdziesiątej piątej rocznicy małżeństwa,
a także moim cudownym siostrom, Mary i Susie.
Podziękowania
Powieść powstawała przez kilka lat, podczas których najważniejsza była miłość i
wsparcie ze strony mojego męża, Josepha Mansy'ego. Jemu również zawdzięczam stronę
www.goonan.com.
Moja kuzynka, Amy Roberts, poetka i pisarka, poświęciła czas na lekturę i krytykę
rękopisu, a jej uwagi były bezcenne. Wraz z Dorothy Strickland pomogła mi także stworzyć
postać Su-Chen.
Sage Walker, Steve Brown i Michaela Roessner również czytali wstępną wersję i ich
komentarze okazały się niezmiernie pomocne przy tworzeniu ostatecznego kształtu
literackiego utworu.
Jennifer Brehl i Diana Gill wskazały mi fragmenty niepotrzebne i zadbały, by język
stał się klarowny i giętki.
Zaangażowanie i energia Devi Pillai sprawiały, że wszystko szło zgodnie z planem.
Argentynka Hilda Stotts przygotowała większość materiałów związanych z
rozdziałami o jej kraju. Wdzięczna jestem za czas, jaki poświęciła temu zadaniu.
Ostatnie poprawki do powieści przygotowałam w dwa tygodnie, spędzając każdy
dzień i wiele nocy w poczekalni na oddziale intensywnej opieki medycznej w George
Washington University Hospital. Pragnę podziękować wszystkim przyjaciołom,
pielęgniarkom oraz chirurgom, którzy troszczyli się o Irmę - szczególnie dr Sneff i dr Junker.
Ideę organicznego modelu, swoistego planetarium, wymyślili Liz Hand i John Clute -
podczas pisania powieści online, w którym wspólnie braliśmy udział.
Ogromnie dużo zawdzięczam książce E.O. Wilsona pt. Consilience. Opierałam się
również na publikacjach The Elegant Universe Briana Greene'a, The Physics of
Consciousness Evana Walkera, The End of Time Juliana Barboura (z książki tej zaczerpnęłam
pojęcie „Teraźniejszości" oraz opis modelu z Romeem i Julią jako przykładem
współzależnych kochanków), a także Non-local Universe autorstwa Roberta Nadeau i Menasa
Kafotosa. To tylko niektóre z niemal setki książek, które wpłynęły na treść i ostateczny
kształt mojej powieści Muzyka światła.
2175
ODRZUCONA
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Matthew
Wielebna Danya przybyła do naszego miasta pięć lat przed moim urodzeniem.
Na imię mam Matthew. Mieszkam na południowo-wschodnim krańcu Wolnego Stanu
Kolorado, niedaleko granicy Republiki Teksasu, dokąd nikt nie podróżuje. Danya przybyła
właśnie stamtąd.
Nie lubi, gdy ludzie mówią do niej Wielebna, więc tak się do niej nie zwracam. Mówię
po prostu Danya. Niektórzy ze starych farmerów nazywają ją jednak Wielebną, a moja babcia
zawsze się wścieka, gdy słyszy, jak pomijam tytuł i mówię do Danyi - Danya.
Kiedy po raz pierwszy pojawiła się w mieście, wygłosiła kazanie o czymś, co
nazywała „widzeniem". O czymś, co się robi przy świetle. Można pomyśleć, że to oczywiste -
wiem, co znaczy wyraz „oczywisty" - ale to naprawdę ostatnia rzecz, jaka jest oczywista. Na
zebraniach było nie tylko kazanie. Odbywała się też komunia, podczas której należało wypić
specjalne wino, przygotowane przez Danyę. Muszę wyjaśnić tutaj, że w winie znajdowało się
coś, co zmieniało część posiadanych genów - cokolwiek to znaczy - na inny typ, który
zapewnia nowy rodzaj widzenia. Ten dodatek powstał dzięki inżynierii genetycznej.
Dowiedziałem się tego z ulotek, jakie Danya trzymała w starym magazynie. Budynek służył
jako kościół. Było tam sporo materiałów informacyjnych o DNA, ale niewiele z tego
rozumiałem. Danya mówiła, że jestem jeszcze za mały.
Pewnego dnia jednak spróbowałem komunijnego wina. Po prostu podbiegłem do
ołtarza, napiłem się troszkę, a potem, ku zdumieniu rodziców, wróciłem do ławki. Wino
miało przyjemny, słodki smak. Byłem wtedy trochę młodszy. Teraz mam już dziesięć lat.
Wydaje mi się, że rodzice przyszli wtedy do kościoła ze względu na babcię, a może chcieli
być mili dla Danyi, albo coś w tym stylu. Nie sądzę, żeby wierzyli w to, co mówiła. Ja
wierzyłem.
U Wielebnej Danyi było tak jak w starych kościołach, gdzie czczono Jezusa -
wszystko trzeba było przyjąć na wiarę. Nic się nie stało, kiedy wypiłem trochę wina. I nic się
nie stało potem, w ogóle nic się nie stało.
Może dlatego tak niewielu mieszkańców miasteczka przyjmowało komunię.
Pamiętam Dzień Niepodległości, kiedy miałem siedem lat. Czwarty lipca wypadał w
niedzielę i w kościele stłoczyło się całe miasto. Wszyscy przyjmowali komunię, pewnie po to,
by poczuć się weselej. Tylko babcia miała łzy w oczach, dla niej nie było w tym nic
wesołego. Mówiła, że pewnego dnia świat, jaki znamy i jaki możemy poznać, zmieni się
dzięki Wielebnej Danyi oraz ludziom z Miasta Półksiężyca. Ci ludzie odeszli daleko, ale
Danya została w naszym mieście.
W końcu jednak to, co dodawała do wina, skończyło się, a ona stwierdziła, że jest zbyt
zmęczona, by zrobić więcej. Może sama przestała wierzyć w moc komunii.
Teraz Danya mieszka tuż obok, w małym, białym domu przy Trzeciej Ulicy. To
dlatego spędzam z nią dużo czasu.
Mama mówi mi, żebym był grzeczny, bo Wielebna jest dobrym człowiekiem. Choć
może trochę przygnębionym, ponieważ świat od dawna się nie zmienił. Bez względu na to, co
twierdzi babcia, dla której świat zmienia się i zmienia, nieustannie, od czasów, gdy była
młodą dziewczyną.
W miasteczku mamy ptasie zoo, można nawet powiedzieć: ptaszarnię. Trzymamy w
niej wszystkie rzadkie ptaki: małe brązowe wróble, rudziki z czerwonymi brzuszkami,
czarniawe wilgowrony i całkowicie czarne wrony.
Mieszkam zaledwie o przecznicę od ptaszarni i latem, z samego rana, lubię leżeć w
łóżku i słuchać śpiewu ptaków. Babcia mówi, że mamy szczęście, bo mieszkamy tak blisko.
Mówi też, że kiedy kładzie się spać i zamyka oczy, przypominają jej się czasy, gdy ptaki były
wszędzie, na każdym drzewie. Ale coś się stało, zanim się urodziłem - nadeszła Cisza i
sprawiła, że ptaki zapomniały, dokąd mają wędrować. I wtedy miliony ich umarły. Prawie
zniknęły z powierzchni Ziemi. Jak wiele innych rzeczy...
Za to przez długi czas było coś, co nazywało się nano. Nano zmieniało rzeczy w inne
rzeczy. Ale tacy ludzie jak moi dziadkowie woleli trzymać się od tego z daleka. Wrócili do
naszego małego miasteczka w górach, gdzie czuli się bezpieczni. Sądzę, że pewnego dnia
poszukam nano i dowiem się, co to jest. Babcia opowiada mi wiele o rzeczach z dawnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin